Dlaczego na dyskografii Pezeta można uczyć się historii polskiego rapu?

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Pezet fot. Lola Banet.jpeg
fot. Lola Banet

Nigdy nie był podręcznikowym kronikarzem swoich czasów. Więcej, jego cała dyskografia jest mocno osobista, momentami introwertyczna. A jednak kolejne solowe wydawnictwa Pezeta dają dość czytelny obraz tego, jak przez ostatnie dwie dekady przeobrażał się krajowy rap.

Jeśli przyjąć, że to gatunek, który w wydaniu lokalnym jest z nami od połowy lat 90., to Pezet jest w nim praktycznie od zawsze. Zaczynał jako licealista w drugiej połowie tamtej dekady, a pod pierwszym legalnym albumem, nagranym z Onarem w składzie Płomień 81, podpisał się jeszcze przed 20. rokiem życia. Jego gwiazda w pełni rozbłysła dopiero w 2002 roku, przy Muzyce klasycznej. Podobno Pezet zaproponował Noonowi współpracę przez telefon, po kilku piwach wypitych na zachętę. Od tego telefonu zaczęła się solowa kariera, która trwa równe 20 lat.

cover_Pezet_Noon.jpg
fot. kadr z klipu "Re-fleksje"

Równa? Nie zawsze. Ale prowadzona w stały, konsekwentny sposób. Wbrew pojawiającym się czasem zarzutom, Pezet nie jest stylistycznym koniunkturalistą, płynącym z nurtem aktualnych trendów; od kilkunastu lat dobrze czuje się, balansując na linie rozpiętej pomiędzy klasycznym rapem a klubowymi brzmieniami. Opowiada o sobie, ale tak, żeby w tych przemyśleniach setki tysięcy słuchaczy mogły przejrzeć się jak w lustrze; ręka w górę kto nie zaliczył prywatnego flashbacku przy autobiograficznych przecież Nisko jest niebo czy Nie zobaczysz łez. Raper za moment wydaje Muzykę komercyjną – to świetny moment, żeby przejść przez jego solową karierę, ale bez prostego wybierania ulubionych singli czy szeregowania płyt od najgorszej do najlepszej. Zamiast tego zastanówmy się, jaki obraz polskiego rapu (a czasem i Polski) odbija się w każdym z jego dotychczasowych wydawnictw.

Muzyka klasyczna (2002)

PEZET-NOON-MUZYKA-KLASYCZNA-CD.jpeg

Myśleliśmy, że rzeczywistość nowej Polski pozwoli nam, 20-latkom, jakoś spektakularnie zaistnieć. Myliliśmy się bardzo. Ci z nas, którzy powinni dbać o intelektualne i duchowe zaplecze, uczestniczą dzisiaj w nachalnym urabianiu najniższych społecznych gustów, bo tylko w ten sposób mogą zarobić na życie. To fragment artykułu Generacja Nic autorstwa muzyka Cool Kids Of Death, Kuby Wandachowicza – napisanego w 2002 roku dla Gazety Wyborczej. Nie było wówczas szerzej komentowanego tekstu o tym, z czym muszą zmagać się młodzi na początku XXI wieku; popularności sprzyjał też hype wokół debiutanckiej płyty Cool Kids Of Death, która trafiła do sklepów pod koniec czerwca, ledwie dwa i pół miesiąca po Muzyce klasycznej.

I chociaż stylistycznie to dwie różne bajki – garażowy indie rock kontra rap za zyski, gorący, czysty, zwykły – i CKOD, i Pezet trafili do tych samych młodych, wrażliwych, wkurzonych ludzi, którzy nie czuli, żeby ktokolwiek słyszał ich głos. W Muzyce klasycznej szukano pokoleniowego manifestu, oczywiście przez pryzmat Ukrytego w mieście krzyku. Tymczasem to przede wszystkim album – synteza tego, co najlepsze w polskim rapie pierwszej fali, pełen melancholijnego, stricte polskiego soundu Noona i Pezeta – imprezowego hedonisty, uważnego obserwatora i filozofa w jednej postaci. A że był o poziom lepszym tekściarzem niż praktycznie cała konkurencja, to Muzyka klasyczna stała się muzyką klasyczną już chwilę po premierze. Ot i cała tajemnica sukcesu.

Wspólny debiut Pezeta i Noona odbieramy dziś jako probierz jakości ówczesnej sceny, best of the best krajowego rapu początku lat zerowych, a jednocześnie zapis lęków i nadziei dwudziestoparolatków, którym wmówiono, że w kapitalizmie będą kimś, ale sami jeszcze nie wiedzą kim. Co oprócz Ukrytego w mieście krzyku pięknie opisują nastrojowe (a jednocześnie mocno uliczne) Te same dni, te same sny. Szkoda, że to nie był tak wielki hit jak utwór, który znajdował się na trackliście tuż przed nim.

Muzyka poważna (2004)

PEZET-NOON-MUZYKA-POWAZNA-CD.jpeg

Chyba jednak odrobinę lepszy album od Muzyki klasycznej, aczkolwiek to ten sam case, co Kanye przełomu 00's/10's: arcydzieło goniące arcydzieło. Teoretycznie ta płyta powinna wyglądać zupełnie inaczej; po niemałym jak na tamte czasy komercyjnym sukcesie debiutu (dzisiaj mówilibyśmy o tylko dwudziestu kilku tysiącach sprzedanych płyt, wtedy – o aż dwudziestu kilku tysiącach) i Senioricie, która nie schodziła z Vivy i MTV, Pezet i Noon mogliby pójść w regularną masówkę. Wydawca mówi: nagraj jakąś Senioritę / Ja mówię, już nagrałem na poprzedniej płycie – wyjaśnia w numerze W branży Pezet. I to jakby zamyka temat.

Jakby wskazać, o czym jest Muzyka poważna, to chyba jednak o rozczarowaniu. Pezet zrozumiał, że nawet będąc w czołówce krajowych wykonawców muzyki, rap nie jest w stanie zarobić ułamka tego, co jego odpowiednicy zza Oceanu. W pokoju tylko kupa śmieci, muszę spać za ścianą / Mieszkać z mamą, a chcę jeść tam w San Marzano / U mnie jak u ciebie – wciąż to samo – nawijał w To Samo, utworze – wizytówce całości. Ale to rozczarowanie dominowało wśród ówczesnych raperów z topki. Pomimo ogromnej wagi ich muzyki dla młodych ludzi, media dalej traktowały ich jak prymitywów, wciąż zbierali finansowe okruchy ze stołu, zawłaszczanego przez artystów pop, w dodatku rap też się zmieniał – w rozmowie z autorami książki To Nie Jest Hip-Hop Noon wspominał: fajnie było odnieść z nią sukces w chwili premiery w 2004 roku, ale tak się nie stało – niby było całkiem OK, ale na pewno nie finansowo; w dodatku w tym samym okresie rozpoczęła się niesławna era hip-hopolo, a ja miałem już tego wszystkiego dosyć. I tak to wyglądało wśród czołowych artystów pierwszej fali polskiego rapu, dlatego Muzyka poważna jest bodaj najlepszym zamknięciem tego okresu.

Muzyka rozrywkowa (2007)

1200x1200bf-60.jpg

Trochę jakby przewrót kopernikański – od smutnego narratora codziennych realiów z życia Polaków do agresywnego, plującego punchline'ami na lewo i prawo hedonisty. Zapomnijcie o noonowskiej melancholii, tu dominują wpływy stricte zaoceaniczne: crunk, dirty south czy wszelkiej maści echa Timbalanda, w którym zasłuchiwał się Szogun, naczelny producent krążka. Słuchacze byli w szoku i wypada wspomnieć, że wielu niemal z marszu odrzuciło takie wydanie Pezeta.

On sam wspominał po latach, że wciąż bardzo lubi ten album. I żeby nie odbierać go jako wydawnictwa stricte imprezowego. Muzyka rozrywkowa ma dokumentować ten etap życia Pezeta, gdy znajdował się w szponach melanżu. Natomiast nawet tu nietrudno znaleźć momenty rozgoryczenia życiem, mocno emblematyczne dla jego całej twórczości. Tutaj codziennie uczę się, że nie ma uczuć / Jest tylko hajs, seks, hajs i trochę brudu / Ziomki zbijają piątki, gdy wchodzę do klubu / Plotki gonią plotki i wyzbywam się skrupułów – zaczyna pierwszą zwrotkę Lojalności. Czyli hedonizm, ale nie do końca czujemy się w nim dobrze.

W podobnym zawieszeniu tkwił wówczas polski rap, wciąż popularny, ale zaliczający lekki regres popularności. To także był ten okres, w którym jego najważniejsi przedsatawiciele wjeżdżali w klimaty bardziej parkietowe; druga połowa lat zerowych to przecież wysyp imprezowych bangerów od Gurala, to coraz mocniej flirtujący z popem Tede, nawet Rychu Peja wjeżdżał wtedy w swoje grube impry. Może i zawartość muzyczna Muzyki rozrywkowej jest co najmniej niedzisiejsza, ale w takich brzmieniach był wówczas zakochana krajowa scena. Poza tym punche, punche, punche. Najostrzejszy Pezet jest właśnie tu.

Radio Pezet (2012)

b02ae3678cb43f4fbbba52ae523f90c2.1000x1000x1.png

Minęło pięć lat i znowu wydawnictwo, które spolaryzowało ludzi. Tu jednak trzeba od razu dodać, że Radio Pezet, i to jeszcze w nie tak mocnych czasach dla krajowego rapu, było płytą, o której się mówiło i na którą długo się czekało. Nawet aż za długo; pierwszy singiel, Co mam powiedzieć, ukazał się latem 2011 roku, a cały album – jesienią 2012. W tle kłótnie z Sidneyem Polakiem i elektryzujące zapowiedzi, jakoby Pezet miał nagrywać album na dubstepach. Co swoją drogą faktycznie się wydarzyło.

Nie można mówić o Radiu Pezet bez szybkiego nakreślenia mapy klubowych trendów przełomu lat zerowych i minionej dekady. A było tak, że wobble, basy i mityczne pierdolnięcie owszem, dominowało, ale w okolicach lat 2009, 2010. Dubstep był u nas lubiany, ale tylko przez moment; zresztą w ogóle wypada rozróżnić imprezy na te z dubstepem korzennym, spod znaku Bengi, Skreama czy Pincha (tu najgrubsze rzeczy działy się we Wrocławiu czy w Poznaniu) i z masowymi spędami spod znaku wiertarek, gdzie didżej umarłby, gdyby raz na godzinę nie zagrał Skrillexa czy Borgore'a. Tego typu wydarzenia działy się w całej Polsce. Ciekawe, że rok 2012 to już bardziej dominacja lżejszej muzyki basowej. Czas, kiedy w kultowym, stołecznym klubie 1500 metrów do wynajęcia grywali Jamie XX i James Blake, a najważniejszym wydawnictwem sezonu był debiut SBTRKT-a.

Gdzieś w tym wszystkim swoje miejsce usiłował znaleźć Pezet – jednocześnie zaziomowany z warszawskimi promotorami imprez basowych i zafascynowany brytyjską ulicą; wszak to Koka Beats wydała w 2013 roku niszowy, ale bardzo dobrze przyjęty, grime'owy krążek Wuzeta Własne zdanie. I gdzieś w tym tyglu inni też szukali swojego kawałka podłogi. MentXXL z jednej strony zaczynał przygodę z Flirtini, z drugiej – dopieszczał brzmienie Za młodych na Heroda, stricte rapowego debiutu Rasmentalism. Jego kolega zza konsolety, Jedynak, współorganizował koncerty, grywał imprezy, na których rap przeplatał się z elektroniką, a za moment miał zaopiekować się Taco Hemingwayem, z którym wspólnie wywrócą scenę do góry nogami. Produkujący jeden z numerów na Radio Pezet duet Supra1 wkrótce się rozpadnie, a jeden z jego członków, Tomek Wirski, szeroko wjedzie do świata mody jako współtwórca MISBHV. To były kolorowe, głośne i zupełnie niesamowite czasy, bardzo dobrze oddane przez klimat tej płyty.

Muzyka współczesna (2019)

Towar_54752_171098.jpg

We wspomnianej już książce To Nie Jest Hip Hop poza rozmową z Noonem ukazał się też wywiad z Pezetem, w którym wspomina, że wiadomo, Muzyka klasyczna, Muzyka poważna, piękne czasy, ale największą niezależność finansową uzyskał dopiero po pokrytym złotem Radiu Pezet. Gdyby wydana w 2018 roku książka ukazała się kilkanaście miesięcy później, ten fragment wyglądałby zupełnie inaczej. Bo nawet Pezet nie spodziewał się, że Muzyka współczesna zażre aż tak mocno.

Ponad 90 tysięcy sprzedanych egzemplarzy albumu. Promocyjny koncert na Torwarze i sold out w kilkanaście minut; jeśli dobrze pamiętamy, to chyba niepobity dotąd rekord tej hali. Muzyka współczesna trafiła w idealny moment początku peaku polskiego rapu; szaleństwo wokół Maty i Taconafide, zapełniony Narodowy na koncercie Taco Hemingwaya, gigantyczny sukces Wojtka Sokoła i kolejnych wydawnictw PRO8L3M-u... I z perspektywy czasu jest płytą potężną. Na żadnym innym albumie Pezet tak dobrze nie pożenił melancholii z bangerozą. Znalazł producenta idealnego; chemia pomiędzy nim a Auerem, który na przestrzeni jednego krążka potrafił stworzyć i boombapowe Intro, i klubową, monumentalną Gorzką wodę, była taka, jak kilkanaście lat wcześniej z Noonem. A przy tym Muzyka współczesna jest albumem wręcz wybitnie wsobnym. Nigdy wcześniej Pezet nie był tak dojmująco smutny, nigdy tak brutalnie nie rozliczał się z błędami własnego życia. Przecież Nie zobaczysz łez to jeden z najbardziej poruszających pamiętników współczesnego rapu i aż dziw, że Kapliński odważył się wybrać tak osobisty track na jeden z singli.

Ta płyta to rapowy mecz gwiazd i portret sceny z okresu jej największej świetności, dosłownie na sekundy przed tym, jak pandemia zatrzęsła rynkiem. W dodatku od początku podobała się większości słuchaczy. Kto wie, czy z perspektywy czasu to wydawnictwo nie jest dla niego ważniejsze od albumów z Noonem? Pamiętajmy, że parę lat wcześniej Pezet grywał po małych klubach, więc tak spektakularnego comebacku krajowa scena dotąd nie widziała.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.
Komentarze 0