Czy snitch-wave naprawdę przejmie rap? Kaz Bałagane rozpoczyna dyskusję, my się w nią włączamy

Zobacz również:Steez wraca z Audiencją do newonce.radio! My wybieramy nasze ulubione sample w trackach PRO8L3Mu
tekashi-1.jpg

Jeden z najbardziej wpływowych polskich nawijaczy twierdzi, że Tekashiego 6ix9ine'a nie spotka infamia, bo po jego wyjściu wyznacznikiem rapu przestanie być szeroko rozumiana prawdziwość. Postanowiliśmy na moment pochylić się nad tym tematem.

Jako dziennikarz powinienem podchodzić z odrobiną rezerwy do popularności gatunku Q&A. I nie ma w tym nic dziwnego – skracanie dystansu między twórcą a jego fanami może kiedyś doprowadzić do ogólnopolskiego kręcenia nosem w sprawie wywiadów, skoro wszystko da się zrobić w opcji do it yourself, z możliwością wybierania tylko wygodnych dla siebie pytań.

Są jednak pozytywy. Ot, choćby ten, że kiedy Kazek wchodzi w interakcję ze swoimi fanami, to jego wypowiedzi stają się wręcz wymarzonym przyczynkiem do opublikowania szerszego, odautorskiego komentarza na ten czy inny temat. Tak jest właśnie w tym przypadku. Zrzut ekranu zdążył już pewnie zalać przynajmniej część waszego feedu, ale nie sposób od niego nie zacząć.

balagane.jpg

First of all: szacunek za niezbywanie odbiorców idealnie przezroczystymi andronami o zabawie muzyczką, luzingu i braku wczutki. Od kogo jak od kogo, ale od faceta, który chętnie zdaje raport z ciemnej strony życia, tej spod znaku upasionych szczurów, hajsu bez pokwitowań i zapaćkanego klosza w tanim burdelu, można wymagać ustalonego świato- i rapopoglądu.

Muzyka Bałagane i street cred to rzeczy synonimiczne, więc dobrze się stało, że to akurat wspomniany raper jasno opowiedział się po stronie prawilności. Jak jednak przekonuje warszawski narrator, za moment słuchacze nie będą dawać tzw. jebania o to, czy ktoś jest sztywny, czy może też ma kręgosłup stworzony z gumy balonowej.

Jakkolwiek wnerwi to spore grono odbiorców rymów i bitów, wydaje się, że snitch-wave faktycznie wjedzie z buta – przynajmniej w obrębie tej najbardziej przemysłowej odnogi, która trafia do najszerszego audytorium. Rap jest nowym popem nie tylko dlatego, że najpierw z uporem maniaka wypłacał przez lata buły innym gatunkom, a potem zupełnie zasłużenie przejął mistrzowski pas. Jest nim także dlatego, że sukcesywnie, kawałeczek po kawałku, wyrywał swój truskulowo-świadomościowy korzeń, by w swej najbardziej mainstreamowej mutacji stać się po prostu ładnie brzmiącą muzyką mas. Sądzenie, że doraźnego słuchacza obchodzi to, czy śpiewak z radyjka jest czemukolwiek wierny i czy jego egzystencja nie jest przypadkiem szukaniem dupochronu, jest czystą głupotą.

Wyjście 6ix9ine i jego dalsza kariera mogą być jednak ciekawe także dla rapu ogółem. Mowa o gościu, który (pomijając niewątpliwą hitowość) legitymizował swoje barsy ulicznymi koneksjami, po czym wykonał tchórzliwą woltę. Powrót będzie prawdziwym testem dla odbiorcy idealnie przeciętnego – ani tego pospinanego na pozostawanie wiernym zasadom, ani tego, który jest rap-radio-friendly. Czy ten wypośrodkowany i nieźle obeznany machnie ręką i będzie słuchał z pełnym zaangażowaniem, dajmy na to, lovesongów, czy jednak dawanie klików facetowi, który chorągiewkuje, będzie dla niego nie do przeskoczenia, bo nie będzie mu w stanie uwierzyć w ani jedno słowo, nawet to związane z jego faktycznymi uczuciami?

Jak już wspomniałem, jesteśmy na etapie szeroko zakrojonej popizacji, ale rap pozostaje jednak tym gatunkiem, w którym liczy się prawdziwość – dlatego coverów mamy (i pewnie będziemy mieć nadal) jak na lekarstwo, a żaden poważny, szanujący się raper nie zostanie ghostwriterem młodego typa, który ma giętkie flow, ale jego linie to wyłącznie kocopoły. Warto zaznaczyć, że w przypadku tej mitycznej prawdziwości niekoniecznie chodzi o bycie prawilniakiem i obowiązkowy starter pack z klamką. Gdyby dziś W.E.N.A. nawinął historię śmierci utalentowanego koszykarza, który faktycznie nie istniał, nie przeczytałby pewnie tylu nieprzychylnych komentarzy co kiedyś, ale za to zapożyczenie od kogoś innego emocji i przeżyć spotkałoby się z wyjątkowo soczystymi jobami.

A co do rodzimej kroniki kryminalnej... Był jeszcze do niedawna na scenie taki ktoś jak Michał Wojtek. Ba, złapał w 2016 roku – czyli nie tak dawno – całkiem sporo słuchaczy w podziemiu, bo wypadał barwnie, ale teraz pamięta się go głównie z kawałka, który był jednym z elementów przepychanki wewnątrz kolektywu Palewave. Zwał się Wyznanie świadka – nieprzypadkowo, bo autor storytellingował na temat rozmawiania z policją o swoich kolegach. Forumkowa fala propsów była zdecydowanie mniejsza niż fala hejtów.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze przede wszystkim o muzyce - tej lokalnej i zagranicznej.