„Już można”. Skąd się bierze obsesja na punkcie świątecznych hitów?

George Michael, Mariah Carey, Gucci Mane
materiały newonce

Listopad to ten moment, gdy wypada już wstawiać memy o świątecznych piosenkach. I choć nagrano ich wiele – największe piętno odcisnęły w sumie dwa hity. Historia popkultury ostatnich lat pokazuje jednak, że żądza nagrania songu na święta jest wciąż wśród artystów ogromna.

Już można. Ta fraza stała się do znudzenia powtarzanym sloganem – zawsze w okolicach ostatniego kwartału każdego roku. Od kiedy? Od czasów popularyzacji Facebooka. To raz. Dwa – od momentu zacieśnienia więzi między popkulturą a przedświątecznym cyklem sprzedażowym. Wiecie, o co chodzi. Ktoś dołącza to zdanie do posta publikowanego we wczesnym listopadzie. Załącznikiem takiego wpisu jest oczywiście link ze świąteczną piosenką. A w zasadzie jedną z dwóch świątecznych piosenek, jakie wydał na świat pop. Nie będzie to ani kolęda, ani amerykański standard jazzowy. Są raczej dwie opcje. Post z dużym prawdopodobieństwem przekieruje nas do hitowego singla Wham! albo evergreenu Mariah Carey.

Chociaż wielu nabija się z przewidywalności powrotu tych hitów do galerii handlowych i kawiarni tuż po Halloween i Wszystkich Świętych – wszyscy ten moment celebrujemy. Bo niezależnie, czy szczerze, czy ironicznie – wspólnie uczestniczymy w tym rytuale. Tym bardziej, że żart z katowania tych przebojów jest już równie wyświechtany i przewidywalny, co głos George’a Michaela późną jesienią i zimą w radiu. Tylko jak to się stało, że Last Christmas i All I Want for Christmas Is You obrosły takim kultem i memicznością? Dlaczego właśnie te utwory wywołują emocje większe niż klasyczne i powszechnie znane Jingle Bells Jamesa Lorda Pierponta? Albo choćby piosenki z ciepłym głosem Deana Martina? I wreszcie: czemu – mimo że mamy tych utworów dosyć – ciągle do nich wracamy?

Kulig pędzący za świątecznym hitem

Odpowiedzi jest kilka. Ale warto nadmienić, że żądza trafienia do świątecznego kanonu jest wśród artystów ogromna. Dowodem jest cały poczet kawałków ze Świętym Mikołajem w tytule lub dzwoneczkami w tle, które powstawały i wciąż powstają w obrębie różnych gatunków. Z rapem i metalem włącznie. Niestety – albo i stety, bo część z tych utworów brzmi koszmarnie – pozycja twórców, których najlepsza artystyczna passa zakończyła się niemal 30 lat temu jest niezagrożona. Bo Last Christmas nieżyjącego już George’a Michaela to rok 1984. Sytuujące się również wysoko w stawce Driving Home for Christmas Chrisa Rea to również ejtisowy utwór, który ma już 36 lat. Dlatego przebój Mariah Carey z 1994 roku jest zatem najmłodszym tak dużym świątecznym hitem jak do tej pory.

Tymczasem nowe standardy w kategorii christmas songs chciało ustanowić w późniejszych latach wielu. Takie próby podejmowali: w 1996 roku Snoop Dogg (Santa Claus Goes Straight to the Ghetto), w 2007 (i w 2012) The Killers (Don’t Shoot Me Santa, I Feel It in My Bones) czy w 2011 Justin Bieber (Mistletoe). Żenującą, choć mało znaną próbę skoku na holiday charts w stylistyce country wykonał nawet 10 lat temu John Travolta z Olivią Newton-John. Całość zwieńczyli bardzo kuriozalnym teledyskiem.

Starania nie ustały i w ostatnich latach. W czasach dominacji trapu świąteczne mixtape’y pod szyldem East Atlanta Santa serwował przykładowo Gucci Mane, a Tyler, The Creator tworzył utwory na soundtrack do Grincha z 2018 roku. Pragnienie nagrania wielkiego przeboju na Święta zostało zresztą zabawnie sportretowane w jednej z najbardziej kultowych bożonarodzeniowych komedii romantycznych. Vide: postać zblazowanej legendy rocka Billy’ego Macka z Love Actually, który w cyniczny sposób trafia na listę przebojów, zmieniając jedno słowo w starym hicie z lat 60. na christmas.

Polska scena w tej kategorii nie odstaje od świata – ale stawia raczej na klasykę. Dowodem na to były płyty CD z kolędami śpiewanymi przez rodzime gwiazdy – dołączane do kolorowej prasy na początku millenium. Warto jednak przypomnieć, że doczekaliśmy się także świątecznego hitu w wersji rapowanej. Ten stworzył duet, który to, co nazywano hip-hopolo, doprowadził do ekstremum. Mowa o Verbie. Pamiętacie Ten czas? Jeśli nie, warto ten przebój odświeżyć choćby dla samego teledysku, nieironicznie przywołującego klimat czołówki serialu Klan.

Hity bez pierwszego miejsca

Najłatwiej do świątecznego kanonu można trafić przez wykonywanie coverów – co wiemy m.in. z popularności twórczości Michaela Bublé. Stworzyć gwiazdkowy hit od podstaw – to już zadanie trudniejsze. Niemniej – choć nie doczekaliśmy się sensownego nowego przeboju świątecznego – nie jest tak, że nowe kawałki nie mają kompletnie szansy nawiedzać nas w przyszłości w sklepach czy w restauracjach. W końcu zarówno Last Christmas, jak i All I Want for Christmas Is You przez bardzo długi czas nie wspięły się na szczyt list przebojów – czy to w UK, czy w Stanach Zjednoczonych. Trzeba jednak przyznać, że od razu były popularne, a na listy powracały wiele razy, lecz z przerwami. Z kolei z aprobatą ze strony krytyki muzycznej bywało różnie.

Hit Carey akurat nie miał problemu z prasą. Po 12 latach od premiery został określony przez Sashę Frere-Jones z New Yorkera mianem jednej z niewielu współczesnych wartościowych propozycji, które uzupełniają świąteczny kanon. Produkcję chwalono zresztą już w momencie debiutu na listach przebojów. Przede wszystkim za wysublimowanie i progresje akordów. Porównywano ją do utworów z A Christmas Gift for You Phila Spectora – słynnego niesławnego producenta, który zmarł w zeszłym roku w więzieniu, gdzie odsiadywał karę dożywocia za zamordowanie aktorki Lany Clarkson. Przypomnijmy gwoli ścisłości: to on stworzył jedną z najważniejszych technik realizacyjnych XX wieku – tzw. ścianę dźwięku. Możemy ją kojarzyć m.in. z nagrań The Beatles czy The Beach Boys. Chodzi o swojego rodzaju gęstość aranżacyjną, tworzoną przez zwielokrotnienie i nakładanie na siebie brzmienia wielu instrumentów. Tym właśnie charakteryzuje się All I Want for Christmas Is You, który w ostatnim czasie trafił także na 3. miejsce listy najlepszych świątecznych kawałków wg Pitchforka.

Last Christmas z kolei w tym samym zestawieniu wylądowało na miejscu 14. Ale w wypadku hitu napisanego przez George’a Michaela, który powstał podczas pewnej wizyty w jego rodzinnego domu, recepcja nie była jednoznacznie pozytywna. Jak wspominała w przytoczonym artykule Pitchforka Laura Snapes – Michael i Andrew Ridgeley to duet, który w Wielkiej Brytanii lat 80. – w dobie strajków górników – stał po stronie bezwstydnego thatcherowskiego kapitalizmu. Ówczesnym recenzentom kojarzył się z połyskliwą pozą – nasprejowanymi włosami i sztuczną opalenizną. Po czasie oczywiście przeboje Wham!, jak i hity George’a Michaela trafiły do popowych annałów, a Last Christmas – mimo że na liście Billboard świątecznych bangerów wszech czasów to Mariah Carey dzierży palmę pierwszeństwa – stało się absolutnym kulturowym perpetuum mobile. Bo wpływ tego utworu rozciąga się dużo dalej poza miliony sprzedanych kopii. Swoją wersję Last Christmas nagrali m.in.: Ariana Grande, Carly Rae Jepsen czy… Crazy Frog. Singiel doczekał się także wersji ambientowej, wspomnianych na wstępie setek memów oraz posłużył za inspirację dla pełnometrażowego filmu w reżyserii Paula Feiga pod tym samym tytułem.

Powrót na jedynkę po wielu latach

Co ciekawe, na pierwsze miejsce UK Singles Chart Last Christmas trafiło dopiero w styczniu 2021 roku – czyli 36 lat po premierze. W momencie wydania zajęło drugie miejsce, tuż za innym świątecznym hitem – Do They Know It’s Christmas Band Aid (gdzie swoją drogą Michael i Ridgeley także udzielali się gościnnie). I do niedawna był najbardziej spektakularnym przykładem takiego powrotu na listę. Ten wynik zdetronizowała aktualnie Kate Bush z Running Up That Hill. Jej kawałek – za sprawą serialu Stranger Things – podbił brytyjską listę przebojów po 37 latach od premiery, o czym pisaliśmy jakiś czas temu. Co więcej – reguła powrotu na pierwsze miejsce tyczy się także świątecznej piosenki Carey. Ta na jedynce Billboard Hot 100 wylądowała dopiero w 2019 roku, czyli 25 lat po premierze.

Przyczyny sukcesu

W przypadku kawałka Wham! na pewno dużą rolę w budowaniu ponadczasowej popularności odegrała nostalgia i cykl powracającej mody – w tym wypadku zajawki na lata 80. Reguła 20 lat, czyli okresu, którego rzekomo potrzebują trendy, aby znowu stać się świeże, sprawdziła się tu idealnie. Last Christmas po 1986 roku nie było obecne na UK Singles Charts – wróciło na niego dopiero w 2006. W całym sukcesie istotne jest jednak także to, że nie jest to typowa świąteczna piosenka. Traktuje ona o rozstaniu – i ta tematyka zwielokrotnia sentymentalny wydźwięk kawałka.

Oczywiście swoje w kwestiach notowań odegrały w ostatnich latach streamingi – wszak wcześniej świąteczne single nie zawsze były wznawiane. Fakt, że do puli statystyk nie można było włączyć określonej liczby sprzedaży kopii fizycznych, nie świadczył o tym, że rzadziej je grano. Nie da się jednak ukryć, że to przede wszystkim patyna czasu nadała uroku hitom.

Tylko czemu wracamy do nich w nieskończoność? Czas Świąt jest czasem rytuałów, do których z czasem dołączyły te związane z mediami i popkulturą – tłumaczył mi kiedyś medioznawca z Uniwersytetu Warszawskiego, dr hab. Jacek Wasilewski. Świąteczne przeboje najwyraźniej doprowadziły te rytuały do swoistej obsesji.

W 2010 roku w sieci popularność zdobyła gra internetowa Whamageddon. Jej zasady polegały na tym, że uczestnik przez 24 dni przed Wigilią Bożego Narodzenia miał starać się nie usłyszeć Last Christmas. Kiedy trafił na utwór przypadkowo – odpadał. Do takich inicjatyw należy podchodzić z przymrużeniem oka, ale ciężko nie uśmiechnąć się, gdy zrozumiemy przez takie wyzwania, jak ogromną siłę muszą mieć świąteczne single. Nie wszyscy kochają bożonarodzeniową otoczkę, ale fakt, że otaczają nas te rytuały, to dowód na to, że potrzebujemy jakichś stałych w zmiennym świecie. Jakiegoś ciepła, które zastąpi to, co nazywano kiedyś tradycją. W czasach późnego kapitalizmu tymi stałymi rzadziej będzie wspólne kolędowanie. Będą nimi właśnie hity z listy Billboard czy popularne komedie. A to, że ktoś korzysta z nich jak z wabika do nakręcania sprzedaży – to dla naszych nowych zwyczajów prawdopodobnie kwestia drugorzędna.

PS Tantiemy ze sprzedaży Last Christmas George Michael przekazał organizacji zajmującej się zwalczaniem głodu w Etiopii.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o memach, trendach internetowych i popkulturze. Współpracuje głównie z serwisami lajfstajlowymi oraz muzycznymi. Wydał książkę poetycką „Pamiętnik z powstania” (2013). Pracuje jako copywriter.
Komentarze 0