W weekend obchodzili huczne urodziny na scenie stołecznej Progresji. Trzeba przyznać, że w ostatnich latach są aktywni jak nigdy przedtem, a przecież, w co trudno uwierzyć, działają już od ćwierćwiecza.
Tekst archiwalny, edytowany, po raz pierwszy opublikowany w styczniu 2018 roku.
Tylko w ostatnich latach swoje solówki wydawali Ero, Kosi, Siwers oraz Łajzol. Do tego projekt Jetlagz. Do tego Koledzy. Słuchacze Jaśnie Wielmożnych Panów mogli przez lata narzekać na dość ograniczoną aktywność wydawniczą warszawskiej ekipy... Ale już nie mogą. U JWP dzieje się dużo dobrego, co zresztą potwierdził super energetyczny urodzinowy koncert w Progresji. Z tej okazji przypominamy efekt spotkania dziennikarza newonce. Filipa Kalinowskiego, z Kosim, który kilka lat temu – też w okolicach urodzin JWP – opowiedział o historii składu, widzianej jego oczami. Kosi, oddajemy głos.
***
Na początku było NBK, w którego skład wchodzili Wzorowy i Rzemysz, a ja później zacząłem z nimi nagrywać i tak powolutku w to wchodziłem.
Nigdy mnie oficjalnie do niego nie przyjęli, aczkolwiek był plan na wspólną płytę – chłopaki część mieli już nagraną, ja gdzieś tam się dograłem i to wszystko się… skasowało. To miała być jedna z pierwszych płyt w Asfalcie, z tego co pamiętam.
Natomiast JWP w tamtym momencie miało być stricte grafficiarskie. Założył je Rzemysz i ja nie byłem w nim od pierwszego dnia, dołączyłem po tygodniu czy miesiącu, ciężko mi powiedzieć. Nikt z nas wtedy nie garnął się jednak jakoś szczególnie do rapu. Ja coś tam chciałem, ale nie odpowiadało mi do końca środowisko rapowe, ani nie byłem jakimś super śmiałym kolesiem. Generalnie to chciałem tylko nagrać kawałek o graffiti – pokazać raperom, że mogę być lepszy od nich, nie będąc raperem. A już na pewno nie gorszy. Ale nie miałem ciśnienia na kolejne nagrywki i nikt inny w naszej ekipie na początku tej drogi nie miał w ogóle potrzeby bycia raperem. Erosa długo do tego namawiałem i też początkowo nie chciał łapać za mikrofon. Zdecydowanie bardziej interesowało go graffiti.
Eros, dopóki nie rapował, to dużo malował i bombił, a jak zaczął rapować, to robił już tego sporo mniej. I to samo było ze mną, bo ja tę moją przygodę z takim czynnym graffiti zakończyłem w 2003 roku – to był taki mój ostatni zryw, że zrobiłem większą jak na mnie liczbę paneli. I choć wtedy myślałem, że to już jest koniec, dziś wydaje mi się, że to była bardziej przemiana – do dzisiaj jestem writerem, choć może nie tak czynnym, jak kiedyś. I nie jestem już bomberem. Czasem zrobię coś legalnego, ale ostatnimi czasy więcej rysuję, kminię sobie to wszystko. Ja w ogóle myślę, że my zawsze mieliśmy ciut lepiej przez to, że byliśmy writerami, bo nie chcę tu obrażać rapowego środowiska, ale mocniej sobie ceniłem środowisko writerów. Jest dla mnie dużo bardziej świeże i otwarte. Od kiedy pamiętam, ci ludzie słuchali lepszej muzyki i byli z nią, w moim mniemaniu, bardziej do przodu, a w polskim rapie był taki moment bardzo twardogłowy, któremu ja też trochę uległem, ale na szczęście nie za bardzo. Wiadomo, że jak jesteś młody, to jesteś zwykle bardziej radykalny, niż jak jesteś starszy. I w tamtym czasie łatwo mi było mówić, że to jest chujowe, że tamto też, że Kaliber 44 jest, na przykład, chujowy. A później kilka lat strawiłem i skumałem, że to nie było chujowe, że nawet jeśli ja się tym dalej jakoś szczególnie nie jaram, to oni mieli prawo robić swoje abstrakcyjne rzeczy i często były one ciekawsze niż to, co mi się wówczas podobało.
Wracając jednak do JWP – my nie założyliśmy rapowej ekipy. Jakbyśmy mieli taki cel, to pewnie inaczej by to wszystko wyglądało, pewnie szybciej byśmy tę naszą płytę zrobili, a tak to skupialiśmy się na innych rzeczach – na bombingu, rysowaniu, na różnych innych zajawkach, a rap był z początku trochę obok. Coś się chyba jednak zmieniło, kiedy ja użyłem po raz pierwszy słowa JWP na WWO, choć w numerze NBK z Ośką też już chyba coś tam było.
Eros już w międzyczasie zaczął pisać, Donald i Foster też już byli w ekipie, no i trochę chyba z braku pomysłu na nową nazwę składu zostaliśmy przy JWP. Takim momentem przełomowym był dla nas jednak dopiero 2004 rok, kiedy nagraliśmy PCP. Wtedy przybiliśmy sobie pieczątkę, że jesteśmy raperami.
A potem długo jeszcze powstawał Wróg publiczny, który był tak naprawdę robiony już od 2002 roku. Niektóre numery z tego albumu, który wyszedł finalnie w 2007 roku, nagrywaliśmy po 4-5 lat wcześniej, bo tu pojawił się nasz nowy nałóg, czyli konsola i ProEvo, które opóźniło płytę centralnie o trzy lata. ProEvo w studiu Schron było odpalone cały czas i to była największa bolączka Erosa, który nienawidził tej gry i też dlatego w międzyczasie nagrał Klasyk Bez Cenzury, bo stwierdził, że jak to ma tyle trwać, to on szybko zrobi sobie płytę z Siwersem i Łajzolem. No i zrobili, większość w wakacje zdaje się. I też wtedy z BC staliśmy się właściwie jedną ekipą, bo Łajzol też był z Bielan i choć nie działał od razu w JWP, to na Wrogu publicznym pojawił się w dwóch numerach. A Siwers był z jeszcze innej dzielnicy, z Targówka. Ale od razu się skumaliśmy, nasze ekipy bardzo się polubiły i do dzisiaj jest ta koneksja.
Po Wrogu publicznym była cisza. Ten moment był bardzo słaby dla rapu w Polsce. My się staliśmy trochę starsi, niektórym z nas pojawiły się dzieciaki i te lata były trudniejsze, bo nie było z tego kasy. Tak naprawdę to głównie Eros w tamtym czasie budował nasze imię. Udzielał się w różnych miejscach gościnnie i wypełnił tę lukę, co nam pozwoliło przetrwać, bo to za jego sprawą ludzie o nas nie zapomnieli. A my wróciliśmy dopiero cztery lata później, w 2011 roku, kiedy wyszło Tworzymy historię. I wtedy już zostaliśmy. Pojawiło się sporo koncertów i choć może nie wydawaliśmy jakoś niesamowicie dużo, to ciągle nagrywaliśmy. Do dziś mamy pełno rzeczy, których nigdy nigdzie nie puściliśmy. A też trochę rzeczy z tamtego okresu trafiło dwa lata później na mixtape, który zrobiliśmy ze Steezem.
Jak dziś o tym myślę, to wydaje mi się w ogóle, że jakby nie było tej przerwy, to pewnie szybciej by nas pogrzebali. Ale gdyby Tworzymy historię było singlem z gotowej płyty, to podejrzewam, że byłby na nią duży hajp w tamtym momencie. Zaczęliśmy już jednak wtedy robić ciuchy i był to dla nas dobry moment. 2011-12-13 to trzy zajebiste lata dla JWP. Tak dobre, że – szczerze mówiąc – mogliśmy je wykorzystać jeszcze lepiej i zrobić wtedy dużo więcej. Ale to jest specyfika naszej grupy, że my nic nie kalkulujemy i działamy totalnie spontanicznie. Wszystko robimy tak, jak nam się akurat podoba, ma to swoje plusy i minusy. Koniec końców jesteśmy jedną z niewielu ekip z pierwszego pokolenia, która wciąż się utrzymuje i ma w miarę dobry dialog z młodymi. Ale też my jesteśmy starą ekipą głównie dlatego, że ja jestem stary. Eros, Łajzol i Siwers są młodsi – oni są w wieku drugiej fali, a przez przynależność do JWP zostali przypisani do pierwszej.
Wydaje mi się, że największy hajp na JWP był właśnie wtedy, kiedy nie było płyty. Jak śmigały te single ze świata, to było dużo większe zainteresowanie, niż jak wydaliśmy w końcu, w 2015 roku Sequel. Tak czy siak, sprzedał się w dobrym nakładzie – poszło niecałe 20.000 sztuk, a to jest całkiem porządny wynik. Wcześniej jednak, wydaje mi się, podbiliśmy poprzeczkę tymi wszystkimi pojedynczymi teledyskami, tym, że jeździliśmy je kręcić poza Polską, co dzisiaj jest pewnym standardem, a wtedy nim zupełnie nie było.
Widocznie jest tak, że każdy artysta ma swój hajp, swoje pięć minut. Jak my wchodziliśmy z Szesnastkami, to mieliśmy bardzo dobre wyniki wyświetleniowe. Jakbyśmy je porównali z najpopularniejszymi obecnie raperami, to było one średnie, ale przecież nie o to chodzi. Z rapem jest trochę jak ze sportem – ciężko jest być cały czas najszybszym biegaczem świata. Z tego naszego pokolenia zostali już naprawdę nieliczni i zobaczymy za chwilę jak długo utrzyma się to młode pokolenie. Podejrzewam, że wielu z nich przepadnie. Było już przecież kilku takich, co mieli być super fresh i… już ich nie ma. Historia to podsumuje – kto co zrobił, kto co zmienił, kto ile znaczy. My – jeśli chodzi o wyświetlenia czy sprzedaże – na pewno nie jesteśmy w tym momencie na topie, ale wydaje mi się, że chyba zaistnieliśmy w świadomości kilku pokoleń. Bo my też nigdy nie zamykaliśmy się na starych czy młodych. Zawsze mieliśmy dobry kontakt z młodszymi od nas.
Swoją drogą ta łatka oldschoolowej ekipy, która do nas przylgnęła, zastanawia mnie czasem, bo i PCP i Bez Cenzury były dosyć nowoczesnymi płytami jak na tamte czasy. I Wróg publiczny miał nowoczesne smaczki, i Siwers robił nowoczesne rzeczy z Parzelem, i… w ogóle nie wiem w którym momencie tak się utarło, że jesteśmy tacy klasyczni. Może dlatego, że Ero nagrał sporo klasycznych zwrotek, albo przez te single, które poprzedzały Sequel, ale jak przejrzysz całą dyskografię JWP i ludzi z nim związanych, to są to bardzo różne rzeczy. Bo też zawsze staraliśmy się iść na przekór. Jak nam proponowali kontrakt w jednej wytwórni, to my mówiliśmy: chuj, idziemy do drugiej. Jak nas namawiali, żebyśmy wydali album, to go nie wydawaliśmy, a jak mi mówili, żebym nie nagrywał z Żabsonem, to tym bardziej chciałem z nim nagrać. Zawsze w tych naszych działaniach była pewna nieobliczalność, bo mamy numery i z Bonusem i z TDF’em. I tak samo też jest zawsze z naszymi urodzinami – grali u nas Pih i Quebonafide, Małpa i Żabson, Włodek, Tede, Barto Katt... I za każdym razem ktoś nas pyta, po co. Robimy to trochę z przekory – chcemy ludziom pokazać, że świat ma wiele kolorów i jest bardzo różnorodny. Że nigdy nie będziemy się kurczowo trzymać jakiegoś kanonu, który ktoś sobie kiedyś wyznaczył.
Komentarze 0