FUTBOLOWA GORĄCZKA #89. Magik, Mata i piłka nożna, czyli jak ważny jest w życiu timing

Zobacz również:Streaming w służbie rapu – jak dzięki internetowi raperzy trzymali kontakt z fanami podczas pandemii
Mata Lotnisko.jpg
fot. Konrad Tułak (@nghtlou)

Dziś będzie o piłce i rapie, dwóch dziedzinach życia, które w naturalny sposób się łączą. Mają też podobną bazę fanów, przynajmniej częściowo, jeśli oczywiście wyłączymy z niej niezainteresowane futbolem nastoletnie dziewczyny zakochane w raperach. Jest taki chłopak, pewnie go kojarzycie, Michał Matczak. I niedługo ten polski Mata, jestem pewien, będzie na świecie bardziej znany niż piłkarz Juan Mata. Koncert na lotnisku Bemowo, miliony wyświetleń na YouTube, najlepsze wideoklipy w Polsce, artykuł w New York Timesie. A to dopiero początek. Michał rewelacyjnie wbił się w moment, kiedy rap staje (stał?) się najważniejszą częścią muzycznej sceny w Polsce, wykorzystuje go perfekcyjnie, w największej mierze za sprawą kosmicznego talentu. Zastanawiacie się pewnie teraz: a co to ma, do cholery, wspólnego z piłką nożną? Więcej niż myślicie.

Już to pewnie kiedyś cytowałem, ale warto zapamiętać słowa Alana Shearera, który pod koniec lat 90. powiedział, że nigdy nie będzie lepszych czasów na uprawianie zawodu piłkarza. Hmmm, myślę, że zmieniał zdanie co najmniej kilkadziesiąt razy, szczególnie w ubiegłym tygodniu, gdy miliarderzy z Arabii Saudyjskiej przejęli jego ukochane Newcastle United. Ponieważ gdyby dzisiaj Alan Shearer był czynnym napastnikiem w szczycie formy, dostałby od nich pewnie tygodniówkę na poziomie miliona funtów.

Pomyślałem o tym przy okazji oglądania w niedzielny wieczór zapisu z koncertu Maty na antenie Canal+. To był kolejny dowód siły polskiego rapu, po tym jak Taco Hemingway i Dawid Podsiadło wyprzedali Stadion Narodowy. Trudno dziś znaleźć w naszym kraju człowieka, który nie wie, kim jest ten chłopak balansujący pomiędzy bardzo mocnym przekazem, jak w „Patoreakcji”, cudowną liryką z „Żółtych flamastrów i grubych katechetek”, czy poświęconemu zmarłemu dziadkowi „67-410” a tym, że – jak nawija – „nie chce mi się być głosem pokolenia, bo mam chrypę”. O ile większość twórców ma określony styl, sznyt, w przypadku Maty znakiem rozpoznawczym stała się zmienność. Nigdy nie wiesz, z czym wyskoczy, trochę jakby robił to wszystko spontanicznie, od niechcenia, ale wiem, że to nie jest prawda. Stoi za nim ciężka praca w studiu, totalny perfekcjonizm i nieskończenie wielkie ambicje.

Nie będę tutaj jednak recenzował płyt i kawałków Maty, od tego są moi koledzy z newonce.net. Natomiast chciałem podzielić się innym spostrzeżeniem. Otóż wychowałem się na rapie Paktofoniki, dla mnie absolutnym królem liryki był od zawsze Magik, tragiczna śmierć zawiera pewien paradoks: daje twórcy nieśmiertelność.

Wszystko, co pojawiało się na polskiej scenie muzycznej, tej rapowej, porównywałem do twórczości Magika, mającego lekkość, tak jak Mata, do nawijania o rzeczach zwykłych, ale też do tworzenia mocnego przekazu („Jestem Bogiem”). Nie jestem z branży muzycznej, oceniam wartość utworu po tym, czy do mnie trafia, nie patrzę na wiek twórcy (to tak jak w piłce – możesz miec 18 lat i grać lepiej niż ktoś, kto ma 30). Wiem tylko, że prawdziwy artysta to taki, który mnie porusza, a od czasów Magika i Paktofoniki w rapie zdarzyło mi się to parę razy, w warstwie lirycznej za sprawą Eldo i później Taco.

Gdyby Magik miał dziś 20 lat, wyprzedałby Stadion Śląski, Narodowy, Bemowo i co tylko zechciał. Trafił jednak na podłe czasy, w których artysta, zamiast być na szczycie piramidy, dostawał ochłapy. Nie znałem go osobiście, nie wiem więc, czy ewentualne miliony na jego koncie wpędziłyby go w jeszcze większą autodestrukcję niż ich brak i nie mam zamiaru silić się tutaj na robienie terapii duchom polskiej sceny rapowej. Jestem jednak pewien, że jego talent, mądrze poprowadzony, pięknie opakowany i sowicie opłacony rozkwitałby tak jak dzisiaj Michała.

Z piłką jest podobnie. Poznałem w życiu całe zastępy zawodników, którym kibicowałem jako dzieciak. Wielu z nich doszło do poziomu reprezentacji, ale jeśli myślicie, że zostali milionerami, mogącymi odcinać kupony na rajskiej wyspie, to jesteście w błędzie. I wcale nie każdy z nich przepił forsę na baletach z kumplami albo przegrał ją w kasynie. Po prostu oni nie zarabiali tyle, ile myślałem, że zarabiali, ot co. Shearer mylił się globalnie.

Rozmawiałem z piłkarzami obdarzonymi wielkimi talentami, którzy za sprawą słabych agentów, niedorozwiniętego systemu skautingu, który jakoś skutecznie omijał Polskę, kiepskich wyników naszej kadry czy braku takiego motoru napędowego, otwierającego silne rynki futbolowe, jak dziś Robert Lewandowski, brali co popadnie, kończyli kariery i musieli od razu szukać pracy, bo forsa z kupki bardzo szybko się kończyła.

Zupełnie opierając się głupkowatej teorii, że „kiedyś to było”, będę się upierał, że przeciętny ligowiec z naszej ekstraklasy w latach 90. i ten sam przeciętny ligowiec z dziś to jest zupełnie inna skala talentu. Tamci zawodnicy nie mieli różowych korków, nie pijali kolorowych drinków, raczej białe ciecze, a niepijących w ogóle trudno było znaleźć w dowolnej szatni. Nie mieli komór do krioterapii, chyba że te naturalne, gdy klub wywiózł ich do Szczyrku na zimowe zgrupowanie. A jednak potrafili toczyć rywalizację z bardzo silnymi, europejskimi drużynami.

Rap się nie zmienił w kwestii szeroko pojętej „kuchni”, na back stage wjechały po prostu inne używki, zmienił się pod względem narzędzi, jakie dostali twórcy. Gdyby Paktofonika powstała dzisiaj i wrzucała swoje kawałki na YT, to Magik na pewno nie musiałby się martwić, za co kupi dziecku prezent. Na swój sposób to okrutne, że urodził się w nieodpowiednim czasie.

Magik popełnił samobójstwo w drugi dzień świąt Bożego Narodzenia 2000 roku. Miał 22 lata. „Przed sobą cały świat, przed sobą cały życia szmat” – znacie to może. W tym samym roku, kilka miesięcy przed jego tragiczną śmiercią na świat przyszedł Mata. Dziś warszawski raper ma 21 lat i pozycję tak wielką, że Tomasz Kot, wybitny aktor, gra w jego klipie epizod sprzedawcy. Jeśli ktoś lubi symbolikę, numerologię i inne tego typu historie, zostawiam, niech robi z tym co chce. Uważam natomiast całą pewnością, że można się nie wzbogacić na rapie czy piłce, ale zarazem stać dla kogoś inspiracją, by złapał ten ślad i poszedł za nim jak najdalej. Nie jest to oczywiście materialna forma bogactwa tu i teraz, nie kupisz za niej porsche, w dłużej perspektywie zostanie jednak tylko ona.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz Canal+. Miłośnik ligi angielskiej, która jest najlepsza na świecie. Amen.