FOOTCALL #10. Michał Pazdan o bezsenności przed meczami, szukaniu motywacji i o wielkości Lewandowskiego (WYWIAD)

Zobacz również:Z NOGĄ W GŁOWIE. Jerzy Brzęczek – jedyny naprawdę niekochany w reprezentacji
Pazdan-e1592557727453.jpg
fot. Olimpik/NurPhoto via Getty Images

Furorę zrobił na EURO 2016, ale wcale nie uważa, że zagrał tam wybitny turniej. Długo nie wierzył w siebie, w końcu praca ze świetnymi trenerami i psychologiem przyniosła efekty. Człowiek, który uważa, że wyjazdowy mecz z Górnikiem Łęczna jest trudniejszy niż spotkanie ze Szwajcarią podczas mistrzostw Europy. Michał Pazdan.

ŁUKASZ WIŚNIOWSKI (FOOT TRUCK): Myślisz, że w Polsce jest chociaż jedna osoba, która uwierzy ci, że jesteś lepszym piłkarzem niż cztery lata temu?

MICHAŁ PAZDAN: Chyba nie. My jednak patrzymy na wszystko przez pryzmat wyniku. Żebym w świadomości polskiego kibica zapisał się jako dobry zawodnik musiałbym grać regularnie ważne mecze, które on ogląda i w tych meczach prezentować się dobrze. Na EURO 2016 grało mi się dobrze, ale nie uważam, że to były jakieś wybitne mecze w moim wykonaniu. Po jakimś czasie nawet sobie odpaliłem te spotkania, obejrzałem na spokojnie. Nie było tam niczego „wow”. Dobre ustawienie, niezłe czytanie gry plus świetne przygotowanie fizyczne. To ci może dać minimalną przewagę. Ludzie zapamiętali kilka obrazków, wyjątkowych interwencji i przez ten pryzmat mnie oceniali.

Wyjechałeś na turniej jako przeciętny ligowiec, który fatalnie zagrał z Holandią, a wróciłeś jako bohater narodowy.

Przed spotkaniem z Holandią czułem, że to może nie być mój mecz i że mogę wyglądać nie za dobrze. Wiedziałem w jakim momencie przygotowań jestem. Jeśli jestem zmęczony fizycznie i mentalnie, to zawsze zabraknie mi tych kilku centymetrów i tego ułamka sekundy. Popełniłem kilka błędów, których jako piłkarz grający w Ekstraklasie nie mogę popełniać w reprezentacji. Wiesz dlaczego? Bo u nas jest takie przeświadczenie, że jeśli jesteś z polskiej ligi i nie jesteś młody, to powinieneś być perfekcyjny i nie masz prawa mieć kredytu zaufania. Nigdy nie miałem takiej pozycji w reprezentacji, że mogłem sobie pozwolić na błędy i ktoś przymknąłby na nie oko. Byłem na EURO 2008, na EURO 2016, na mistrzostwach świata w Rosji, a i tak musiałem w każdym, nawet najmniej ważnym meczu udowadniać, że się nadaję.

Jak dużo kłamstwa jest w sformułowaniu powielanym przez piłkarzy, że „przed każdym meczem jestem tak samo zmotywowany”?

Jestem jakoś tak skonstruowany, że nie muszę niczego robić i mówić na pokaz. Będąc w Legii nie powiedziałem na pierwszym treningu, że jestem legionistą z krwi i kości. Możesz oczywiście przyjść do tego klubu i od razu pokazywać „eLkę”, ale to nie jest naturalne. Musisz na to zapracować. Jak Miro Radović, Kuba Rzeźniczak czy Michał Kucharczyk, którzy w Legii spędzili większość swoich karier. Wielu piłkarzy robi coś, żeby się przypodobać. Nie mówię, że to jest złe, bo show także jest częścią piłki nożnej. Zresztą takim osobom jak ja jest ciężej. Muszę naprawdę dobrze grać, żebym mógł się ludziom spodobać. Odpowiadając na pytanie. Nie ma żadnych szans, żeby przed każdym meczem być tak samo zmotywowanym. Jest to niemożliwe nawet z psychologicznego punktu widzenia. Choćbyś chciał się tak samo przygotować, to nie jesteś w stanie.

Załóżmy, że jesteś piłkarzem Jagiellonii. Mecz z Legią wywołuje u ciebie dodatkowe emocje. Każdy wie, że to jest fajne spotkanie, na które nie musisz się dodatkowo motywować. Możesz wygrać, nie musisz. Jeśli grasz z zespołem ze średniej półki, to nie masz tych wszystkich rzeczy dookoła. Nie masz pełnego stadionu i takiego zainteresowania spotkaniem. Nie pytają cię o to znajomi, nie musisz słuchać od wszystkich dookoła o tym meczu. Musisz się sam zmotywować. I chcesz się zmotywować, ale twój mózg nie pozwoli ci na te same zachowania, jakie masz przed tym ważnym meczem. Zawsze jestem pod wrażeniem zawodników, którzy potrafią wyglądać podobnie w tak różnych spotkaniach. Chyba takich piłkarzy ceni się najbardziej.

Jak wytłumaczyć kibicowi, że nie jesteś się w stanie tak samo zmotywować na mecz z Niemcami w eliminacjach Mistrzostw Europy jak, trzy dni później, na mecz z Górnikiem Łęczna wyjeździe?

Nie da się niestety tego wytłumaczyć. Jest takie coś co nakręca cię wewnętrznie przez rzeczy, które są na zewnątrz. To cię pobudza i musisz się wyciszać. Każdy mecz jest inny i do każdego meczu musisz się inaczej przygotować. Dwa dni przed meczem pasowałoby już ustalić z samym sobą co cię może czekać i jak się powinieneś zachować. Uważam, że to pomaga. Dla mnie dużo trudniejsze jest wyjazdowe spotkanie z Górnikiem Łęczna niż spotkanie na EURO ze Szwajcarią. Przed tym pierwszym musisz być bardzo dobrze skoncentrowany, a nie czeka cię żadna nagroda. Bo nic nie możesz ugrać. Po prostu musisz wygrać. To zwycięstwo nie daje ci radości tylko poczucie wykonanego obowiązku.

To dlaczego piłkarze powtarzają to kłamstwo?

Często jest tak, że nie możesz powiedzieć tego co myślisz. Każdy piłkarz ci to powie. Musisz powiedzieć tak, żeby wszyscy dookoła byli zadowoleni, ale żeby nie powielać formułek, bo ich nie lubią dziennikarze. Jeśli powiesz coś kontrowersyjnego to musisz mieć świadomość, że to może zaraz obrócić się przeciwko tobie i może przeszkodzić ci w przygotowaniu do meczu. Jeśli takie rzeczy mówisz codziennie i zupełnie ci to nie przeszkadza w codziennym funkcjonowaniu – szacunek. Ale wielu piłkarzy podchodzi do tego trochę inaczej. Muszę przewidzieć jakie będą konsekwencje tego wywiadu, tej wypowiedzi i co za tym pójdzie. Często jest tak, że piłkarze w nerwach, po meczu, mówią to co myślą. Bo masz wywalone na wszystko co się dzieje przez stan emocjonalny, w którym się znajdujesz.

A rozumiesz w takim razie trenerów, którzy nie są wobec ciebie szczerzy? Którzy też muszą czasem mówić nieprawdę dla dobra drużyny?

Rozumiem. Przez to, że współpracowałem ponad trzy lata z psychologiem niestety wiem trochę za dużo. Już mniej więcej wiem, kiedy i co może zrobić trener. Czasem mi to przeszkadza, bo wolałbym o tym nie myśleć. Czasem znów chciałbym być młodym piłkarzem, który myśli tylko o boisku. A tymczasem ja obserwuje trenera, widzę jak się zachowuje wobec poszczególnych piłkarzy, wiem co chce przez to osiągnąć. Mam to dość dobrze przeanalizowane.

Pamiętam jak przed jednym z ważnych meczów na ostatnim treningu w gierce bardzo słabo wyglądał Kamil Grosicki. Adam Nawałka, który jest znakomitym psychologiem, zamiast zrugać Grosika, podszedł do niego, poklepał go po plecach i powiedział: „Znakomicie wyglądałeś Kamil! Dołożysz jutro kilka detali i będzie rewelacja”. No i faktycznie w meczu wyglądał świetnie.

Trener musi czuć zawodników. Szczególnie tych doświadczonych. Tysiąc książek o piłce ci tego nie wytłumaczy. Każdy ma inny profil i taki Grosik potrzebuje po prostu luzu, żeby się dobrze czuć. On na takim treningu już kumuluje energię na mecz, bo wie, że zagra. Każdy zawodnik potrzebuje czegoś innego. Jeden musi na treningu zasuwać na maksa, a innemu wystarczy siedemdziesiąt procent.

Trener Nawałka znał Grosika bardzo dobrze i wiedział, że dzień czy dwa dni przed meczem nie potrzebuje się napinać. Potrzebuje trochę luzu, swobody, trochę pożartować, dziurkę założyć w grze w „dziadka”, sprzedać trochę bajery, dwa razy wrzucić piłkę i to wystarczy. I tutaj nie chodzi o to, że on się nie przykłada i nie jest przygotowany. Po prostu w każdej drużynie jest kilku zawodników, którzy potrzebują funkcjonować na takich zasadach. To tyczy się zwłaszcza dojrzałych i ciut starszych piłkarzy. My musimy być dobrzy w meczu. Niekoniecznie na treningu. W tygodniu masz zrobić to, czego potrzebujesz. Żeby być dobrym trenerem, musisz przewidywać mnóstwo rzeczy i być świadomym wielu aspektów. To jest coś co mnie od tego fachu trochę odstrasza.

Często mówi się, że piłkarz musi mieć szczęście, żeby trafić na odpowiedniego trenera. Ty przez czas swojej gry w Polsce przerobiłeś czołówkę przedstawicieli naszego fachu. Kto miał na ciebie największy wpływ?

To prawda. Miałem chyba wszystkich najważniejszych. Leo Beenhakker, Adam Nawałka, Michał Probierz, Piotr Stokowiec, Tomasz Hajto, Henryk Kasperczak, Henning Berg, Stanisław Czerczesow, Ricardo Sa Pinto. To w większości są trenerzy, którzy naprawdę coś znaczą.

Najwięcej pod względem taktycznym, piłkarskim, umiejętności zachowania się w poszczególnych sytuacjach na boisku zyskałem za Nawałki w Górniku, ale w pełni zacząłem to wykorzystywać u Michała Probierza. To był jedyny trener, który powiedział mi: „Nie trenuj tyle! Trenujesz za dużo!”. Faktycznie ja zawsze trenowałem więcej niż powinienem. Jak trzeba było zrobić dziesięć powtórzeń, to nigdy nie robiłem ośmiu tylko jedenaście. Zwrócił mi uwagę, żebym się niepotrzebnie nie napinał. Pokazał mi, że jestem dobrym zawodnikiem. Wyluzowałem się i zauważyłem, że wyglądam na boisku dwa razy lepiej. To jest o tyle ciekawe, że Michał Probierz raczej uchodzi za trenera, który podkręca piłkarzy. Wymaga, żeby trenowali więcej i częściej. U mnie poszło to w drugą stronę. I na tym polega mądrość trenera. Musisz widzieć kto jakim jest zawodnikiem.

A ile godzin musiałeś przegadać z Kamilem Glikiem, żeby wasza współpraca wyglądała tak dobrze?

My nie musieliśmy w ogóle rozmawiać na ten temat. Albo to czujesz, albo tego nie czujesz. Czasami ustalaliśmy jakieś drobne rzeczy, kto ma wyjść wyżej kto niżej. Ale nic poza tym. Po prostu pewne rzeczy musisz widzieć. Jeśli ich nie widzisz, będziesz mieć problem na tej pozycji. Na środku obrony pewnych rzeczy nie da się przetłumaczyć. Musisz czuć tę odległość i partnera. Lubię grać ze stoperami spokojnymi, nie lubię takich roztrzepanych, którzy non stop krzyczą, robią zamieszanie wokół siebie.

A przy oglądaniu meczów topowych drużyn obserwujesz sobie środkowych obrońców?

Tak, o ile Marcel mi na to pozwoli. Podobają mi się zawodnicy, którzy nie robią niepotrzebnych ruchów. Nie chcę mówić o Virgilu Van Dijku, bo on jest fizycznie na takim poziomie, że to daje mu na starcie ogromną przewagę w pojedynkach. Szybki, silny, skoczny i jeszcze dobrze gra w piłkę. Lubię patrzeć na Bonucciego, który potrafi się znakomicie ustawiać i czytać grę. Podobnie było z Perem Mertesackerem, który robił to fenomenalnie. Zrobiły też na mnie wrażenie jego zwierzenia po karierze, w których przyznał, że tak bardzo denerwował się przed meczami, że nie mógł spać. Też tak miałem. I to nie raz.

Jeden z twoich kolegów powiedział o tobie: „Przed meczem z Niemcami wyglądał jak śmierć, bałem się do niego podejść”. Tak bardzo się stresowałeś?

Wracamy do tego, o czym rozmawialiśmy przy okazji przygotowania do meczu. Jeśli w tej samej układance posypałby mi się wówczas jeden mały detal, to byłbym ugotowany. Większość zawodników nie potrafi zasnąć po meczu. A ja miałem odwrotnie. W Legii miałem takie pół roku, że nie potrafiłem zasnąć przed meczem. O 22 włączała mi się „czujka” i nie mogłem przespać choćby godziny. Czuwanie do śniadania i tysiąc „rozkmin”, głównie o meczu. Po czasie wiem, że to mój mózg dawał mi sygnały, że jutro dzieje się coś ważnego. Przygotowywał cię na to, żebyś był czujny.

Dzisiaj wiem, że to nic złego, ale ta czujność włączała się zdecydowanie za szybko. Zawsze rano Radek Cierzniak mnie pytał czy spałem. „Nie? To będziesz dobrze grać”. I faktycznie w trakcie meczu nie odczuwałem tego, że mam nieprzespaną noc. Czułem się dobrze i mogłem grać na odpowiednim poziomie. Ale za to po meczu byłem wrakiem i dzień później jak ktoś coś do mnie próbował mówić to nawet nie reagowałem. Dopiero kolejnego dnia wracałem do normy. Na dłuższą metę nie da się tak funkcjonować, bo to może skończyć się kontuzją. Dopiero jak zacząłem współpracować z psychologiem uświadomiłem sobie co jak działa i co z czego wynika. Dzięki temu zacząłem łapać luz. Dzisiaj śpię spokojnie i cieszę się z tego, że mogę zagrać mecz. To jest fajne, ale nie jest łatwo do tego dojść. Jak ktoś nie ma wypracowanych w głowie mechanizmów, to może łatwo wpaść w tarapaty.

Każdy jest inaczej skonstruowany. Pamiętam jak nie mogliśmy się nadziwić, że Robert Lewandowski „zabrał” nam radość z awansu do mistrzostw świata. Po kluczowym meczu w eliminacjach on najzwyczajniej w świecie się nie cieszył. Dziwiło cię to?

Robert nie cieszy się tylko z wygranej. Wydaje mi się, że on od razu widzi co może się wydarzyć w przyszłości. Skoro prowadzimy 2:0 u siebie i jesteśmy w stanie stracić dwie bramki, to znaczy, że w pewnym momencie przestaliśmy grać. On się nie cieszył z tego, że wygraliśmy tylko rozmyślał nad tym, dlaczego doprowadziliśmy do takiej sytuacji, w której musieliśmy drżeć o wynik. Zastanawiał się, jakie to może mieć konsekwencje w przyszłości. Według mnie był wkurzony. Gdybyśmy strzelili na 3:0 i kontrolowali mecz, być może cieszyłby się po meczu. On się nie zadowala byle czym. Sam awans to dla niego nic wielkiego. Zrobiliśmy to, jedziemy dalej. Za chwilę mam ważny mecz w Bayernie. To jest fajne, tak chyba mają ci wielcy.

Czy dzisiaj cały czas jesteś piłkarzem zatopionym w swoich rytuałach przedmeczowych?

Kiedyś faktycznie poświęcałem na to mnóstwo czasu. Musiałem mieć wszystko dokładnie ustalone. Co zrobię przed treningiem, co po treningu, w jaki dzień. Jakie buty? Czy mniejsze kołki czy większe kołki. Jaki poziom nawodnienia, które suplementy, czy brać kreatynę przed meczem czy nie? O której się ogolić? Ile czasu poświęcić na analizę przeciwnika? To wymaga ogromnej ilości energii psychicznej i jest dobre na duże mecze, ale na co dzień nie masz szans tak funkcjonować, bo musisz zachować świeży, wypoczęty umysł. Rozmawiałem kiedyś o tym z moim psychologiem. Tak naprawdę jesteś w stanie przyswoić przed meczem cztery-pięć rzeczy. Zwróć uwagę, że jak przychodzi nowy trener i zmienia ci wszystko, to pierwsze mecze pod jego wodzą najprawdopodobniej będą słabe. Nie chodzi o to, że ty jako piłkarz nie chcesz tego wykonać. Tylko twój układ nerwowy nie jest w stanie tego zapamiętać i przestawić się na nowe rzeczy.

Dziś przed meczem dbam o to, żeby się wyciszyć. Nie dzwonię, nie rozmawiam. Na spokojnie sobie poczytam książkę, obejrzę jakiś film, posłucham fajnej muzyki. Oszczędzam energię. Mam kilka rzeczy, które sprawdzam pod kątem analizy, ale nie poświęcam na to zbyt dużo czasu. 10-15 minut. Kiedyś analizowałem ponad półtorej godziny. Musiałem wiedzieć wszystko o każdym ofensywnym piłkarzu. Czy wychodzi na prostopadłe, czy kończy na krótkim słupku, jak drybluje. Przeglądałem całego instata. Po prostu im człowiek starszy, tym lepiej czuje swoje ciało. Moje ciało samo mi dzisiaj podpowiada czy powinienem zrobić coś dodatkowego czy nie.

* Łukasz Wiśniowski razem z Kubą Polkowskim tworzą kanał Foot Truck, na którym możecie oglądać materiały z gwiazdami polskiego i zagranicznego futbolu.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz