Calvin Harris: dziwna, ale efektowna kariera króla letniej czilery

Zobacz również:Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski, Duda… Jak wyglądały wybory prezydenckie od 1990 roku?
Calvin Harris
fot. Dave J Hogan/Getty Images

W latach 2013-2018 był najlepiej opłacanym didżejem na świecie. Rok później zdetronizowali go The Chainsmokers. Ale gdyby pod koniec pierwszej dekady trwającego stulecia powiedzieć komukolwiek, że Calvin Harris za moment stanie się największą gwiazdą muzyki elektronicznej, to spotkałoby się to zapewne z poklepaniem po plecach i ogólnym niedowierzaniem.

Ledwie trzy dni temu do sieci trafił nowy singiel Harrisa, nagrany z Rag'n'Bone Manem Lovers In A Past Life. Za wcześnie na singiel lata, ale wystarczająco, żeby stwierdzić: on dalej to ma. To, czyli ucho do hitów.

Jeden z największych gwiazdorów muzyki elektronicznej XXI wieku pochodzi z Dumfries – szkockiego miasteczka, w którym mieszka niewiele więcej ludzi niż w Ciechanowie. Żeby zarobić na pierwszy sprzęt didżejski zapełniał półki w supermarkecie i harował w przetwórni ryb. W nadziei na karierę w środowisku przeniósł się do Londynu, ale szybko musiał wrócić w rodzinne strony, ponieważ ledwo wiązał koniec z końcem.

Uratował go internet. Jeden ze skautów wytwórni EMI wypatrzył go na platformie MySpace i zaoferował kontrakt. Tak powstało I Created Disco – wydany w 2007 roku debiutancki album, który Harris zrealizował samodzielnie przy pomocy starego komputera Amiga. Bez wątpienia inspirował się latami 80. Ale także zapożyczył sporo od współczesnych muzyków. Na longplayu mnóstwo jest odniesień do popularnego wtedy dance-punku – część tracków można by wręcz uznać za covery nieznanych (i słusznie) piosenek LCD Soundsystem.

Szkot próbował być zespołem – alfą i omegą oraz jendoosobową orkiestrą. A jego starania zostały przyjęte przez krytykę w najlepszym wypadku letnio. Niektórzy dziennikarze otwarcie szydzili z 23-latka, który buńczucznie twierdził, że stworzył disco. Ale to nie było ważne. Dwa pierwsze single z płyty, Acceptable in the 80’s i The Girls znalazły się topowej 10 najczęściej słuchanych singli w Wielkiej Brytanii. A potencjał w młodym producencie dostrzegła Kylie Minogue. W tym samym roku Harris stworzył dla niej podkład do Into My Arms i pokazał do czego jest zdolny, gdy pracuje z kimś obdarzonym większą wokalną charyzmą. W kolejce ustawił się też, będący wtedy u szczytu popularności, Dizzee Rascal, który na nagranym w duecie z Harrisem Dance Wiv Me wypłynął na wody hip-house’u i stał się gwiazdą popu z prawdziwego zdarzenia. Okazało się, że to praca zespołowa jest domeną ciężko pracującego chłopaka z południa Szkocji.

Ale on i tak dał sobie jeszcze jedną szansę. W 2009 roku wydał Ready for the Weekend – longplay tak maksymalistyczny w swoim zachłyśnięciu się przepychem eurodance’owej euforii, że aż bezczelny. Prasa znowu kręciła nosem, ale sama płyta sprzedawała się w UK jak ciepłe bułeczki i była pierwszym numerem 1 muzyka na albumowej liście sprzedaży. Ale następny etap kariery Harrisa stawał się logiczny – dostarczanie hitów we współpracy z innymi. Wydane w 2011 roku We Found Love stworzone dla Rihanny z miejsca stało się jednym z jej największych przebojów. Znalazło się na płycie wokalistki Talk That Talk oraz albumie Harrisa z 2012 roku – 18 Months. Wszystkie osiem singli promujących to wydawnictwo (nie licząc We Found Love) weszło do 10 najchętniej słuchanych piosenek w Wielkiej Brytanii. W ten sposób Szkot pobił rekord należący wcześniej do Michaela Jacksona.

Harris rozpoczął też ekspansję na Stany Zjednoczone, gdzie w końcu zaczął notować jakiekolwiek miejsca na listach. Pomogły mu w tym oczywiście Florence Welch czy Ellie Goulding, które udzielały się wokalnie na płycie. Status króla EDM przypieczętował w następnych latach za pomocą albumu Motion i singli z udziałem Riri oraz Duy Lipy. Skromny muzyk ze szkockiej prowincji stał się cesarzem EDM-u, headlinerem największych festiwali świata oraz bohaterem pierwszych stron prasy plotkarskiej za sprawą swojej relacji z Taylor Swift. 9 na 10 osób w tej sytuacji spoczęłyby na laurach. Ale nie on. Zamiast tego Harris wyruszył w nowym kierunku.

I tu rozpoczyna się trzecia zasadnicza faza jego rozwoju. Ponownie sięgnął do lat 80. i postanowił skorzystać z bogatej historii funku i boogie. W ten sposób powstało Funk Wav Bounce Vol. 1. Beatmaker i songwriter pokazał, że ma najlepszą książkę telefoniczną w grze i zaprosił do współpracy Arianę Grande, Franka Oceana, Migosów, Travisa Scotta, Katy Perry, Young Thuga, Pharrella, Nicki Minaj, Schoolboya Q i wielu, wielu innych. I nagrał swój najlepszy album – synonim bezpretensjonalnej letniej czilery. W fizycznych kopiach lub ich streamingowym ekwiwalencie album rozszedł się w ponad milionie egzemplarzy w USA. Harris pokazał, że jest kameleonem, który nie dostosowuje się do trendów, ale je wyznacza. Nie jest idolem prasy muzycznej i nie chce nim być – przez ponad dekadę działa tak, by ubarwiać lato kolejnych generacji słuchaczy i słuchaczek.

To samo zadanie postawił sobie na drugiej części Funk Wav Bounces, która ukazała się dwa lata temu. Jeszcze poważniej podszedł do kwestii instrumentalnej konwencji i czuć, że nigdy nie zawarł na żadnym ze swoich wydawnictw tyle muzykalności, co tutaj. Jest w stanie przy tym przemówić do potrzeb bardzo różnych odbiorców i odbiorczyń. Korzysta z talentów wielkich gwiazd – Justina Timberlake’a, Duy Lipy czy Halsey. Daje pole do popisu weteranom pokroju Busty Rhymesa czy Snoopa. Pomaga lśnić przyszłym gwiazdom takim jak Latto, Chloe, Sheneea czy Donae’o. I daje wykazać się postaciom, które są mocno niedoceniane, np. Charliemu Puthowi czy Swae Lee z Rae Sremmurd.

Można nie cenić jego muzyki. Ale elastyczność Calvina Harrisa, która pozwala mu bez szwanku od wielu lat utrzymywać na głowie koronę należną królowi lata jest naprawdę godna podziwu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W muzycznym świecie szuka ciekawych dźwięków, ale też wyróżniających się idei – niezależnie od gatunku. Bo najważniejszy jest dla niego ludzki aspekt sztuki. Zajmuje się także kulturą internetu i zajawkami, które można określić jako nerdowskie. Wcześniej jego teksty publikowały m.in. „Aktivist”, „K Mag”, Poptown czy „Art & Business”.
Komentarze 0