Po roku, jaki upłynął od czasu premiery dwunastego sezonu, Trailer Park Boys wracają na Netflix w całkiem nowej, animowanej (!) odsłonie. To niepowtarzalna okazja, by cały dzień spędzić na rozrywce równie wysublimowanej, co picie płynu do spryskiwaczy. Przygotujcie się na intelektualną zapaść.
W drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych reżyser Mike Clattenburg z kanadyjskiej prowincji Nova Scotia zrealizował krótki metraż One Last Shot. W kolejnym kroku nakręcił film Trailer Park Boys, wyświetlony na Atlantic Film Festival w 1999 roku. Tam przykuł uwagę producenta, który uznał, że to świetny materiał na komediowy serial. Koncepcja pierwszego sezonu została odrzucona przez jedną ze stacji, ale niespodziewanie zainteresował się nią Showcase. Tak wyglądały początki globalnego sukcesu mockumentu, który po kilkunastu latach trafił pod skrzydła Netfliksa.
O czym opowiada ten debilny nibydokument? Odpowiedź nie powinna nikogo zaskoczyć - o chłopakach z baraków. W Polsce z patologią mogą kojarzyć się stare kamienice (patrz: Świat według Kiepskich). Tymczasem za oceanem podobną funkcję pełnią osiedla baraków i przyczep.
Właśnie takie kanadyjskie fawele zamieszkują Ricky, Julian i Bubbles. Szemranym Sunnyvale Trailer Park zarządza z kolei były policjant i alkoholik Jim Lahey oraz jego kochanek, ex-męska dziwka, Randy.
Przygody bohaterów na przestrzeni dwunastu sezonów były skonstruowane na takim samym patencie jak kreskówka Pinky i Mózg. Tyle że ambicją myszy było przejęcie władzy nad światem, a w przypadku chłopaków najczęściej chodzi o rozkręcenie nielegalnego interesu (najczęściej związanego z uprawą konopi), co zwykle kończy się trzodą i więzieniem.
Powiedzmy sobie szczerze - nie jest to Pegaz ani teatr telewizji. Trailer Park Boys opierają się na najbardziej prostackim żarcie i powielają w kółko jeden schemat fabularny, a co zaskakujące - zupełnie się nie nudzą. Coś jak z oglądaniem kompilacji faili na YouTube - jakby człowiek sam się prosił o lobotomię.
Popularność produkcji zaczęła zataczać coraz szersze kręgi do tego stopnia, że format został przejęty przez Netflix, w kilku epizodach wystąpił Snoop Dogg, a odtwórcy głównych ról trafili na kanapę u Jimmy'ego Kimmela. Nie ma chyba bardziej namacalnego dowodu na societal collapse.
Kulturowe oddziaływanie Chłopaków z baraków poczuliśmy niedawno na własnej skórze w Polsce. Młody Dzban nagrał całą EP-kę, inspirowaną losami Ricky'ego, Juliana i Bubblesa. - W kręgach, w których się obracam, to jest kultowy serial. Często porównujemy różne sytuacje do tego, co tam się działo. - Mam też dużo znajomych na dzielnicy, o których równie dobrze można by nakręcić Trailer Park Boys i też by wyszło - tłumaczył Tomek w naszym wywiadzie.
Na Netflix wjechał właśnie premierowy, rewolucyjny sezon Chłopaków z baraków. W ostatnim odcinku poprzedniej serii wszyscy nażarli się grzybów psylocybinowych pod korek, a w związku z tym... cały świat zamienił się w kreskówkę, więc nowa porcja epizodów jest animowana. Oby nie skończyło się nawałnicą gówna!