Drugi klasyk Molesty. To skandal, że tak mało mówi się o „Ewenemencie”!

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
Molesta
„Skandal. Ewenement Molesty”

„Skandal”. Pamiętasz, kto cię wychował? – nawijał Vienio na Nigdy nie mów nigdy, podsumowując wpływ debiutanckiego krążka swojego macierzystego składu. To jednak nie ten album jest w dyskografii Moleściaków najciekawszy.

„Skandal” był płytą zupełnie przełomową – głosem niemych wcześniej warszawskich blokowisk, elementarzem ich języka i zasad nim rządzących, a także zaczątkiem chuligańskiego rapu, który po dziś dzień pozostaje polską wersją gangsta rapu – nawijaną nie z klamką za paskiem, ale ze sztywno trzymaną gardą, twardą, osiedlową bajerą dającą wgląd za zimną i bezduszną, wielką płytę. Jeśli jednak z dokonań Molesty miałbym wybrać ten jeden krążek, który uważam za najbardziej spójny, (jak bagno) wciągający i – po prostu – najlepszy, wskazałbym „Ewenement”. Album jeszcze bardziej mroczny, hermetyczny i bezkompromisowy niż jego poprzednik, a jednocześnie bez porównania bardziej dopracowany tak jeśli chodzi o bity i teksty jak i klimat całości. Produkcje Moleściaków i Volta były wówczas równie surowe jak filmowe, teksty proste i mentorskie, ale również osobiste i dotkliwe, a gościnne udziały Sokoła, Chady czy Wilka przeszły do historii krajowego rapu. I w żadnej innej gałęzi sztuki nie ma chyba lepszej dokumentacji klimatu miejskiego ciężkiego Warszawy lat dziewięćdziesiątych niż na tej właśnie płycie – pisałem w przeszłości. Nadal nie wiedząc czy Ewenement pisać w cudzysłowie jako tytuł, czy bez – jako nowe wcielenie warszawskiego zespołu, powtarzam to słowo co rusz jak mantrę, ilekroć ktoś mnie zapyta o najważniejszą dla mnie polską rapową płytę. W mojej książce odmieniłem je przez chyba wszystkie przypadki, a z cytatów z tego materiału wzięły się też nazwy mojego konta na Instagramie i audycji w newonce. Ewenement i uliczny rap ex aequo / Piszesz się na to Vienio? Proste, słowo się rzekło! / Ewenement i uliczny rap ex aequo / Piszesz się na to Włodi? Proste, słowo się rzekło!

O ile bowiem doprawdy klasyczny i niemożliwy do przecenienia – Skandal był płytą jeszcze w dużym stopniu młodzieńczą, to drugi album Molesty okazał się dla Włodiego i Vienia egzaminem dojrzałości. Poważne życie, kłopotów mnóstwo / Cały czas do przodu, nigdy samobójstwo. Wybrzmiewające na debiucie skate'owsko-hipisowskie tony rozpłynęły się gdzieś w stołecznym smogu, prostota rymów wyewoluowała w dużo bardziej swobodną dosadność, a kinematograficzna spójność do dziś pozostaje wręcz wzorcowa. Rozpoczynający się od dźwięku słyszanego na warszawskich osiedlach schyłku zeszłego wieku najczęściej alarmu samochodowego, Ewenement przejechał się po słuchaczach jak walec nie dając nawet chwili by zaczerpnąć powietrza w tym miejskim bagnie, elo, miejskim bagnie.

Molesta test drugiego albumu zdała wprost celująco, choć nie stał się on takim hitem jak Skandal. O ile jednak pojedyncze numery z debiutu dało się puścić na melanżu i nawijać wspólnie z ziomalami przy joincie, o tyle na kolejnym krążku nie było choćby jednego utworu, który by imprezy nie zamienił w stypę. Żaden z tych piętnastu numerów i skitów nie nadawał się do puszczenia na domówce, żaden nie sprawdzał się w roli lecącego z samochodowych głośników, motywacyjnego szlagieru i żaden też nie nadawał się na radiowy singiel, który to format wciąż był wówczas jedynym wymiernym narzędziem promocyjnym. Każdy to lament, przestroga bądź pieśń wojenna i każdy też został nagrany dla hermetycznego kręgu swoich ludzi. Gremialnie skandowane „Się żyje” zastąpiła wsobna „Konieczność istnienia”, zrelaksowane „Wolę się nastukać” ustąpiło miejsca dławiącym „Za dalekim odlotom”, a kuszące „Sztuki”… przepadły gdzieś w międzyczasie. Właściwie jedyne kobiety pojawiające się na tym krążku to płaczące matki i narażone na liczne niebezpieczeństwa siostry. Właściwie każdy przewijający się przez tę płytę mężczyzna to sprawdzony w boju przyjaciel albo wróg pisałem w Niechcianych, nielubianych, a towarzyszące mi wówczas w pracy instrumentalne skity nadawały tym słowom jeszcze ciemniejszy ton. Szerzej pójść to nie miało szans, ale osiedla odmawiały wersy jak pacierz, a krytycy propsowali. Nawet od zawsze będący nieco na bakier ze sceną uliczną Tymon chwalił w Klanie: Ewenement to najlepsza do tej pory polska płyta hip-hopowa, a Kowal w DosDedos: Pozycja podziemna, szczera momentami do bólu – za to szacunek. (…) „Ewenement” klasyk, ale cholernie ciężki.

„Dla MC życie to najlepszy nauczyciel / Jak pasożyt i żywiciel - bez siebie nie istnieją / To jest o rzeczach, które naprawdę się dzieją”. To tylko jeden z cytatów z drugiego legala Molesty, które zarapuję z pamięci w środku nocy, wybudzony nawet z najgłębszego snu mówi mi Andrzej Cała, jeden z filarów naszego dziennikarstwa rapowego, współautor książek Beaty, rymy, życie czy Antologia polskiego rapu. Z perspektywy grubo ponad dwudziestu lat, najważniejszym powodem tego, jak ważną płytą jest moim zdaniem „Ewenement” wydaje mi się celność z jaką zespół uchwycił niepokojącego, mrocznego ducha tamtych czasów – duszna atmosferę wielkomiejskich osiedli tamtych lat. Gdzieś w tle tliła się niewiadoma roku dwutysięcznego – mało kto o tym pamięta, ale jak cofniecie się do debiutu Busta Rhymesa, to skumacie; w kraju karty rozdawały mafia; korupcja, bezrobocie, narkotyki i przestępczość były wszechobecne – podobnie jak chęć tych wszystkich łebków z wyżu demograficznego, by sięgnąć po jak najwięcej, każdym możliwym sposobem. Molesta przełożyła to na beaty i rymy wprost perfekcyjnie. I choć „Ewenement” nie jest otoczony takim kultem jak debiut – bo „Skandal” mógł być tylko jeden i należy zostawić mu, co królewskie – to nigdy nie należy zapominać o tym, że jego następca jest krążkiem zarapowanym co najmniej dwa razy lepiej. MCs czują na nim mikrofon jak nigdy wcześniej. Produkcje wypełniające ten album w ogromnej większości bujają do dziś.

Michał Dąbal znany też jako Ajron obecnie operator filmowy, a przed laty beatmaker i współautor innego ulicznego klasyka, W pogoni za lepszej jakości życiem Małolata wspomina tymczasem: W 1999 roku, kiedy ukazał się „Ewenement”, Vienio i Włodi stali się dla mnie – będącego wówczas nastolatkiem – lokalnymi legendami. Przed premierą płyty w magazynie Klan pojawił się plakat zespołu jako dodatek do wywiadu. Zdjęcie w granatowych odcieniach ukazywało dwóch głównych bohaterów, sfotografowanych przez suche gałęzie. Mroczna atmosfera tej fotografii zawsze będzie mi się kojarzyć z zimą w byłym bloku wschodnim, przypominając w pewien sposób fascynujące, ale jednocześnie przerażające prace Beksińskiego.

Po premierze wydawnictwa okazało się, że jego tematyka stoi w zupełnej opozycji do „Skandalu”. Nie było ani chuligańskie, ani błahe. Do dziś zdumiewa mnie, jak tak głęboki album mogło wówczas stworzyć tych dwóch dwudziestolatków. Dla mnie to było niezwykłe przeżycie. Płyta przypomina film; teksty utworów są nie tylko wolne od grafomanii, ale również niosą przesłanie kontynuuje Ajron opowieść o albumie. Pięć lat po premierze Ewenementu złożył on zresztą swego rodzaju hołd dla tego longplaya, produkując utwór Przestępcze myśli, który Małolat zarejestrował w duecie z Włodim. „Co jest nauczane”, „Ewenement”, „Te chwile” – wszystkie te teksty i kompozycje tworzą spójną całość, nasyconą aurą tajemnicy i poczuciem zagrożenia, co było typowe dla tamtych czasów. Jako warszawiak jestem dumny, że ten legendarny tytuł powstał w moim mieście. „Te chwile” poruszają autentycznymi emocjami i niepokojem, a „Co jest nauczane” ma w sobie coś z – nie przymierzając – mistycznego przekazu. To w jaki sposób Volt w ogóle wpadł na pomysł wykorzystania sampla w „Co jest nauczane” to dla mnie przejaw geniuszu; porównałbym to do tego, co DJ Premier zrobił na „Livin’ Proof”; nikt inny by na to nie wpadł. Wszyscy zaangażowani byli wtedy w swoim peaku, bo też – nie oszukujmy się – albumy takie jak ten zdarzają się rzadko. Może nawet once in a lifetime i jestem pewien, że ten będzie mi towarzyszył do końca życia. Zaraz obok „III: Temples of Boom”, które ukazało się kilka lat wcześniej to jest dla mnie definicja miejskiej estetyki i mroku. Zamiast kontynuować klimat domówki ze „Skandalu”, Vienio z Włodim zanurzyli się w mroczne zakamarki ludzkiej duszy, a dla mnie wciąż jest to zupełnie niepowtarzalne, duchowe doświadczenie.

To doświadczenie sprawiło, że follow-upów do tego krążka nie sposób zliczyć, a cuty przewijają się przez dyskografie tak różnych twórców i składów jak MorW.A. i Firma, O.S.T.R. i DonGURALesko, Dwa Sławy i Taco Hemingway. Co też w historii rapu nie jest tak znowu częste –Ewenement dorobił się kilku parafraz całych utworów z tracklisty, czego najbardziej rozpoznawalnym przykładem jest Street Fighter z Art Brut 2. Pamiętaj te chwile, co serce mocniej bije nawijał w 1999 roku Włodi w solowym raporcie z miejsca, gdzie samochód, alarm włączony, krew, potłuczone szkło, a Oskar dwadzieścia jeden lat później dopowiadał do tego: Wszystkie te chwile w których serce mocniej bije – sprawiają, że czuję, sprawiają, że żyję.

I teraz mógłbym wziąć na warsztat beaty, na które w odróżnieniu do Skandalu nieporównywalnie większy wpływ mieli tym razem Vienio i Włodi, a wszystko co w tym czasie (rękami Volta) samplowali od George’a Winstona, przez SBB, aż po W pełnym słońcu Andrzeja Dąbrowskiego zyskiwało pod ich palcami ciemny, miejski sznyt… żołniersko-funeralny. Mógłbym też skupić się na tekstach, które nie dość, że są definicją stołecznego rapu z ciemnej strony, to jeszcze fundamentem rodzimego storytellingu, kontrkulturowego buntu i (niestety nigdy niewystarczająco zgłębionego) osiedlowego, mistycznego romantyzmu. I mógłbym też opowiedzieć zakulisową historię tego, skąd w ogóle pomysł zmiany nazwy; jak Vienio z Włodkiem zabrali się za produkcję i dlaczego w ciągu ledwie półtora roku przerwy pomiędzy Skandalem a Ewenementem ich świat tak bardzo pociemniał (wszystko to spisałem w Niechcianych, nielubianych).

Najważniejszy wydaje mi się tu jednak kontekst społeczno-urbanistyczny. Dorastając w Warszawie schyłku zeszłego wieku, nagapiłem się bowiem na to całe miejskie bagno, z którego relację Molesta zdała na drugim krążku. Bardzo dobrze pamiętam moment, w którym usłyszałem w radio wiadomość o śmierci Przemka Czai dwa miesiące ode mnie starszego trzynastolatka zabitego przez słupską policję w styczniu 1998 roku i słowa Vienia rapującego: Odebrano życie dobremu chłopaczyny / Kto jest kto, na ustawkach zobaczymy / Dopiero wtedy ostatecznie się rozliczymy. Nigdy nie zapomnę odgłosu samochodowych alarmów wyjących nocami w całym mieście i tych wszystkich chwil, w których serce mocniej mi biło na widok ogromnej postaci, za którą kilku musi stać, jak nawijał Włodi. Ilekroć natomiast słyszę wersy: Cała historia świata w jednym punkcie się splata / Źle odczytana księga przez jakiegoś wariata, przypominam sobie czym było pre-millenium tension, pluskwa milenijna i całe to napięcie czasów przełomu, które w Stanach transmitował Busta Rhymes czy Onyx, w UK Tricky, a w Polsce właśnie Molesta. Bo wybaczcie, że się powtórzę w żadnej innej gałęzi sztuki nie ma chyba lepszej dokumentacji klimatu ciężkiego miejskiego Warszawy lat dziewięćdziesiątych niż na tej właśnie płycie. Nie ma takiej książki, filmu, ani żadnej innej formy artystycznej ekspresji, która do stołecznej Sodomy i Gomory przełomu wieków przeniesie was wierniej i bardziej namacalnie niż właśnie Ewenement. Ave, Ewenement, tak jak dla cesarza. Ave Ewe, a ty kurwo odbij! Odbij, odbij, odbij.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.