14 lipca Francuzi obchodzą rocznicę szturmu na Bastylię. Jest to najważniejsze święto narodowe, dzień wolny od pracy i jedna z nielicznych dat, kiedy przedmieścia zjeżdżają do centrum. Ale dziś te przedmieścia znów kipią gniewem.
Jakie perspektywy ma młody człowiek urodzony na bezdusznych przedmieściach? Mieszkający w zaniedbanym, obskurnym bloku. Otoczonym przez wszechobecny wyścig szpetoty. Żyjący w społeczeństwie, które udaje, że nie dostrzega jego istnienia. Które reaguje jedynie wtedy, gdy nadarza się okazja, aby go pouczyć i ukarać - pyta retorycznie François Mitterrand, prezydent Francji w latach 1981-1995, w czołówce filmu Authentik. Opowiadająca o początkach legendarnej grupy NTM fabularyzowana biografia Kool Shena i Joeya Starra przed kilkunastoma dniami trafiła na HBO Max. A ja dzięki niej przypomniałem sobie mój pierwszy rapowy kompakt - 1993… J'appuie sur la gâchette, które kupiłem w Paryżu w 1996 roku.
Żeby być dokładnym - kupiła mi go mama. I to ona przetłumaczyła mi teksty takich numerów, jak opowiadające o fali samobójstw nieletnich, tytułowe J'appuie sur la gâchette, piętnujące systemowy rasizm Qui paiera les dégâts? czy antypolicyjne Police. Tłumaczenie ostatniego z tych utworów wciąż zresztą mam na komputerze. Idzie tak:
Dokumenty, kontrola tożsamości.
Formuła, która stała się klasyczna i do której musisz przywyknąć
Tylko na osiedlach
Tajniacy mający władzę, znowu jej nadużyli
Wiedzcie więc, że atmosfera jest napięta
Bez szacunku, bez żadnej litości
Będziecie żałować, bo
Nigdy przez represje nie osiągniecie spokoju
Spokój sumienia, szacunek dla drugiego człowieka
Lecz te humanitarne pojęcia znikają, gdy zakładają mundur
Przekładanie nad treść formy, strach by nie przekroczyć normy
Jeszcze gorzej, jeśli w ich podręcznikach twój kolor się nie zgadza
Prawdziwy zhierarchizowany, zorganizowany gang
Ochraniany przez najwyższe władze
Z pozwoleniem na broń mimo wyraźnych nadużyć.
Jak można pretendować do ochrony państwa samemu będąc zamroczonym?
Często umysłowo opóźniony
Typowy obraz; wzór frajerstwa
Oto dlaczego celują oni w nadgorliwości
Oto dlaczego rozlegają się obelgi, kiedy przejeżdżają radiowozy
Z naszej strony nie będzie to „fuck the police”
Ale specjalne Nique Ta Mère (jebać twoją matkę) w stronę matki, ojczyzny zepsucia
Policjanci, bezmózgie machiny, mówicie o sprawiedliwości, ja leję na was szczyny
Policjanci, bezmózgie machiny, mówicie o sprawiedliwości, ja leję na was szczyny…
Moja mama jest z wykształcenia romanistką, od studiów pracującą w zawodzie jako wykładowczyni uniwersytecka. Zajmuje się językiem francuskim oraz kulturą Republiki i krajów frankofońskich. Od kiedy pamiętam, jeździ regularnie do Francji, ma tam wielu przyjaciół, zresztą mój ojciec chrzestny był Francuzem. I choć kocha ten kraj miłością szczerą, nigdy nie przeszkodziło jej to w tym, żeby widzieć go w całej rozciągłości – również od strony krzywd i niesprawiedliwości, wielowiekowej historii wyzysku, pogardy i okrucieństwa, na których jest ufundowana jego obecna potęga. To ona opowiadała mi o spływającej krwią kolonizacji, gettoizacji podmiejskich dzielnic nędzy zwanych banlieues. Ona też bardzo prędko wsiąkła w mój rap. Przywoziła mi płyty, tłumaczyła teksty, a w pewnym momencie stała się taką specjalistką od francuskiego slangu, że prowadziła zajęcia z jego rozumienia na uniwersytecie. Puszczała tam NTM, IAM i KDD, wyświetlała fragmenty Nienawiści i opowiadała o tym, dlaczego warto się nad tym wszystkim pochylić, nawet jeśli to się może komuś nie podobać.
Raport z osiedla w najlepszym wykonaniu
Cytowana tu przeze mnie zwrotka z drugiego albumu NTM jest dziś, po 30 latach od swojej premiery, równie aktualna jak w 1993 roku. Wtedy na jednym z paryskich komisariatów zginął Makomé M'Bowolé. Przykuty do kaloryfera siedemnastolatek został zastrzelony z pistoletu przyłożonego mu do głowy przez policjanta Pascala Compaina. Przed dwoma tygodniami, 27 czerwca 2023 roku, podczas kontroli drogowej w podparyskim Nanterre zginął inny siedemnastolatek – Nahel Merzouk został zastrzelony przez policjanta z bliskiej odległości, kiedy siedział za kółkiem wysłużonego mercedesa, którym wiózł dwójkę pasażerów.
Co ich łączy? To, że dorastali w rejonach, mówiąc eufemistycznie, nieuprzywilejowanych, to, że obaj wchodzili już wcześniej w konflikty z prawem i to, że ich kolor się nie zgadzał. Kiedy jednak większość mediów i klasy, pożal się Boże, politycznej skupia się na tych dwóch ostatnich wątkach, dla mnie najważniejszym jest ten pierwszy. Kiedy bowiem owładnięta pogonią za klikiem czwarta władza nieustannie upraszcza rzeczywistość, a zaślepieni wynikami wyborów politykierzy szczują ludzi przeciwko sobie, ja przypominam sobie wszystkie francuskie płyty rapowe, które od wspomnianego 1993… J'appuie sur la gâchette uczyły mnie, że tamtejsza rzeczywistość nie jest czarno-biała.
Historię kolonizacji i jej zupełnie przerażających ludzkich kosztów poznałem w 1999 roku za sprawą płyty algierskiego zespołu MBS. Czytając wkładkę do ich płyty Le Micro Brise Le Silence, znalazłem dedykację dla znikniętych – tych wszystkich Algierczyków, których francuski najeźdźca zabijał w masowych egzekucjach całych wsi (włącznie z kobietami i dziećmi), dusił dymem w górskich jaskiniach i murował żywcem w skalnych grotach. Losy pierwszego pokolenia powojennej migracji do Francji poznałem za sprawą Rim.K i numeru Dans la tête d'un jeune beur z jego debiutanckiej solowej płyty L'enfant du pays. Dobrze wiedząc, co siedzi w głowie młodego Araba mieszkającego we Francji, reprezentant Mafii K’1 Fry opowiedział o niewolniczym wyzysku, kulturowej izolacji i tych nieuprzywilejowanych rejonach, w których migranci byli wręcz koszarowani. Co się działo na rzeczonych banlieues – podmiejskich blokowiskach będących encyklopedyczną definicją getta czy też błędnego koła ubóstwa – rap relacjonował co rusz, na różne sposoby i zawsze z przyrodzoną mu dojmującą dozą naturalizmu. I choć mógłbym teraz przywołać tu dziesiątki wstrząsających relacji przewijających się przez właściwie całą historię francuskiej sceny, to ograniczę się tylko do jednej – blisko dziesięciominutowego lamentu grupy IAM na to, jak z takich miejsc daleko jest do jutra.
Opowieść o tym, co tu się dzieje naprawdę
Rap miał zawsze skłonności do przesady, a wybierający tę formę wypowiedzi wokaliści mają zwykle sporą słabość do kreacji czy też przerysowywania otaczającej ich rzeczywistości. Dlatego te narracje zawsze weryfikowałem w innych źródłach. W sukurs znów przychodziła mama i nasze z początku wspólne, a później już moje samotne wycieczki nad Sekwanę. Oraz media istniejące poza głównym nurtem i historia francuskiego kina osiedlowego, do którego Republika miała zawsze duże szczęście.
O ile bowiem dzieje tego nurtu pełne są sztampowych scenariuszy, słabego aktorstwa i wątpliwych przesłań, o tyle takie obrazy jak Nienawiść (tu przeczytacie o tym, dlaczego jest tak samo ważna dziś, jak była w połowie lat 90.) czy będący właściwie rewizją tej fabuły po blisko ćwierć wieku Nędznicy to filmy wybitne nie tylko w swojej kategorii, ale również w całej historii światowej kinematografii. Zainspirowany przypadkiem Makomé M'Bowolé drugi film Matthieu Kassovitza nie bez kozery przecież zdobył Złotą Palmę w Cannes w kategorii Najlepszy reżyser, a zrelacjonowane w nim losy trójki przyjaciół z podparyskiej dzielnicy nędzy stały się metaforą bomby zegarowej, na której siedzi od dekad całe państwo.
Nędznicy, pełnometrażowy debiut Ladja Ly z kultowej ekipy Kourtrajmé, został tymczasem nagrodzony Nagrodą jury w Cannes i nominacją do Oscara. Jego aktualizacja tez Kassovitza oparła się nie tylko na dodaniu do tego koła biedy i przemocy Bractwa Muzułmańskiego czy dronów, ale również włączeniu do niego policji, którą Nienawiść przedstawiała w prostej narracji dobry pies to martwy pies, a Nędznicy widzą jako kolejną grupę, nad którą ciąży bezlitosne fatum. Reżyser drugiego z tych obrazów lata wcześniej nakręcił zresztą film dokumentalny o tytule 365 jours à Clichy Montfermeil, gdzie również udało mu się uniknąć kategorycznych sądów i czarno-białego widzenia sytuacji, której patowość wynika z tego, że cała się rysuje w szarościach. Rzeczony obraz po raz pierwszy dał mi wgląd w to, jak za każdym razem szeroko omawiane w mediach zamieszki wyglądają z drugiej strony kordonu policyjnego. I choć bardzo się bałem, że głos ten będzie zupełnie jednostronny. stanie się gloryfikacją przemocy i zniszczenia, to zupełnie takim nie jest. Równo obrywa się w nim i prezydentowi Nicolasowi Sarkozy’emu, który mieszkańców przedmieść w swoim niesławnym przemówieniu nazwał szumowinami, i młodym chłopakom z banlieues, którzy w swojej walce z systemem palą samochody własnych sąsiadów i niszczą sklepy żywiące ich lokalną społeczność.
Świetnie pamiętam dzień, w którym po raz pierwszy zobaczyłem na własne oczy przedmieścia Paryża inne niż zamieszkiwał mój ojciec chrzestny, który był białym, dobrze sytuowanym Francuzem z dziada pradziada. Mój kumpel był wtedy na saksach i wylądował w Seine-Saint-Denis, niesławnym 93. departamencie, z którego relację od swojej pierwszej płyty zdawało NTM, a duet Tandem prezentował w swoim klipie tytułowy hardcore, jaki tam panował i panuje. Kiedy zapytałem na dworcu, gdzie najlepiej wysiąść z podmiejskiego RER’u, pani w okienku od razu podała mi nazwę stacji najbliższej Bazyliki św. Dionizego, gdzie leży gros francuskich królów. Powiedziałem jej, że chcę się dostać do Clichy-sous-Bois, a ona zbladła i kategorycznie zabroniła mi tam jechać.
Kiedy dotarłem na miejsce, zrozumiałem, o co jej chodziło, bo stojąc pod blokiem, który wyglądał jak na zdjęciach z krajów, w których trwa bądź dopiero skończyła się wojna, zadzwoniłem jeszcze do koleżki, a minuta połączenia kosztowała miliony monet, więc nie było to spontaniczne, naturalne działanie. Zapytałem go, czy to na pewno tu. W dwudziestopiętrowej ścianie bloku ziały przynajmniej trzy czarne dziury po pożarach, żadna z wind nie działała, a gęsto zatagowane klatki służyły za osiedlową tablicę ogłoszeń – informacje na temat tego, kto jest frajerem i na jakich blachach jeżdżą po okolicy tajniacy. Mój kumpel zszedł po mnie, machnął trzydziestoosobowej ekipie siedzącej nieopodal, od kilku minut zastanawiającej się, co ja tu w ogóle robię i wyjaśnił, że zmrok się zbliża, więc dziś już nie wychodzimy.
Tego dnia tak naprawdę zrozumiałem, o czym mówiły te wszystkie numery, które tu wspominałem. I… znienawidziłem Francję, ojczyznę zepsucia. Od tego dnia wiem, którego koloru jest więcej na fladze Republiki – jak nazywała się płyta KDD – i jak bardzo chybione, obrzydliwe i karygodne jest porównywanie migracyjnej sytuacji tej postkolonialnej potęgi do jakiegokolwiek innego kraju Europy (Konfederacja, PiS i Donald Tusk, mówicie o sprawiedliwości, ja leję na was… sami wiecie, co). Od tego dnia, ilekroć Francją wstrząsają kolejne fale niezgody na to, jak traktowani są ci, których większość społeczeństwa nie dostrzega, poucza bądź każe, przypominam sobie, jak brzmiało w oryginale hasło, które przyświecało Rewolucji Francuskiej – Wolność, równość, braterstwo albo śmierć!
I choć o tym ostatnim członie historia woli nie pamiętać, to warto go przypomnieć, szczególnie w rocznicę zdobycia Bastylii. Na dwa tygodnie po śmierci Nahela Merzouka, na trzydzieści lat po śmierci Makomé M'Bowolé, na siedem lat po śmierci Adamy Traoré, na trzydzieści siedem lat po śmierci Malika Oussekine, na osiemnaście lat po śmierci Zyeda Benna i Bouny Traoré, na sześćdziesiąt dwa lata po tym jak paryska policja zaatakowała demonstrację Algierczyków protestujących przeciwko wojnie zabijając według różnych szacunków od dwustu do trzystu osób…
Komentarze 0