Kocioł szwajcarski. Jak buzuje najbardziej międzynarodowa reprezentacja Europy

Zobacz również:Piękne kulisy kadry Manciniego. 12 rzeczy, których dowiedzieliśmy się po serialu „Sogno Azzurro”
Reprezentacja Szwajcarii w piłce nożnej
Marcio Machado/Getty Images

Czterech piłkarzy urodzonych poza granicami kraju. Osiemnastu potomków imigrantów w kadrze. Cztery języki urzędowe. Szwajcaria to najbardziej posklejana z różnych elementów drużyna mistrzostw Europy. Ulepić z niej spójnego zespołu, który porwałby wszystkich Szwajcarów, wciąż się nie udaje.

Dyskusja o imigrantach w reprezentacji jest stara jak futbol i w różnych miejscach w różnym czasie przybiera na sile. Najdokładniej przeanalizowany ich wpływ na społeczeństwo został we Francji, gdzie najpierw w 1998 roku przedstawiano kadrę narodową jako przykład udanej integracji, a później przy niepowodzeniach pokazywano jako przykład państwa, które nie działa. Dyskusję o śpiewaniu hymnów, niemieckości Mesuta Oezila i o tym, czy chciałoby się mieć Jerome’a Boatenga za sąsiada, toczyli też przez lata Niemcy. A Belgowie przegrywali, bo drużyna dzieliła się na Flamandów, Walonów i imigrantów. Na uboczu głównego nurtu podobne rozmowy przeżywają dziś Szwajcarzy. A ich przypadek, także przez różnorodność całego kraju, jest jeszcze trudniejszy.

SKOMPLIKOWANIE WEWNĘTRZNE

Jeszcze zanim w Szwajcarii pojawili się pierwsi imigranci, kraj już miał skomplikowaną strukturę wewnętrzną. W większości miejsc, które mają problemy z ustaleniem wspólnej tożsamości narodowej, jednym z podstawowych spoiw jest chociaż język. W Szwajcarii jest on jednak tym, co dzieli. Z dwudziestu sześciu kantonów, w siedemnastu mówi się po niemiecku, w czterech po francusku, w trzech w obu językach, w jednym po włosku, a w jednym obowiązują trzy urzędowe języki, bo dochodzi do nich także retoromański.

64% ludności mówi po niemiecku, ale dla pozostałych to zaledwie język obcy. Gdy Lucien Favre, Szwajcar z francuskojęzycznej części kraju, prowadził Borussię Dortmund, jego niemiecki wcale nie był wiele lepszy od tego, którym mówił Pep Guardiola. Nierzadko upatrywano w tym przyczyn problemów Favre’a: podejrzewano, że drużyna nie do końca go rozumie, a on nie jest w stanie w pełni wyartykułować swoje myśli.

OBYWATELE ŚWIATA

Gdy do drużyn narodowych zaczęli się przebijać imigranci, język często stawał się problemem, bo nie wszyscy potrafili się odpowiednio dogadywać. Oezil do dziś mówi po niemiecku tak, jakby to był język obcy, którego w miarę biegle się nauczył. Jednak w krajach typu Francja czy Niemcy chodziło “tylko” o odpowiednie zintegrowanie ludzi napływających z różnych stron. W Szwajcarii na istniejące podziały nałożyły się te przywiezione. W kadrze na Euro 2020 znajduje się aż osiemnastu piłkarzy mających imigranckie korzenie. Czterech – Yvon Mvogo, Xherdan Shaqiri, Breel Embolo i Admir Mehmedi — przyszło na świat poza Szwajcarią. Pozostali już się w niej urodzili, ale wychowywali się w domach kultywujących tradycje z przeróżnych kultur.

Mvogo i Embolo pochodzą z Kamerunu, Manuel Akanji z Nigerii, Kevin Mbabu, Jordan Lotomba i Denis Zakaria z Demokratycznej Republiki Konga, Djibril Sow z Senegalu, Ricardo Rodriguez z Chile, Ruben Vargas z Dominikany, Edimilson Fernandes z Portugalii, Eray Coemert z Turcji, a Loris Benito z Hiszpanii. Do tego dochodzi liczna frakcja bałkańska — również mocno niejednolita – Admir Mehmedi z Macedonii, Haris Seferović i Becir Omeragić z Bośni i Hercegowiny, Shaqiri i Granit Xhaka z Kosowa czy Mario Gavranović z Chorwacji. Tylko Francuzi, z osiemnastoma potomkami imigrantów, dorównują Szwajcarom, jednak u ich mniejszych sąsiadów dochodzi jeszcze kwestia selekcjonera. Bo Vladimir Petković, choć jest Szwajcarem, urodził się w Bośni i Hercegowinie.

JĘZYKOWE ZAGMATWANIE

Już samo zintegrowanie tak różnorodnej grupy byłoby ekstremalnie trudnym zadaniem, ale w Szwajcarii utrudniło je jeszcze to, że zależnie od tego, dokąd imigranci docierali, wzrastali w innej strefie językowej. Osiemnastu zawodników wychowywało się w niemieckojęzycznych kantonach, sześciu — Mvogo, Mbabu, Lotomba, Zakaria, Edimilson i Omeragić we francuskojęzycznych, a Mehmedi i Gavranović we włoskojęzycznym. Jeśli Omeragić chce porozmawiać w szatni z Seferoviciem, największą szansę na swobodne dogadanie się mają po bośniacku, jeśli zostali go nauczeni w domach, bo w szwajcarskiej szkole i na podwórkach mówili już w innych językach. Jedną z pierwszych decyzji Roberto Martineza po objęciu reprezentacji Belgii było ukrócenie podziałów językowych w drużynie poprzez narzucenie jednego, którym posługują się wszyscy bez wyjątku: angielskiego. Szwajcarom podobne rozwiązanie też mogłoby dobrze zrobić.

ROZKOCHAĆ NARÓD

Wydaje się jednak, że większym problemem niż samo ułożenie relacji w drużynie jest to, jak rozkochać w sobie cały naród. Zazwyczaj reprezentację jako przykład udanej integracji wskazywano w momentach, gdy dochodziło do spektakularnych sukcesów. Szwajcarzy takich jednak nie mają, więc od lat sprawiają wrażenie jednego z najbardziej niezadowolonych z własnej kadry narodowej społeczeństw w Europie.

Trzy lata temu podczas mundialu kraj rozpalała dyskusja o albańskich orłach, które piłkarze kosowskiego pochodzenia pokazali po strzeleniu gola Serbii. Teraz kraj dyskutuje o tym, dlaczego ich piłkarze nie potrafią śpiewać hymnu z takim zaangażowaniem jak Włosi. Albo, dlaczego w ogóle nie potrafią go śpiewać.

FRYZJERSKIE AFERY

O ile w poprzednich latach podobne tematy podnosiły głównie media brukowe oraz prawicowe, o tyle teraz kadra kilkoma aferami obyczajowymi zraziła do siebie także tych, którzy dobrze życzyli drużynie Shaqiriego i Xhaki, nie przejmując się, że mało w niej Sommerów, Freiów, czy Muellerów. Atmosferę przed startem zgrupowania poprzedzającego Euro podgrzał na dzień dobry Shaqiri, pojawiając się pod hotelem w Lamborghini. Później prasa rozpisywała się o tym, jak piłkarze złamali zalecenie selekcjonera, by wolny od treningów weekend spędzili — ze względu na ryzyko zakażenia koronawirusem tuż przed turniejem — tylko w gronie najbliższej rodziny. Krótko potem kapitan Xhaka wrzucił do mediów społecznościowych zdjęcie ze studia tatuażu, w którym był bez maseczki, Steven Zuber z restauracji, a Embolo od fryzjera.

To nie była ostatnia fryzjerska afera tych mistrzostw, bo przed meczem z Włochami zespół ściągnął do Rzymu ze Szwajcarii zaprzyjaźnionego fryzjera, bo Xhaka i Akanji chcieli pofarbować sobie włosy na blond. Kapitan zespołu nie rozumiał oburzenia. “Gdybyśmy znali jakiegoś fryzjera w Rzymie, nie ściągalibyśmy przecież nikogo specjalnie ze Szwajcarii” - wyjaśniał.

JEDYNE SPOIWO

Tego typu zachowania sprawiają, że Szwajcarzy nie lubią swojej kadry. Mają ją za pełną oderwanych od rzeczywistości milionerów, uzależnionych od przepychu i kompletnie niemających poczucia, że stoją przed jakimś ważnym zadaniem do wykonania. Byli piłkarze, na czele z Alexandrem Freiem, krytykują kadrowiczów, że nie świecą przykładem i że nie ma w niej dobrych kandydatów na idoli dla dzieci. Kolejny już turniej z rzędu szwajcarska reprezentacja produkuje nagłówki niekoniecznie związane ze sportem, zawsze prowokując jakiegoś polityka do mocnej wypowiedzi.

Piłkarze widzą na to tylko jedno lekarstwo: wyniki. Wiedzą od kolegów z innych krajów, że spektakularny wynik kompletnie odmieniłby narrację. Nie są jednak do niego zdolni. Samo wychodzenie z grupy i odpadanie na pierwszej pucharowej przeszkodzie nikogo już nie satysfakcjonuje. Poczucie, że tę drużynę stać na więcej, niż osiąga, to chyba jedyne co łączy Szwajcarów ze wszystkich kantonów, stref językowych i kultur.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Prawdopodobnie jedyny człowiek na świecie, który o Bayernie Monachium pisze tak samo często, jak o Podbeskidziu Bielsko-Biała. Szuka w Ekstraklasie śladów normalności. Czyli Bundesligi.