Jacob Elordi: Prawie dwa metry feromonów, ale ile talentu?

"Priscilla" Red Carpet - The 80th Venice International Film Festival
fot. Kate Green/Getty Images

Gdy nic nie mówi, zachwycają się jego niedzisiejszą urodą. Gdy się odzywa, wyrzucają mu od pretensjonalnych dupków. Jacob Elordi chce być Marlonem Brando pokolenia Z.

W liceum przekłuł sobie ucho, bo zobaczył, że Daniel Day-Lewis ma przekłute. Zawiesił na szyi medalik z wizerunkiem świętego Krzysztofa – patrona kierowców, kolejarzy i, uwaga, poszukiwaczy skarbów – bo Steve McQueen taki nosił. Miał 11 lat, kiedy obejrzał po raz pierwszy Mrocznego rycerza Christophera Nolana, a scenę, w której grający Jokera Heath Ledger pokazuje magiczną sztuczkę i nabija głowę gościa na ołówek, do dziś wspomina jako jedną z bardziej formacyjnych. Jeszcze nie rozumiał, co to za tajemne sposoby, którymi Ledger tak skupiał na sobie uwagę, ale już wiedział, że on kiedyś też tak chce. Jako dzieciak zaczytywał się w biografiach legend kina, Jamesa Deana czy Marlona Brando, chciał grać jak oni, myśleć jak oni, nosić i zachowywać się jak oni. I można by te wszystkie opowieści o dorastaniu pod wpływem idoli uznać za typowe fiksacje egzaltowanego nastolatka, ale Elordi do dziś traktuje filozofię dawnego Hollywood niezwykle nabożnie.

Brać, co dają, byle grać

Opowiada, że chciałby wystąpić w filmie noir, ale takim radykalnie trzymającym się zasad gatunku, a nie w jakiejś nowoczesnej wariacji na temat mężczyzn w prochowcach. Za nic w świecie nie chce skończyć jako celebryta z romcomu, jako ładna buzia pozbawiona treści. Utyskuje na media, które przestały zadawać poważne pytania. W zagranicznej prasie piszą, że jest wysoki, a on by wolał, żeby skupiali się na tym, jak wysoko mierzy, ale już nie protestuje, gdy media widzą w nim wcielenie dawnych gwiazd i wzruszają się roztaczanym przez Elordiego czarem – podobno tym samym, który kiedyś był udziałem słynnych charyzmatycznych milczków: Bogarta, Newmana, Brando. Jacob Elordi też jest bardzo oszczędny w opowieściach o sobie, ale nawet wtedy to, co mówi, potrafi wywołać aferę.

"The Kissing Booth" Special Screening
fot. gettyimages

Bo oberwało mu się na przykład za to, że tak kategorycznie odciął się od trylogii, która ustawiła mu karierę. W 2018 roku zagrał w młodzieżowej komedii romantycznej The Kissing Booth, która szybko stała się jedną z najchętniej oglądanych produkcji Netfliksa i rozrosła do rozpisanego na trzy osobne filmy, szalenie dochodowego tasiemca. Netflix nie podaje konkretnych liczb, bo taką ma politykę, ale można wierzyć, że film się znakomicie obejrzał, skoro w wieczór przed premierą Jacoba Elordiego obserwowali na Instagramie głównie znajomi z rodzinnego Brisbane w Australii, a następnego dnia, gdy film już w najlepsze hulał na platformie – 4 miliony kont (dziś już ponad 14). Nie chciałem robić takich filmów, jeszcze zanim zagrałem w tych filmach. To niedorzeczne produkcje – mówił w zeszłorocznej rozmowie z brytyjską edycją GQ, co sporo osób odebrało jako przejaw pychy.

Nawet jeśli wyszedł na niewdzięcznego buca, trudno odmówić mu racji. Trylogia The Kissing Booth jest jedną z bardziej szkodliwych i regresywnych produkcji ostatnich lat – i to w porównaniu z całą ofertą zgranego gatunku, jakim są komedie romantyczne – a Jacob Elordi zagrał w niej stereotypowego szkolnego playboya, który zalicza i zapomina, przynajmniej dopóki nie okaże się, że za tym fotogenicznym bicepsem chowa się wrażliwy intelektualista. Elordi nie ukrywa, że przyjął angaż w kolejnych częściach, bo wierzył, że robi to, czego oczekuje się od początkującego aktora, który chce odnieść sukces. Że trzeba brać, co dają, byle grać. A dziś, jak dodaje, wreszcie jest w takim momencie rozkręcającej się kariery, że może kręcić nosem i korzystać z przywileju bezkompromisowej selekcji. Niby z jakiej racji to, że mi zależy, jest uznawane za pretensjonalne? – mówił w tym samym wywiadzie dla brytyjskiego GQ. Bo kiedy jest ci wszystko jedno, z premedytacją wciskasz ludziom gówno i zarabiasz na ich czasie, który jest najcenniejszym, co mają, to już jest OK? To jest fajne?

Grać jak dawne gwiazdy kina

The Kissing Booth zrobiło z niego obiekt westchnień, Euforia tylko wzmocniła ten status. Przede wszystkim jednak to w serialu Sama Levinsona Elordi pokazał się jako aktor z potencjałem, intrygujący nieoczywistym mrokiem i charyzmą wykraczającą poza urodę i umiejętność ustawienia się do kamery. Mówi, że odnalazł w swoim bohaterze i mięśnie, i serce, a grany przez niego Nate to pewnie najbardziej tragiczna postać w całej serii. Szkolny przystojniak i gwiazda drużyny futbolowej, którego spala od środka wewnętrzny konflikt wokół dozwolonych i pożądanych ekspresji męskości. Elordi nieźle rozgrywa napięcia w relacji z filmowym ojcem, ukrywającym swoją seksualną tożsamość, bywa jednocześnie dosadny, wręcz na granicy karykatury, i subtelny. I momentami naprawdę przejmujący w tej opowieści o młodym gościu uwikłanym w toksyczne przekazy o męskości mierzonej seksualnymi podbojami i przemocą. Rozumie ten typ?

Gdy tylko po raz pierwszy zagrałem w szkolnej sztuce, zaczęli mówić, że jestem gejem – to też cytat z brytyjskiego GQ, ale tym razem z rozmowy opublikowanej dwa lata temu. Szkolny teatr akurat wystawiał Sen nocy letniej Szekspira, a Elordi grał Oberona, króla elfów. I postanowiłem, że skoro już jestem królem elfów, to będę największą hotówą wśród królów elfów, jaką kiedykolwiek widzieli. Zacząłem otwierać się na ten typ bohatera. Zacząłem otwierać się na pierwiastek kobiecy. Bo nigdy nie potrafiłem zrozumieć, jak można tak szufladkować. Dlaczego to akurat sport jest męski? Jak seksualność kształtuje twój talent atletyczny czy zdolności perfomerskie?

Znając zamiłowanie Elordiego do filmów z lat 50. i 60. ubiegłego wieku, gdy Marlon Brando i James Dean grali chłopaków, którzy płaczą i tworzyli fundamenty pod nowe wzorce męskości, nie dziwi, że młody aktor chętnie wciela się w bohaterów, którzy mają w sobie coś z idoli beat generation, jakąś dzikość tych wszystkich buntowników bez powodu.

Grać do końca – nawet role niewarte gry

Elordi lubi opowiadać, jak bardzo skrupulatnie przygotowuje się do swoich ról. Nawet, gdy gra miałką postać w marnym filmie. Na planie The Kissing Booth wykłócał się z reżyserem o zapisane w pierwowzorze książkowym detale (filmy są ekranizacją hitu literatury young adult) i nie chciał zgodzić na żadne odstępstwa. Przygotowując się do roli w Euforii, oglądał dokumenty przyrodnicze o rekinach, by zrozumieć, jak działa system operacyjny oprawcy, który precyzyjnie namierza i dopada swoją ofiarę. Gdy Emerald Fennell zatrudniła go do Saltburn, by zagrał obrzydliwego bogatego chłopaka z rodziny o arystokratycznych korzeniach, czytał Powrót do Brideshead, kultową powieść Evelyna Waugha, i próbował zrozumieć lifestyle zamożnych i dobrze urodzonych. Wyjechałem do Palm Springs na dwa tygodnie. Zamknąłem się w domu. Chodziłem dookoła basenu ubrany od stóp do głów w len i trenowałem akcent. Z kolei do Londynu przeniosłem się już na cztery tygodnie przed rozpoczęciem zdjęć. Zamieszkałem w dzielnicy Chelsea i podsłuchiwałem ludzi w kawiarni, jak zamawiają flat white i rozmawiają – opowiadał w wywiadzie dla Vanity Fair.

Saltburn.jpg
fot. kadr z filmu "Saltburn"

Rolą Elvisa Presleya w najnowszym filmie Sofii Coppoli Priscilla przejął się nawet bardziej, a to, czy mówi z tą charakterystyczną manierą króla, konsultował u samej Priscilli Presley. Książki Petera Guralnicka były niezwykle pomocne. Dostarczyły mi mnóstwo informacji, ale też zalewały mnie potężne fale smutku, gdy je czytałem. Nagle widzisz, że Elvis stacza się z prędkością meteorytu. Jego życie pod wieloma względami było tragiczne – to też z Vanity Fair.

Czego nie dogra, to dowygląda?

Elordi jest gwiazdą młodego pokolenia, ale skalę powodzenia w aktorstwie mierzy, jakby urodził się przynajmniej pół wieku temu. Cieszył go sukces Euforii, jest świadomy, ile zawdzięcza faktowi, że widownia przyjęła produkcję z entuzjazmem, a jej formalną błyskotliwość i społecznie rezonującą treść doceniły również media. Aktor broni Sama Levinsona, nawet gdy opinia rzuca się na podobno apodyktycznego reżysera, który przetrzymuje ekipę na planie ponad zakontraktowaną i dopuszczalną liczbę godzin. Mnie ta praca daje totalną frajdę. Gdy pracuję z Samem, siedzimy razem w tym samym okopie, ufam mu i dla niego jestem w stanie się zaharować – mówił dwa lata temu w brytyjski GQ. Zresztą to, co potem wszyscy oglądają w telewizji – te kadry, o których ludzie mówią, emocje, które serial wzbudza, dyskusje, które prowokuje – to wszystko zawdzięczamy temu, że niektóre sceny kręciliśmy po 30 razy.

Jacob Elordi Priscilla.jpg
fot. kadr z filmu "Priscilla"

Jakkolwiek jednak nie był oddany roli udręczonego mięśniaka, jakkolwiek nie byłby wdzięczny za sukces Euforii, od dawna powtarza, że nie chce być wyłącznie aktorem znanym z serialu, bo tym najważniejszym potwierdzeniem, że mu się udało, są produkcje kinowe. Dziś występuje nie w jednej, a w dwóch bardzo gorących premierach sezonu, Saltburn (w Polsce film od razu trafił na streamingi, ale w USA, UK, Kanadzie, Australii i Nowej Zelandii był grany w kinach) i Priscilli. Wygląda więc na to, że mu się udało? Z naciskiem na wygląda, bo jeśli chodzi o poziom aktorstwa, które Elordi prezentuje w kinie, to na razie jedyne, co mu wychodzi.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarka. Kiedyś wyłącznie muzyczna, dziś już nie tylko. Na co dzień pracuje w magazynie „Glamour”, jako zastępczyni redaktorki naczelnej i szefowa działu popkultura. Jest autorką podcastu „Kobiety objaśniają świat”. Bywa didżejką.