DETALE I NIUANSE. Poważny piłkarz spędza w pracy więcej niż tradycyjne 8 godzin w biurze

Zobacz również:Osobowość, pewność siebie, technika. Sebastian Walukiewicz i rok na wielki skok
CristianoRonaldo-1226435548.jpg
Fot. Daniele Badolato - Juventus FC via Getty Images

Cristiano Ronaldo wrócił do treningów w Turynie i zadziwił znacznie lepszymi wynikami fizycznymi niż przed pandemią. W ośrodku treningowym pojawia się cztery godziny przed treningiem. O tym w kółko opowiada młodym zawodnikom Jacek Magiera – albo zadbacie o duszę i ciało, albo zostanie wam przeciętność.

Na kanwie ostatniego dokumentu o Michaelu Jordanie, zresztą produkcji roku, która niewyobrażalnie wywinduje oczekiwania co do filmów sportowych, nie trudno znaleźć jego odpowiednik w świecie futbolu. Od razu na myśl przychodzi Cristiano Ronaldo – nikt inny nie pasuje tak dobrze do profilu pracoholika, chorobliwie uzależnionego od wygrywania, momentami pewnie toksycznego dla otoczenia, ale popychającego je do przodu dla wspólnego (a być może indywidualnego) dobra.

„Wygrywanie ma swoją cenę. Chciałem wygrywać, ale chciałem również, aby oni byli częścią tego wszystkiego. Nie musiałem tego robić, działałem tak, bo jestem, kim jestem. To moja mentalność. Jeśli nie chcesz iść za mną i grać w ten sposób, to nie graj” – mówił Jordan, pokazując, że jego manie doprowadzały do wściekłości, ale i historycznych sukcesów. Od razu pojawiają się przebłyski z meczów Ligi Mistrzów, gdy zawodnicy Realu przeżywali gorsze chwile, ale mieli Cristiano. Tego nadającego do znudzenia o zwycięstwie tuż przed pierwszym gwizdkiem, a później dodającego wiary i pewności siebie w 60. minucie przy niekorzystnym wyniku.

Wystarczająco nasłuchaliśmy się o tym, że pandemia zrujnuje formę zawodników, treningi bez piłki będą widoczne gołym okiem, ale wcale nie jest tak okropnie jak wróżyliśmy. Innym wysiłkiem jest bieganie po lesie, innym zderzenie z rywalem i kilka upadków na boisku. Lecz przykład Cristiano Ronaldo pokazał, jak można było wykorzystać ten czas. Aż trudno uwierzyć, ale spotykała go krytyka, bo wyleciał na Maderę spędzać czas w rodzinnych stronach. A przecież w każdej chwili Juventus mógł ogłosić powrót do zajęć. Teraz myślę sobie, że jakiekolwiek obawy w jego przypadku to nonsens, bo przecież on zawsze wykona pracę za dwóch. Jego nie trzeba kontrolować, bo życie rodzinne zawsze podporządkuje karierze i profesjonalizmowi. Zwłaszcza w jej ostatnich latach.

Portugalczyk stawił się w Juventus Center. Od razu poprosił o dodatkowy trening strzelecki z przyjacielem i trzecim bramkarzem, Carlo Pinsoglio. „Szukamy doskonałości, aby poczuć się silniejszym” – tłumaczył. W „Tuttosport” donoszą, że Portugalczyk zaskoczył cały sztab szkoleniowy, przylatując z lepszymi wynikami niż przed rozpoczęciem pandemii. Wiadomo, że wtedy byli w rytmie meczowym, rywalizowali co trzy dni, więc moc mogła delikatnie uciekać. Ale nagle Portugalczyk jest szybszy, bardziej wytrzymały, silniejszy, świeższy niż trzy miesiące temu – tam, gdzie jakiekolwiek parametry można zmierzyć, tam widzimy postęp. To efekt jego rygorystycznego treningu na Maderze. Ale mówimy o człowieku, który zatrudnia sztab ludzi i zainwestował w siłownię lepszą niż ma niejeden topowy klub. Renato Sanches żartował kiedyś, że w domu u Cristiano są lepsze warunki niż w Bayernie Monachium. I jak tu nie powiedzieć, że mamy do czynienia z fenomenem fizycznym – w końcu mowa o 35-latku. Młodszych od niego wysyłano już na emeryturę, a ciało odmawiało im posłuszeństwa. W tym przypadku to Cristiano panuje nad ciałem, którego uczył się latami.

Ile pojawiło się śmiechu na Twitterze, gdy przekazałem, że Portugalczyk wczoraj pojawił się w klubie już cztery godziny przed rozpoczęciem treningu. Jestem ostatnią osobą, która wyznaje mierzenie pracy czasem. Nienawidzę systemu, w którym należy odbijać kartę. Wyznaję, że jeśli potrafisz zrobić coś skutecznie i zadowalająco w trzy godziny, to tylko działa na twoją korzyść. Ale wiele takich osób czeka bezczynnie kolejne pięć, aż wybije magiczne osiem godzin. Szczególnie w Polsce uwielbiamy rozliczać ludzi z czasu pracy – czym dłużej, tym lepiej. Fenomen Łukasza Szumowskiego zaczął się przecież od podkrążonych oczu – to akurat naród uwielbia. Widać po nim, że pracuje. Nie dosypia, czyli pracuje. Poświęca się, robi nadgodziny. Dopiero jak zobaczymy pot, łzy, podwinięte rękawy i ubrudzoną koszulę, to stwierdzimy, że ktoś rzeczywiście pracował. Podczas gdy to nie ma żadnego związku z realnymi efektami czy wydajnością. Nie twierdzę, że nic nie robił – po prostu pracowanie po nocach niewiele mówi bez szerszego kontekstu.

Pewnie nigdzie indziej Adam Nawałka nie zbudowałby takiego mitu jak w naszej reprezentacji. Ależ to się sprzedawało – cały sztab nie sypiał nocami, analizy od rana do nocy, tytani pracy. Zaangażowania nikt im nie odmówi, ponoć tak trener nadrabiał pewne braki. Normalnie człowiek uznałby, że lepiej się wyspać i funkcjonować dobrze następnego dnia. Zaplanować pracę i się z nią wyrobić. Ale jak doskonale brzmiało takie poświęcenie. W rzeczywistości zapewne selekcjoner miał problemy z bezsennością, miewał też swoje fobie organizacyjne, rozmyślał nad kolorem koszulek na zbiórkę, potrzebował jakoś zająć czas w nocy, przez co angażował w to inne osoby. Historia urosła jednak już do miana legendy – wszyscy na nogach wraz z pierwszym pianiem koguta, a rywala rozpracowywali jeszcze wtedy, gdy on już przewracał się na drugi bok. Ostatecznie to wynik sportowy definiuje, jak zostaniesz odebrany. A Nawałka osiągnął świetny, więc zasłużenie zbierał laury. Pamiętajmy, że mieliśmy już w historii mistrzów świata kierujących się absurdalnymi zabobonami i szukających odpowiedzi w gwiazdach oraz wybitnych specjalistów, którzy byli przygotowani pod każdym względem, ale od dawna nie mogą wygrać Ligi Mistrzów.

Wracając jednak do meritum – w przypadku Cristiano nie trzeba mnie przekonywać, że to nie są historyjki puszczane w świat dla zbudowania jego mitu. Za dużo było opowieści naocznych świadków na czele z Wojciechem Szczęsnym. Słuchaliśmy też niepocieszonego Patrice'a Evrę, który chciał się dobrze najeść, a dostał w jego domu kawałek białego mięsa i zaproszenie do kolejnych treningów. Na tym punkcie Portugalczyk po prostu ma świra.

Co on w zasadzie robi przez cztery godziny przed treningiem? Myślę, że tego czasu i tak mu braknie. Jest multum ćwiczeń, o których większość zawodników nie myśli. Praca nad stabilizacją, rozciąganie ciała, rolowanie odpowiednich partii, dbałość o regenerację, przygotowanie umysłu, dopieszczenie każdej partii organizmu, do tego u Portugalczyka dochodzi jeszcze yoga. Efekty mamy w świetnej formie i wieku biologicznym Cristiano. Tego, że omijają go problemy zdrowotne, nie tłumaczyłbym fartem.

Cristiano-Ronaldo-e1588588647774.jpg
fot. Eurasia Sport Images/Getty Images

Takie zachowanie wcale nie musi być standardem wśród profesjonalistów. Przecież wielu zawodników, gdyby nie miało nad sobą bata, nie dbałoby o to. Nawet w naszej reprezentacji narodowej znajdą się piłkarze, którym trzeba przypominać o rozciąganiu po zawodach czy odpowiedniej regeneracji, bo traktują to dość podwórkowo. Niejeden zawodnik z poziomu Ligi Mistrzów ogranicza swoją karierę do 2 godzin dziennie – dwóch godzin treningu albo dwóch godzin meczu. Niekoniecznie interesuje ich coś poza tym. Nie myślą o schłodzeniu mięśni, wzmocnieniu organizmu, zadbaniu o zbilansowaną dietę, sprawdzeniu reakcji ciała na różne reżimy. Nie analizują swoich spotkań ani tym bardziej rywali, płyną z prądem. Rzecz jasna, nie można wrzucać wszystkich do jednego worka. Pewnie niejeden Latynos zostałby zniszczony przez zbyt zorganizowane podejście. Do każdego trafia co innego. Ale trzeba poszukać najlepszych dla siebie rozwiązań. Sam z wiekiem przestałem być wyznawcą kultu talentu, bo zobaczyłem, jak to niewiele daje w zestawieniu z pracowitością. Nic nie przyjdzie za darmo, choć kiedyś wydawało mi się, że tak to właśnie działa. Gwarancji sukcesu nikt ci nie da, ale jak inaczej ograniczyć margines błędu, niż przez lepsze przygotowanie.

Młodym piłkarzom w kółko opowiada o tym Jacek Magiera – wybór należy do Was. Możecie być kozakami na treningach, ale nic nie osiągnięcie, jeśli nie pomyślicie o waszym zawodzie i przyszłości jako pracy 24 godziny na dobę. Bo w pewnym momencie zaczyna mieć znacznie, ile Ty spałeś, a ile spał rywal, czy regularnie się rolujesz, czy pracujesz poza treningami piłarskimi nad sprawnością, czy przeanalizowałeś swoje ostatnie występy, czy porozmawiałeś z psychologiem o problemach, czy uporządkowałeś głowę albo poszukałeś inspiracji wśród większych postaci. To ciągła praca nad ciałem i duchem.

I jasne, że można być niezłym piłkarzem, nie podchodząc nawet w pełni serio do treningów. Zamknąć się w dwóch godzinach. Ale przyjdzie taki czas, że wszyscy ci uciekną, bo piłka zbyt się rozwija. Pędzi niewyobrażalnie. Rywalizuje na detale i podkręcanie wyników, które pięć lat temu uchodziły jeszcze za nierealne. Zbyt duże znaczenie ma to, co robisz poza boiskiem. Niewidzialne dla telewidza.

Cristiano pracuje nad wszystkim – łącznie z głową. Dziś w Juventusie zastanawiają się, jak mu pomóc, bo martwi się „efektem zamkniętych drzwi”. Czyli jak człowiek – niczym Jordan – przyzwyczajony do publiczności, pobudzi się bez obecności kibiców. To aktor sceniczny. On musi mieć kogoś, kto go podziwia. I zarazem napędza. Nie może występować dla nikogo, co odczuwał już podczas meczu z Interem przed przerwaniem rozgrywek. Jeśli się zsumuje całą wykonaną pracę: drużynową, indywidualną, psychologiczną, rozwojową, to 8 godzin okazuje się niewystarczające. Przynajmniej w jego przypadku i tych, którzy myślą o karierze kompleksowo.

Nawet kiedy skończą obowiązki, wypełnią założone trzy treningi, nadal są w pracy. Ciało jest ich narzędziem, a łatwo je zaniedbać i zaprzepaścić wcześniejsze starania. To przede wszystkim ludzie. Przychodzi wieczór i człowiek zaczyna się zastanawiać, czy walnąć sobie winko. Albo piwko, albo coś mocniejszego. Przecież to nie grzech, do posiłku jak znalazł. We wszystkim jednak trzeba szukać umiaru, granic, myśleć o wpływie na organizm. To niekończąca się presja tego, że jutro przyjdzie kolejny trening, mecz, rywalizacja. Porównanie z innymi. Jednych zgubią słodycze, drugich alkohol, trzecich gry komputerowe. A w tym czasie Cristiano się roluje albo wysypia.

Najcięższa walka to zawsze walka z samym sobą, a nie przeciwnikiem. Złamać siebie jest najtrudniej. Zmusić się do czegoś, nie dać pokusom, pilnować regularności. Aby jeden luźniejszy dzień nie stał się dwoma. Cristiano Ronaldo to przykład wręcz chorobliwy, ale do którego warto dążyć. I to w wymiarze ludzkim – każdego naszego małego postanowienia i zaangażowania w temat, jakiego się podejmujemy. Nawet jeśli we fragmencie dojdzie się do jego przyzwyczajeń, można powiedzieć, że jest się na właściwej drodze.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Uwielbia opowiadać o świecie przez pryzmat piłki. A już najlepiej tej grającej mu w duszy, czyli latynoskiej. Wyznaje, że rozmowy trzeba się uczyć. Pasjonat futbolu i entuzjasta życia – w tej kolejności, pamiętajcie.