Przyjechali do San Sebastian i wsadzili czwórkę, przyjechali do Sewilli i zdobyli trzy bramki, chociaż powinni znacznie więcej. Barcelona pokazuje różnicę klas między wyższą a najwyższą półką w Hiszpanii. Znów jest mocna w obu polach karnych za sprawą Marca-Andre ter Stegena oraz Roberta Lewandowskiego, a przecież taka formuła przynosi sukcesy, co potwierdzi duet Courtois-Benzema. Ekipa Xaviego gra piłkę bezpośrednią, bezlitosną i potrzebuje naprawdę niewiele, aby tworzyć groźne sytuacje. Kiedy rywal jest już na deskach, do gry pali się szeroka ławka rezerwowych. W tym sezonie Barcelona najbardziej przeszkodzić może sobie sama.
Już widać, że pierwsza kolejka z Rayo Vallecano była wyłącznie wypadkiem przy pracy, a prawdziwe oblicze nowej drużyny Xaviego poznaliśmy później. Ma za sobą dwa starcia z pucharowiczami i przeszła przez nie suchą stopą. Z Realem Sociedad wygrała 4:1 na wyjeździe, a z Sevillą 3:0 na ich stadionie, chociaż powinno być znacznie wyżej. Oczywiście, że ekipa grająca w Champions League przeżywa krytyczny moment, zwłaszcza w defensywie to skład węgla i papy, 1/12 punktów na początku rozgrywek mówi samo za siebie, ale mimo wszystko Barcelona z łatwością wypunktowała przeciwnika.
Początkowo gracze Julena Lopeteguiego rzucili się do ataku i postawili trudne warunki, ale już po 20 minutach okazało się, że były to ułańskie, naiwne szarże. Bo kiedy oni próbowali zrobić coś więcej, zostawiali przeciekającą defensywę bez wsparcia. Stąd mecz, w którym Barcelona najbardziej szalała w ataku w tym sezonie, tworząc sobie aż 9 bardzo klarownych sytuacji. 3:0 to najwyższy wymiar kary, a kibice mają prawo czuć niedosyt, bo ich piłkarze zwyczajnie zaczęli się bawić pod bramką Bono. Było to widać po samym Robercie Lewandowskim, który w prostych sytuacjach szukał skomplikowanych rozwiązań i chciał przelobować Marokańczyka.
Mimo wszystko Polak wprowadził nową jakość do drużyny z Camp Nou. 5 goli w 4 meczach nie mówi wszystkiego, bo nie opowiada o tym, jak wspaniale 34-latek przyczynia się do gry kombinacyjnej i zdobywania kolejnych metrów. Nie ma wątpliwości, że to najlepszy napastnik Barcy od czasów Luisa Suareza. I oprócz samych walorów piłkarskich, wnosi mnóstwo w sferze mentalnej. Na każdyk kroku bierze kolegów i tłumaczy im, co mają robić. Wykorzystuje każdą przerwę, aby instruować Kounde, Raphinhę czy Gaviego. Wiele mówiło się o tym, że w Bundeslidze strzelał nałogowo przez słabą konkurencję, ale w Hiszpanii robi dokładnie to samo. Lewandowski nie potrzebował żadnego okresu aklimatyzacyjnego, tylko wszedł do ligi z drzwiami i futryną.
Tak samo silna drużyna Xaviego jest w drugim, własnym polu karnym za sprawą Marca-Andre ter Stegena, który popisuje się klasowymi interwencjami w kolejnym meczu z rzędu. Niemca śmiało można traktować jako kolejny „transfer”, bo obudził się po bardzo rozczarowujących poprzednich rozgrywkach. Znów jest na pierwszym planie, znów wytrzymuje próbę nerwów w kluczowych momentach i daje życie Barcelonie swoimi paradami. Kiedy Real Madryt wygrał Ligę Mistrzów, mówiło się o magicznej formule siły w obu szesnastkach za sprawą Courtois i Benzemy, najlepszych graczy na swoich pozycjach na świecie. Teraz Barcelona idzie podobnym tropem i bazuje na potędze bramkarza oraz napastnika.
Najbardziej rzuca się w oczy, z jaką łatwością piłkarze Xaviego tworzą kolejne sytuacje. Mają taką jakość, że w mgnieniu oka przenoszą się pod bramkę przeciwnika. Tiki-taka wylądowała w koszu, teraz Barcelona chce grać szybko, bezpośrednio i konkretnie. Raphinha, Dembele czy Pedri to maszyny do tworzenia sytuacji, a kiedy już mecz jest zamknięty, z ławki mogą wejść jeszcze Ansu Fati, Ferran Torres czy Frenkie de Jong. Możliwość wyboru dawałaby pozytywny ból głowy każdemu trenerowi. Skoro Barcelona odjeżdża hiszpańskim pucharowiczom, to widać, jak dobrze wszystko się zazębiło w tym projekcie.
Dziś jednym z najlepszych piłkarzy Blaugrany jest Jules Kounde, który wszedł do gry jako prawy obrońca i już ma 2 asysty na początku rozgrywek. Nic dziwnego, że Sewilla na niego buczała i gwizdała, bo poczuła się zdradzona przez tak dobrego piłkarza. Francuz musiał czekać na rejestrację w kadrze, ale widać, że wszedł do gry z niesamowitą energią. W defensywie jest skałą, a z przodu rozgrywa jak klasowy pomocnik, czego najlepszym dowodem jest asysta do Roberta Lewandowskiego. Nie musi podchodzić pod pole karne, aby mnóstwo widzieć i generować okazje.
Paradoksalnie trudniej będzie się Katalończykom grało w takich spotkaniach jak z Rayo, Cadizem czy Elche, niż z Sevillą czy Rayo Vallecano, gdzie gra będzie znacznie bardziej otwarta. Pójście z drużyną Xaviego na noże i na wymianę ciosów może się skończyć tragicznie tak jak na Estadio Ramon Sanchez Pizjuan. Gorzej będzie im „otwierać” defensywy przeciwników, ale przy takiej jakości piłkarzy i z tym nie powinni mieć specjalnego problemu. Na razie Xavi oferuje pełen pakiet możliwości i korzysta w najlepsze z bogactwa tej kadry. Nie ma piłkarza z jedenastki, który nie zyskałby w oczach w tych pierwszych kolejkach. Poczynając od nastoletniego Alejandro Balde, przez Erica Garcię, Raphinhę, Gaviego czy Kounde, na ter Stegenie kończąc.
Prawdziwym testem bojowym będzie spotkanie z Bayernem Monachium w Lidze Mistrzów, bo dopiero tam zobaczymy, ile jeszcze Barcelonie brakuje do najwyższego poziomu. Ale pierwsze mecze tego sezonu pokazują, że mniej niż moglibyśmy się spodziewać. Xavi dostał piłkarzy na własną modłę, takich jakich sobie życzył i teraz należy od niego wymagać. Póki co pokazuje jednak, że transformacja w nowoczesną Barcelonę idzie właściwym torem. A kiedy jeszcze Polak jest ewidentnym liderem tego projektu, tym bardziej musi to być budujące.