Przez ostatnie dziesięć lat udało mi się poznać setki ludzi ze świata piłki. Jedni ciekawsi, drudzy mniej. Niektórzy mieli szerokie horyzonty, inni koncentrowali się tylko na futbolu. Nigdy nie spotkałem nikogo takiego jak Filip Bednarek, który dziś jest bramkarzem holenderskiego Heerenveen. Jego umysł wymyka się wszelkim schematom więc ta rozmowa też ucieka poza klasyczne ramy.
ŁUKASZ WIŚNIOWSKI (Foot Truck): We Włoszech piłkarz jest traktowany jak bóg, w Anglii to gwiazda popkultury, w Hiszpanii artysta. A w Polsce?
FILIP BEDNAREK: Przepłacony celebryta? Zarabia dużo za dużo, jeździ za dobrą furą i ubiera się w ciuchy Dsquared’a.
A czy w Polsce piłkarze są pośmiewiskiem?
Jeśli spojrzysz na nową generację piłkarzy wcale tak nie jest. Tymek Puchacz czy Michał Karbownik mają już przetarte ścieżki przez poprzedników. Jan Bednarek, Karol Linetty czy Bartek Bereszyński to są bardzo świadomi piłkarze, którzy ciężko pracują także nad zmianą stereotypów dotyczących polskich piłkarzy.
A w Holandii?
Holendrzy mają bardzo trzeźwe spojrzenie na rzeczywistość. Piłkarza traktują jak zwykłego obywatela. Ostatnio słuchałem podcastu z Sanderem Westerveldem, który bronił w Liverpoolu przed Jerzym Dudkiem. Zdobył z tym klubem pięć trofeów w jednym sezonie. W bardzo zajmujący sposób opowiadał o stereotypie angielskiego piłkarza przed czasami Gerarda Houlliera. W Anglii piłkarzy uważano za hulaków, lubiących imprezy i alkohol. Przyjście Houlliera to wszystko zmieniło, ale piłkarz wciąż pozostał idolem, który w miejscach publicznych budzi ogromne zainteresowanie. W Holandii jest inaczej. Oczywiście, że fani rozpoznają piłkarzy w przestrzeni publicznej, ale nie ingerują w ich prywatność. Jeśli już to tylko spojrzą i pomachają z daleka. Holendrzy postrzegają piłkarza jak zwykłego śmiertelnika, który – tak jak oni – chodzi na „dwójkę” do toalety. Spójrz na Matthijsa de Ligta. Za gościa jeden z największych klubów świata zapłacił gigantyczne pieniądze, a on zachowuje się i wygląda jak zwykły student. Przychodzi na wywiad w normalnych ciuchach, mówi, że pamięta Kurto, Prusa i Tytonia z ligi holenderskiej. Nie pozuje na kogoś wyjątkowego.
A piłkarzom poprzewracało się trochę w dupach?
Zdecydowanie. Wielu z nich jest odklejonych od rzeczywistości. Przede wszystkim dlatego, że zbyt młodzi piłkarze zarabiają zbyt duże pieniądze. Zamiast patrzeć na rówieśników, którzy mogą pomarzyć o takich pieniądzach, są zapatrzeni w starszych kolegów i chcą kopiować ich konsumpcyjne zwyczaje. Chodzić w tych samych ciuchach i jeździć tymi samymi samochodami i zarabiać jeszcze więcej. Ciężko jest wytrzymać presje i przyjechać do klubu Renault Clio. Przecież każdy samochód przewiezie cię z punktu A do punktu B. Posiadanie drogiego samochodu stało się niestety narzędziem w walce o twój status społeczny. Jak miałem 18-19 lat to też wydawałem mnóstwo pieniędzy na ciuchy i myślałem, że powinno się chodzić tylko w drogich markach. Popełniłem swoje błędy, ale ich nie żałuję. W Holandii mówimy, że to nie są zmarnowane pieniądze, tylko pieniądze, które cię czegoś nauczyły.
Nie uważasz, że wielu młodych piłkarzy zaczęło postrzegać futbol jako sport indywidualny a nie zespołowy?
Zgadzam się. W tym sezonie sam tego doświadczyłem, bo kilka razy odezwałem się w szatni i zwróciłem uwagę niektórym młodym piłkarzom, że to jest sport zespołowy. Mój teściu jest Anglikiem i mówi: – The only place where „I” comes before „team” is in vocabulary. Mieliśmy kilka takich meczów, gdzie nasi ofensywni piłkarze mogli podjąć lepsze decyzje, podając do partnerów zamiast strzelać. Powiedziałem po jednym z takich meczów: „Panowie. Jeśli zaczniecie myśleć „my” zamiast „ja” to wasze „ja” prędzej pójdzie do góry, bo drużyna będzie grała lepiej i ktoś was prędzej doceni”. Znów wracamy do tematu presji wywieranej na młode pokolenie. Presji transferu, indywidualnych osiągnięć, pieniędzy, które można zarobić.
Nie jest też trochę tak, że wokół młodych piłkarzy tworzą się „klany”, które wmawiają im, że są lepsi niż w rzeczywistości?
Mam na potwierdzenie tej tezy znakomity przykład. Kiedy grałem w Twente, mieliśmy w kadrze większość piłkarzy w wieku mniej, więcej 25-27 lat. Zupełnie inna generacja. Gdy trener na odprawie zwracał uwagę na indywidualne błędy, to każdy przyjmował te słowa ze spokojem, zrozumieniem i pokorą. Jeśli ktoś miał jakieś obiekcje, zostawał po odprawie, rozmawiał z trenerem indywidualnie i wyjaśniał nieścisłości. Teraz jest zupełnie inaczej. Każda indywidualna, negatywna ocena spotyka się z reakcją. Czasem nawet niewerbalną, raz to będzie prychnięcie, innym razem pokiwanie głową z niedowierzaniem. Młodzi piłkarze nie rozumieją, że jeśli trener czegoś od nich wymaga, to tak naprawdę jest dla nich komplement. Bo to znaczy, że się nimi interesuje i chce dla nich jak najlepiej. Moment, w którym nikt się tobą nie interesuje to moment, w którym powinieneś się zacząć martwić, bo to znaczy, że tak naprawdę wszyscy mają na ciebie wywalone.
Kto wpłynął najbardziej na twoje postrzeganie piłki?
Erik ten Hag, z którym pracowałem w Utrechcie i Stefan Postma, trener bramkarzy. Przez pierwsze dwa miesiące pracy z nim chodziłem wściekły jak perszing, bo okazało się, że w zasadzie to nie potrafię bronić. Jak masz nawyki to włączasz automatycznego pilota i jedziesz. A on mnie uczył myśleć o różnych aspektach bronienia, także uczestniczenia w grze. Ostatnio jak graliśmy z Ajaksem Quincy Promes za każdym razem chciał pressować naszego środkowego obrońcę. Kiedy rozgrywaliśmy piłkę od lewej do prawej i ja dostałem piłkę na moją prawą nogę, to jeśli mój środkowy obrońca stał na środku, a nie na skraju szesnastki, napastnik który chciał mnie pressować i Promes, który chciał pressować środkowego obrońcę nie dawali rady, bo dystans był za duży. To mi przypomniało Ten Haga. On zawsze wiedział jak przeciwnik będzie zakładać pressing. Wtedy dopiero zacząłem myśleć, że naprawdę trzeba być cierpliwym. Trzeba grać od prawej do lewej nawet kilka razy, żeby się te przestrzenie otworzyły. Ten Hag zwracał też uwagę na fakt, że jeśli pressujesz trzema napastnikami to nie możesz dać sobie zagrać piłki za plecy. Nie możesz dopuścić, żeby zespół przeciwny zagrał piłkę do defensywnego pomocnika. Trzeba tak biegać i zamykać luki, żeby to było niemożliwe. Strasznie się wściekał, kiedy to nie wychodziło. Pamiętam ich płomienne dyskusje z Sebastienem Hallerem, który dzisiaj gra w West Hamie. W końcu zrozumiał o co chodzi Ten Hagowi. Przy dobrej synchronizacji jesteś w stanie udaremnić próby zagrywania do defensywnego pomocnika. Jeśli „szóstka” nie dostanie tej piłki to cała twoja formacja pomocy i obrony nie będzie musiała się przesuwać do przodu, tylko będzie mogła się trzymać swojej pozycji. To trener, który jest cholernie ambitny i wymagał od ciebie więcej niż ty sam od siebie wymagałeś. Np. przy strzałach z szesnastki zawsze krzyczał: „Czytaj tych zawodników! Czytaj!”. Jak mam ich czytać? To jest strzał z szesnastki, czasem to loteria, ktoś cię zmyli, pójdziesz w ciemno. Frustrowało mnie to, ale uświadomiłem sobie, że przecież to jest gość, który współpracował w Bayernie z Guardiolą. Na co dzień obserwował Manuela Neuera, który w aspekcie czytania strzałów jest jednym z najlepszych na świecie. W związku z tym wiedział, że to się da zrobić choć nie zawsze potrafił to przekazać. Ale ja się cieszyłem, że w ogóle zwraca na mnie uwagę. Przecież ja byłem drugim bramkarzem.
Dużo meczów oglądasz?
Mnóstwo. Oglądam sporo włoskiej, również ze względu na komentarz Mateusza Święcickiego i Filipa Kapicy. Przyjmuję dużo meczów Valencii, bo lubię patrzeć na Jaspera Cillesena, przeciwko któremu grałem. Ma zdolność do podejmowania dobrych decyzji i dar sprawiania, że wcale niełatwe interwencje wydają się bardzo proste. Na mistrzostwach świata w Brazylii miał kilka takich interwencji gdzie tylko utrzymał pozycję i dzięki temu w niego trafiali. Dziewięciu na dziesięciu bramkarzy by się położyło. Onana jest dokładnie takim samym typem. Zresztą wyszkolił ich ten sam trener bramkarzy. Onana to dla mnie jeden z pięciu najlepszych bramkarzy na świecie. Ma wszystko. Jakość, dynamit, grę nogami, przygotowanie gimnastyczne, refleks, trzymanie pozycji, ustawianie się.
A kto by się jeszcze w tej piątce znalazł?
Ter Stegen, Handanović, Szczęsny i mimo wszystko Neuer. Nie zapominam o Oblaku, Alissonie i Edersonie, ale patrzę jednak przez pryzmat profilu, z którym bardziej się utożsamiam. Wojtkowi w tym sezonie nie jesteś w stanie niczego zarzucić. Gra w wielkim klubie, nie popełnia błędów, notuje świetne interwencje i godnie zastępuje jednego z najlepszych bramkarzy w historii, dlatego w mojej klasyfikacje znajdzie się dla niego miejsce w top 5. Uwielbiam Handanovicia. On potrafi naprawdę długo ustać nisko na nogach i stamtąd wychodzi z reakcją. Podobnie zresztą Wojtek, który zrobił w tym aspekcie ogromny postęp we Włoszech. Miałem kiedyś okazję odbyć sesję treningową z Claudio Filippim, który jest trenerem bramkarzy w Juventusie i pokazywał nam kilka zachowań bramkarza na przykładzie Gianluigiego Buffona. Buffon zawsze czeka na dośrodkowanie, podejmuje decyzję – wychodzę lub nie. Jeśli nie, wracam na linię i ciężar ciała przenoszę na palce. Wtedy jest zdecydowanie łatwiej zaatakować piłkę niż w sytuacji, gdy ciężar ciała masz na piętach.

Czym się teraz interesujesz oprócz piłki?
Staram się wciąż dużo czytać. Na początku tego sezonu mieliśmy okazję spotkać się z byłymi żołnierzami Holenderskiej Armii Komandosów, którzy opowiadali o tym czym się różnią od normalnych ludzi. Zwykły człowiek ma pewne odruchy. Kiedy dotnie czegoś gorącego ręką, cofa ją automatycznie i mówi „ała”. Oni wyzbywają się tych instynktów. Jeśli jest eksplozja lub ktoś do nich strzela nie mogą tak reagować. Bardzo mnie to zaciekawiło i kupiłem odrazu kilka polskich książek Navala, byłego żołnierza GROMu. To jest bardzo inspirujące, także dla piłkarzy. Ci ludzie trenują tak ciężko, że niezależnie od tego, w jakiej sytuacji znajdą się na polu bitwy, to wracają do poziomu treningu i dają sobie radę. „Trenujemy tak jak gramy, gramy tak jak trenujemy”. Zresztą militarne rozwiązania w warsztacie trenerskim nie są niczym nowym. Henk ten Cate wszystkim zespołom, które trenował wpajał, że jeśli prowadzą 1:0 mają zrobić od razu wszystko, żeby zdobyć drugiego gola. To jest ten moment, w którym trzeba skorzystać z rozproszenia przeciwnika, którego morale opadło. Słucham też sporo podcastów, ostatnio do przesłuchania jednego z nich zainspirowała mnie historia naszego pra-pra dziadka, który przed II wojną światową wyjechał do USA i stał się zaufanym „żołnierzem” włoskiej mafii. Ten podcast to rozmowa Mike’a Tysona z Michaelem Franzese, byłym gangsterem z Nowego Jorku, którego ojciec był „cappo di tutti cappi”. Niezwykła historia.
A kawałki hip-hopowe dalej sobie rozkminiasz i interpretujesz?
Oczywiście, sporo holenderskiego rapu, bo tutaj scena jest naprawdę bardzo zróżnicowana. Jest sporo lirycznych twórców, którzy także zabierają głos w wielu sprawach społecznych. Kiedyś była taka dyskusja w Holandii na temat Mikołajek. Otóż podczas tego święta pomocnicy świętego Mikołaja są z reguły ucharakteryzowani na murzynów. To wywołało dyskusję i pytania, czy to przypadkiem nie jest rasizm? Jeden czarnoskóry raper, pochodzący z Amsterdamu nagrał nawet o tym piosenkę, w której obrusza się i pyta: „Jak to nie jest rasizm? Skoro dzieciaki mają pomalowane usta na czerwono, są przebrane na czarno i obwieszone złotymi łańcuchami i kolczykami?”. Jeden powie, że to święto dla dzieci, inny powie, że to rasizm. Z polskiej sceny też mi ostatnio wpadło kilka ciekawych linijek. Jestem pod wrażeniem jak Białas w kawałku z Bedoesem trafnie zdiagnozował polskie społeczeństwo. Bardzo podoba mi się rozkmina Quebonafide w jednym z ostatnich kawałków: „Jetlag to mój nowy drag, z Chopina na Schiphol, ze Schiphol na LAX, serce rozdarte tak jak boarding pass”. Bardzo pomysłowe.
Nie da się ukryć, że pod kątem mentalności jesteś trochę Polakiem i trochę Holendrem. Pasuje ci takie stanie w rozkroku?
Tak, bo staram się z każdej z tych mentalności wziąć to co najlepsze. Tolerancję i podejście do życia biorę od Holendrów. Patriotyzm i przywiązanie do pewnych wartości to jest coś co zawdzięczam Polsce. Pewnie gdybym się wychowywał w Polsce, w środowisku piłkarskim, nie miałbym kumpla geja, nie byłaby dla mnie czymś zwyczajnym para gejów wychowująca dziecko. Wiem, że w Polsce to wciąż bardzo delikatne sprawy, i rozumiem to, bo na początku też zadawałem pytania: „Jak to jest możliwe? Czy to powinno tak wyglądać?”. Skoro to jest ich szczęście, to dlaczego ja mam im w tym przeszkadzać? Dzięki mojej narzeczonej nauczyłem się nie wkurzać na to, że ktoś może myśleć inaczej niż ja. Oczywiście, demony z przeszłości i moje negatywne cechy czasem dają o sobie znać, ale wtedy biorę się w garść i wracam do swojej równowagi.
W polskiej szatni mógłbyś się nie nauczyć tolerancji?
Jak przeczytałem ostatni wywiad dla Weszło z Jarosławem Jachem, lekko się przeraziłem. Powiedział w nim, że gej w szatni to jest coś czego nie można akceptować. Absurdalne jest klasyfikowanie ludzi przez pryzmat orientacji seksualnej, choć rozumiem, że to może być problem. W Holandii też mieliśmy ankietę zorganizowaną przez związek piłkarzy, w której było kilka pytań dotyczących tego, jak zareagowałbyś na fakt, że twój kolega z drużyny jest gejem. Zakładam jednak, że nawet w Holandii żaden czynnie uprawiający sport zawodnik nie powie o tym publicznie, bo mógłby sobie zaszkodzić, nawet pod kątem biznesowym. Klub, który będzie chciał takiego zawodnika pozyskać zastanowi się dwa razy czy ryzykować, mając świadomość, że szatnia takiego piłkarza może nie zaakceptować.
Głowę masz pełną pomysłów, dlatego na koniec chciałem zapytać, czy masz już jakiś pomysł na siebie po karierze?
Mam bardzo dobrego przyjaciela, który jest wziętym adwokatem w Amsterdamie. Ciężko pracuje, zdobył dyplom bardzo wcześnie, zajmuje się wieloma ciekawymi i przerażającymi sprawami. Ostatnio podczas rozmowy, widząc że jestem żywo zainteresowany jego pracą, zaproponował mi możliwość obejrzenia z bliska jego rozprawy. Ten pomysł bardzo mi się spodobał. Moja narzeczona podrzuciła mi ostatnio link, z informacją, że istnieje możliwość studiowania prawa przez internet. Zacząłem się nad tym bardzo poważnie zastanawiać. Tematy prawa i negocjacji są mi bardzo bliskie. Człowiek potrzebuje wyzwań, nawet po karierze. Nawet gdyby nie udało mi się zostać prawnikiem, muszę dbać o to, żeby rozwijać swój mózg, a ostatnio to trochę zaniedbałem. Liceum skończyłem przez internet, później zacząłem uczyć się hiszpańskiego, następnie zrobiłem kurs „mental coachingu” i w zasadzie nic innego nie robiłem. Mam 27 lat, w Holandii spotkałem ludzi, którzy zaczynają studia w wieku 40 lat więc myślę, że spokojnie mam jeszcze czas, żeby zdobyć wykształcenie, w kierunku, który mnie interesuje.
***
Przeczytaj poprzednie wywiady w cyklu FootCall:
Łukasz Piszczek daje wykład z taktyki w FootCall #1
Grzegorz Krychowiak opowiada o tym, jak planuje podróże w FootCall #2
Wojciech Szczęsny o pięciu trenerach, z którymi pracował w FootCall #3
