Juergen Klinsmann rezygnację z prowadzenia Herthy Berlin ogłosił na Facebooku, nie informując o tym szefów. To dobrze pokazuje, do jakiego klubu trafił polski napastnik. Nie do projektu, a do chaosu.
W ostatnich latach w języku polskim nadużywa się słowa projekt. Każde najprostsze zadanie w wielu branżach nazywa się dziś dumnie w ten sposób. O tym, że dotyczy to także futbolu, najlepiej świadczy, jak często w ostatnich tygodniach używano w mediach tego słowa w kontekście Herthy Berlin. Nowy klub Krzysztofa Piątka to nie projekt. To miejsce, w którym rządzi chaos.
CELE BEZ SPOSOBÓW
Projekt zakłada coś przemyślanego. Określone zadania, cele końcowe, pośrednie, sposób i metody dojścia do nich. W Hercie określono cele, ale nie określono metod i sposobów dojścia do nich. Powiedziano, gdzie chcemy być za rok, dwa i pięć, lecz nie pomyślano nad tym, jak ma się to odbyć.
Już prędzej projektem była Hertha do czerwca zeszłego roku, gdy wprawdzie nie miała bogatego inwestora i oglądała w ręku każdy grosz, ale jednak powoli szła w jakimś kierunku. Przestała mieć coś wspólnego z walką o utrzymanie, została solidnym średniakiem, który chciał budować nowy stadion i zbierał na to fundusze, by zrobić kolejny krok, czyli zacząć się mieszać do walki o miejsca pucharowe.
DWIE FRAKCJE
Odkąd w czerwcu przyszedł inwestor Lars Windhorst, w Hercie pojawiło się pomieszanie z poplątaniem. Biznesmen chętnie kupiłby pewnie cały klub, ale nie może, bo zabrania mu tego niemiecka zasada 50+1. Kupił więc na tyle dużą część, by z jego zdaniem trzeba się było liczyć, ale na tyle małą, by można było je kwestionować. W Berlinie dochodzi więc od miesięcy do tarć między frakcjami. Grupa Windhorsta chce jak najszybciej, jak najprostszymi środkami zbudować big city club, by zarobić sporo pieniędzy (biznesmen nie ukrywa, że dokładnie po to zainwestował w Herthę). Grupa, która była w Hercie wcześniej, z dyrektorem sportowym Michaelem Preetzem, chciałaby trochę bardziej zrównoważonego rozwoju.
MARGINALIZACJA PREETZA
Juergen Klinsmann to człowiek Windhorsta, który w listopadzie ściągnął go do Rady Nadzorczej, by roztaczał wielkie wizje, co bardzo dobrze potrafi. Odkąd Klinsmannowi powierzono drużynę, częściej niż o walce o utrzymanie, w której środku tkwi zespół, trener mówił o budowaniu wielkiego klubu. Był wielki dysonans między tym, jak przemawiał trener, a tym, jak przemawiał na boisku jego zespół. Klinsmann od początku był dla Preetza bardzo niewygodny. Nie od dziś wiadomo, że to bardziej menedżer niż trener, a drużynę na boisku prowadził raczej asystent Alexander Nouri. Skoro menedżer, to znaczy, że ma wytyczać kierunki. A skoro ma wytyczać kierunki, wkracza w kompetencje dyrektora sportowego. Już samo to było konfliktogenne. Klinsmann dolał jeszcze oliwy do ognia, tworząc stanowisko performance managera i powierzając je Arnemu Friedrichowi. W ten sposób jeszcze bardziej marginalizował Preetza.
PRÓBA PACYFIKACJI
Według niemieckich mediów po koszmarnym występie z FSV Mainz (1:3) frakcja starej Herthy miała próbować trochę pacyfikować Klinsmanna, by na chwilę ucichł z mocarstwowymi ambicjami i skupił się na tym, by w czerwcu nie trzeba było budować drużyny na 2. Bundesligę. Jak się to zakończyło, widać kilka dni później. Klinsmann wrócił do Rady Nadzorczej, gdzie będzie mógł samemu od góry podgryzać Preetza.
KASA, NIE PROJEKT
Krzysztof Piątek nie trafił dwa tygodnie temu do wielkiego projektu. Trafił do klubu, który ma więcej pieniędzy, niż wcześniej, ale nie wie, co z nimi zrobić. Właśnie dlatego, że nie ma projektu. Wielkim projektem był dziesięć lat temu Rasenballsport Lipsk, który miał pieniądze, wiedział, gdzie chce dojść, ale wiedział też, w jaki sposób chce grać w piłkę, jakich zawodników pozyskiwać, gdzie ich wyszukiwać i jakich trenerów do nich dobierać. Dziś jest wiceliderem Bundesligi i gra w 1/8 finału Ligi Mistrzów.
DZIEWIĄTY TRENER W DWA LATA
Rezygnacja Klinsmanna i jej sposób – ogłoszenie decyzji przez Facebooka, bez informowania władz klubu; biuro prasowe Herthy musiało dopiero potwierdzać u źródła, że klub faktycznie nie ma trenera – pokazuje, gdzie trafił Piątek. Za chwilę będzie miał dziewiątego trenera w ciągu dwóch lat. Pewnie trudno będzie Hercie w tym momencie namówić na pracę wielkie nazwisko, które będzie docelowo prowadzić zespół. Przyjdzie więc kolejny trener tymczasowy, by ratować ligę. Może Nouri, może Pal Dardai, który prowadził zespół do zeszłego roku, ale wciąż ma ważny kontrakt i chodzi na mecze. A w lipcu przyjdzie kolejny, by budować w Berlinie wielki klub. Piątka znów czekają więc miesiące niepewności chaosu, zmian stylu gry, innych spojrzeń. Znów żadnej szansy na rozwój, bo zanim zdąży się poznać z trenerem, tego już nie będzie. To, że Berlin jest kiepskim miejscem na znalezienie stabilizacji po Mediolanie, było wiadomo już przed transferem. Jedyne, co dziwi, to, że tak szybko się to potwierdziło.