0 to 100, real quick. Tak mógłbym opisać zmianę swojego podejścia do TikToka po tym, jak zostałem jego użytkownikiem. Tylko że jeszcze nie jestem przy setce. Co dalej? - pisze Kamil Szufladowicz z newonce.net
Kiedy w 2013 roku na rynku aplikacji i mediów społecznościowych pojawił się Vine, w krótkim czasie zawładnął sercami twórców contentu natychmiastowego i fanów kilkunastosekundowych, zabawnych filmików. Był nawet moment, kiedy na przerwach między lekcjami w liceum nie robiliśmy nic innego, tylko pokazywaliśmy sobie nawzajem nasze ulubione Vine’y. Ty, a widziałeś tego? Każdy widział.
Vine okazał się strzałem w dziesiątkę. Możliwość przeglądania szybkich filmików – nieangażujących, śmiesznych treści, idealnie wpisała się w potrzeby odbiorców mediów społecznościowych. Już nie tekst, nie zdjęcia, a właśnie krótkie formy wizualne, często nagrywane telefonami, grzały najbardziej. Dopiero kiedy Instagram wprowadził możliwość dodawania wideo u siebie, Vine stanął na skraju przepaści. W którą zresztą zleciał.
Kiedy w 2016 Vine ogłosił, że nie będzie już wspierał swojej aplikacji, miliony były zdruzgotane. Na apkę do tworzenia krótkich filmików w wersji 2.0 nie musieliśmy jednak długo czekać. Najpierw pojawiło się niezwykle cringe’owe Musical.ly, które irytowało swoimi durnymi reklamami na każdym kroku. Kiedy amerykańską apkę wykupił w połowie 2018 chiński gigant TikTok, komunikaty marketingowe odrobinę się zmieniły. Mniej komedii, więcej muzyki – mniej żenady, więcej rozrywki.
Do TikToka, podobnie jak do Musical.ly, od początku podchodziłem z naturalną niechęcią. Content tworzony w dużej mierze przez dzieci to jedno, ale ten tworzony przez dorosłych dla dzieci już za czasów Vine’a był nie do zniesienia. Postacie takie jak bracia Paul czy Lele Pons (którzy nota bene są także na TikToku) są i przypałowe, i szkodliwe. Stwierdziłem, że nie mam zamiaru się w to bawić.
Dlaczego zatem od miesiąca siedzę na TikToku i czasem łapię się na tym, że spędzam tam zbyt dużo czasu? Sam chcę znać odpowiedź, dlatego postanowiłem prześledzić mój romans z aplikacją.
DZIEŃ -1: NIECHĘĆ
Nie chcę TikToka – za dużo widziałem materiałów, które w najlepszym przypadku powodowały u mnie ciarki żenady, a w najgorszym ból głowy. Kakofoniczne piosenki, bezsensowny lip-sync, nieśmieszne scenki rodzajowe, humor na zasadzie: pierdzenie, chłop przebrany za babę, robienie min. No nie, to nie dla mnie. Za każdym razem, kiedy widziałem logo tego potwora, nachodziły mnie mimowolne refleksje: dokąd zmierza dzisiejsze społeczeństwo? Kiedyś to były czasy (za Vine’a), teraz to nie ma czasów. Moment social mediowej dominacji TikToka zbliżał się jednak nieubłaganie, a ja byłem na tę tendencję ślepy. To była faza negacji – z jednej strony uzasadniona wybiórczym contentem, który do mnie trafił, a z drugiej niepoparta rzeczywistym doświadczeniem z apką.
DZIEŃ 0: CIEKAWOŚĆ
Z drugiej strony... Nie jaram się social mediami, ale za to bardzo interesuję się muzyką i wszystkim, co dotyczy jej całego przemysłu. Dlatego kiedy na ustach wszystkich zaczęła się pojawiać ksywa Lil Nas X, musiałem zajrzeć na TikToka. Okazało się, że armia TikTokersów to nie tylko dziesiątki milionów dzieci próbujących zyskać polubienia i obserwatorów. To także grupa potrafiąca wywołać niemałe poruszenie w muzycznym światku. W sposób, co prawda, głupawy – robiąc filmiki (często wątpliwej jakości) pod fragmenty danych piosenek, ale to niezaprzeczalny impakt, który okazuje się być jedynym w swoim rodzaju kickstarterem nawet dla początkujących artystów. Przypadek Old Town Road – country-trapowego numeru, którego wiele z nas ma już po dziurki w nosie, nie jest odosobniony. Dziś jesteśmy w stanie wymienić już co najmniej kilku muzyków, którzy dzięki użytkownikom TikToka uzyskali fejm, o jakim większość może jedynie pomarzyć.
DZIEŃ 1: NIEDOWIERZANIE
No dobra, ściągam. Pierwszy plus jest taki, że nie trzeba mieć konta żeby przeglądać treści. Nie będę przecież dorzucał zbędnych cegiełek do tego social mediowego monstrum o twarzy tańczącego do numerów Ariany Grande nastolatka. Zaczynam więc przeglądanie głównej na TikToku karty: Dla Ciebie. Po 10 minutach mam dość. Widziałem maksymalnie 13-letnie dziewczynki w odważnych choreografiach, nastoletnich chłopców flexujących się designerskimi ciuchami i Mercedesami swoich rodziców, żenujące scenki komediowe w wykonaniu zarówno polskich, jak i zagranicznych TikTokerów. To targowisko próżności, jakiego dawno nie widziałem – nawet na Instagramie. Nie wracam!
DZIEŃ 7: A MOŻE JEDNAK
Zorientowałem się, że pomimo swojej niechęci do treści z TikToka, coraz częściej sięgam po apkę, gdy bezsensownie kluczę między social mediowymi ikonkami w moim telefonie. Spędzam na niej coraz więcej czasu, a cringe już nie rusza mnie tak bardzo, jak na początku – przyzwyczaiłem się. Przeglądając możliwości TikToka zdałem sobie też sprawę z tego, jak genialnie zbudowana jest to aplikacja. Tworzenie własnych filmików chyba nie mogło być prostsze – intuicyjne mechanizmy, przeróżne filtry i efekty, przejścia, możliwość dodania muzyki i cięcia swoich nagrań. Ostatni raz jarałem się tak, gdy na studiach nauczyłem się podstaw Adobe Premiere. Okazuje się, że TikTok oferuje swoim użytkownikom praktycznie nieograniczone możliwości nagrywania prostych filmików – jedyną granicą jest kreatywność danego usera. Zamiast karty Dla Ciebie zacząłem personalizować też swój feed – zaobserwowałem kilku TikTokerów, którzy robią całkiem zabawne filmiki, specjalizują się w spektakularnych przejściach do dobrej muzyki albo świetnie tańczą.
DZIEŃ 30: TIKTOK WCIĄGA, BARDZO
TikTok korzysta z personalizacji treści prawie bezbłędnie: gdy tylko zauważy, jakie filmiki pomijamy, a przy jakich zostajemy dłużej, od razu to odnotowuje. I w mgnieniu oka stał się bardzo ważną gałęzią social mediów z perspektywy rynku muzycznego. Jeden viralowy dźwięk – fragment piosenki może zostać użyty w dziesiątkach milionów filmików użytkowników apki i wywindować wykonawcę na top list przebojów. To siła nie do zatrzymania – liczba użytkowników TikToka będzie tylko rosnąć, a kolejnym dużym krokiem będzie zgoda na monetyzowanie swojego contentu, co zapewne niebawem się stanie.
Nie pozbędziemy się cringe'owego i zakrawającego o absurd contentu z TikToka. Apka pozostanie też bezpardonowym targowiskiem próżności i miejscem na flexowanie się bogactwem. To, czy przekonamy się do nowego Vine'a jest kwestią dopasowania treści pod siebie. Ja na przykład jestem już trochę kupiony.
