Dwudzieste urodziny albumu Klasyk grupy Bez Cenzury to odpowiedni moment, by cofnąć się w czasie i trochę z Łajzolem powspominać, bo jest przecież co! O wskakiwaniu w kolejkę przed JWP, usunięciu płyt z półek sklepowych czy... pracy na budowie.
Jeśli tematem naszej rozmowy mają być wspomnienia, to zacznijmy od początku: którego z członków Bez Cenzury poznałeś w pierwszej kolejności?
Mieszkałem niedaleko Ero, więc to jego poznałem na początku. Mój dobry kumpel z bloku chodził z nim do klasy i pewnego dnia wspólnie się do niego wybraliśmy. Jedno spotkanie, drugie, trzecie i staliśmy się ziomkami. To było w 1999 roku, może w 2000. Stawiałem już wtedy pierwsze kroki za mikrofonem, ale rapowałem raczej tylko dla siebie, nigdzie się z tym jeszcze nie wyświetlałem. Typowe nagrywki w pokoju, na domowym sprzęcie. Chałupnicza akcja. Później poznałem też Siwersa. Myślę, że na projekt Bez Cenzury przybiliśmy się jakoś w 2004 roku.
Jakiego rapu wtedy słuchałeś? Pytam o to, bo spotkałem się z wypowiedzią, że dość szybko złapałeś zajawkę na Three 6 Mafię, UGK i inne rzeczy z południa.
Wtedy słuchałem jeszcze rapu z Nowego Jorku, granie z południa Stanów przyszło do mnie później. Jeśli chodzi o krajowe podwórko, to sprawdzałem głównie rap z Warszawy, ale i np. Intoksynator i Deluks, bo to ziomale. Nie słuchałem śląskiego rapu, bo był dla mnie zbyt abstrakcyjny i nieuliczny. Wolałem sprawdzać płyty Volta, te wszystkie Raporty z osiedla, Zip Skład i Molestę.
Jak zapamiętałeś moment, kiedy zawiązała się grupa Bez Cenzury?
Chyba po raz pierwszy we trzech spotkaliśmy się w nieistniejącym już bielańskim klubie C45 na jednej z imprez, które organizował Ero. Eros zapraszał na nie podziemne składy z Warszawy, między innymi Wwarstwę (który tworzyłem z Pękaczem) czy Repostę, do której należał Siwers. Na przełomie 2004 i 2005 nagraliśmy pierwszy, wspólny kawałek Do czego dążę. Pamiętam w ogóle, że jeździliśmy z tym numerem po Warszawie i puszczaliśmy go znajomym, bo tacy byliśmy zajarani. Słuchaj tego, słuchaj – wow, zajebisty numer (śmiech). Wtedy też uznaliśmy, że możemy jeszcze coś razem zrobić. W tym samym czasie w bólach powstawał pierwszy krążek JWP. Eros był główny motorem napędowym zespołu, ale że praca szła im bardzo powoli, to chciał zawiązać inny projekt. Był głodny nagrywania i tworzenia, dlatego Klasyk powstał w bardzo szybkim tempie, w pół roku. Nie wiem, czy to dobre określenie, ale wychodzi na to, że wskoczyliśmy w kolejkę przed JWP (śmiech).

Można powiedzieć, że zmobilizowaliście ich do roboty, bo w końcu rok po was ukazał się debiut JWP.
Bardzo możliwe, że to tak podziałało na chłopaków. Dostali impuls i na poważnie zabrali się do roboty nad płytą.
Wspominałeś wcześniej o krakowskiej grupie Intoksynator. Mam pytanie o innego artystę miasta królów – Mercedresa, który pojawił się na waszym Klasyku.
Trudno mi coś powiedzieć, bo przeciąłem się z nim wtedy tylko na pół dnia. Przyjechał do nas i nagrał refren. Szybka akcja. Więcej czasu spędziłem z nim kilka lat później, kiedy nagle, znikąd przyjechał na rowerze do Warszawy. Miał długą brodę i totalnie wyglądał jak nie on. Bujał się z nami przez kilka miesięcy i nagle zniknął. Fajny, pozytywny gość.

Jak doszło do waszej współpracy z wytwórnią Embargo?
Ludzie z Embargo byli już po rozmowach z JWP – bo tam później ukazała się ich pierwsza płyta – i Eros to jakoś ogarnął. Przedstawił nasz projekt. Miałem wtedy ze 20 lat, więc to była moja pierwsza styczność z fonografią; nie wiedziałem, czego mogę oczekiwać i wymagać od wydawcy. Procent z płyty nie był jakiś specjalnie duży, ale wywiązali się ze wszystkiego, na co się umawialiśmy. Położyli hajs na dwa albo trzy teledyski. Nie miałem powodu do narzekań. Dziś pewnie nasze negocjacje warunków wyglądałyby zupełnie inaczej. Wtedy była zajawka, że ktoś w ogóle chce włożyć pieniądze w to, co stworzyliśmy.
Poszliście już z gotową płytą?
Nie, nie. Płyta nie była jeszcze gotowa. Poszliśmy z pilotem albumu. Dostaliśmy umowę, w którą specjalnie się nie wczytywaliśmy. Szczerze ci powiem, że miałem w dupie to, co jest w papierach, jakie są zapisy – nie interesowałem się takimi rzeczami. Pewnie większość z nas tak miała. Przekonało mnie to, że zrobią nam klipy i wytłoczą 1000 kompaktów. Umowę podpisywaliśmy w siedzibie ITI: wielkie biuro, fajna atmosfera. Ten profesjonalizm trochę mnie przytłoczył i chyba nawet owinęli mnie wokół palca. Tak na to dziś patrzę, ale nie mówię tego z żalem czy pretensjami. Mimo wszystko fajna przygoda dla gościa, który wcześniej sam – użyjmy dużego słowa – wydawał swoje nagrania. Wydawanie w moim przypadku polegało na tym, że wypalaliśmy na domowym komputerze sto kompaktów i sami drukowaliśmy sobie okładki. Underground.
Wytwórnia ingerowała w wasz materiał?
Pod tym względem mieliśmy dużą swobodę. Nie było żadnej ingerencji w tekst, ale single z nimi konsultowaliśmy. Wymyśliliśmy z Erosem tekścik, który znalazł się w środku pudełka: Jak masz ukraść z internetu, lepiej zajeb to ze sklepu, który spowodował lekkie zamieszanie, bo płyta zniknęła z empikowych półek. Ich kierownik był bardzo oburzony. Musieliśmy jakoś zareagować, więc w drugim wydaniu tekst już zniknął, by nie prowokować naszych słuchaczy (śmiech).
Jak to możliwe, że ten tekst przeszedł w Embargo?
Pracowali tam wyluzowani ludzie, którym tekst się nawet spodobał. Zobaczyli w tym zaczepny i humorystyczny zabieg marketingowy. Oczywiście, że była to pewnego rodzaju prowokacja i manifest przeciwko piractwu w internecie, tym wszystkim torrentom i innym. Po latach myślę, że tekst nam bardziej pomógł, niż przeszkodził w promocji płyty, ale też nie jakoś bardzo.
Siwers powiedział mi kiedyś w wywiadzie dla Red Bulla, że nie szkodziły wam też specjalne napoje, którymi raczyliście się na planie teledysku Reprezentuję siebie.
Teledysk nagrywaliśmy przy ponad 20-stopniowym mrozie, więc musieliśmy sobie jakoś radzić (śmiech). Było wesoło. Klip realizowali Ajron i Janek Kwieciński, którzy są dziś znanymi postaciami w swojej branży. Całą produkcję teledysku robiliśmy sami, po kosztach. Ja na przykład wziąłem od ojca z firmy agregat prądotwórczy, bo produkował taki sprzęt. Ktoś pożyczył lampę. Byliśmy samowystarczalni. Pamiętam, że mieliśmy dwóch ogarniaczy, kierowników planu, którzy musieli głośno drzeć mordę, by wszystko się udało. Ciekawy był też sam proces nagrywania kawałka, bo każdy z tych 26 raperów musiał pofatygować się do mieszkania Siwersa, gdzie realizował ich wokale. Przyjechał każdy, bez wyjątków: Sokół, Bilon, Wilku, Juras... Pokój Przemka robił za studio nagraniowe. Głównym architektem projektu był Eros, więc to pewnie on wpadł na pomysł nagrania tak długiego numeru. Dziś uważam, że prawie każda zwrotka przetrwała swoją próbę czasu.
A w jakim czasie powstawał Klasyk?
To był szalony czas. Nie mieliśmy obowiązków, więc mogliśmy sobie pozwolić na regularne sesje nagraniowe u Siwersa, gdzie też wymyślaliśmy tematy i wspólnie pisaliśmy teksty. Zdarzało się, że nagrywałem, później szła jakaś butelka, szedłem spać na podłodze, wstawałem i pisałem nowy tekst. Było crazy. Jeden wielki melanż połączony z nagrywkami. Byłem po liceum, poszedłem na studia i po dwóch latach z nich zrezygnowałem. Łapałem się dorywczych prac, pracowałem w osiedlowym skate-shopie w Piastowie, na budowie, dwa tygodnie spędziłem też w H&M. Średnio potrafiłem odnaleźć się w tych miejscach. Jechałem na budowę, majster mówił: weź, idź tam, kurwa, pozamiataj albo pograb. Nie była to fucha moich marzeń, bo sprzątałem kiepy. Nawet nie pracowałem na samej budowie, a gdzieś obok – ogarniałem, by budowlańcy mieli porządek. Nic specjalnego. Ale po latach pracę fizyczną wspominam jako cenne doświadczenie.
Dlaczego po tych wszystkich latach zdecydowaliście się przypomnieć ludziom swój album? Wiem, że za chwilę 20. urodziny, ale coś poza tym?
Tak naprawdę pierwszy raz temat reedycji poruszyliśmy już dwa lata temu. Nasza współpraca z wytwórnią Embargo cały czas trwa, bo przez te wszystkie lata rozliczają się z nami za streamy, więc mamy jakiś kontakt. W tym roku postanowiliśmy wydać Klasyk na winylu i wspólnie stwierdziliśmy, że można zrobić coś więcej: koncerty, kompakty… Tych płyt nie było wtedy zbyt wiele na rynku i niekiedy w serwisach aukcyjnych można je dziś dorwać za nawet 1500 złotych.
Jubileusz oznacza, że wejdziecie jeszcze razem do studia jako Bez Cenzury?
Przeszło nam przez głowę, by zrobić epkę i ją dołączyć do reedycji, ale nie powiem ci teraz, że tak na pewno się stanie. Nie chcę niczego obiecywać.
