W tym tygodniu obchodziliśmy kolejną rocznicę śmierci Jerzego Kuleja, jednego z najwybitniejszych polskich pięściarzy w historii.
TEKST: Leszek Żukowski
Mianem legendy często określa się wielu wybitnych sportowców z przeszłości. Ale rzadko pasują one do kogoś tak bardzo jak do Jerzego Kuleja. „Nie ma odpornych na ciosy są tylko źle trafieni”. Każdy komentator pięściarstwa w Polsce choć raz użył tego słynnego cytatu. Kulej, mówiąc te słowa, cytował swojego mentora, twórcę polskiej szkoły boksu Feliksa Stamma.
FILMOWE ŻYCIE
Biografia Kuleja to gotowy scenariusz filmu fabularnego, który miał zresztą powstać, ale reżyser nie mógł dojść do porozumienia w kwestiach finansowych z synem mistrza. Ale film to byłoby mało. Biografia pana Jerzego nadaje się raczej na serial dla Netflixa i musiałaby mieć ze trzy sezony co najmniej.
Sezon pierwszy – młodość i początki fascynacji boksem. Pierwsze walki uliczne na pięści, pierwsze treningi w Starcie Częstochowa. Pierwsza wygrana na ringu.
Sezon drugi – wejście do Kadry Polski i poznanie Papy Stamma – jak nazywali słynnego szkoleniowca jego podopieczni. Tutaj koniecznie sekwencja morderczych treningów, coś jak w Rockym. Sezon mógłby się kończyć zdobyciem przez Kuleja dwóch złotych medali olimpijskich: w 1964 roku w Tokio i w 1968 roku w Meksyku. Koniecznie musiałaby być też gorzka scena kiedy po zwycięstwie w Tokio Kulej dostaje w nagrodę... 30 dolarów. Ale zwycięstwo moralne było bezcenne: pokonał przecież reprezentanta ZSRR Jewgenija Frołowa. W Polsce Kulej był wtedy bohaterem narodowym.
Sezon trzeci – wielka popularność, i kilka ulicznych awantur, w których brał udział pan Jerzy i przeszły do legendy. Jak na przykład wielka bijatyka z kilkunastoma milicjantami na Krupówkach w Zakopanem w latach osiemdziesiątych. Ostatni odcinek sezonu: kulisy kręcenia kultowego filmu w reżyserii Marka Piwowskiego "Przepraszam czy tu biją" w 1976 roku. Pan Jerzy zagrał w nim bardzo przekonująco postać... milicjanta Mildego.
I sezon ostatni: praca jako komentator sportowy dla Polsatu i działalność polityczna jako poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Tutaj też byłby ciekawy wątek, współpracy i przyjaźni z Marcinem Najmanem, który zresztą napisał książkę o swojej znajomości z Jerzym Kulejem pt.: "Jerzy Kulej. Mój mistrz". Można ją jeszcze znaleźć w internecie.
WSPOMNIENIE LEGENDY
- Z Jerzym Kulejem poznaliśmy się w 1999 roku, kiedy powstawała stacja Wizja Sport - wspomina Edward Durda. - Przedstawiłem się grzecznie, on mnie, choć dobre wiedziałem, jak się nazywa. Potem on chciał mnie komuś przedstawić i powiedział: "to jest Edward... Dyrda". Odparłem: "Durda, nie Dyrda", na co pan Jerzy: "masz minę, jakbyś chciał mnie walnąć". Zażartowałem: "teraz ci daruję, ale następnym razem jeśli się pomylisz, przemówią już pięści. Zaśmiał się i tak zaczęła się nasza długoletnia przyjaźń - dodaje.

Durda zapamiętał Kuleja jako bardzo ciepłego człowieka. - Jurek był człowiekiem niesamowicie otwartym, miał do mnie trochę stosunek ojcowski. Był fantastycznym gawędziarzem. Często jak siedzieliśmy w hotelu po różnych galach wyciągałem go na wspomnienia, kiedy raczyliśmy się „szarlotką”, czyli żubrówką z sokiem jabłkowym. Sportowo był zawodnikiem przede wszystkim o niesamowitym charakterze i świetnym zmyśle taktycznym. Tę polską szkołę boksu, której był ważnym elementem, porównałbym do drużyny Kazimierza Górskiego. W sumie sukcesy sportowe jednych i drugich przypadały prawie w tych samych latach - opowiada.
- Był w Polsce popularny nie tylko jako sportowiec, ale także jako celebryta tamtych czasów, chociaż wtedy tego słowa się jeszcze nie używało. Głównie dzięki filmowi „Przepraszam czy tu biją?”. Pochodzę ze Stalowej Woli i u mnie na osiedlu co drugi chłopak miał zatargi z prawem i kryminalną przeszłość. Jak ten film wchodził na ekrany, to u tych chłopaków zbierał same pozytywne recenzje. Z wykształcenia jestem aktorem i mogę powiedzieć, że Jurek zagrał w tym filmie kapitalnie! - dodaje komentator Canal+.
Przygoda Kuleja z boksem zaczęła się tak, że miał w klasie kolegę który się nad nim znęcał. Zapisał się wtedy do klubu bokserskiego. W Częstochowie był wtedy bardzo popularny sportu i. Po kilku miesiącach kiedy kolega z klasy znowu chciał mu dokuczyć, Kulej wyzwał go na „solo” i szybko kilkoma ciosami go „wyjaśnił”. - W formie bokserskiej był zresztą jeszcze długo po zakończeniu kariery sportowej. Generalnie był spokojnym i przyjaźnie nastawionym do świata człowiekiem, dopóki ktoś nie nadepnął mu na odcisk. Kiedyś jego syna kilku chuliganów zaczepiało w tramwaju na Mokotowie i go lekko poturbowało. Poskarżył się mamie, a ona opowiedziała o tym Kulejowi. I Jurek przez kilka dni o tej porze, kiedy miało miejsce to zdarzenie, jeździł tramwajem i na podstawie rysopisu który dał mu syn starał się wypatrzeć tych chuliganów. Do tego stopnia potrafił być zawzięty jeśli ktoś zagroził jego rodzinie - wspomina Durda.
Ale ta zawziętość pozwoliła mu odnosić duże sukcesy w ringu. - Opowiadał mi kiedyś, jak w Częstochowie w restauracji siedział przy stoliku ze swoją siostrą. W tej samej sali kilka stolików dalej piło alkohol trzech typków. I jeden z nich podszedł do Jurka i zapytał, czy by się z nimi nie napił. Jerzy grzecznie odmówił. Po jakimś czasie podszedł drugi z panów trochę bardziej chwiejąc się na nogach i zadał mu to samo pytanie. Jurek znowu grzecznie odmówił, tłumacząc , że rozmawia z siostrą i nie ma czasu ani ochoty z nimi się napić. Kiedy po kilku godzinach wyszedł z restauracji tych trzech gości czekało na niego i zaczęło go wyzywać. Padło kilka grubych wyzwisk oraz deklaracja, że zaraz mu pokażą. I Jurek niewiele myśląc, kilkoma ciosami rozłożył cała trójkę na łopatki - opowiada Durda.
CO BY BYŁO, GDYBY...
Przeszkodą w wielkiej karierze Kuleja był fakt, że żył w komunistycznym kraju. Przez to nigdy nie przeszedł na ścieżkę zawodową. - Technicznie Kulej był prawdziwym mistrzem. Walczył przeważnie zza podwójnej gardy, szczelnie zakryty, kiedy wchodził w półdystans, jak na przykład Mike Tyson. Jego główną bronią był świetny lewy prosty ale przede wszystkim lewy sierpowy nad którym bardzo dużo pracował. Opowiadał mi kiedyś, że na zgrupowaniach potrafił wstać w środku nocy żeby przed lustrem trenować uderzenie właśnie lewym sierpowym. To było jego firmowy cios - wspomina ekspert bokserski, Janusz Pindera.
- Szkoda, że Jurek nie spróbował swoich sił w boksie zawodowym, bo jestem przekonany, że na pewno odniósłby masę sukcesów - kończy Durda.
Pindera zwraca również uwagę na znakomitą współpracę Kuleja ze Stammemm. - Miał w narożniku człowieka, który był doskonałym taktykiem i świetnie „czytał” boks. Kiedy na przykład Kulej miał walczyć z jednym z rosyjskich pięściarzy, który wiedział z jego poprzednich walk, że Jurek z reguły skraca dystans i idzie do przodu, wtedy Stamm diametralnie zmienił mu taktykę. Chodziło o to, żeby Jurek w ogóle nie atakował tylko czekał na to co zrobi rywal i wtedy miał kontrować. I Kulej potrafił bez mrugnięcia oka natychmiast się do tego przystosować - wspomina Pindera.
- Miał olbrzymie szczęście, że mógł trenować pod okiem Papy Stamma. Był to wybitnie inteligentny szkoleniowiec z niezwykle otwartą głową. Znał języki obce, co nie było tak oczywiste w tamtych czasach, szczególnie wśród trenerów pięściarskich. Poza tym doskonale dobierał sobie współpracowników. Miał nieprawdopodobną umiejętność obserwacji. Jeśli jakiś zawodnik był słabszy technicznie, ale mimo to wygrywał walki, Stamm nie zmieniał tego. Dzisiaj często polscy trenerzy są dosyć prymitywni intelektualnie. Stamm nie dostosowywał pięściarza do siebie tylko wyciągał z niego najlepsze cechy i starał się je udoskonalić. To jest cecha wybitnych trenerów, że nie zmieniają tylko ulepszają swoich zawodników tworząc z nich mistrzów. I tak było właśnie w przypadku Jurka Kuleja - mówi Pindera.
On również nie może odżałować tego, że mistrz nigdy nie przeszedł na zawodowstwo. - To absolutnie był materiałem na mistrza świata - przekonuje ekspert Polsatu. - Trzeba pamiętać, że w całej swojej pięściarskiej karierze ani razy nie był na deskach! Zwycięstwa nie przychodziły mu tak łatwo, jego kluczem do sukcesu było to, że zawsze był nieprawdopodobnie skoncentrowany i zmotywowany. Kulej może nie miał sam „stalowej” szczęki, ale znakomicie się bronił. To było fenomenalne, bo sam był bokserem ofensywnym, a nie często te dwa elementy ze sobą współgrają. Przy takim stylu walki trzeba uważać, żeby nie dać się skontrować i położyć na dechy. Na szczęście żadnemu pięściarzowi z którym walczył Kulej nigdy to się nie udało - kończy Pindera.
