W NBA wszyscy zastanawiają się, jak zatrzymać Giannisa Antetokounmpo, ale nikt nie znalazł satysfakcjonującej odpowiedzi. Gwiazdor Milwaukee Bucks dominuje w tej lidze na poziomie porównywalnym z największymi graczami w historii i nie zmienia tego nawet minimalna, niedzielna porażka z Houston Rockets.
Korespondencja z USA
Anthony Bennett, Victor Oladipo, Otto Porter, Cody Zeller, Alex Len, Nerlens Noel, Ben McLemore, Kentavious Caldwell Pope, Trey Burke, CJ McCollum, Michael Carter Williams, Steven Adams, Kelly Olynyk i Shabazz Muhammad. Tych czternastu koszykarzy zostało wybranych przed Giannisem w drafcie z 2013 roku. Są na tej liście kompletne niewypały jak Bennett (najgorszy numer jeden w historii), Noel czy Muhammad. Są też przyzwoici zawodnicy drugiego planu jak Olynyk i Adams. Znaleźli się nawet bardzo dobrzy gracze jak Oladipo, czy McCollum. Żaden jednak nawet nie zbliżył się swoim poziomem do jednego z najbardziej oryginalnych, niepodrabialnych i budzących postrach w całej NBA koszykarzy.
OD ZAGADKI DO MVP
Kiedy Bucks wybrali go z numerem piętnastym, jako patykowatego 18-latka z niewielkim doświadczeniem, prowadzący ceremonię śp. David Stern (dopiero rok później zastąpiony w roli komisarza ligi przez Adama Silvera) z trudem, ale ostatecznie poprawnie wymienił jego nazwisko.
- To najmłodszy, ale zarazem najbardziej tajemniczy zawodnik w drafcie. Z Grecji wyjechał dopiero na trzy tygodnie przed draftem. Zdążył jednak zagrać w turnieju we Włoszech i miał szczęście, bo wysłannicy trzydziestu klubów NBA mogli zobaczyć go na żywo, a nie tylko na klipach z YouTube. Ma posturę Kevina Duranta i panowanie nad piłką jak rozgrywający. Nie oszukujmy się jednak, że jest to projekt na przyszłość, któremu trzeba dać sporo czasu. Czy można go wpuścić na parkiet w meczu NBA już teraz? Prawdopodobnie nie. W przyszłości ma jednak potencjał porównywalny z najlepszymi zawodnikami w tym drafcie - mówił wtedy ekspert ESPN Fran Franschilla.
Jak się okazało - nikt tak naprawdę nie doceniał możliwości greckiego skrzydłowego. Ten już w pierwszym sezonie, jako 19-latek, rozpoczął 23 mecze w pierwszej piątce Bucks. W czwartym został wybrany do Meczu Gwiazd. W szóstym był już MVP, a teraz jest w zgodnej opinii najlepszym koszykarzem świata z przerażającymi statystykami - średnio 29.8 punktów, 13.8 zbiórek, 5.8 asyst i jeden blok w ciągu zaledwie 30.9 minut na mecz! Gdyby grał tyle, co Kobe Bryant czy LeBron James w szczytowych momentach kariery, zbliżyłby się do liczb, jakie w kartach zawodowej koszykówki zapisał wyłącznie legendarny olbrzym Wilt Chamberlain. A mówimy przecież o zupełnie innych czasach, gdy poziom rywalizacji był dużo niższy.
- Jest zdecydowanie najlepszym koszykarzem w NBA. Od poprzedniego sezonu, w którym dostał nagrodę MVP, stał się jeszcze lepszy - ocenia Charles Barkley. - Jeśli będzie trafiał z dystansu regularnie, to wtedy wszyscy pozostali koszykarze mogą się spakować. Nie będą mieli już o co grać - dodawał Tracy McGrady.
POSZERZA SWÓJ ARSENAŁ
Antetokounmpo nie spoczywa na laurach, ale konsekwentnie pracuje nad swoim warsztatem. W ubiegłym sezonie rywale zaczęli zagęszczać strefę pod koszem, zachęcając go wręcz do oddawania rzutów z dystansu, więc postanowił poprawić się w tym elemencie. Całe lato oddawał setki rzutów za trzy. Efekt? Jego średnia skuteczności podniosła się z 25.6 do 30.7 procent, a liczba prób w trakcie meczu z 2.8 do 4.7.
Giannis trafił cztery trójki w wygranym meczu w Los Angeles z Clippers w grudniu, po czym komentował: - George (Hill) powtarzał mi, abym się przestał wahać i po prostu zaczął rzucać. Tak właśnie zrobiłem i czuję się z tym coraz lepiej. W pierwszych siedmiu meczach sezonu nie wpadało, ale robiłem wszystko dokładnie tak samo i w końcu się wstrzeliłem! Wiedziałem, że tak będzie. Spodziewałem się tego. Nie można się zniechęcać - oceniał "Greek Freak".
SZPILKI Z HARDENEM
Po przymusowej kwarantannie Giannis nie zmienił swojej strategii. Najpierw trafił za trzy w wygranym meczu z Boston Celtics, a następnie już na samym początku niedzielnego spotkania z Houston Rockets. Ta konfrontacja, pokazywana w USA na cały kraj przez stację ESPN, miała dodatkowy smaczek - nieukrywany konflikt dwóch liderów tych drużyn. Zaczęło się od tego, że Giannis został wybrany MVP za ubiegły sezon, podczas gdy Harden (wybrany najlepszym zawodnikiem rok wcześniej) uważał, że to jemu należała się ta nagroda.
- Chciałbym mieć siedem stóp wzrostu i tylko biegać oraz wsadzać piłkę do kosza. To nie są żadne umiejętności. Ja akurat musiałem się nauczyć gry w koszykówkę. Dlatego wyżej cenię faktyczne umiejętności - mówił snajper Rockets, wyraźnie nawiązując do Antetokounmpo. Ten zrewanżował się po wcześniejszym meczu obu zespołów, wygranym przez Bucks.
- W ataku robiliśmy wszystko, aby piłka trafiła do tego gracza, którego w danym momencie krył Harden, bo wiedzieliśmy, że to będzie najlepsza okazja do zdobycia punktów - tłumaczył ofensywną strategię swojej ekipy Giannis. Po czym premedytacją pominął go przy wyborze składów na Mecz Gwiazd, pokazywanym na żywo przez TNT.
- Potrzebujesz dryblera? - podpuszczał go wtedy na antenie Charles Barkley. - Tak, dlatego sięgnę po Kembę Walkera - odparł Grek. W marcu jednak w pewnym sensie wyciągnął pojednawczą dłoń w stronę Hardena nazywając go "najtrudniejszym zawodnikiem do krycia w NBA". W niedzielę to jego wielki rywal był górą. Po bardzo emocjonującym meczu Bucks przegrali, chociaż prowadzili różnicą ośmiu punktów na trzy minuty przed końcem. Giannis miał aż 36 punktów i 18 zbiórek, ale również - kluczową stratę w samej końcówce.
BUCKS NA ŚCIEŻCE PO TYTUŁ?
Jeśli poprowadzi Milwaukee Bucks do mistrzowskiego tytułu, zostanie pierwszym koszykarzem, któremu się to udało od czasów młodziutkiego Kareem Abdul Jabbara w sezonie 1970/71. W ubiegłym sezonie jego zespół był rozstawiony z numerem pierwszym w Konferencji Wschodniej, ale w play-offach nie sprostał bardziej doświadczonym, świetnie zorganizowanym Toronto Raptors.
Teraz ma być inaczej. Do tej pory Bucks przegrali zaledwie trzynaście spotkań i mają zdecydowanie najlepszy bilans w całej NBA. Normalnie oznaczałoby to przewagę własnego parkietu na całe play-offy, ale oczywiście sytuacja się zmieniła. Giannis jest jednak pełen optymizmu.
- Na pewno jesteśmy mocniejsi psychicznie. Poza tym wzmocnili nas latem Robin Lopez, Wesley Matthews i Kyle Korver, a najmłodsi gracze zrobili występy. Poza tym wcześniej nie wiedzieliśmy jeszcze, jak wygrywać najważniejsze mecze. Jesteśmy lepsi jako zespół i bogatsi o rok doświadczeń. To powinno zaprocentować w maju - mówił kilka miesięcy temu Antetokounmpo. Jeśli już to nie w maju, ale w październiku, jednak tego nie był w stanie przewidzieć.
SPOD AKROPOLU NA SZCZYT NBA
Urodzony w Atenach w rodzinie nigeryjskich emigrantów wychowywał się w biedzie. Aby pomóc rodziców już jako dzieciak handlował na ulicach okularami słonecznymi, sprzedając je głównie turystom. Kto wie - może byli wśród nich wypoczywający pod Akropolem Polacy? Za zarobione w ten sposób pieniądze kupował jedzenie dla całej rodziny. Jego rodzice nie mieli bowiem pracy jako nielegalni emigranci.
Początkowo Giannis chciał zostać piłkarzem, ale jako 13-latek został zauważony przez koszykarskiego skauta Spirosa Velliniatisa, który nauczył go wszystkiego od podstaw. Uczynił to przy użyciu podstępu. Młodzieniec nie miał najmniejszej ochoty na koszykówkę, ale skaut powiedział: "jeśli zaczniesz chodzić na treningi, to załatwię twoim rodzicom pracę". Słowa dotrzymał.
Pięć lat później Antetokounmpo został wybrany w drafcie, a reszta to już historia. Różne są drogi na szczyt, ale ta z pewnością należy do szczególnie wyjątkowych.