Ponad połowę podstawowego składu Austriaków na pierwszy w historii wygrany mecz mistrzostw Europy stanowili gracze, w których żyłach płynie słynny napój energetyzujący. Lepsze czasy tamtejszej reprezentacji są ściśle powiązane ze znakomitą pracą wykonywaną w Salzburgu, który stał się nową stolicą austriackiego futbolu.
Aktywność w zawodowej piłce koncern Red Bulla rozpoczął od zniszczenia Austrii. Tak nazywał się klub, który istniał w Salzburgu do momentu, gdy Dietrich Mateschitz zdecydował się zainwestować w futbol. Istniejący od 72 lat klub stracił nazwę, barwy i herb, musząc ustąpić miejsca czerwonym bykom. Sprzeciw kibiców z całego kraju wobec tej sprawy był głośny także poza granicami Austrii. Red Bulla witano jako grabarza austriackiego futbolu. Jego brutalne rozpychanie się łokciami potęgowało fatalne nastroje, jakie wówczas panowały wokół tamtejszej piłki. Wiedeńskie kluby, które jeszcze kilka lat wcześniej kwalifikowały się do Ligi Mistrzów, systematycznie podupadały na znaczeniu. W problemy finansowe wpadały Tirol Innsbruck czy Sturm Graz, umiejące w przeszłości odgrywać jakąś rolę na arenie międzynarodowej. Reprezentacja od 1998 roku nie była w stanie zakwalifikować się do wielkiego turnieju i brakowało jej gwiazd nawet jak na lokalne warunki. A młodzież nie dawała wielkich nadziei, nie będąc w stanie zakwalifikować się na żadne mistrzostwa Europy U-21. Na zbliżających się mistrzostwach Europy, których mieli być współgospodarzami, spodziewali się katastrofy, która w istocie nastąpiła: jedyny punkt zdołali wywalczyć w meczu z Polską.
ZMIANA POLITYKI
Salzburg nie od razu pokazał, że jego pojawienie się może mieć także dobre strony dla lokalnej piłki. Owszem, szybko zaczął wykorzystywać przewagę finansową na lokalnym rynku i zdobywać trofea, ale korzyść z tego mieli tylko kibice w Salzburgu. A i też nie wszyscy, bo część patrzyła niechętnie na nowy twór, pozostając wierna odrodzonej w niższych ligach Austrii. Mateschitz zachowywał się jak typowy magnat, który ma sporo pieniędzy i do swojego klubu ściągał podstarzałe gwiazdy, które gdzie indziej nie miały już miejsca. Grał u niego kończący karierę Niko Kovac, trenowali Giovanni Trapattoni czy Huub Stevens. Dopiero napotkanie, a później zatrudnienie Ralfa Rangnicka jako sportowej głowy projektów w Salzburgu i w Lipsku przekręciło wajchę w stronę zatrudniania graczy młodych, podpisujących pierwsze kontrakty w karierze, znakomitego szkolenia i skautingu oraz grania w określony — energetyczny — sposób. Wielokrotnie opisywano już, jak mocno na know-how Rangnicka skorzystały wszystkie kluby koncernu. Salzburg zaczął osiągać międzynarodowe sukcesy, ciągnąc w górę rankingów austriacką ligę, Lipsk stał się czołową siłą w Niemczech, a oba kluby wspólnie zostały cenionymi w Europie fabrykami talentów.
KUŹNIA TRENERÓW
Im więcej czasu mija od rewolucji wprowadzonej przez Rangnicka, której ideały przetrwały nawet jego odejście z koncernu, tym bardziej widać, że obecność tak dobrze działającego klubu robi dobrze także całej austriackiej piłce. Innym klubom daje nie tylko lepszą pozycję w europejskim rankingu, lecz także świetnie wyszkolonych piłkarzy, którzy jeśli nie przebijają się w obrębie koncernu, trafiają do pozostałych austriackich klubów. Trenerom z kolei daje znakomitą szkołę, która pomaga im potem z sukcesami pracować na innych rynkach. W ostatnich latach kilku austriackich trenerów zrobiło spektakularne kariery. Ralph Hasenhuettl przez Lipsk przebił się do Premier League, Adolf Huetter, doprowadziwszy do dobrych rezultatów Eintracht Frankfurt, objął Borussię Moenchengladbach, natomiast Oliver Glasner wprowadził Wolfsburg do Ligi Mistrzów, a teraz przeprowadził się do Frankfurtu. Posiadanie wysokiej klasy trenerów nigdy nie pozostaje bez wpływu na ogólny poziom futbolu w danym kraju.
SIEDMIU WYCHOWANKÓW
Wpływy Red Bulla są coraz bardziej wymierne także w kontekście seniorskiej reprezentacji. Na poprzednim Euro, pierwszym wielkim turnieju w XXI wieku, na który Austriacy zdołali się zakwalifikować, było jeszcze tylko dwóch wychowanków Red Bulla. Na młodzieżowych mistrzostwach Europy przed dwoma laty, pierwszych w historii, na które tamtejsza reprezentacja awansowała, w kadrze było już pięciu wychowanków klubu z Salzburga. Dziś w ekipie Franco Fody jest ich siedmiu, a czterech z nich – Martin Hinteregger, Stefan Lainer, Xaver Schlager i Konrad Laimer — zagrało nawet w podstawowym składzie w wygranym meczu z Macedonią Północną. Doliczając do nich Andreasa Ulmera, który od dwunastu lat jest piłkarzem Salzburga oraz Marcela Sabitzera, od siedmiu lat przyswajającego sposób gry Red Bulla najpierw w jego austriackiej, a obecnie w niemieckiej filii, wychodzi na to, że ponad połowa podstawowej jedenastki na co dzień gra w piłkę tak, jak nakazał Rangnick.
NAUCZENI PRESSINGU
Ma to nie tylko ciekawostkowy aspekt, lecz potencjalnie także wymierne przełożenie na reprezentację. Od zawsze wiadomo, że praca selekcjonerów jest wyjątkowo trudna, bo futbol wymaga zsynchronizowania ruchów, a nie wszystko da się wyćwiczyć, mając tak niewiele czasu. To dlatego zespoły narodowe zwykle tak niechętnie grają pressingiem. By taki odważny styl zadziałał, potrzeba, by każdy doskonale wiedział co i w którym momencie ma robić. Jako że agresywny, zorganizowany pressing jest absolutnym filarem projektu Red Bulla, Austriacy mają pod tym względem łatwiej. Wielu z nich od dziecka przyswajało obowiązujące w tym stylu gry zasady i poruszało się po boisku w określony sposób. Pozostali uczyli się tego od lat jako seniorzy. A przecież jest jeszcze część piłkarzy, która nigdy nie miała z Red Bullem nic wspólnego, ale grając w Bundeslidze, siłą rzeczy nauczyła się tego samego stylu. Wszak już od lat regularnie trafiają do Niemiec trenerzy z kuźni Red Bulla. Napastnik Karim Onisiwo może i wychował się w wiedeńskich klubach, ale w FSV Mainz na co dzień na jego sposób gry w piłkę wpływa Bo Svensson, pracujący wcześniej w FC Liefering, kolejnej filii Red Bulla. Tak naprawdę nikt z tej kadry nie zabrzmiałby przekonująco, mówiąc, że ten styl gry jest mu obcy.
KONSERWATYWNY SELEKCJONER
To także jest jedna z osi krytyki selekcjonera Franco Fody, który zadziwiająco rzadko korzysta z tej przewagi, jaką ma względem innych selekcjonerów. Niemiecki trener pressingu używa niechętnie, wybierając znacznie bardziej konserwatywne i bezpieczne warianty gry, co z kolei ma przeszkadzać nie tylko kibicom oraz mediom, lecz także sporej części drużyny. Zwłaszcza tej “redbullowej”, mającej przeświadczenie, że w sposób proponowany przez Fodę po prostu nie gra się już w piłkę. Do tego niezbyt chętnie wpuszcza do kadry młodzież. Selekcjoner znajdował się przed mistrzostwami w sytuacji, w jakiej znajdowałby się i Jerzy Brzęczek, gdyby nie został zwolniony — był w ogniu krytyki, nikt niczego dobrego się po kadrze nie spodziewał i jego posada wisiała na włosku. Ogrywając Macedonię Północną, wykonał jednak plan minimum — ograł najsłabszego rywala w grupie, przed meczami z Holandią i Ukrainą dając sobie szansę na wyjście z grupy.
ZNACZENIE ROŚNIE
Gdyby Foda nie zdołał jednak przetrwać na stanowisku, paradoksalnie jest jednak wątpliwe, że jego następcą zostałby ktoś z kuźni Red Bulla. Wiedeńska federacja, wsparta wpływami tamtejszych tradycyjnie wielkich klubów, raczej nie podziela zachwytu niemieckich dyrektorów sportowych nad młodymi trenerami z miasta Mozarta. Ciągłego wzrostu znaczenia piłkarzy, którzy byli tam na którymś etapie kariery kształtowani, nie da się jednak zatrzymać. Dziś stanowią już 35 procent całej kadry. Austriacki futbol nie tylko nie został przez ekspansywnego inwestora zniszczony, lecz wręcz wprowadzony w teraźniejszość. Red Bull dodał mu skrzydeł.