Wielkie pieniądze tworzą wielką presję — to dlatego akademie piłkarskie stały się bezwzględnymi fabrykami. Każdego roku tysiące młodych ludzi słyszy „jesteś za słaby, musimy się rozstać”. 55 procent z odrzuconych cierpi na przewlekły stres, wielu zmaga się z depresją, czasem nawet zdarzają się zgony. Crystal Palace jest pierwszym klubem, który nie chce zamiatać problemu pod dywan.
To się dzieje wszędzie, ale Premier League jest specjalnie wyczulona pod tym kątem. Nigdzie indziej nie krąży taka kasa. Akademie stały się oczkami w głowie wielkich klubów, więc siłą rzeczy na ludzi patrzy się jak na produkty. Mają wzmacniać wartość i w przyszłości przynosić pieniądze. Stąd coraz lepsza selekcja, a potem worek historii o tym jak odrzucenie może zburzyć życie.
Premier League niedawno opublikowała dane na temat 4109 byłych graczy elitarnych akademii. 97 procent z nich nigdy nie dotarła do najwyższej klasy rozgrywkowej. 70 procent nie otrzymała nawet profesjonalnego kontraktu.
BRUTALNY BIZNES
Te dane są teraz szczególnie analizowane, bo mija dekada odkąd Anglicy stworzyli nowy plan szkolenia. Osiągnęli pod tym względem sukces, bo przyszły trofea w grupach młodzieżowych i niedawny finał Euro. Pojawiła się cała generacja technicznych graczy, dla których punktem odniesienia nie jest archetyp w stylu Davida Beckhama, tylko Masona Mounta albo Jadona Sancho.
Trudno cokolwiek Anglikom zarzucić, ale oni sami zaczęli grzebać i widzą dziś, że mocna selekcja połączona z presją wyrzuciła na margines mnóstwo młodych chłopców. Akademie najpierw sprzedawały im sen o karierze piłkarza, wychowywały przez dekadę, a potem kopnęły w tyłek. Efektem sytuacje jak ta z Jeremym Wistenem, 17-latku znalezionym martwym we własnym pokoju po tym jak zrezygnował z niego Manchester City.
Piłka pod tym względem od zawsze była brutalnym biznesem. Jedni mówią: taki jest rynek, klub może oferować kontrakty komu chce i zabierać tym, którym nie chce. Robert Lewandowski też kiedyś w Legii usłyszał „do widzenia”. Problem polega na tym, że nie każdy ma taką konstrukcję psychiczną albo otoczenie obok, by z taką traumą sobie poradzić.
Biznes idzie w tę stronę, by młodych graczy rekrutować już nawet w wieku 5 lat. Takie dziecko właśnie w klubie buduje swoją tożsamość. Zawiera przyjaźnie. Wsiąka w ten klimat do tego stopnia, że inne życie dla niego nie istnieje. Na jednego, który zaciśnie zęby i zbuduje w sobie chęć rewanżu, przypada pewnie sto, którzy w poczuciu pustki wywieszą białą flagę.
BAŃKA PIŁKARZA
186-stronnicowy podręcznik Premier League mówi o tym, że każdy klub posiadający akademię musi mieć przynajmniej jedną osobę dbającą o zdrowie psychiczne młodych graczy. W praktyce nie wygląda to dobrze, gdy każda grupa do U-14 ma po 30 dzieci, U-15 i U-16 - 20, a pozostałe grupy do U-19 znowu 30. Razem daje to 250 osób. Każdy z nich wychowywany jest w bańce piłkarza, dzień w dzień widzącego na parkingu Range Rovery gwiazd z telewizji.
W tym świecie nie liczy się nauka i rozwijanie innych hobby, bo w centrum jest futbol. Andy Reid, były reprezentant Irlandii, powiedział niedawno, że to dlatego nie wysłał syna Oscara do profesjonalnej akademii. Miał na stole trzy oferty. Ostatecznie uznał, że siedmiolatek nie powinien już na samym początku życia wchodzić w środowisko presji i rywalizacji.
Reid mówi, że nie możesz budować swojej wartości w oparciu o to, co powiedzą ci trenerzy w akademii. Za dużo widział sytuacji, gdy lekką ręką rezygnowano z piłkarza X, bo tak się komuś wydawało. To, czy przejdziesz przez sito, często jest przypadkiem. Crystal Palace w przeszłości o mały włos, a odrzuciłaby Wilfrieda Zahę i Aarona Wan-Bissakę. Ten ostatni został, bo nalegał o to pomocnik Jason Puncheon. Lata później Manchester United kupił go za 45 mln funtów, a część tej kwoty poszła na nową akademię, którą dziś szczyci się klub z południa Londynu.
TRZY LATA OCHRONY
Prezes Steve Parish mówi, że Crystal Palace jest szczególnie wyczulone na problemy młodych ludzi, bo rekrutuje wśród teoretycznie „gorszych” dzielnic Londynu. Odrzuceni łatwo mogą wpaść w złe towarzystwo i odreagować gniew na tysiące złych sposobów. Palace razem z Channel 4 pracuje nad filmem o graczach z trudną przeszłością. Parish nie ukrywa, że inspirację czerpał z netflixowego „Last Chance U”. Ale to tylko dygresja do tego, co klub wdrożył od początku lutego odnośnie problemu negatywnej selekcji w akademii. „Orły” chwalą się, że są jedynym klubem w Anglii, który odrzuconych piłkarzy będzie otaczał opieką przez okres trzech lat.
Oczywiście nie jest tak, że inne zespoły nic z tym nie robią. Manchester City niedawno zwiększył liczbę pracowników odpowiedzialnych za zdrowie psychiczne młodych z jednego do pięciu. Klub, jeśli żegna się z piłkarzem, przez pół roku sprawdza, co dzieje się w jego życiu, ostatnio znacząco podwajając liczbę kontaktów.
Bardzo dobrze działa pod tym względem również Liverpool i Southampton, ale to Crystal Palace chce pójść jeszcze dalej i pokazać innym drogę. Dyrektor akademii, Gary Issott opowiadał niedawno w rozmowie z organizacja „The Football Family”, że klub ma obowiązek zatroszczyć się o rozwój nie tylko piłkarza, ale też człowieka.
ZBURZENIE ŚWIATA
W 2019 roku baza „porzuconych” zawierała 165 nazwisk. Dzisiaj każdy z takich graczy w wieku od 16. do 23. roku życia przez trzy lata może korzystać z pomocy Palace w znalezieniu innego klubu albo pracy. Specjalna komórka osób będzie wspierać możliwości młodym osobom i badać, czy ich życie nie skręca na złe tory.
Pomysł od razu pochwalił Robbie Savage na łamach TalkSport. Walijczyk czuł się wywołany do tablicy, bo przecież sam na początku lat 90. usłyszał od Alexa Fergusona, że nie będzie częścią słynnej klasy 92. Zaraz po tym, jak to się stało, spowodował wypadek samochodowy. Tak mocno siedziało mu to głowie.
Biznes idzie w tę stronę, by młodych graczy rekrutować już w wieku 5 lat. Takie dziecko w klubie buduje swoją tożsamość. Zawiera przyjaźnie. Wsiąka do tego stopnia, że inne życie dla niego nie istnieje
Kiedy dziś spojrzy się na CV Savage’a rzeczywiście widnieje tam napis Manchester United, a zaraz potem rozczarowująca cyfra zero. Jako 20-latek karierę budował w małym Crewe Alexandra, z którym awansował do Division Two. Wypatrzył go Leicester, zaufał Martin O’Neill, a potem dzięki sile charakteru udało mu się zostać przy piłce i zrobić całkiem porządną karierę. Zaraz po odrzuceniu nie był jednak w stanie powiedzieć o tym rodzinie. Długo chował to w tajemnicy, co pokazuje, że dla wielu młodych to nic innego jak zburzenie ich świata.
SYGNAŁ Z TWITTERA
Premier League w ciągu trzech dekad przeszła długą drogę, ale w tym aspekcie dalej ma rezerwy. Młodzi nie są włączani w system w wieku 14 lat jak dawniej tylko dużo szybciej. Bywają bardziej wrażliwi niż poprzednie pokolenia. Poza tym przez ostatnią dekadę obsypało tragicznymi przykładami, obok których trudno było przejść obojętnie.
Choć od śmierci 16-letniego Josha Lyonsa z Tottenhamu minęło dziewięć lat, sprawa nadal jest przytaczana przy tego typu dyskusjach. Chłopak najpierw został zwolniony z akademii, potem popadł w depresję, a dziesięć miesięcy później popełnił samobójstwo. Osoba badająca zgon, niejaka Karen Henderson, stwierdziła, że klub nie zrobił wystarczająco dużo, by pomóc chłopcu w trudnym momencie.
To się niestety zdarza nadal. Nawet Manchester United pokrył się wstydem, gdy rok temu Devonte Redmond, chłopak odrzucony w akademii, powiedział publicznie, że najgorsza wiadomość życia zastała go na wakacjach w Grecji, w dodatku za pośrednictwem Twittera. Ktoś opublikował listę przesłaną do Premier League z chłopakami, którzy według Manchesteru nie rokowali, by dalej w nich inwestować.
Redmond trenował przy Old Trafford od 8. roku życia. Był częścią tej samej grupy, co Marcus Rashford. A potem wpadł w tak duże stany lękowe, że wręcz przyprawiały go o fizyczny ból. Parę lat zajęło mu, by znowu oglądać mecze Manchesteru United. Dzisiaj apeluje, by media częściej mówiły o tym problemie.
Komentarze 0