Odważne sceny seksu w filmach masowych to nie jest kwestia kilku ostatnich lat, a... półwiecza. Rzecz jasna to, co szokowało w latach 60. i 70. dziś pewnie przeszłoby w miarę bez echa, bo i obyczaje są w tej sferze inne.
Sprawdźcie, które filmy przełamywały tabu nawet wtedy, gdy wydawało się, że już dalej nie można.
newonce każdy miesiąc dedykuje konkretnemu zagadnieniu – w maju hasłem przewodnim jest SEKS
Ci lubieżni Szwedzi
Pewnie jakbyśmy spytali o to, kto zna film Jestem ciekawa w kolorze żółtym, to raczej nie byłoby lasu rąk. Tymczasem, jakby nie patrzeć, ten tytuł otworzył nowy rozdział w historii kina. To tam bowiem po raz pierwszy na dużym ekranie było widać takie bezeceństwa jak całowanie penisa; w paru scenach dość wyraźnie eksponowano też włosy łonowe bohaterów. Przypominamy, to był 1967 rok, w USA dopiero co zniesiono kodeks Haysa, czyli zbiór regulacji dotyczących tego, co wolno, a czego nie wolno pokazywać w filmach (a nie wolno było na przykład serwować scen... namiętnych pocałunków); generalnie pruderia w kinie tętniła na poziomie słynnego w niektórych kręgach serwisu kulturadobra.pl. A tutaj nagle całowanie penisa. Szok to mało powiedziane.
Ten łączący fabułę z dokumentem obraz powstał jako efekt rewolucji seksualnej, która pod koniec lat 60. opanowała wiele krajów. Zaczęło się od wprowadzenia na rynek tabletek antykoncepcyjnych, potem do głosu doszli ci, którzy walczyli z uważaniem seksu pozamałżeńskiego za niemoralny; generalnie ściągano zasłony moralności, a amerykańscy hipisi pokazywali światu, że czas na życie pod dyktando wolnej miłości. Pod względem obyczajowym zmieniało się więc bardzo wiele. Także na ekranie.
Kiedy jedziesz do innego kraju, żeby zobaczyć film
Bezimienny Amerykanin i bezimienna Francuzka. Spotykają się w pustym mieszkaniu tylko po to, żeby uprawiać sadomasochistyczny seks. Przedstawiony, jak na początek lat 70., wyjątkowo odważnie. Przez lata Ostatnie tango w Paryżu uchodziło za kamień milowy w dziedzinie tego, co wolno, a czego nie wolno pokazywać na ekranie. Pikanterii dodawał fakt, że nie mówiliśmy tu o jakiejś niszowej produkcji, ale obrazie z udziałem topowego wówczas aktora, Marlona Brando, więc pośrednio Hollywood przecinało się z pormografią.
Mniej przyjemnie zrobiło się po latach, gdy głos zabrała Maria Schneider. Grająca Francuzkę aktorka – podczas zdjęć miała 19 lat – oskarżyła Brando i reżysera Bernardo Bertolucciego o molestowanie seksualne. Chodzi o słynną scenę seksu analnego z użyciem masła jako lubrykantu; ani reżyser, ani aktor nie powiedzieli jej przez rozpoczęciem ujęcia, co za moment się wydarzy. Bertolucci przyznał, że tak, zrobił to celowo, ma poczucie winy, ale nie żałuje, co spotkało się z dużą krytyką ze strony filmowego środowiska, zwłaszcza kobiet.
Kontrowersyjna metka przysporzyła Ostatniemu tangu w Paryżu widzów. Gdy w Hiszpanii zakazano projekcji kinowych, tamtejsi widzowie jeździli do Francji, żeby zobaczyć ten film. We Włoszech sąd nakazał zniszczyć prawie wszystkie kopie, a Bertolucciego skazano na cztery miesiące aresztu w zawieszeniu. Jeśli o Jestem ciekawa w kolorze żółtym było głośno, to tutaj hałas przekroczył wszelkie dopuszczalne normy.
Porno blockbuster
Kiedy kino brata się z pornografią i to dosłownie; producent Franco Rossellini nie miał tyle pieniędzy, by zrealizować opowieść o życiu cesarza Kaliguli z takim rozmachem, jaki mu się marzył. Zwrócił się o pomoc do Boba Guccione, wydawcy magazynu dla dorosłych Penthouse. Ten wyłożył pieniądze, ale postawił warunek – ma być trochę erotyki, żeby podpromować jego biznes.
Te trochę erotyki okazało się zwykłym pornosem. Wybuchł skandal, Kaligulę zdjęto z ekranów, a szerzej nieznany reżyser Tinto Brass doczekał się przypiętej mu przez masy gęby dewianta. Przez masy, bo o Kaliguli wiedzieli także ci, którzy go nie oglądali. Ale trudno się dziwić, bo film kręcono w tajemnicy, podsycając atmosferę strzępkowymi informacjami o tym, że coś się dzieje, że są w to ładowane duże pieniądze i że bierze w tym udział topowa obsada aktorska. Ludzie czekali na historycznego blockbustera, dostali zwariowaną, przepełnioną ostrym seksem produkcję. Produkcję, co warto dodać, koszmarnie słabą. Za to doskonale rozreklamowaną; w Bostonie miasto zarekwirowało kopie filmu, w Atlancie zaprotestowali lokalni prokuratorzy. Guccione zacierał ręce, bo promocja robiła się sama, bez wydawania pieniędzy. Ostatecznie Kaligula zarobił niewiele ponad 23 miliony dolarów przy 17-milionowym budżecie, ale warto pamiętać, że w wielu miejscach nie grano go w ogóle, a w wielu – na pojedynczych seansach. Finansowa hossa miała zresztą nadejść wraz z pojawieniem się tego tytułu na kasetach wideo.
Zagraj to jeszcze raz, Matt
Chłopak i dziewczyna poznają się na koncercie, po czym idą do łóżka. Przerwa na utwór muzyczny (czyli obrazek z kolejnego koncertu), znów scena seksu. I tak przez 80 minut.
9 Songs miało być o tym, jak bardzo seks spowszedniał. Że żyjemy w świecie pogrążonym w marazmie, staliśmy się odporni na bodźce zewnętrzne, a stosunek nie wiąże się już z przyjemnością, tylko zwykłą czynnością. Na pewno nikt przedtem w kinie nie ogołocił filmu erotycznego z praktycznie wszystkich ozdobników; przecież tam naprawdę brakuje tylko tego, żeby Matt i Lisa (tak nazywają się bohaterowie) robili to w pustym magazynie na zimnym betonie. Natomiast to wciąż jest kolaż ujęć z koncertów i scen seksu. I tyle. 9 Songs ogląda się naprawdę ciężko, nawet pomimo świetnej ścieżki dźwiękowej (Franz Ferdinand, Dandy Warhols, Black Rebel Motorcycle Club), bo to jest jeden z przysłowiowych filmów o facecie w łódce. Ale kolejne bariery zostały przekroczone. Fabuły pojawiają się nawet w pełnometrażowych pornosach – tu nie. Druga różnica jest taka, że pełnometrażowe pornosy nie trafiają do kinowej dystrybucji, a 9 Songs owszem.
Długo, jeszcze dłużej
Złota Palma w Cannes z 2013 roku trafiła do trzygodzinnej epopei o młodej dziewczynie, która przypadkowo poznaje starszą od siebie malarkę Emmę, zakochuje się w niej i odkrywa, że jest lesbijką. Kamera towarzyszy Adeli przez okres dorastania, jest w szkole, na randkach i imprezach, podgląda jej relację z chłopakiem, która okazuje się nieudana. Jest też sporo o wpływie otoczenia na psychikę młodej osoby, jest o wychowie kulturowym. W kategorii odkrywania tożsamości to jest ta sama półka co Boyhood Richarda Linklatera, ale...
Ale w Boyhood nie ma ujęć erotycznych. A w Życiu Adeli są, a pierwszy raz tytułowej bohaterki i Emmy to prawdopodobnie jedna z najodważniejszych scen w historii kina. Seks dwóch dziewczyn ciągnie się przez wiele minut, kiedy widzowie myślą, że to już koniec – reżyser tylko podkręca atmosferę. Co prawda to zarazem najlepsze momenty całego filmu, bo z ekranu autentycznie kipi pożądaniem, a stosunek dwóch młodych dziewczyn jest zwyczajnie piękny i naturalny. Mógł być skandal, była główna nagroda na najbardziej prestiżowym festiwalu filmowym świata. I kolejny kamień milowy w dziedzinie obyczajowości; okazało się, że pornografia w kinie jest już powszechnie akceptowana.