Na temat Diego Maradony powstało ostatnio tyle tekstów, że nie mam zamiaru dokładać kolejnego. Ale na jedną rzecz warto jeszcze zwrócić uwagę. Mianowicie to, w jak brutalnej epoce przyszło grać Argentyńczykowi. Był najbardziej kopanym graczem w historii, a mimo to dalej brał piłkę i gnał przed siebie. Bez żadnych blokad w głowie i płaczu u sędziego.
To jest w ogóle temat na głębszy tekst: jaką rąbankę urządzali kiedyś piłkarze i że nikomu nie przyszło do głowy, by roztaczać większą ochronę. Wystarczy włączyć Premier League lat 90. - przecież tam wślizg obiema nogami uchodził za czysty. Czasem w różnych tekstach i dyskusjach wraca temat, że coraz mniej jest dziś boiskowych walczaków, niektórzy z nostalgią napomkną o zakrwawionej twarzy Terry’ego Butchera w meczu ze Szwecją, ale na dobrą sprawę tęsknić nie ma za czym.
Jest ciekawe nagranie na Youtube, trwa niecałe cztery minuty, ale sedno widać już po dwóch. Graeme Le Saux, były reprezentant Anglii parska śmiechem, widząc jakie wióry lecą w meczu towarzyskim z Brazylią w 1995 roku. Żaden piłkarz tego dnia nie wyleciał z boiska. Skończyło się ledwie dwiema żółtymi kartki, choć co chwilę latały sanki, całkiem dobrze naostrzone i to w dwie strony. Futbol naprawdę pod tym względem przeszedł niesamowitą drogę. Niby jest to oczywiste, ale dopiero takie seanse jak te ostatnie z Maradoną pozwalają jeszcze raz się nad tym zastanowić.
W gąszczu treści na temat Diego, gdzieś w tureckim tweecie znalazłem imponującą statystykę: Argentyńczyk na trzech mundialach był w sumie 152 razy faulowany. Drugi jest Jairzinho (64!), a trzeci Ariel Ortega (57). Peter Shilton mówił ostatnio, że Maradona nigdy nie przeprosił za „Rękę Boga”, ale równie dobrze można spytać, czy ktoś przeprosił Maradonę za te wieczne polowanie na nogi. Rywale, jeśli przepraszali, to dopiero po latach. Jak Paolo Maldini, który mówił niedawno: "Po zakończeniu kariery zobaczyłem nagrania i zrobiło mi się autentycznie wstyd. Podszedłem do niego na gali i powiedziałem „Przepraszam”.
Aż cud, że Maradona przy swoim krewkim charakterze tyle razy puszczał to płazem. To pokazuje, że taka była po prostu piłka, uznawał to za normalność, raz tylko eksplodując, gdy znowu na drodze stanął mu Goikoetxea z Bilbao. Zabawne, że Bask mówił potem, że wcale nie miał złych zamiarów i że Maradonie wyszło to nawet na dobre, bo od tej pory zaczął zdobywać trofea. Można się tylko zastanawiać, jak dobry byłby, gdyby miał dzisiejszą ochronę. Bo to jest już inny futbol. Wszyscy zawodnicy, którzy grali w tamtych czasach, mówią, że Diego był nie do zatrzymania. To, że cały czas trzymał głowę wysoko i nie bał się podejmować kolejnych rajdów mimo haniebnych zabiegów, jest kolejnym sygnałem jakiego formatu był piłkarzem.
Pewnie dużo jest prawdy w tym, że to on pierwszy zwrócił uwagę na problem brutalnej gry. Nie byłoby jednak całej tej dzisiejszej ochrony graczy, gdyby nie zimna kalkulacja decydentów. Gdy zaraz po wejściu telewizji satelitarnych i wszelkich rewolucji w 1992 roku piłka odkręciła kurek z forsą, nikomu nie opłacało się rąbać, siekać i uciekać, ponieważ cierpienia koni pociągowych gry to cierpienie całego biznesu. W archiwum zmian przepisów FIFA widać, że w latach 1980 - 1990 nikt nie zajmował się sprawą fauli. Dopiero na mundialu we Włoszech arbitrzy dostali jasne wytyczne: chronimy gwiazdy. Mówił o tym choćby ostatnio Michał Listkiewicz w „Przeglądzie Sportowym”. Że nikt tego w centrali głośno wtedy nie obwieścił, ale wszyscy wiedzieli, że w parasolu ochronnym chodzi głównie o tego jednego najwybitniejszego, czyli Maradonę.
Walerij Szmarow, były piłkarz Spartaka Moskwa, który grał przeciwko Argentyńczykowi powiedział kiedyś, że w latach osiemdziesiątych czerwone kartki prawie nie istniały. „Musiałeś rozerwać komuś Achillesa. I wtedy ewentualnie dostałeś… żółtą” - powtarzał. Ale już w następnej dekadzie naprawdę widać zmianę. Na mundialu w Stanach Zjednoczonych czerwonych kartek było aż 15, we Francji jeszcze więcej, bo 22. Wielu piłkarzy mentalnie wciąż jeszcze tkwiło w średniowieczu, tymczasem arbitrzy nie pobłażali jak dawniej. Na mundialu w Rosji tylko czterech graczy odesłano do szatni. Gwiazdy w końcu są chronione. Bezkarne akcje jak te z filmiku Le Saux przeszły do historii. I tylko znowu Maradony szkoda. Pod tym względem uczynił grę lepszą, choć sam nie miał okazji z tego skorzystać.