Buzująca mieszanka emocji gotowa na wybuch. Jak Vinicius zakochał się w Madrycie

Zobacz również:Człowiek, którego trzymają się kilogramy. O Hazarda skłonności do nadwagi
Real Madrid v Liverpool FC - UEFA Champions League Quarter Final: Leg One
Fot. Fran Santiago/Getty Images

Przestali robić z niego następcę Neymara, ale dostrzegli, ile wkłada pracy, by spełnić pokładane w nim nadzieje. Vinicius to chodząca bomba emocjonalna, czasem Karim Benzema musiał traktować go ostrzej, czasem Zinedine Zidane pobudzać odstawieniem, lecz w efekcie najważniejszy tydzień sezonu zaczął dubletem z Liverpoolem. W Lidze Mistrzów prawdopodobnie rozegrał najlepsze zawody w klubie, z którego nie zamierza się ruszać przez następną dekadę. Instrukcja obsługi 20-letniego Brazylijczyka wydaje się coraz bardziej klarowna. Tylko tyle i aż tyle, nie ma innej drogi, by do niego trafić, niż poprzez zaufanie.

Sergio Ramos zszokowany padł na ziemię i łapał się za głowę po jego 60-metrowym rajdzie w rewanżu z Atalantą, kiedy zrobił wszystko wzorowo, ale zawalił najprostszy element – skierowanie piłki do bramki z kilku metrów. Brazylijczyk gwarantował jednak prądy i wywalczył decydującą jedenastkę. W ćwierćfinale Champions League było jeszcze lepiej, bo Vini odebrał statuetkę MVP zawodów. Zdobył dwie bramki, co piłkarzowi regularnie karconemu za wykończenie, się nie zdarza. Obrazkiem rywalizacji pozostanie jego przyjęcie na klatkę piersiową po precyzyjnym zagraniu przez połowę boiska Toniego Kroosa.

„Nikogo nie wolno oceniać przez pryzmat wieku i dowodu” – mówił Sergio Ramos, zachwalając formę w tym sezonie Modricia oraz Kroosa. Ale można to też odnieść do młodszych. Vinicius zanotował gigantyczny przeskok jakościowy i emocjonalny, biorąc pod uwagę, że jeszcze parę lat wcześniej kopał w jednym z najniebezpieczniejszych miejsc Rio de Janeiro. Teraz wykorzystuje „pas startowy”, jaki regularnie układają mu Kroos czy Benzema, tam posyłają prostopadłe piłki, chcąc stworzyć przewagę szybkością przebojowego Brazylijczyka. Bywa i tak, jak z Liverpoolem, że sami dają mu sygnał, kiedy ma startować.

„Jego skok był międzyplanetarny” – uważa menedżer 20-latka Fred Pena. „Jako 14-latek był jeszcze w Sao Goncalo w okolicy jednej z najniebezpieczniejszych faweli w Rio, a jako 18-latek mieszkał już w Madrycie w ekskluzywnym domu Dimasa Gimeno, czyli byłego prezesa wielkiej sieci centrów handlowych El Corte Inglés” – tłumaczył na łamach „El Pais”. W życiu wrażliwego chłopaka wszystko pozmieniało się drastycznie, chwilę po osiągnięciu pełnoletności był już motorem napędowym Królewskim, ale później każdy gorszy moment odbijał się przeciwko niemu. Zbyt szybko uwierzono, że będzie jedynie lepiej, a Brazylijczyk jak każdy młody chłopak miewał wahania formy. A każda zmarnowana sytuacja tylko uwypuklała jego problemy ze skutecznością.

Dom w Madrycie kupił ledwie po kilku miesiącach. Kiedy tylko Santiago Solari zaczął wstawiać go do składu, uznał, że zainwestuje w wynajmowaną wcześniej posiadłość. „To dość niespotykane, bo miał dopiero 18 lat, ale uznał wtedy, że zamierza spędzić tu całe życie. Niektórzy nie wybiegają tak daleko, ale on cały czas miał w głowie, że Madryt to miejsce na całą jego karierę” – dodaje Pena. Widzimy to po gestach i wypowiedziach Viniego. W ekstraklasie jeszcze byłby młodzieżowcem, a już snuje opowieści, że jako madridista zamierza rozegrać tu kilkaset meczów. Po trafieniu z Liverpoolem też eksponował herb Realu i krzyczał „jestem stąd”.

Niesamowicie zżył się ze stolicą i z samym klubem. Chociaż nie potrzebował wiele czasu, aby przekonać się, że nigdzie indziej powiedzenie „jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz” jest tak prawdziwe. Po wpadce kibice nie mogli na niego patrzeć i wyrzucali go poza Valdebebas. Nie wierzyli, że jeszcze wystrzeli albo się rozwinie. On regularnie odrzucał propozycje z Arsenalu czy PSG, nie widział się nigdzie indziej. Krótka była też droga do zagłaskania, bo raz na jakiś czas to Vinicius był jedynym piłkarzem zmieniającym obliczne nudnych spotkań. To akurat gwarancja wybuchów i skoków emocjonalnych. Vini ma to samo co Neymar: będziesz go kochać lub nienawidzić, ale nie przejdziesz obok jego spotkania obojętnie. Gra tak odważnie i nonszalancko, że z pewnością zabarwi jakoś choćby najbardziej przeciętne spotkanie.

Brazylijczykom często przypinało się łatki lekkoduchów czy leniów, ale akurat Vinicius mocno pracuje na swój sześciopak. Jemu w kwestii pracy poza boiskiem nie można niczego zarzucić, bardziej to rozchwianie emocjonalne i brak spokoju utrudniały mu harmonijny postęp. Ale zarazem jest chłopakiem, którego nie wolno ograniczać ani drastycznie zmieniać, aby nie zabić w nim tej kreatywności i szaleństwa.

Bliscy, a w swoim mieszkaniu Vinicius zgromadził ich sporo, powtarzają, że jego gole w Realu częściej są wyrazem ulgi niż szczerej, nieskażonej niczym radości. To po prostu efekt odczuwalnej nieustannie presji. Po ostatnim gwizdku z Liverpoolem na 20-latka czekał już osobisty fizjoterapeuta Thiago Lobo. Ale zanim go zatrudnił, też długo rozmyślał, co powiedzą ludzie. „Kaka powiedział mi, że jego największym błędem w trakcie kariery było niezainwestowanie we własny personel medyczny. Dzisiaj można go zobaczyć na Harvardzie, jest bardzo świadomym chłopakiem. Vinicius chciał zabrać własny personel z Brazylii, ale skoro zaczynał grać w Castilli, baliśmy się, co pomyślą wszyscy dookoła. Za kogo on się uważa? Gra w rezerwach i ma cały swój sztab ludzi?” – wspomina menedżer Fred Pena w „El Pais”.

Naciski na niego od najmłodszych lat były naprawdę duże. Lobo zatrudnili dopiero po kontuzji z Ajaksem Amsterdam w Lidze Mistrzów. Tej, która wywołała wiele łez i smutku w Vinim. On jest bardzo wrażliwe na takie tematy, przed oczami już miał upływający czas. Przeżył to tak samo jak brak powołania na Copa America. Kilka takich ciosów zaliczył, zanim zaczął przekonywać do siebie Zinedine'a Zidane'a. Tak naprawdę jeszcze kilka tygodni temu jego obecność w jedenastce wcale nie była tak oczywista, dopiero z czasem Francuz zdecydował się na niego postawić. Efektem były ostatnie występy z Atalantą i Liverpoolem w Champions League.

„Tak naprawdę on miał dopiero teraz wchodzić do pierwszego składu po 2 latach nauki w Europie. Wszystko przyspieszyło w kilka miesięcy. Musicie podejść do Viniego ze zrozumieniem” – tłumaczy jego menedżer. Kiedy opadały emocje po pierwszej rywalizacji z Liverpoolem, Fabinho powiedział do Florentino Pereza: „Macie tu supercracka”. Prezydent musiał odczuwać szczególną satysfakcję, bo inwestycja w brazylijskie talenty była pomysłem przyklepanym właśnie przez niego.

Teraz przed El Clasico oczy szczególnie będą zwrócone na 20-latka, tym bardziej, że akurat jemu mecze z Barceloną wychodziły, kiedy zaczynał je od pierwszej minuty. Postęp u Viniciusa jest zauważalny: aby zdobyć bramkę, nie potrzebuje już tylu strzałów co wcześniej. Wcześniej potrzebował średnio aż 15 uderzeń, teraz o połowę mniej. On ciągle jest kwestionowany i ciągle musi coś udowadniać. W ostatnich tygodniach wysłuchiwał, że Real chce go oddać do Paryża, aby sprowadzić Kyliana Mbappe, jego znacznie lepszą i dojrzalszą wersję. Dlatego kiedy rozprawił się z Liverpoolem, pokazywał tak wymownie: „Zostaję. To jest moje miejsce”. Niezależnie, jaką ta kariera przyjmie trajektorię, takich zawodników należy cenić. Bo dostarczają emocji nawet wtedy, kiedy nic się nie dzieje. A że na zmianę pozytywnych i negatywnych, to już dodatkowa bolączka dla nich.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.