Konkurs wsadów NBA znów bez gwiazd. Kto powinien tam wystąpić w świecie idealnym?

Zobacz również:Bezdomny dzieciak znalazł swoje miejsce w NBA. Jak Jimmy Butler stał się liderem
Los Angeles Lakers v Brooklyn Nets
Fot. Al Bello/Getty Images

Minęły czasy, gdy konkurs wsadów podczas All-Star Weekend był okazją do podziewania największych gwiazd NBA. Swego czasu w tego typu zawodach – i to w fantastyczny sposób – występowali wszak Vince Carter, Dominique Wilkins czy sam Michael Jordan. Teraz jednak kolejny już rok wśród uczestników nie ma żadnego wielkiego nazwiska. A jak wyglądałby taki konkurs w świecie idealnym?

Konkursy wsadów to dla wielu najbardziej wyczekiwany moment Weekendu Gwiazd. Niestety od wielu lat w zawodach biorą udział nazwiska z drugiej albo nawet trzeciej półki, a niekiedy gracze totalnie anonimowi dla przeciętnego kibica. Dawno już największe gwiazdy przestały się w konkurs wsadów bawić. Część tłumaczy to chęcią zachowania świeżości na decydujące momenty sezonu, inni zapewne trochę boją się nadszarpnąć sobie reputację, gdyby coś nie wyszło. Dlatego do konkursu z reguły zapraszani są ostatnio młodzi.

Tak jest też w tym roku. Mamy jednego debiutanta (Jalen Green) oraz dwóch zawodników z draftu 2020 (Obi Toppin i Cole Anthony), a najstarszy w całym gronie 28-letni Juan Toscano-Anderson to jednocześnie chyba najmniej ekscytujące nazwisko wśród uczestników. Nie oznacza to oczywiście, że tegoroczny konkurs wsadów należy spisywać na straty. Taki Green pokazał już, że skakać potrafi wysoko. Czarnym koniem zawodów może okazać się z kolei mierzący nieco ponad 190 centymetrów Cole Anthony.

Obrońca Magic gra przełomowy sezon, a w Cleveland będzie mógł pokazać się szerszej scenie. Doświadczenie w konkursach ma – choćby z czasów szkoły średniej. Mimo wszystko nie da się ukryć, że znów mamy do czynienia z zawodnikami, których trudno dziś określić mianem „gwiazdy”. Żaden z nich nie zagra potem w niedzielę w Meczu Gwiazd. Ostatni raz taka sytuacja przydarzyła się w 2017 roku, gdy w konkursie udział wziął ówczesny all-star DeAndre Jordan – to wciąż jednak nie jest gwiazda z nagłówków.

Musielibyśmy cofnąć się aż do 2009 roku, by przypomnieć sobie ostatnie wielkie nazwisko, która w konkursie wsadów wzięła udział – był to Dwight Howard (rok wcześniej zawody nawet wygrał). Daleko jednak było tamtym konkursom do tych, w których udział brali Julius Erving, Dominique Wilkins, Clyde Drexler i Dominique Wilkins. Teraz o tak mocnych uczestnikach można już chyba pomarzyć. A gdybyśmy mogli wybrać sobie skład tegorocznego konkursu? Oto zawodnicy, których wybralibyśmy w świecie idealnym.

1
Zach LaVine

Dwukrotny zwycięzca dziś w konkursie wsadów nie musi już brać udziału, choć gdyby wygrał jeszcze raz, to wyrównałby rekord Nate’a Robinsona. Swoje już jednak LaVine zrobił, a na dodatek teraz wreszcie może skupić się na czymś innym, niż wsady. Z tego był głównie znany w pierwszych latach kariery, natomiast po przejściu do Chicago Bulls rozpoczął marsz w zupełnie innym kierunku. Dziś jest jednym z najbardziej kompletnych strzelców w NBA.

To jednak do niego należy kilka najlepszych prób w historii konkursu, a skoro wiemy, na co go stać, to dobrze byłoby go oglądać co roku. No i dziś jest też uznaną już gwiazdą, więc poprzeczka byłaby zawieszona nieco wyżej, a to mogłoby przynieść jeszcze bardziej efektowne próby. LaVine w rozmowie z Draymondem Greenem przyznał zresztą kiedyś, że pojedynku legend konkursów wsadów mógłby go pokonać chyba tylko Vince Carter.

2
Aaron Gordon

LaVine jest legendą tych konkursów w dużej mierze także za sprawą osoby Aarona Gordona. To ich epicki pojedynek w 2016 roku przeszedł do historii i sprawił, że o konkursie wsadów NBA znów zaczęło być głośno. Do wyłonienia zwycięzcy potrzebne były wtedy dwie dogrywki, a dodatkowe próby nie zawiodły. Gordon wystąpił w konkursie także rok później, ale tym razem bez fajerwerków. W wielkim stylu wrócił w 2020 roku.

Wtedy według wielu powinien był wygrać, lecz trofeum trafiło do Derricka Jonesa Jra. Być może po części także dlatego, że jednym z jurorów był Dwyane Wade, czyli legenda Heat, który sprzyjał ówczesnemu zawodnikowi Miami. Nie ma jednak w historii konkursów gracza, który miałby więcej wsadów ocenionych na 50 punktów niż właśnie Gordon. Niestety więcej już chyba ich nie będzie, bo skrzydłowy Nuggets po 2020 roku miał już dość.

3
LeBron James

Nawet w tym wieku LeBron James w konkursie wsadów zrobiłby furorę. Przynajmniej z punktu widzenia oglądalności. 37-latek wciąż jest w fantastycznej formie fizycznej, co nieraz w trwającym sezonie udowodnił. Wciąż potrafi zachwycać świetnymi wsadami i z pewnością przejdzie do historii NBA jako jeden z najlepszych dunkerów, jakiego ta liga widziała. Występu w konkursie najprawdopodobniej nigdy jednak nie zaliczy.

Najbliżej było chyba w 2010 roku, gdy LBJ sam zadeklarował chęć uczestnictwa. Ostatecznie jednak się wycofał. Potem jeszcze się zastanawiał, ale w jednym z wywiadów przyznał szczerze, że brakuje mu kreatywności. – Musisz wymyśleć sposób na to, aby pokazać coś, czego nikt wcześniej nie pokazał, a ja tego nie potrafiłem – mówił wtedy. Nie przekonała go nawet oferta Magica Johnsona, który w 2013 roku zaoferował mu milion dolarów za udział.

4
Ja Morant

Milion dolarów za udział w konkursie chciał też swego czasu Ja Morant. Liga na razie jednak nie zamierza wykładać takich pieniędzy na stół. W tym momencie nie wiadomo zresztą, czy Morant dałby się w ogóle jeszcze przekonać. Rozgrywający Grizzlies jest bez wątpienia jednym z najbardziej ekscytujących zawodników w całej lidze. Czy to wsadami, czy blokami pokazuje, jaką ma w nogach trampolinę – a przecież nie jest wcale jakimś gigantem.

22-latek był niemal idealnym kandydatem do tego, aby wziąć udział w konkursie w tym roku. Tak czy siak w Cleveland będzie – został przecież wybrany do Meczu Gwiazd w roli startera. Ostatecznie zraził się chyba jednak do konkursu wsadów, gdy w 2020 roku wygrał Jones Jr., a nie Gordon. Wydarzenia tamtej nocy Morant żywiołowo komentował na swoim twitterze, a po ogłoszeniu wyników napisał wprost: no to ułatwiliście mi podjęcie decyzji.

5
Donovan Mitchell

Gdy w 2018 roku występował w konkursie wsadów, to tylko dlatego, że z powodu kontuzji nie mógł zaprezentować się Aaron Gordon. Mimo tego Donovan Mitchell – grający wtedy debiutancki sezon w NBA – wygrał tamte zawody, nawet jeśli przeskoczenie Kevina Harta nie jest wcale jakimś wielkim wyczynem (szczególnie gdy kilka lat później Gordon przeskoczył nad Tacko Fallem, który od Harta jest jakieś 70 centymetrów wyższy).

Od tego czasu sporo się jednak zmieniło, a Mitchell wyrobił sobie markę w NBA jako ktoś znacznie więcej niż tylko ekscytujący młody talent. Obrońca Jazz jest dziś sporych rozmiarów gwiazdą – według niektórych na tyle dużą, że Utah robi się dla niego za małe. 25-latek nie myśli też na razie o powrocie do konkursu wsadów. Podobnie jak LaVine ma ważniejsze rzeczy na głowie, a to wiele mówi o tym, jak najlepsi traktują dziś cały All-Star Weekend.

6
Anthony Edwards

To do niego należał najlepszy wsad ubiegłego sezonu, przynajmniej według samej ligi, która dunk Anthony’ego Edwardsa nad Watanabe umieściła na pierwszym miejscu w swoim wideo stu najlepszych wsadów rozgrywek. Edwards dostał zaproszenie od NBA już w poprzednim sezonie, ale odmówił. Teraz chyba nawet liga już nie pytała, a sam gracz Timberwolves w styczniu stwierdził, że nigdy raczej się na udział w konkursie nie zdecyduje.

Jego tłumaczenie jest bardzo proste: najlepiej wsadza mu się w trakcie meczów. Bo mecz a konkurs to dwa różne światy. Przekonaliśmy się o tym wiele razy – choćby przykład Shannona Browna pokazuje, że efektowne wsady ze spotkań nie zawsze przekładają się na ciekawe propozycje wsadów w trakcie konkursu. Nawet koledzy z zespołu Browna żartowali, że ten ma w repertuarze tylko dwa wsady: albo jedną ręką, albo dwoma rękami.

7
Miles Bridges

Rozgrywa właśnie najlepszy sezon w karierze, a już w poprzednim sezonie widać było tego początki. Wtedy też wyrósł na nowego króla wsadów w NBA. We wspomnianym notowaniu, które wygrał Edwards, to właśnie Miles Bridges jako jedyny dwukrotnie znalazł się w pierwszej dziesiątce – na miejscach numer osiem i dwa. Nie ma więc żadnych wątpliwości, że stać go na niezwykle efektowne wsady.

Bridges w konkursie brał już raz udział. Przed trzema laty spalił jednak pierwszą próbę, choć za drugą otrzymał najwyższą możliwą notę, czyli 50 punktów. To nie wystarczyło, aby awansować do finałowej rundy. Ale teraz 23-latek, który jest jednym z głównych kandydatów do nagrody za największy postęp, mógłby skorzystać choćby z pomocy LaMelo Balla – tym bardziej że w 2019 roku takiej możliwości nie miał. Może w przyszłym roku?

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz sportowy z pasji i wykształcenia. Miłośnik koszykówki odkąd w 2008 roku zobaczył w akcji Rajona Rondo. Robi to, co lubi, bo od lat kręci się to wokół NBA.