Charlie LeDuff (zdobywca Pulitzera za Detroit): Kendrick Lamar to numer jeden, fantastyczny artysta (WYWIAD)

Zobacz również:nghtlou: autentyczność przeżywania emocji (WIDEO)
LeDuff.jpg
The Colbert Report

Charlie LeDuff to najbarwniejszy przedstawiciel literatury faktu za oceanem od czasu Huntera S. Thompsona; reporter frontowy, prowokator, working class hero. Z ekscentrycznym autorem Detroit i Shitshow! porozmawialiśmy o tym, czy w powyborczej rzeczywistości wciąż Ameryka się sypie, a oglądalność szybuje.

Na kartach Shitshow! opisywałeś społeczne i medialne mechanizmy, które doprowadziły Donalda Trumpa do zwycięstwa w wyborach prezydenckich 2016 roku. Jakie było tło jego porażki?

Media znowu się pomyliły, prawda? Trump miał zostać zmieciony z powierzchni ziemi, ale tak się nie stało. Mówiono o dwunastu, dziesięciu procentach, a skończyło się na jakichś dwóch i pół. Co więcej – tym razem dostał jeszcze więcej głosów od Afroamerykanów, Latynosów i białych kobiet. Tymi, którzy go opuścili byli biali faceci. Rzadko się o tym mówi. Czy Republikanie przegrali Izbę Reprezentantów? Nie – zachowali tam miejsca, mają większość w Senacie i kolejnych gubernatorów.

Shitshow trwa, ratingi rosną, ale cholera wie, co będzie dalej, bo Biden to nudziarz, więc oglądalność poleci. Nie sądzę, żeby Amerykanie chcieli patrzeć na uliczne protesty, które skończyłyby się podpaleniami, strzelaninami czy wreszcie - zaprzestaniem finansowania policji. Stany Zjednoczone są normalniejsze i poważniejsze niż się wszystkim wydaje, ale lubimy pokazywać się światu ze zwariowanej strony; porwanie gubernatora, broń, Antifa. Tymczasem prawdziwym problemem jest brak pieniędzy. Klasa pracująca bieduje i szuka przywództwa, ale nie może go znaleźć. COVID jeszcze pogorszył sytuację, więc nie wiadomo dokąd zmierzamy na płaszczyźnie ekonomicznej.

shitshow-3.jpg

I to właśnie koronawirusa można uznać za główną przyczynę przekreślonych szans Trumpa na powtórną elekcję?

Słuchajcie, Trump został poddany impeachmentowi na długo przed COVID-em. Gdyby wybory odbyły się w styczniu albo lutym, rozstrzygnięcie byłoby – mniej więcej – takie samo. Inna sprawa, że wynik był wyrównany jak ostatnio, a on przecież wygadywał idiotyczne rzeczy, fatalnie zachował się choćby w sprawie Ukrainy, podzielił ludzi swoim murem granicznym. Wielu ludziom imponowały nie tyle jego realne działania, co sama forma ekspresji.

Dziwię się, że białe kobiety poszły za Donaldem Trumpem, zamiast go odpalić. Byłem przekonany, że konsekwencją kłamstw i seksizmu będzie równia pochyła, ale nie miałem racji. Koniec końców jego strategie gospodarcze – choć sprawdzały się na krótką metę – okazały się jednak katastrofą. Weźmy politykę podatkową, na której skorzystały głównie korporacje i giełda. Słupki szybowały, powstawały nowe miejsca pracy i wszyscy sądzili, że sprawy mają się doskonale. Teraz jest problem, bo potrzeba pieniędzy, ale nie podniesiesz podatków w samym środku kryzysu. Trzeba było tak postąpić w okresie prosperity, ale wtedy postanowiono zrobić na odwrót. Cała gospodarka tego kraju została oparta na zadłużeniu. Jeżeli bierzesz coś na kredyt, musisz go spłacać. W przeciwnym razie stracisz samochód albo dom. I ludzie przekonają się o tym w ciągu najbliższych miesięcy.

Trump - we wręcz memogennym stylu - nie przyjmuje zwycięstwa Bidena do wiadomości i zapowiada batalię prawną. Czy ma ku temu faktyczne podstawy, które mogłyby doprowadzić do finału przed Sądem Najwyższym jak dwadzieścia lat temu?

Klamka zapadła. Każdy stan certyfikował wyniki i nawet konspiracjoniści nic na to nie poradzą. Trump chwytał się wszystkich możliwości, co – o ironio – zaprowadziło go do Detroit. Ktoś miał tam przeszmuglować sto tysięcy lewych kart. W ten sposób znowu mamy tu pieprzone centrum wszechświata! Patrzcie - to oficjalna korespondencja z miasta; mój czek. Wiecie, co zrobiłem? Zgłosiłem się do liczenia. Jako reporter chciałem być pewny, że to właśnie ja sprawdzę dla nich głosy.

Powstały teorie spiskowe, że losy wyborów w Michigan odwróciły się o czwartej nad ranem w Detroit, ale wciąż mam przy sobie zeszyt, gdzie zapisałem: 4:06, tysiące kart do przeliczenia, jestem wykończony. Robiłem takie notatki, bo miałem poczucie, że znalazłem się w punkcie zerowym. Dlatego, gdy zaczęły pojawiać się te historie o fałszerstwach, mogłem stanąć w drzwiach i krzyknąć: nic takiego nie miało miejsca, skurwysyny! Jestem dziennikarską szumowiną i kocham świetne historie, więc naprawdę ktoś może myśleć, że odpuściłbym taki przekręt, bo wspieram Bidena? Dajcie spokój.

Trudno nie oprzeć się wrażeniu, że porażka Trumpa ucieszyła Amerykanów bardziej niż od zwycięstwa Bidena.

Niezłe! Dlaczego ktokolwiek miałby w ogóle głosować na Donalda Trumpa, pomijając poprawę sytuacji gospodarczej w krótkiej perspektywie? Nie wiem, czy pamiętacie, co się działo w mediach cztery lata temu. Zarzucano wtedy wyborcom rasizm, ale szukanie tego rodzaju motywacji to błąd. Moja matka głosowała na Trumpa, mój ojciec tak samo, a oni nie są żadnymi rasistami. Po prostu kierowali się stanem własnego portfela.

Trump został opuszczony przez białych, wykształconych facetów. Powodem może być wstyd, wywołany przez Black Lives Matter czy biały przywilej. Tylko w tym momencie dochodzimy do tego, o czym w Ameryce zupełnie się nie rozmawia. Skąd takie poparcie wśród mniejszości? Żaden Republikanin od czasu Eisenhowera nie dostał od nich tylu głosów, a przecież rasizm odmieniano w tym kontekście przez wszystkie przypadki. Sam mam więcej pytań niż odpowiedzi. Może ludzie jednak nie wierzą we wszystko, co usłyszą?

Wspomniałeś o aspekcie ekonomicznym. Jak na tym poziomie zmieniło się życie w Stanach od 2016 roku – Detroit z Sekcji zwłok Ameryki nadal oddaje kondycję całego kraju?

W dalszej perspektywie – biorąc pod uwagę uderzenie COVID-u – społeczeństwo przekona się, że nic mu nie zostało. Nie mamy oszczędności, żyjemy od wypłaty do wypłaty i od raty kredytu do raty kredytu. Wszystko, co zakłóca ten cykl – prowadzi do dramatu. Stąd bezdomni na ulicach, które wszędzie przypominają te w Detroit. Tak jest w Saint Louis, Tampa Bay, Phoenix… Większość Amerykanów nie uciułała na koncie nawet czterystu dolarów.

Prezydentura Bidena może okazać się drogą jednokierunkową, prowadzącą do kolejnej Wielkiej Depresji i w konsekwencji – na przykład – do powrotu Trumpa w 2024 roku?

Ile on ma lat - siedemdziesiąt cztery? Nie mam pojęcia, jakie będą jego dalsze losy, ale obstawiam, że spróbuje założyć własną sieć telewizyjną. Zrobiłby to pewnie już w 2016 roku, ale wygrał wybory, co zaskoczyło nawet jego samego.

Ważniejsze pytania brzmią: czy gospodarka się podniesie, czy świat wróci do normalności, czy uda się stworzyć nowe miejsca pracy? Zobaczymy, jak pójdą szczepienia i co wydarzy się do przyszłej jesieni. Podejrzewam, że Biden dostanie w spadku taki bajzel, że w ciągu dwóch lat Republikanie przejmą Izbę Reprezentantów. Przed nimi stoi jednak bardzo poważne wyzwanie, a mianowicie konieczność znalezienia następcy Trumpa. To nie może być bankier albo gość z country clubu. Gra idzie o klasę pracującą. Republikanie muszą wymyślić się na nowo.

Funkcję wiceprezydenta przy Bidenie będzie pełniła Kamala Harris, w której część opinii publicznej widzi jego przyszłą następczynię i - generalnie rzecz ujmując – nową nadzieję obozu demokratycznego. Powiesz nam o niej coś więcej?

Niemal dokładnie rok temu sama wycofała się z kampanii, gdy wszystko zaczęło jej się sypać. Nie doczekała nawet prawyborów, bo Demokraci nie byli do końca przekonani, co sobą reprezentuje. Wchodziła do gry jako liberał, ale Wall Street ją lubi i nie uważa za radykała, więc czy można liczyć na to, że zreformuje system? Demokraci wyżej cenili Berniego Sandersa, Elizabeth Warren i Pete’a Buttigiega. Wybrali Joego, bo już tacy jesteśmy, że nie lubimy gwałtownych zmian.

Charlie.JPG

Na co dzień zajmujemy się popkulturą, więc nie możemy nie zapytać cię o kandydaturę Kanyego Westa. Ten zwariowany ruch miał jakiekolwiek znaczenie?

Całkiem się w tym pogubiłem, ale historia znała wcześniej podobne przypadki. Bodajże Kid Rock chciał kandydować do Senatu przed dwoma laty; reżyser Michael Moore, który promował swój film podłączając się pod krytykę kryzysu wodnego we Flint, a potem nigdy nie wrócił do miasta…

Kanye? Nie zwracam uwagi na takie postacie. To jest jak z listą osób, które mają szansę na tytuł Człowieka Roku magazynu Time. Wśród nich znajdują się m.in. gubernator Nowego Jorku - Andrew Couomo czy Cardi B, ale pod uwagę powinien być brany wyłącznie wpływ na wiadomości i przekaz medialny. Dlaczego więc nie wybrać pracowników służby zdrowia, policjantów, komisarzy wyborczych albo sklepikarzy? (rozmowa miała miejsce na początku grudnia - przyp. red.)

Zostaje nam do omówienia jeszcze jeden raper. W czasie Ferguson i Baltimore, gdzie znajdowałeś się na pierwszej linii – szczególną estymę zyskała społecznie zaangażowana twórczość Kendricka Lamara. Co sądzisz o jego literackich i reporterskich skillsach?

Nadal go słucham i nawet grywam jego piosenki w podcastach. Wszystko, co dotąd zrobił, było świetnie napisane i rzetelne. Kendrick to numer jeden, fantastyczny artysta.

A polecisz nam coś świeżego, z czym powinniśmy się zapoznać, żeby poznać prawdziwe oblicze współczesnej Ameryki?

Nie. Tylko Shitshow!

Latem ubiegłego roku zapowiadałeś prace nad książką skoncentrowaną na wydarzeniach w trzech europejskich krajach – także w Polsce. Jak ci idzie?

Zdarzył się COVID, więc złożyłem aplikację do Wydziału Policji w Detroit. Kto wie – może zostanę pięćdziesięciopięcioletnim gliną w czasach, gdy wszyscy nienawidzą mundurowych?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz