Ameryka wraca do sportu. Naturalna kolej rzeczy czy nierozsądne, przyspieszone działanie?

Zobacz również:Pierwszy skalp Niezgody. Portland Timbers wygrali turniej MLS
New York Mets v Boston Red Sox
Fot. Billie Weiss / Boston Red Sox via Getty Images

Mieszkając w Europie zdążyliśmy się przyzwyczaić, że po tym, jak przez kilka miesięcy sport zniknął z naszego życia, tak teraz powoli i na coraz większą skalę do nas wraca. Pandemia koronawirusa jest mniej lub bardziej opanowana niemal w każdym miejscu na Starym Kontynencie, więc możemy już ponownie oglądać np. najlepsze ligi piłkarskie (w tym niedługo Ligę Mistrzów). To samo dzieje się w USA. Z tą różnicą, że tam sytuacja nie do końca wygląda tak dobrze.

Amerykanie wciąż są w czołówkach światowych statystyk pod względem liczby nowych czy aktywnych zakażeń, podobnie jeśli chodzi o zgony. Tymczasem w zasadzie każda z ich najważniejszych lig już wróciła albo zamierza wrócić za chwilę. Niektórzy twierdzą, że to niejako przymus, żeby odciągnąć społeczeństwo od tego, co dzieje się w kraju. A patrząc na Stany Zjednoczone, wszelkie protesty czy samą sytuację z wirusem, nie wygląda to najlepiej. Inni górnolotnie twierdzą, że powrót sportu to jeden z istotnych czynników w walce o reelekcję prezydenta Donalda Trumpa. W końcu na początku pandemii rozmawiał z władzami najważniejszych lig sportowych i zapowiedział, że zostaną one dokończone, a zaplanowany we wrześniu start NFL jest w ogóle niezagrożony. Był wręcz przekonany, że futboliści wystartują jak co roku, z pełnymi trybunami fanów.

Cóż, do tego nie dojdzie na pewno. Jednak sport jest na tyle istotny w życiu amerykańskiego społeczeństwa, że niedotrzymanie takiej obietnicy faktycznie mogłoby uderzyć w sondaże przed listopadowymi wyborami. Oczywiście to nie od polityków, a od lig, które same w sobie są wystarczająco wpływowe, zależy, czy sport wraca. I wraca, tylko na jak długo?

BAŃKA W ŚWIECIE MYSZKI MIKI

Zacznijmy od tych, którzy wydają się najlepiej panować nad sytuacją. NBA, w porównaniu do lig, o których później, nie musi zaczynać sezonu od początku. Najlepsza koszykarska liga świata została przerwana w momencie, kiedy zbliżała się do play-offów. W związku z tym ekipa komisarza Adama Silvera - uważanego przez kibiców za najlepszego sternika wśród czołowych lig amerykańskich - obmyśliła plan, który na ten moment wydaje się działać znakomicie.

22 drużyny (z 30 w całej lidze), które były jeszcze w zasięgu awansu do decydującej fazy rozgrywek, zostały zamknięte w tzw. „bańce”, czyli jednym ośrodku, z którego nikt nie może się ruszać bez pozwolenia. A skąd wzięto tak ogromny ośrodek z takimi możliwościami? Jest to Disney World na Florydzie, a konkretniej ESPN Wide World of Sport Complex. To niemal 90-hektarowy obszar z udogodnieniami dla wielu dyscyplin sportowych. Tak, dobrze czytacie - LeBron James i cała plejada gwiazd koszykówki będzie walczyła o mistrzostwo NBA w świecie Myszki Miki i Kaczora Donalda.

james.jpg
Fot. Harry How/Getty Images

Na razie wszystko idzie zgodnie z planem. Zawodnicy przyjechali do swojej bańki, odbyli kwarantannę, regularnie się testują, trenują i grają sparingi przygotowawcze. Sezon zostanie wznowiony 30 lipca i ma potrwać aż do października.

POZYTYWNY SYGNAŁ OD MLS

W tym samym ośrodku stacjonują aktualnie piłkarze z MLS, który rozgrywają swój „turniej powrotny”, wzorowany na turnieju o mistrzostwo świata. 26 drużyn podzielono na sześć grup (w jednej jest sześć ekip), z każdej po dwie najlepsze awansują do fazy pucharowej. Ta potrwa do 11 sierpnia i wyłoni zwycięzcę i reprezentanta MLS w Lidze Mistrzów CONCACAF. Fakt, że turniej już się rozpoczął i przebiega zgodnie z planem, a od tygodni wśród piłkarzy nie było żadnego zakażenia, świadczy dobrze i dla NBA, i dla NHL.

Hokeiści bowiem także mają w planach tego typu izolację, choć nie taką samą, jak piłkarze i koszykarze. NHL jest najbardziej kanadyjską z północnoamerykańskich lig i jej władze postanowiły z tego korzystać tworząc dwie bańki właśnie w Kanadzie, a konkretniej w Edmonton i Toronto. W kwestii rozgrywek sytuacja jest bardzo podobna do tej z NBA. Sezon przerwany niedługo przed play-offami, 24 drużyny trafia do ośrodków i gra ze sobą rundę eliminacyjną, po której przejdziemy do klasycznego systemu z normalnych sezonów, gdzie co roku w decydującej fazie gra 16 najlepszych drużyn. Start jeszcze przed nami, jednak wiemy już, że na kilka tysięcy testów przeprowadzonych w dniach 18-25 lipca, żaden nie jest pozytywny. A skoro wszyscy hokeiści są już na miejscu to nic nie stoi na przeszkodzie, by podążyć drogą NBA i MLS.

WIELKI PROBLEM BASEBALLISTÓW

Problem z powrotem pojawił się w dwóch pozostałych, istotnych dla Amerykanów ligach. Baseball wrócił, jednak nie w bańkach, na które nie zgodzili się sami zawodnicy, widząc niewiele sensu i możliwości w zamknięciu tak dużej ligi na cały sezon.

Dodatkowo liga bardzo długo nie mogła się porozumieć z graczami w kwestiach formalnych i tego, jak powrót miałby wyglądać. Do tego stopnia, że niektórzy z nich zrezygnowali z gry jeszcze przed startem, jak gwiazda Los Angeles Dodgers David Price, który stwierdził, że liga w trakcie negocjacji nie traktuje zdrowia zawodników jako priorytet.

Czy tak faktycznie jest przekonany się teraz, bowiem sezon ledwie się zaczął, a kilkanaście osób z Miami Marlins, włącznie z zawodnikami, jest zakażonych koronawirusem. W ciągu paru godzin trzeba było podjąć decyzję o odwołaniu spotkań. Problem w tym, że nie bardzo jest na kiedy przy tak skróconym sezonie. Brak zamknięcia okazał się brzemienny w skutki. Co teraz zrobi liga? Zatrzyma ledwo otwarty sezon? Odwoła go całkiem? Czy znajdzie jakiś sposób, by graczy Marlins na chwilę odizolować, zastąpić lub przełożyć ich spotkania i grać normalnie dalej? Pierwsza ogromna przeszkoda na drodze do pełnego sukcesu w powrocie sportu właśnie leży na drodze Amerykanów. Od MLB aktualnie zależy bardzo wiele, nie tylko ich własny los.

GIGANT Z NFL PRZESPAŁ CZAS

Wszystkiemu przygląda się bowiem największy potentat. Najbogatszy, najpopularniejszy futbolowy brat. NFL, podobnie jak baseballiści, nie ma możliwości zamknięcia się w „bańce”. To po prostu zbyt duże przedsięwzięcie. Możliwe, że NBA, MLS i NHL nie mają w swoich ośrodkach aż tyle personelu ŁĄCZNIE, co samo NFL, szczególnie, że tu sezon startuje od początku, więc nie ma mowy o wyłączeniu z gry drużyn bez szans.

Futboliści w teorii byli jednak w komfortowej sytuacji. Skończyli sezon w lutym, następny zaczyna się dopiero we wrześniu, a pandemia na szeroką skalę wybuchła w marcu. Idealnie, sześć miesięcy obserwacji co robią inni (zarówno dobrze, jak i źle) i uczenia się na tej podstawie, by sezon ruszył pełną parą zgodnie z planem.

I co? I nic. Liga zdawała się czekać na to, aż sprawa sama się rozwiąże, a jak się nie rozwiązała, zaczęła się panika. Podobnie jak w przypadku MLB negocjacje właścicieli z zawodnikami trwały bardzo długo i przez chwilę było nawet zagrożenie, że sezon nie zacznie się o czasie. Ostatecznie jednak porozumienie udało się zawrzeć. Niektóre jego punkty świadczą o tym, jak bardzo właściciele drużyn NFL bali się o utratę swoich pieniędzy. W wielu postulatach poszli zawodnikom na rękę, zgadzając się na nie niemal od razu. To nie zdarza im się zbyt często w jakichkolwiek wspólnych rozmowach.

CZY POWRÓT MOŻE SIĘ UDAĆ?

Obozy treningowe zaczynają się jednak lada moment, a wciąż nie wiadomo, co będzie działo się w sytuacji krytycznej, czyli kiedy w którejś z drużyn pojawią się zachorowania. Każda ekipa stworzyła swój protokół na wypadek takiej sytuacji, jednak jeszcze nie wszystkie zostały zatwierdzone przez związek zawodników.

Andy Reid i Patrick Mahomes
Fot. Scott Winters/Icon Sportswire via Getty Images

Najlepszą rzeczą, jaką może zrobić teraz komisarz Roger Goodell i jego ekipa, to obserwować, co się dzieje w MLB. Co robić lub czego nie robić, by sezon w ogóle się odbył. A jeśli NFL ponownie nie wyciągnie żadnych wniosków i sezon się nie odbędzie? Brak ukochanego sportu Amerykanów będzie niemalże tragedią narodową. I wcale nie ma w tym przesady. W Stanach naprawdę aż tak wielbi się futbol. Wystarczy powiedzieć, że w roku 2019 na 100 najchętniej oglądanych transmisji telewizyjnych, aż około dwie trzecie stanowiły mecze NFL.

Na razie sytuacja wygląda więc następująco: jedna liga wróciła i ma się dobrze, dwie następne idą w jej ślady i wygląda to co najmniej pozytywnie, a dwie pozostałe - w tym ta najważniejsza - są niczym wyciągnięty z mema pies, mówiący: „This is fine”, siedząc w samym środku wielkiego pożaru. A to od tych dwóch ostatnich będzie zależało, czy powrót się uda, czy zostanie uznany za duży błąd, który zostawi ogromną, niemal roczną wyrwę w świecie amerykańskiego sportu. Bo gdybyśmy spytali Europejczyka czy rok bez którejś z ważnych lig piłkarskich jest dla sportu rokiem straconym, odpowiedziałby pewnie, że nie. W końcu po drodze działo się tyle innych rzeczy. Jeśli jednak spytamy Amerykanina o rok bez NFL, to mogłaby paść zupełnie inna odpowiedź.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uniwersalny jak scyzoryk. MMA, sporty amerykańskie, tenis, lekkoatletyka - to wszystko (i wiele więcej) nie sprawia mu kłopotów. Współtwórca audycji NFL PO GODZINACH.