Przez pół tygodnia jesteś entertainerem i musisz zabawiać tłumy, a później masz pojechać do domu, aby być oazą spokoju i przykładnym mężem. Trudno to pogodzić i nie każdemu się to udaje - mówi nam Kali w szczerej rozmowie po premierze albumu Chudy Chłopak.
Wspomniałeś w rozmowie z Winim, że każdego roku w ramach postanowień noworocznych starasz się z czegoś zrezygnować. Co odpuściłeś w tym roku?
W tym roku po raz pierwszy od dawna z niczego nie rezygnowałem. Na przestrzeni lat udało mi się odpuścić kilka przyjemnych rzeczy, które przeszkadzały mi w życiu. W tym roku jednak doszedłem do wniosku, że trzeba znaleźć złoty środek między zdrowym trybem życia a tzw. życiem rapera. Jeśli rap jest odbiciem życia, to ważne jest, aby to życie trwało w harmonijnej równowadze.
Chudy chłopak także jest oparty na harmonijnej równowadze: pomiędzy twoją nawijką a podkładami muzycznymi. Jak doszło do współpracy z Magierą, który jest odpowiedzialny za brzmienie całego albumu?
Skumaliśmy się przy okazji albumu White House Connection, na który zrobiliśmy numer Dziady.
Od ’99 siedzę w rapie, chylcie czoła, młokosy/ Bo gdy Magiera dostał garba od stania przy adapterach/ Kali dalej klei sztosy, oldschoolowa bajera i ciosy – nawijałeś we wspomnianym utworze. Praca przy płycie Chudy chłopak nie dobiła kręgosłupa producenta?
(śmiech) Nie, nie musiał tyle stać przy adapterach. Chyba. W okresie nagrywania wspomnianych Dziadów wpadła mi w ręce paczka z produkcjami Magiery i stwierdziłem, że fajnie byłoby zrobić coś razem. Tomkowi też się podobała współpraca, więc ustaliliśmy, że w przyszłości będziemy chcieli stworzyć wspólny album. Kończyłem wtedy jeszcze pracę nad V8T, więc dopiero po okresie rekonwalescencyjnym po tym projekcie (zawsze muszę trochę odpocząć od rapu po wyjściu płyty) zabrałem się za tworzenie do bitów Magiery. Wiedziałem, że odkładam te klasyczne produkcje również pod kątem obchodów dwudziestolecia działalności scenicznej. Niektórzy twórcy nie mają jeszcze tyle lat, ile ja gram na tej scenie.
Też wchodziłeś do rapu jako nastolatek. W zinie dołączonym do edycji specjalnej albumu wspominałeś, że bity Magiery przypominały ci o przeszłości i dzięki temu łatwiej się pisało.
Sample mają to do siebie, że wywołują spory sentyment…
A czy ty podsuwałeś producentowi numery, które były dla ciebie ważne i chciałeś, aby je zsamplował?
Tak było w przypadku Blok D, gdy poprosiłem, aby producent pokombinował z utworem Prison Song, który został użyty również w Mask Off Future’a. Podsunąłem mu też motyw do utworu My. Ogólnie dużo współpracowaliśmy na płaszczyźnie aranżacyjnej. Najpierw selekcjonowałem pętle, które podsyłał Magiera. Później on robił mi uproszczoną wersję bitu z wyróżnionym refrenem, abym mógł do tego pisać. Na końcu siadaliśmy wspólnie, aby uzupełnić numer o różne motywy. Tak naprawdę chciałbym mieć Magierę dla siebie na wyłączność, tak jak było z Pawbeatsem, który mieszkał u mnie przez trzy miesiące, gdy robiliśmy Chakrę. Tomek miał jednak pracę i nie mógł się z niej zerwać, więc fizycznie widzieliśmy się kilka razy, ale dużo udało nam się w tym czasie zrobić. Zaaranżowaliśmy większość płyty po takich trzech intensywnych spotkaniach.
Wspomniałeś, że muzyka przywołała wiele wspomnień, które trafiły w formie opowieści czy pojedynczych wersów na nową płytę. Skąd pomysł, żeby wrzucić do zinu skan twojego aktu oskarżenia za kradzież samochodu?
W numerze F.I.R.M.A. opowiadam o tym zdarzeniu, więc pomyślałem, że fajnie byłoby odnaleźć ten dokument i to zobrazować. Mam dosyć grubą teczkę z tego typu papierami, więc zajrzałem do niej. Po co dokument ma leżeć i się kurzyć, skoro ktoś może się przekonać, że to nie jest historia wyssana z palca?
Bardziej niż sam opis przestępstwa uderzyła mnie urzędnicza notka charakteryzująca twoją osobę w 2001 roku: (…) wykształcenie podstawowe, bez zawodu, zatrudniony w charakterze DJ w dyskotece „Jubilatka” w Krakowie, osiągający dochód miesięczny w wysokości ok. 700 zł, kawaler, bezdzietny, bez majątku. Trzeba przyznać, że wiele się pozmieniało na lepsze w twoim życiu. Co pamiętasz z tamtego okresu zawartego w policyjnej notatce?
Od 2001 zaczyna się szalony okres w moim życiu. Miks eskapad ulicznych i wszystkiego, co z nimi związane, oraz pierwszych kroków w kierunku rapowania. Rozpoczynała się moja przygoda z muzyką, a emocje z nią związane były olbrzymie. Nie każdy wie, że zaczynałem jako DJ, a to było równoległe zajęcie do rozwijania zajawki raperskiej. Grałem w takich miejscach jak Jubilatka, Kukła, Insomnia; to wszystko były knajpy należące do gangsterów, a że bujałem się w różnych towarzystwach, to miałem dojście, aby w nich się zaczepić. Nie grałem imprez na najwyższym poziomie, ale byłem spoko. Jubilatka była charakterystyczna, bo mieściła się na dachu Jubilata, czyli kultowego budynku w Krakowie z widokiem na zakole Wisły. Policja miała problem, żeby tam wbić znienacka, bo był tam utrudniony wjazd za pomocą windy. Jak coś się działo, to zawsze dostawaliśmy sygnał zawczasu z dołu, że psy jadą windą.
Co puszczałeś jako DJ?
Głównie hip-hop, ale nie lubiłem tego, że się nie do końca zgrywa. Trzeba zrobić dobrą selekcję, aby te utwory, jeden po drugim, dobrze się ze sobą zazębiły. Chciałem też miksować, więc to było dla mnie istotne. Grałem sporo drum and bassu, jungle, trochę electro. Gdy byłem w Anglii, puszczałem dużo UK Garage. Wszystko zależało od tego, czym się w danym momencie jarałem.
Długo siedziałeś w Anglii? Co tam robiłeś?
Trzy lata, stawiałem tam pierwsze kroki jeśli chodzi o legalną pracę. Wyjechałem w 2004 lub 2005 roku. Pojechałem do pracy, ale rozwijałem się także jako DJ, bo mieszkałem tam z Kliczem z Intoksynatora, który grywał na różnych imprezach. W tamtym okresie pasjonowałem się całą sceną grime, więc próbowaliśmy robić go po swojemu.
Jaka była twoja pierwsza legalna praca na saksach?
Rozwoziłem skuterem pizzę dla jakiejś lokalnej sieciówki. Spoko to wspominam. Pamiętam, że na jednej dzielnicy próbowali mi zajebać skuter i rzucali we mnie kamieniami. Pracowałem na Tottenhamie, a to jest jedna z najgorszych okolic w Londynie. Często próbowali mnie zrzucić z tego skutera, różne przygody były. Jeździłem w takim śmiesznym kombinezonie… W końcu zajebali mi ten skuter, jak raz poszedłem dostarczyć pizzę.
W Hamlecie wspominałeś o próbach znalezienia legalnego zajęcia w kraju, aby wyrwać się z kryminalnej przeszłości. Masz jakieś konkretne przykłady?
W tamtym okresie młody chłopak bez sprecyzowanego wykształcenia mógł iść tylko na budowę lub do sklepu. Miałem krótki epizod w hurtowni cukru, ale zabawiłem tam może tydzień. To właśnie wtedy stwierdziłem, że nie będę pracował w życiu za pięćdziesiąt złotych dziennie. To było dla mnie uwłaczające. Wiedziałem, że moje losy będą skupione na tym, żeby nie wpaść w marazm społeczny i nie być takim standardowym Kowalskim. Kasa zawsze mi się rozchodziła, a marzyłem, żeby kupić sobie profesjonalne adaptery. Wreszcie udało mi się zakupić Numark CDX, które pozwoliły zagrać więcej imprez. Przez długi czas, paradoksalnie, szansy na przyszłość upatrywałem w procederze. Kminiłem, że jak będę kraść, to uda mi się odłożyć wystarczająco dużo, aby z czasem przestać to robić. Błędne koło, więc to się nigdy nie udało. Wreszcie przejrzałem na oczy i doszedłem do wniosku, że aby z tego wyjść, trzeba zacząć od zera i iść do pracy. W tym się jednak też nie odnalazłem, więc trzeba było zaryzykować i postawić wszystko na jedną kartę.
W czasach, gdy byłeś doliniarzem i zobaczyłbyś takiego typa, jakim jesteś obecnie: ubranego w markowe ciuchy, wysiadającego z dobrej fury – próbowałbyś go okraść?
Nie kroiłem tego typu ludzi, ale pewnie bym skomentował, że idzie niezły, kurwa, banan. Niestety, byłem wtedy innym człowiekiem, mniej tolerancyjnym. Nie tylko jednak ja się zmieniłem. Polska również.
Niewielu powie ci to wprost, ale bycie doliniarzem to niesamowita sprawa (…) Właśnie sobie uświadomiłem, że ja dokładnie tych biednych ludzi okradałem. Tych, co mieli jeszcze gorzej… – zauważyłeś kilka miesięcy temu w rozmowie z Tygodnikiem Powszechnym. Czy trudno się żyje z wyrzutami sumienia, które wynikają z tego typu doświadczeń?
Miałbym poważne wyrzuty sumienia, gdybym nie odpokutował za to wszystko, co narobiłem złego. Wiem, że zapłaciłem za każdą złotówkę, którą ukradłem w życiu. Przez utratę wolności, a także inne sytuacje, które były wynikiem powrotu karmy. Cieszę się jednak, że stało się to tak szybko i jeszcze w tym życiu, bo dzięki temu mogłem się zresocjalizować i zacząć od początku. Wyrzuty sumienia zaczęły się jednak pojawiać już w przeszłości, m.in. dlatego przestałem okradać ludzi.
Wspomniałeś wcześniej, że byłeś kiedyś mniej tolerancyjną osobą. Jakie cechy charakteru lub osobowości zostały z tobą w wyniku życia na nielegalu, a do czego nie ma już powrotu? Na płycie wspominasz na przykład o ulicznej mądrości, która pozwala ci przetrwać.
Agresja to cecha, której kompletnie się wyzbyłem, bo nauczyłem się kontrolować swój gniew. Uliczna mądrość polega na tym, że moje doświadczenia życiowe przełożyły się z czasem naturalnie na cechy osobowości. Ulice i więzienie nauczyły mnie, że nie można się bać. Wiem, że jeśli przeżyłem w więzieniu, to jestem wystarczająco silny, żeby sobie ze wszystkim poradzić. Dzięki temu w normalnym i ułożonym życiu żadna sytuacja nie jest w stanie mnie przerosnąć. Potrafię podejmować szybkie i świadome decyzje pod wpływem silnego stresu. Waleczność, poczucie własnej godności i honoru – takie cechy kształtowały się w mojej przeszłości, a mam wrażenie, że dzisiejsza młodzież się tym nie charakteryzuje. Dorastają w warunkach – może to dziwnie zabrzmi – pozbawionych męskości.
Skoro jesteśmy w temacie męskości… Czy nawinięcie o stracie cnoty z prostytutką trzeba było zawczasu uzgadniać z żoną?
(śmiech) Na szczęście mam tolerancyjną żonę, która wie, że miałem burzliwą przeszłość. Nie zna może wszystkich szczegółów, ale tę historię chyba kojarzyła. Dla mnie to nie jest wstydliwa sprawa, bo niejeden chłopak tak tracił cnotę. Nie mam oporów, aby mówić o sobie w krytyczny sposób. Gdy chce się być szczerym i otwartym wobec słuchacza, nie można mówić o sobie wyłącznie w superlatywach. Nie było to jednak dla mnie żadne poważne wyznanie, a bardziej żartobliwa historia. Żony nie pytałem o pozwolenie, nie komentowała też tego. Myślę, że bardziej mogło ją ruszyć, jak nawijam: nieraz utraciłem wolność, kobiety…; to wspomnienie o innych dziewczynach. Nawet jednak jeśli coś ją zabolało, to nie dała tego po sobie poznać. Od początku pracy nad tym albumem wiedziałem, że będzie to bardzo osobisty i autobiograficzny projekt. Moim zdaniem raper zawsze powinien opierać swoją twórczość na tym, co leży mu na sercu.
Rozmawiamy o historiach zawartych w utworze Hamlet, który jest jednym z najciekawszych momentów nowego albumu. Przygotowałem cytat z szekspirowskiego dramatu, który posłużył ci za inspirację, bo jestem bardzo ciekawy twojej interpretacji: Miłość to moją tak zatwardza duszę; chcąc być łagodnym, okrutnym być muszę.
Hamlet jest kopalnią trafnych cytatów. To jest trochę paradoksalne zdanie, nie? Co ciekawe, zawsze miałem problemy z interpretacją. Umiem pisać, ale na języku polskim nie potrafiłem za bardzo odnieść się do słów pisarzy czy poetów. Przytoczony przez ciebie cytat z Szekspira może się wiązać z tym, że delikatny i wrażliwy człowiek musi przybierać pewną zbroję, aby wpasować się w społeczeństwo i czasy, w których przyszło mu żyć.
W kwestionariuszu zawartym w zinie wyszło, że płaczesz czasem przy pisaniu tekstów. Tak było też przy tej płycie?
Tak. Przy Chudym chłopaku coś pociekło, przy My, który mnie wzrusza praktycznie za każdym razem. Generalnie często się wzruszam przy moich tekstach, jeśli są sentymentalne. Gdy pisałem Gdy zgaśnie słońce, płakałem jak bóbr. Mam taki poziom wrażliwości, ale zawsze powtarzam, że prawdziwi mężczyźni płaczą, więc nie ma w tym nic wstydliwego.
Czasem mi się wydaje, że dla polskich raperów czymś wstydliwym jest skomplementowanie kolegów po fachu, a ty właśnie na takim koncepcie oparłeś utwór Lost Boyz, w którym wymieniasz gości z płyty, ale nie tylko.
Postacie, które pojawiają się w tym utworze, to ludzie, do których mi najbliżej i których szanuję za ich twórczość. Mieli wpływ na mnie i na moją twórczość. Na bank brakuje tam wielu osób, ale nie da się wymienić wszystkich w czterominutowym utworze. Myślę, że ten kawałek jest ukłonem w kierunku rapu i ludzi, którzy tworzyli tę scenę. Według mnie, jeśli ci ludzie odejdą, to ten rapowy dom straci kilka ważnych cegieł w swojej konstrukcji. Bez nich rap nigdy nie będzie wyglądał tak samo, dlatego chciałem okazać im szacunek. Ciągle pokładam nadzieję w rapowych artystach pierwszej generacji, bo oni mają najwięcej do powiedzenia. Dopóki my żyjemy, dopóty będzie istniał rap z krwi i kości. Mam wrażenie, że jeśli raperzy pójdą w tę stronę [Kali wskazuje leżący na stoliku krążek J. Cole’a Forest Hill Drive – przyp. red.], czyli świadomej i niekoniunkturalnej muzyki, będzie dobrze z polskim rapem. Kendrick, Bas, Logic, wspomniany Cole – czekam na takich ludzi na naszym podwórku. Rap ma przyszłość, jeśli będzie swego rodzaju fuzją łączącą przeszłość tej kultury z jej współczesnym obliczem. Sam zamierzam od tej płyty łączyć sample z nowocześniejszymi rozwiązaniami, szybszym tempem.
Rzadko się zdarza, żeby wolta artystyczna wykonawcy spotkała się z tak dużą aprobatą jak w przypadku twojego nowego projektu. Czy tak to też wygląda z twojej strony?
Nie ukrywam, że ja nie zauważyłem tej wolty z mojej perspektywy, jestem zaskoczony, że różne media czy ludzie mnie teraz dostrzegli. Widzę, że Chudym chłopakiem zaskarbiłem sobie szacunek dużej części sceny i mediów. Przeważnie moje albumy siadały moim odbiorcom, a ja mogłem się rozwijać ze względu na ludzi, którzy kupują moje płyty i chodzą na moje koncerty. Gdyby moja kariera opierała się na otoczce medialnej, już dawno przestałbym istnieć, bo byłem bardzo długo pomijany przez ekspertów, co jest wynikiem ignorancji.
Myślę, że to jest spory powód do satysfakcji. Są twórcy, którzy istnieją wyłącznie medialnie, ale w ich karierach nie dzieje się zbyt wiele.
Dokładnie. Musimy pamiętać, dla kogo robimy muzykę. Nie przejmuję się tak bardzo otoczką medialną wokół swojej osoby, ale jakiś czas temu doszedłem do wniosku, że zwyczajnie zasługuję na to, żeby szanowali mnie także dziennikarze. Nie zrobiłem jednak na tym albumie niczego wbrew sobie, aby się przypodobać. Nie zaliczyłem progresu, a nawet powiedziałbym, że jest tutaj celowy regres, który objawia się uproszczeniem formy. Prosty rap na prostych bitach. Chudy chłopak się przyjął, bo ludzie są znudzeni newschoolem o niczym. Jest to bardzo intensywna forma rozrywki, ale na krótką metę. Mało z tych nowoczesnych albumów zapadnie ludziom w pamięć.
Jako Firma też byliśmy mocno szokujący, radykalni w przekazie i cechowało nas hedonistyczne podejście. Paradoksalnie jednak pod szorstką i agresywną otoczką kryło się dużo więcej i wychowaliśmy w pewnym sensie kilka pokoleń. Solidarność, honor – takie wartości można było wyłapać z naszej twórczości i wielu ludzi nauczyliśmy twardo stąpać po ziemi. Dlatego nie chcę do końca krytycznie podchodzić do młodych ludzi, czego się ostatnio nauczyłem. Trzeba czasami spojrzeć na nich łaskawym okiem, bo to są jeszcze dzieciaki, które popełniają błędy, czasem powiedzą coś głupiego…
Byliście tacy sami…
Jeszcze gorsi! Tyle że odznaczaliśmy się szacunkiem. Byliśmy bardziej krnąbrni i mocniej odpierdalaliśmy, ale szacunek do starszych był nam wpajany od dziecka. Chciałbym tylko, żeby nasz rap szedł w dobrą stronę, a nie tylko flirtował z syntetykiem, plastikiem, upadkiem wartości i moralnym zatraceniem.
Obecnie masz uznanie, sukces materialny, wszystko się zgadza. Życie przypomina roztańczony La La Land?
Nigdy nie będzie go przypominać, bo współczesne czasy są trudne do życia dla kogoś, kto nie do końca godzi się na model otaczającego go świata. Z tego powodu nigdy się w nim w pełni nie odnajdę ani nie będę kompletnie szczęśliwy. Po dwudziestu latach robienia rapu i intensywnej pracy jestem na etapie hamowania: korzystania z warunków, które sobie stworzyłem. Jak mogę być w pełni szczęśliwy, skoro nie mam czasu, aby spędzać go z rodziną? Jak mogę być zadowolony z pieniędzy, skoro nie mam czasu, żeby pojechać na wczasy? Jestem na etapie szukania złotego środka pomiędzy pracą a domem.
Myślisz, że jest to możliwe w zawodzie, który wykonujesz? Czy ciągłe wyjazdy i koncerty, czyli najlepsze źródło dochodu wykonawcy, to nie jest cena, którą trzeba zapłacić za artystyczne życie, które pozwala uniknąć pracy od-do? Wracamy do tematu harmonii, o której wspomniałeś na początku.
Tu jest pies pogrzebany i koło się zamyka. Dopóki będę raperem, dopóty nie zbuduję swojego świata tak, jak bym chciał. Intensywne koncertowanie rozbija formułę życia rodzinnego i dodatkowo męczy, spycha z wyznaczonych torów. To jest emocjonalny rollercoaster dla rapera i jego rodziny. Mam wielki szacunek do kobiet, które decydują się na życie z nami i jeszcze nas wspierają w tym wszystkim. Przyjeżdżasz zmęczony w niedzielę, a w czwartek, piątek ponownie pakujesz torby. Można dostać schizofrenii, bo to są dwa różne tryby życia. Przez pół tygodnia jesteś entertainerem i musisz zabawiać tłumy, a później masz pojechać do domu, aby być oazą spokoju i przykładnym mężem. Trudno to pogodzić i nie każdemu się to udaje. Show-biznes odciąga mnie od modelu życia, który sobie wymarzyłem. Dopóki jednak chcę robić rap, dopóty muszę pogodzić się z życiem rapera.
Miałem okresy w życiu, że chciałem być raperem w swoim przekazie, ale przy okazji odżywiać się zdrowo, nie pić, krótko mówiąc – dobrze się prowadzić. Po czasie zauważyłem, że to się jednak nie sprawdza z pewnych względów i jeśli chcę być raperem, muszę pozwolić sobie czasem na odrobinę szaleństwa. Gdy jesteś artystą, musisz łączyć życie z muzyką. Ten album jest odbiciem tego, że pogodziłem się z pewnymi rzeczami. O swojej przeszłości powiedziałem już wszystko, więc zobaczymy, co będę miał do przekazania w przyszłości. Zamknąłem w Chudym chłopaku dwadzieścia lat mojego życia, ale tak naprawdę uzupełniałem informacje, bo przeszłość była zawsze elementem mojej twórczości, więc już wyczerpałem temat solidnie. Czy poradzę sobie z czystą kartką i znajdę tematy z perspektywy życia współczesnego?
Rzucasz takie zdanie na albumie, w kontekście swojej przeszłości, w którym zastanawiasz się, czemu ludzie idą za kimś, kto nie wie, gdzie idzie sam. Czemu twoim zdaniem to robili?
Bo byli takimi samymi wykolejeńcami jak ja, a słuchacz zawsze utożsamia się z artystą, którego lubi słuchać.
Czy teraz już wiesz, gdzie zmierzasz?
Wiem i nie mam teraz z tym problemu, że ludzie idą za mną, w pewnym sensie niosę ich na swoich barkach. Lata temu przyjąłem na siebie ten obowiązek w świecie upadku moralnych wartości. Tym bardziej mam większą świadomość tego, co robię, i z premedytacją chcę wywierać na ludziach wrażenie, żeby moje słowa miały wyraźniejszy wydźwięk.
fotografie: Ewelina Łęczyńska