Byłem wtedy tak bardzo nieznany, że nie kojarzyłem nawet sam siebie - żartuje Sylvester Stallone w emitowanym na HBO GO dokumencie z okazji 40. urodzin Rocky'ego. To było pięć lat temu. W 2021 roku Rocky Balboa świętuje 45-lecie pokazania się światu. Chyba dobry pretekst, żeby odkurzyć sobie całą serię?
Kim w takim razie był Sly w połowie lat 70.?
- synem fryzjera i promotorki kobiecego wrestlingu (!) z Hell's Kitchen, małej dzielnicy w samym sercu Manhattanu, który marzył o profesjonalnej karierze aktorskiej, ale zaczynał karierę w... softcore'owym pornosie The Party at Kitty and Stud's. Film przeszedł bez echa nawet wśród fanów gatunku. Już po premierze Rocky'ego, gdy Stallone stał się wielką gwiazdą, właściciele praw zaproponowali mu odkupienie ich za 100 tysięcy dolarów. Nie dałbym za nie nawet dwóch dolców - zareagował aktor, który ewidentnie nie wstydził się swoich początków.
- gościem, który przed 30-tką grywał co najwyżej epizody, a na życie zarabiał sprzątaniem w ZOO i sprawdzaniem biletów w kinie...
- ...w dodatku przez pewien czas był bezdomny i nocował na nowojorskim dworcu autobusowym.
- zagrał za to rolę w niezależnej sztuce The Lords Of Flatbush. Ale nie był to hit.
I nagle ten człowiek w zaledwie dwa lata wskoczył do panteonu gwiazd, a ludzie zaczęli sprawdzać filmy, w których przedtem pojawiał się epizodycznie, bo chcieli po prostu zobaczyć go chociaż na parę sekund. Zadecydował pomysł i... upór.
Oraz pasja do boksu. W 1975 roku Stallone obejrzał wyjątkową walkę pomiędzy słynnym na cały świat Muhammadem Alim a szerzej nieznanym Chuckiem Wepnerem. Miała być spokojna wygrana Alego, tymczasem Wepner postawił przed nim naprawdę mocne zasieki. Co więcej - w 9. rundzie znokautował wielkiego mistrza. Ta historia akurat nie skończyła się sensacją, Ali zwyciężył przez nokaut, ale Wepner trzymał się bardzo dzielnie; tylko kilkunastu sekund zabrakło mu do przetrzymania ostatniej, 15. rundy.
Sylvester Stallone był oczarowany. Zrozumiał, że podczas tej walki zaczęły pisać się pierwsze strony jego scenariusza. Gigant kontra nieznany bokser, który nie chciał być mięsem armatnim, postawił się i nieomal zwyciężył. Od pucybuta do milionera, started from the bottom, now we're here - do tej sytuacji można przyłożyć wiele klisz i zwrotów popkulturowych. Podobno scenopis Rocky'ego powstał w trzy dni. Kiedy jego autor przedstawił projekt swojemu agentowi, ten zainteresował się od razu. A że Stallone, choć grał ogony, był reprezentowany przez Film Artists Management Enterprises, czyli dużą firmę, która zrzeszała aktorów i agentów, scenariusz od razu obiegł wielu producentów.
Propozycji Sly usłyszał mnóstwo. Najpierw - 20 tysięcy dolarów za prawa plus obsadzenie Burta Reynoldsa lub Ryana O'Neala (jedni z najpopularniejszych mainstreamowych aktorów lat 70.) w roli głównej. Odmówił - to on miał zagrać Rocky'ego. On i tylko on, bo Sylvester Stallone dostrzegł sporo połączeń pomiędzy zawodową karierę boksera a swoją własną. Druga propozycja - 80 tysięcy, ale wciąż bez roli. Odmówił. 200 tysięcy, Robert Redford w roli głównej. Odmówił. Nie mógłbym sobie darować, gdyby twarzą tego projektu był kto inny - powiedział po latach. Odważnie - cały czas mówimy o facecie, który w tamtym czasie wynajmował klitkę do spółki z partnerką, a nie tak dawno temu biedował na ulicy.
W końcu scenariuszem zainteresował się producencki duet Irwin Winkler - Robert Chartoff. Oczywiście oni również chcieli, żeby główną rolę zagrał ktoś znany. I oczywiście Stallone odmówił. Ale czuł, że tu może coś ugrać - producenci byli skłonni wejść w ten film, gdyby tylko mieli pewność, że nie będzie kosztować zbyt wiele. W końcu dogadali się, że zapłacą mu 20 tysięcy dolarów za scenariusz plus minimalną stawkę godzinową, ale dostanie upragnioną główną rolę. Zresztą Winkler miał generalnie nosa do opowieści o boksie, który przecina się z trudami życia. Cztery lata później to on wyłożył kasę na produkcję Wściekłego byka z Robertem De Niro.
Cały film zamknął się w kwocie miliona dolarów, dodatkowo producenci przeznaczyli czterokrotnie wyższą kwotę na promocję. Budżet był tak niski, że Sylvester Stallone podzwonił po rodzinie i... zaangażował ich do ról epizodycznych. I tak jego brat Frank wcielił się w rolę ulicznego śpiewaka, a ojciec przyszłego gwiazdora był facetem, który dzwonił gongiem na początek i koniec rundy. Ciekawostka - zwróćcie uwagę na scenę, w której Rocky Balboa wnosi leżącego na ulicy pijaczka do knajpy Lucky Seven Tavern. Tym pijaczkiem jest Lloyd Kaufman, czyli facet, który chwilę później założył Troma Entertainment, firmę specjalizującą się w najgorszych filmach świata. Killer Condom, Surfujący naziści muszą umrzeć czy bodaj najsłynniejszy Toksyczny Mściciel - oto dzieła Kaufmana.
To wszystko działo się 45 lat temu - zdjęcia odbyły się na początku 1976 roku, wiosna i lato to okres postprodukcji, a na jesieni, a konkretnie 21 listopada, film wszedł do amerykańskich kin. I od razu wybuchło szaleństwo: zachwyceni historią boksera widzowie polecali Rocky'ego swoim znajomym, ci kolejnym znajomym i tak dalej. W efekcie obraz pozostał na ekranach przez blisko rok, tylko w Stanach zarabiając 117 milionów dolarów. Za granicą - kolejne 107. Można pomyśleć, że wygrali na tym wszyscy, a zwłaszcza producenci, poza Sylvestrem Stallone, który musiał zadowolić się niziutką gażą za scenariusz i rolę główną. Ale Sly trzymał w rękawie asa - prawa do postaci Rocky'ego. I przy kolejnych filmach (pięć następnych części Rocky'ego plus dwie Creeda) skwapliwie z nich korzystał.
Stallone został też nominowany do Oscara za najlepszą rolę i najlepszy scenariusz. Nie wygrał w ani jednej z tych kategorii, za to Rocky'ego Amerykańska Akademia Filmowa uznała za najlepszy film roku. Ale ważne, że nagle zyskał międzynarodową popularność, która przełożyła się na szereg lukratywnych propozycji. W latach 80. i 90. muskularny aktor został gwiazdą kina akcji, przede wszystkim za sprawą serii Rambo oraz mocnych, pojedynczych strzałów (Tango i Cash, Cobra, Człowiek Demolka, Sędzia Dredd, Specjalista, Zabójcy, Cop Land). Ale kiedy po latach zapytano go, z którym z kultowych bohaterów - Rockym czy Rambo - wolałby być kojarzony, od razu wybrał boksera. To moje pierwsze dziecko - powiedział.
Niesamowita, piękna i zupełnie bezprecedensowa historia. Po latach podobnym tropem poszli Ben Affleck i Matt Damon (jako dwudziestoparolatkowie dostali Oscara za wspólnie napisany scenariusz Buntownika z wyboru, a potem stali się gwiazdami aktorstwa), ale i film był mimo wszystko mniejszym wydarzeniem niż Rocky, i oni sami (zwłaszcza Damon) byli już przedtem trochę bardziej rozpoznawalni. Poza tym losy boksera i scenarzysty jego życia nieco silniej się ze sobą komponują. To dobry moment, żeby sobie je przypomnieć.