Weekend był owocny w nowe wydarzenia na gruncie limitów budżetowych, które stoją przed wielkim testem. Na torze działo się też sporo, bo ludzie do tej pory bezbłędni jechali najgorzej w sezonie.
Singapur został zalany plotkami i deszczem. Niewzruszony pozostał tylko Sergio Perez, który na kolejnym ulicznym obiekcie pojechał znowu jak z nut. A co jeszcze wiemy po Grand Prix Singapuru?
*****
Meksykański pat
To wcale nie nawiązanie do Checo wygrywającego w Singapurze. Zanim na torze pojawili się kierowcy, rozpoczęła się batalia, która może namieszać w przyszłości F1. Limity budżetowe krążyły wokół sportu od wielu lat. Kiedy w końcu się dogadano i wyglądało na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku… zaraz mogą przestać mieć jakiekolwiek znaczenie. 2021 to pierwszy sezon, w którym obowiązywały.
Teraz Auto Motor und Sport podaje, że dwa zespoły, Red Bull oraz Aston Martin, miały je przekroczyć. Drugi nieznacznie, ale pierwszy z nich miał zrobić to o ponad pięć procent. To jest liczba klucz, bo to właśnie powyżej tego progu wykroczenie uznawane jest jako duże. Jako, że zeszłoroczny limit oscylował w granicach 147 milionów dolarów, to mówimy tu o kwocie ponad siedmiu milionów dolarów.
Jeżeli doniesienia Niemców się potwierdzą, to FIA będzie miała twardy orzech do zgryzienia. Problem rozpoczyna się w tym, że oświadczenia złożone w marcu nie są rozliczone do dzisiaj. Brak wyraźnej i mocnej reakcji na tak duże przewinienie będzie oznaczał słabość. Tylko problem pojawia się w dalszej części. Mówimy o sezonie 2021 i Red Bullu. Jeżeli faktycznie budżet został przez nich przekroczony, to w teorii rzutuje to na tamten rok i dwa kolejne. Dodatkowo Max Verstappen wyrwał sobie mistrzostwo w ostatnim wyścigu w Abu Zabi.
Gdzie jest limit dotkliwości kary? Skoro dotyczyć ona może jedynie 2021 roku lub przyszłego sezonu. Zabranie tytułu Holendrowi byłoby potężną, obosieczną bronią. Z jednej strony nikt nie odważyłby się przekroczyć limitu, ale skandal byłby ogromny. Jednak reakcja musi być stanowcza. Jeżeli tego zabraknie – równie dobrze możemy wyrzucić regulamin finansowy do śmieci. Nie zazdroszczę FIA sytuacji w której się znaleźli. Tutaj nie ma dobrej decyzji.
Tor kierowców i znów on
Sergio Perez w tym sezonie zdawał się osiadać na laurach. Wygrana w Monako, a potem powolny rozjazd z Maxem Verstappenem. Dodatkowo dochodziły różnice w podłogach aut, gdzie Meksykanin miał na tym sporo tracić. Jednak na ulicach Singapuru, w sercu Checo znowu odezwał się lew. Najpierw drugi w kwalifikacjach, a potem mistrzowska jazda przez cały wyścig. Nie miał sobie równych w niedziele i Leclerc zagrażał mu w wyścigu jedynie teoretycznie. Kiedy jedna czwarta stawki odpadała z wyścigu, mistrzowie świata popełniali kuriozalne błędy – on niewzruszony jechał po wygraną.
W Red Bullu mają powody do radości, bo w gorszy weekend Verstappena Perez nie pozwolił Leclercowi zgarnąć pełnej puli. Do pełni szczęścia zabrakło mu tylko najszybszego okrążenia. Wielkie brawa dla Sergio za czwartą wygraną w karierze. Wydaje się, że to był jego największy popis do tej pory. Tak też twierdził chociażby Christian Horner. Jedno jest pewne. Jechał bezapelacyjnie najlepszym samochodem, a do tego robił z niego świetny użytek.
To samo próbował robić Verstappen, ale jego zadanie było maksymalnie utrudnione po kwalifikacjach. Red Bull popełnił błąd i nalał mu zbyt mało paliwa, przez co nie ukończył on swojej ostatniej pomiarowej próby. Holender był wściekły i trudno mu się dziwić. W trudnych warunkach pogodowych start z ósmej pozycji to wielkie ryzyko. Na koniec dnia przyjechał on siódmy, co powinien przyjąć z pocałowaniem ręki. W walce z Lando Norrisem dwukrotnie był o włos od przedwczesnego zakończenia wyścigu. Ze świętowaniem musi poczekać. Przynajmniej do Japonii.
Piruety, dzwony i wybuchające silniki
Pod jednym względem ten wyścig zaskoczył mocniej niż można się było tego spodziewać. Liczba błędów kierowców z czołówki była dosłownie porażająca. Max Verstappen próbujący walczyć z Lando Norrisem zostawił na singapurskim asfalcie ślady hamowania na jakieś 50 metrów. Lewis Hamilton dosłownie wbił się w bandę próbując wyprzedzić Carlosa Sainza. Jego kolega z zespołu, George Russell, ma weekend do zapomnienia. Fatalne kwalifikacje, podobnie w wyścigu. Podjęte ryzyko zjazdu po slicki odbiło mu się czkawką. Jedynym pocieszeniem na dalszą część sezonu może być zyskany silnik do puli, po niedzielnej wymianie.
Jednak w dwóch zespołach było jeszcze gorzej. Williams zakończył swój wyścig przedwcześnie po błędach swoich kierowców. Nicholas Latifi przy okazji zabrał ze sobą Zhou Guanyu wciskając go w bandę. Później Alex Albon przyładował w bandę i Williams mógł zacząć pakowanie do Japonii.
Alpine ma większy problem. Niedawno brali kary za nowe jednostki napędowe, tymczasem oba auta się zepsuły. Nie ma wątpliwości, że w obu wypadkach dokładnie ta część auta zawiodła. Szkoda, bo Francuzi mogli tutaj liczyć na zdecydowanie lepszy wynik, a Fernando Alonso mógłby nawet kręcić się w okolicach podium.
Czekając na Japonię...
W tym tygodniu mogą wyjaśnić nam się dwie zagadki. Pierwsza to oczywiście tytuł Verstappena. Holender na Suzuce po prostu musi wygrać i zdobyć najszybsze okrążenie, aby nie martwić się już zupełnie niczym. W teorii, ma los we własnych rękach.
To oczywiście najlepsze rozwiązanie dla Red Bulla, jak i Hondy. Japończycy w teorii wyszli z F1, ale wszyscy doskonale znamy prawdę. Piękna symbolika może być w tym wydarzeniu. Wzajemne zaufanie obu brandów przekształca się w dominację, a świętowanie drugiego tytułu Maxa w Kraju Kwitnącej Wiśni będzie idealnym zwieńczeniem tej sytuacji.
Druga, to oczywiście budżetowy słoń w pokoju. Tutaj wydarzyć może się wszystko. Od dosłownego piekła, jeżeli okażę się, że Red Bull „przeskoczył skocznie”, bo mżawkę z ogromnej chmury. Horner utrzymuje, że tutaj nie ma sensacji, a oni są pewni swego. Dodatkowo wychodzi mocno ofensywnie, atakując inne zespoły. Oczywiście mając racje, bo skąd mają one wiedzieć, co jest w TAJNYCH dokumentach przekazanych FIA?
Środa ma być dniem granicznym. Wtedy ma zostać przyznana certyfikacja. Pozostaje mieć nadzieję, że ciało nadzorcze będzie w tej sytuacji transparentne, bo sytuacja zaczęła tego wymagać.
Komentarze 0