FOOTCALL #2. Grzegorz Krychowiak – jak żyć obok grupy, poprawić technikę i planować podróże (WYWIAD)

Zobacz również:FOOTCALL #10. Michał Pazdan o bezsenności przed meczami, szukaniu motywacji i o wielkości Lewandowskiego (WYWIAD)
Krychowiak-e1587071787577.jpg
fot. Jan Hetfleisch - UEFA/UEFA via Getty Images

Przez lata utrwaliło się przekonanie, że Grzegorzy Krychowiak ma dwa medialne oblicza. To, które znacie ze wspólnych wygłupów z Wojtkiem Szczęsnym i drugie – z poważnych, raczej mało ciekawych wywiadów. Żadne z nich nie oddaje jego całej natury. Kiedy zacząłem współpracę z newonce.sport, stwierdziłem, że chciałbym chociaż spróbować porozmawiać z Grześkiem tak, jak rozmawiałem z nim wielokrotnie podczas naszej współpracy w reprezentacji Polski. Wtedy jednak nikt tamtych rozmów nie nagrywał.

ŁUKASZ WIŚNIOWSKI (Foot Truck):  Czy ty jesteś dziwakiem?

GRZEGORZ KRYCHOWIAK: Nie. Dlaczego?

Tak słyszałem od kilku twoich kolegów. Także od tych, z którymi byłeś w reprezentacjach młodzieżowych.

Najwięksi geniusze często nie są zrozumiani.

Chcesz mi powiedzieć, że jesteś geniuszem czy, że nie jesteś zrozumiany?

To już ty musisz zinterpretować.

Ale jesteś gościem, który nadaje na innych falach niż większość grupy?

Nigdy nie byłem osobą, która musiała robić coś, bo inni tak robią. W szkole nie miałem potrzeby imponowania kolegom, później też to uczucie było mi obce. Zawsze robiłem to na co miałem ochotę. Zdaję sobie sprawę, że to mogło być źle odbierane przez grupę. W internacie była grupa chłopaków, która paliła papierosy i pewnie fajnie byłoby im zaimponować robiąc to z nimi. Jesteśmy grupą tylko do pewnego momentu, później każdy ma swój rozum i może powiedzieć, że coś mu się nie podoba. Nigdy nie miałem z tym problemu. Dzisiaj w klubie czy reprezentacji zachowuję się podobnie. Jak coś mi nie odpowiada, to głośno o tym mówię. Jeśli koledzy z kadry chcą wyjść na miasto, a ja nie mam na to ochoty, bo chcę iść spać, to o tym mówię. W Hiszpanii praktycznie w ogóle nie wychodziłem, bo kolacje z grupą zaczynały się o 22:00, a kończyły się o pierwszej w nocy. Mówiłem: „Sorry panowie. Zrobicie spotkanie o 19:00, to przyjdę”.

No to na pewno musieli postrzegać cię jako dziwaka.

Nie ukrywam, że było to dla nich duże zaskoczenie.

Podobnie jak fakt, że nie pijesz w ogóle alkoholu. Ty wiesz jak to smakuje?

Spróbowałem kiedyś alkoholu i wiem, że to mi nie smakuje.

Co piłeś?

Szampana.

Chcesz mi powiedzieć, że masz polski paszport i nie piłeś wódki?

Kiedyś spróbowałem, ale to był czysty przypadek. Jako młody chłopak pomyliłem wódkę z wodą. Mój tata nawet o tym nie wie, więc miejmy nadzieję, że tego nie przeczyta.

Ale bardzo interesuje się twoją karierą. Nie przysparza to czasem problemów?

Mamy świetny kontakt. Oczywiście nie żyjemy w Disneylandzie i kłótnie się zdarzają, ale też rozumiem podejście taty do wielu spraw. Na moich meczach w reprezentacji zależy mu odrobinę bardziej, bo rzecz dzieje się w Polsce, w miejscu, w którym on na co dzień żyje. Tutaj rozmawia się o meczach kadry, a nie o spotkaniach Lokomotiwu czy PSG. Poza tym większość klubowych spotkań ogląda przed telewizorem, a mecze reprezentacji z reguły na stadionie. Każdy zły wynik reprezentacji to jest historia, która potrafi się ciągnąć miesiącami, a on to naprawdę przeżywa.

Mauricio Pochettino zasugerował, że młodzi piłkarze w dzisiejszych czasach zbyt szybko tracą miłość do piłki. Straciłeś kiedyś miłość do piłki?

Nigdy. To jest najgorsze co mogłoby się wydarzyć i zawsze mówię o tym młodym piłkarzom. Oczywiście skłamałbym mówiąc, że kiedy mam wakacje, biorę ze sobą piłkę, żeby pograć na plaży. Kompletnie się wtedy odcinam od futbolu. Jak wyjedziesz i robisz coś co sprawia, że nie myślisz o piłce, to po powrocie do treningów będziesz pracować dwa razy ciężej i będziesz grać dwa razy lepiej. Dlatego śmieszą mnie komentarze, które czytam i słyszę po przegranych meczach. „Przegraliście mecz, a ty sobie podróżujesz, weź się za trenowanie, pracuj trzy razy ciężej”. To tak nie funkcjonuje.

Powiedziałeś mi kiedyś, że za bardzo podniecamy się, kiedy pojawi się na naszym horyzoncie dobrze wyszkolony technicznie piłkarz. Sam obserwowałeś potencjał choćby Denisa Suareza, który na treningach robił rzeczy wybitne, a piłkarzem wybitnym nigdy się nie stał. Dlaczego niektórzy są piłkarzami treningowymi?

Denis Suarez nie odnalazł się w Sevilli, nie przebił się w Barcelonie, ale to wciąż bardzo dobry piłkarz. Nie tylko głowa za to odpowiada. Składa się na to mnóstwo czynników. W jakim zespole jesteś, jakiego masz trenera, jakie masz relacje z tym trenerem. Możesz mieć fantastyczną technikę, ale to za mało. Oczywiście jest to rzecz najcenniejsza, bo pewnego pułapu technicznego, na pewnym etapie kariery nie przeskoczysz.

Wiesz to po sobie?

Nie do końca. Uważam, że nie mając techniki na odpowiednim poziomie, nie jesteś w stanie grać na pozycji numer dziesięć.

Jesteś dobry technicznie?

Wydaje mi się, że tak. Uważam, że pod tym względem zrobiłem ogromny postęp.

W którym momencie kariery największy?

Od czasów mojej gry w rezerwach Bordeaux często słyszałem: „Super Krycha, nie mamy ci nic do zarzucenia, ale musisz pracować więcej z piłką. Walczysz wspaniale, odbierasz piłki naprawdę dobrze. Ale pamiętaj! Jeżeli nie stracisz piłki, nie będziesz musiał jej odbierać”. To zdanie zapamiętałem na całe życie i ono jest najważniejsze. To się zaczyna od odpowiedniego przyjęcia, od odpowiedniego ćwiczenia, które robimy w trójkach czy czwórkach. Odpowiednie przyjęcie i podanie. Przed przyjęciem musisz wiedzieć gdzie chcesz zagrać. Oczywiście nie ma takiego piłkarza, który nie traci piłek. Nigdy nie mam pretensji do kolegi, który traci piłki. Mam problem z piłkarzem, który traci piłkę, ale później nie próbuje jej odzyskać. Nie możesz strofować zawodników ofensywnych, żeby nie tracili piłek. Zrobisz z nich piłkarzy, którzy błyskawicznie pozbywają się piłek. Jaki to ma sens? Są strefy boiska, w których musisz ryzykować.

Uchodzisz za piłkarza bardzo dobrze rozumiejącego grę. Nie spędzasz jednak setek godzin oglądając piłkę w telewizji. Skąd w takim razie ta świadomość?

Oglądanie meczów w telewizji pod kątem analizy niewiele daje. Oglądam i obsesyjnie analizuje swoje mecze, kiedy mam do dyspozycji ujęcie zza bramki. Kiedy mogę zobaczyć całe pole gry i poruszanie się wszystkich zawodników. Kiedy jesteś młodym piłkarzem, musisz zaufać wizji trenera, ale z wiekiem, gdy nabierasz doświadczenia, zaczynasz mieć swój pogląd na poszczególne sytuacje na boisku. Możesz zacząć z trenerem rozmawiać, przekonywać go do swoich pomysłów. Uważam, że to bardzo ważne. Trener może ci objaśnić mnóstwo rzeczy na tablicy i powiedzieć co robić, a czego nie. A co jeśli nie będzie miało to żadnego przełożenia na boisko? Co w sytuacji, kiedy sami zawodnicy powiedzą, że nie ma szans zrealizować tych założeń? Wtedy nic z tego nie wyjdzie. Jestem piłkarzem, który grał na wielu pozycjach. Na „dziesiątce”, „szóstce”, „ósemce”, na prawej obronie, na środku obrony. Nie miałem z tym problemu, bo jako zawodnik musisz grać dla drużyny. Jednak dobry trener, kiedy zobaczy, że na jakiejś pozycji grasz piach, to nie będzie cię tam wystawiał.

A gdzie wolisz, żeby trener cię wystawiał?

Niby jestem zawodnikiem, który przez lata uchodził za defensywnego, ale wolę grać wyżej. Lubię kiedy moja drużyna utrzymuje się przy piłce.

Skąd w ogóle pojawił się pomysł, żebyś grał wyżej? Nie byłeś sprowadzany jako piłkarz o takim profilu i nie jesteś zawodnikiem, w którego umiejętnościach można się zakochać od pierwszego wejrzenia.

Kiedy grasz w zespole, w którym jest kilku piłkarzy mogących wykonać robotę w defensywie, zawsze masz więcej szans, żeby podłączyć się do akcji ofensywnych. Próbujesz raz, drugi, trzeci. Zaczyna to przynosić określone efekty i trener to dostrzega. Zaczyna cię sam do tego zachęcać, daje ci wolną rękę w decydowaniu o tym, w których strefach się poruszać. Kiedy są z tego bramki i asysty, rośnie u ciebie pewność siebie, którą wykorzystujesz w następnych meczach. Oczywiście musisz to robić z głową. Musisz obserwować kiedy piłka znajdzie się w ostatniej przed bramką przeciwnika strefie. Kiedy grasz w drużynie ofensywnej, jako środkowy pomocnik jesteś często piłkarzem, który może pokusić się o finalizację akcji.

Wiemy już, że lubisz dyskutować z trenerami. Ostatnio media społecznościowe obiegły obrazki, z których wynika, że trenerowi lubisz też udzielić reprymendy.

Jak zobaczyłem powtórki tej sytuacji, to sam złapałem się za głowę i stwierdziłem, że przesadziłem. Ale na boisku tego nie czujesz. Na boisku widzisz, że twój trener dostał żółtą kartkę i zamiast się uspokoić, cały czas wrzeszczy na sędziego. Dlatego się gotowałem i krzyczałem w kierunku drugiego trenera: „Zabierz go!”. Wydawało się jakbym go popchnął, ale to nie miało miejsca. Tak czy siak, nic to nie dało, bo trener dostał czerwoną kartkę. Na drugi dzień, kiedy spotkałem trenera Siomina, chciałem go przeprosić, ale on powiedział: „Wiesz co Krycha? Miałeś racje”.

Do kiedy masz wypełniony kalendarz swoich podróży?

Na dwa najbliższe lata.

A które z dotychczasowych urzekły cię najbardziej?

Kompletnie nie kręcą mnie te najbardziej popularne kierunki. Dubaj, Malediwy, Miami, Los Angeles – byłem, widziałem, ale nie zrobiły na mnie wrażenia. Destynacją, którą uważam za najbardziej fascynującą, jest Machu Picchu i całe Peru. To coś niebywałego, że tak dawno temu ludzie skonstruowali tak niewiarygodne miejsce.

Długo przygotowujesz się do takich wyjazdów?

Najpierw kreślę sobie plan. Ktokolwiek mi nie pomaga, zawsze odpowiada tak samo: „Ten plan jest szalony!”. Wtedy muszę się zastanowić czy rzeczywiście jest to bezpieczne. Nie chcę popełnić błędu dwóch francuskich turystów, którzy pojechali na safari w miejsce, w którym toczyła się wojna. Chciałem zrobić Mount Everest w siedem dni, ale okazało się, że potrzeba przynajmniej dziesięciu. Oczywiście nie chodzi o wspinanie się na sam szczyt, ale są pewne miejsca, które nie są przeznaczone tylko dla zawodowych alpinistów. Jeśli dobrze pamiętam, można wejść na wysokość 5600 m n.p.m.

A teraz jakie masz plany?

Bardzo precyzyjne, mam wszystko zapisane w telefonie. Saint-Barthélemy, Wenezuela, Ekwador, Meksyk, Gwatemala, Brazylia, Wyspy Wielkanocne, Peru. Tylko tyle. Za dużo tego nie ma.

Celia wytrzymuje to tempo czy stara się ciebie stopować?

Różnie z tym bywa. Po tym jak wzięliśmy ślub w Omanie, chciałem się wybrać z braćmi i najbliższymi kolegami na zaległy wyjazd „kawalerski”. To była powiedzmy sobie „żołnierska” eskapada, tylko dla mężczyzn. W sześć dni zwiedziliśmy cztery kraje. Z 31 grudnia na 1 stycznia skończyliśmy oglądać noworoczne fajerwerki o 1:30, a o 4:00 była pobudka na samolot do Mjanmy. Zwiedzania w takim tempie raczej by nie wytrzymała. W trakcie ostatnich wakacji w ciągu miesiąca odbyłem dwadzieścia cztery loty, a odwołaliśmy jeden wyjazd. To był właśnie ten moment, w którym Celia zapytała: „Nie przesadzasz?”

Celia ma trochę wizerunek partnerki rosyjskiego multimilionera, ale z reguły dotrzymuje ci kroku w podróżowaniu?

Gdybym podróżował jak normalny człowiek, to jeździłaby ze mną wszędzie. Tylko ja przesadzam. Wychodzę z założenia, że jeśli miałbym ją wziąć w miejsce, w którym ona by się męczyła, to ja bym się męczył tym, że ona się męczy. Więc po co się męczyć?

***

W poprzednim odcinku FootCall gościem Łukasz Wiśniowskiego był Łukasz Piszczek, cały wywiad możecie znaleźć TUTAJ.

Premierowe rozmowy z cyklu FootCall możecie znaleźć w każdy piątek o godzinie 10:00 na newonce.sport

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz