Jest najpopularniejszą kobietą na Instagramie, choć regularnie ucieka z social mediów, a swoje zasięgi zbudowała na wizerunku miłej dziewczyny z sąsiedztwa.
Artykuł został pierwotnie opublikowany w marcu 2023 roku.
Jestem spokojna. Jestem zła. Smutna. Pewna siebie. Mam wątpliwości. Pracuję nad sobą. Jestem wystarczająca. Jestem Selena – tymi słowami kończy się film dokumentalny z ubiegłego roku Selena Gomez: nic o mnie beze mnie. To produkcja zrealizowana, by służyć innym, np. osobom mierzącym się z kryzysem psychicznym. Choć to oczywiste, że bardzo służy też samej bohaterce, która opowiadając publicznie o najtrudniejszym kawałku swojego życia, zjednuje sobie fanki i fanów, doceniających ryzyko takiej szczerości.
Gomez jest piosenkarką, aktorką, producentką filmową i telewizyjną, filantropką. Zarabia prawie sto milionów dolarów rocznie. W 2020 r. redakcja magazynu Time umieściła ją na swojej liście najbardziej wpływowych osób na świecie. Jej konto na Instagramie obserwuje ją już prawie 400 milionów followersów; lepszymi wynikami mogą pochwalić się tylko Ronaldo i Messi. Selena Gomez zdecydowanie jest jedną z najpotężniejszych medialnie postaci swojego pokolenia. A sławę w takim samym stopniu przyniosły jej piosenki, programy telewizyjne, seriale, jak i uczciwe opowiadanie o życiu pod ostrzałem fleszy.
W łóżku, w kuchni, na backstage’u
Gomez nie kokietuje, że popularność jest przekleństwem. Nie pozuje na biedną sławną dziewczynkę, by wzbudzać współczucie. Nie uprawia też natrętnej propagandy sukcesu. Wie, ile ma i co w związku z tym może, jest świadoma swojego przywileju, nie wstydzi się go. Ale i szczerze opowiada o kosztach życia sławnych i zbyt młodych i/lub wrażliwych, o niemożliwej do udźwignięcia presji, by każdego dnia z tą samą pokerową twarzą znosić chociażby hejt internetowych trolli albo paparazzich pytających, czy pije, czy tęskni za Bieberem, czy ma depresję. Gwiazdy starego Hollywood robiły wszystko, by widownia nie dowiedziała się zbyt wiele o ich prywatnym życiu, pławiły się w półprawdach na swój temat, bo tajemnica rozbudzała fantazje. Najpierw prasa brukowa, a potem media społecznościowe wpuściły publiczność za kulisy, ale dziś to co teoretycznie zakulisowe, też jest przecież na pokaz, ustawione, kontrolowane. Chyba że za kulisy zaprasza Selena Gomez?
Pozwala fankom i fanom wejść do garderoby, gdzie płacze rozczarowana próbą do koncertu. Albo do sypialni, gdy depresja tak ją paraliżuje, że tygodniami nie wstaje z łóżka. Albo na salę szpitalną, gdzie wraca do sił po przeszczepie nerki. Albo do kuchni, gdy zdrowieje i zaczyna kręcić kulinarny show, w którym uczy się gotować od popularnych szefowych i szefów kuchni (Selena i szefowie kuchni, program dostępny na HBO Max). Gomez zdaje się coraz rzadziej cenzurować to, co mówi o sobie światu, albo robi to na tyle umiejętnie, że naprawdę trudno zarzucić jej bezczelną grę pod publiczkę. Sprawia wrażenie gwiazdy, która odsłania się bezwzględnie i całkowicie. Oto ja. Nieidealna. Chora. Zmęczona. Bez makijażu. Bez maski. Usłyszałam ostatnio, że skoro pokazałam tak dużo, to ludzie na pewno będą chcieli jeszcze więcej. Ale jak to więcej? – mówiła na premierze dokumentu. Faktycznie, po filmie sprzed roku trudno wyobrazić sobie, że jakieś więcej w ogóle istnieje. Lojalny elektorat Gomez docenia nie tylko szczerość swojej ulubienicy, ale też jej przytomny stosunek do show-biznesu. Nigdy nie pasowałam do cool celebrytek. Zawsze czułam, że to nie moje miejsce, a moją jedyną przyjaciółką w branży jest Taylor (Swift – przyp. red.) – mówiła w zeszłorocznej rozmowie z magazynem Rolling Stone, który jesienią 2022 zaprosił Gomez na okładkę. Czułam, że wszyscy wokół mnie żyją pełnią życia, a ja mam pozycję, jestem szczęśliwa... Tylko właśnie czy na pewno byłam szczęśliwa? Czy materialne sprawy dawały mi radość? Nie lubiłam osoby, którą byłam, bo nie wiedziałam, kim jestem.
Mean Girls, ale naprawdę
Dziś to zdanie, że Selena Gomez nie ma koleżanek w show-biznesie radośnie cytują media, które relacjonują postępy w domniemanym konflikcie między piosenkarką a Hailey Bieber, modelką, influencerką i żoną Justina Biebera, z którym Gomez była kiedyś w związku. Zaczęło się od tego, że wokalistka wyjechała na wakacje do Meksyku, tam paparazzi przyłapali ją na plaży, a zdjęcia Gomez w bikini wylądowały w internecie. W komentarzach? Body-shaming na pełnej. Musi schudnąć. Ale wielka. Pop dziewczynka, która fatalnie dojrzewa. Chwilę później Hailey Bieber udostępniła nagranie, w którym wraz z przyjaciółkami, modelką Kendall Jenner i wokalistką Justine Skye, udają, że śpiewają bardzo wymowny fragment. I’m not saying she deserved it, but I’m saying God’s timing is always right. Nie mówię, że zasłużyła, ale Bóg ma zawsze dobry timing.
Wideo już dawno zostało usunięte, kolejne próby rzekomego gnębienia Gomez też, a Hailey Bieber mocno wyłożyła się na wierze w boską sprawiedliwość i straciła milion followersów. Fani Seleny Gomez wciąż odwiedzają media społecznościowe żony Biebera, by w komentarzach bronić honoru idolki. Gdy modelka wrzuca na TikToka tutoriale z produktami swojej marki kosmetycznej Rhode, komentujący polecają jej produkty Rare, marki Seleny Gomez, a Justina Biebera przekonują, że rozwód to nic strasznego. Zabawne? Smutne. I bynajmniej nie mówię o tym, że kilka uprzywilejowanych dziewczyn obejrzało Mean Girls o parę razy za dużo i teraz toczą niewybredną bekę z byłej męża jednej z nich. Smutne jest przede wszystkim to, że w tym liceum, którym rządzą wredne laski, zostały media i publiczność. Nie wiadomo, czy posty Hailey Bieber i jej koleżanek to faktyczne ataki perfidnie wycelowane w Selenę Gomez, czy jedynie niefortunne nieporozumienie, źle odczytane przez spekulujące fanki i fanów. Wiadomo za to, z czego wynika ton, którym o sprawie donoszą media. Również te kobiece, feminizujące, które jednego dnia przekonują o uzdrawiającej mocy siostrzeństwa, a drugiego wchodzą w pozycję bezrefleksyjnych gapiów, bo przecież nic nie wzbudza takich emocji jak starcie dwóch wpływowych kobiet, prawda?
To jest najważniejsza, ale też gorzka, refleksja, którą należy wyciągnąć z napięcia (rzeczywistego czy nie) między Bieber a Gomez. W świecie, w którym tak dużo mówi się o uzdrawiającej sile kobiecych wspólnot i pokazuje, jak i po co patriarchat nastawia kobiety przeciwko sobie, wciąż grzeje nas catfight.
Autentyczna gwiazda
Trzeba oddać Selenie Gomez, że przynajmniej próbowała powstrzymać swoją publiczność od hejterskich ataków na żonę Biebera, apelując o życzliwość i empatię. To zresztą doskonale pokazuje, jak Selena Gomez używa mediów społecznościowych. O tym, że sociale są dla gwiazd narzędziem bezpośredniego kontaktu z odbiorcami, skracają dystans, zbliżają fanki i fanów do uwielbianej muzyczki, podziwianej aktorki czy ulubionego sportowca, to nic nowego. Mało kto jednak faktycznie i szczerze ten dystans skraca. Selena Gomez, pierwsza osoba w historii Instagrama, która przekroczyła pułap 100 milionów followersów, rozgryzła społecznościówki, zanim zajęli się tym specjaliści od marketingu. Eksperci, którzy analizują internetową aktywność Gomez, podkreślają, że jej największą siłą są szczerość i bezpośrednia komunikacja. Wokalistka zwraca się do swoich obserwujących jak do znajomych, jak równa im. Publikuje rzadko, nie ma w tym żadnej konsekwencji czy wymyślnej strategii. Gdy wrzuca na Instagram okładkę Vogue’a, na której wystąpiła, nie rozpływa się nad swoim sukcesem, a przyznaje, że wariuje ze stresu. Na TikToku żartuje, że nigdy nie znajdzie faceta, bo randkowanie wymaga wyjścia z domu, a to nie wchodzi w grę. Pokazuje się i w pełnym rynsztunku, na scenie, w sesjach zdjęciowych do magazynów czy na czerwonym dywanie, ale i w dresie, bez make upu, zaraz po przebudzeniu, opuchnięta od leków, które musi zażywać. Gdy przekazuje prowadzenie Instagrama osobom trzecim, informuje o tym. gdy potrzebuje przerwy od social mediów, choćby dwuletniej, nie traci zasięgów.

Fenomen Gomez potwierdza, że w czasach pozorów, oświadczeń, które pisze pięć menedżerek, a potem sprawdza je dziesięciu prawników, i filtrów jesteśmy potwornie głodni wszystkiego, co autentyczne – a Selena Gomez, mimo swojej gwiazdorskiej pozycji, kontraktów i sztabu ludzi czuwających na spójnością wizerunku, wydaje się wiarygodna. Ludzie kochają ją za skromność, pokorę, więcej niż deklarowaną wierność wartościom. Dlatego taki sukces odniosła jej autorska marka kosmetyków Rare, inkluzywna, tworzona – podobnie jak Fenty Beuaty Rihannny – z myślą o wszystkich kobietach, z szacunkiem dla ich różnorodności. Trudno czuć się komfortowo, gdy wszyscy patrzą, oceniają, komentują twój wygląd. Każdego dnia pracuję nad poczuciem własnej wartości, ale moja perspektywa zdecydowanie zmieniła się, gdy przestałam gonić za obowiązującym kanonem piękna. Założyłam tę markę, żebyśmy mogli otwarcie porozmawiać o branży beauty i wspólnie zmieniać narzucane przez nią nierealistyczne standardy – mówiła w rozmowie z brytyjskim Glamour. Selena Gomez ma misję?
W stronę światła
To wręcz obsesja. W film dokumentalnym mówi o tym kilka razy. Wspomina regularnie w wywiadach. Że jest w tym miejscu, do którego dotarła, po coś. Że chce swoją popularność wykorzystać w słusznej sprawie. Że chce robić dobro. I często robi. Część zysków ze sprzedaży kosmetyków Rare trafia na konto Rare Impact Fund, organizacji wspierającej edukację młodych osób w zakresie zdrowia psychicznego. W każdym odcinku kręconego w pandemii show Selena i szefowie kuchni przekazywała pieniądze na wybraną działalność charytatywną. Wyprodukowała serial dokumentalny Living Undocumented, o sytuacji imigranckich rodzin żyjących w Stanach bez papierów, przy okazji opowiadając, że jej babcia przyjechała do USA z Meksyku w bagażniku. Wsparła WE, międzynarodową fundację realizującą programy walki z ubóstwem – w ramach jednego z nich Gomez wyjechała do Kenii, a relacja z wizyty znalazła się w filmie Selena Gomez: nic o mnie beze mnie. Zresztą już sam dokument niesie dobrą zmianę, bo narusza tabu wokół kryzysów i chorób psychicznych, destygmatyzuje chorobę afektywną dwubiegunową, normalizuje leczenie psychiatryczne. Selena Gomez prawie pięć lat temu przeżyła poważne załamanie nerwowe, przerwała trasę koncertową, wylądowała w szpitalu.

Na jej kondycję psychiczną wpływała wcześniejsza diagnoza – kilka lat wcześniej u gwiazdy rozpoznano toczeń, przewlekłą chorobę autoimmunologiczną, to z jego powodu jakiś czas później potrzebowała przeszczepu nerki. Na jej formę na pewno też wpływał fakt, że od siódmego roku życia bez przerwy i bardzo intensywnie pracowała. Najpierw w telewizyjnym show dla dzieci, potem już jako nastolatka w serialu Disneya. A gdy pracujesz dla Disneya, musisz się odpowiednio zachowywać. Być grzeczna. Miła. Posłuszna. Córkom Disneya nie pozwala się dorastać. Miley Cyrus odmawiano prawa do dorosłego życia, więc ta buntowała się chociażby wyzywającą nagością w teledyskach. Z kolei Selena Gomez długo nie pozwalała sobie na bunt. W zasadzie za jedyny sprzeciw wobec wizerunku niewinnego podlotka można uznać jej udział w filmie Spring Breakers Harmony’ego Korine’a.
Dziś za to śmiało stawia opór. W jednej ze scen w dokumencie współpracowniczka Gomez pyta, czy gwiazda na pewno chce ujawnić, że choruje na dwubiegunówkę, bo coming out może pozbawić ją kontraktów reklamowych albo zaproszeń na castingi. Gomez jest pewna. Przejmuje kontrolę nad narracją. Robi coś, co nie było dane chociażby Britney Spears. Selena Gomez jest gwiazdą nowego typu, bo porusza się w przemyśle rozrywkowym ze świadomością i odwagą, której wielokrotnie brakowało jej poprzedniczkom. Szczerość się jej opłaca. Dalej ją zatrudniają. Gra w serialu komediowym Zbrodnie po sąsiedzku, pracuje nad nową płytą. Gdybym mogła, całe życie pisałabym ballady, ale chcę robić muzykę, która da ludziom uśmiech – opowiadała w wywiadzie dla Vanity Fair. Piosenki, które teraz piszę, wypełnia prawda o sprawach, z którymi się właśnie mierzę. Są mocarne, pełne siły, bardzo popowe. Ich tematem przewodnim jest wolność. Wolność od związków. Wolność od mroku.

Komentarze 0