Akademia Dinama Zagrzeb to jest potęga. Puścili w świat Modricia, Gvardiola albo Kovacicia, a teraz reklamę robi im Lovro Majer, pomocnik Rennes. Z dala od reflektorów topowych lig rośnie Pan Piłkarz. Ma 24 lata, lewą nogę z jedwabiu i wizję gry, która automatycznie każe porównywać go do wirtuozów środka pola.
Ta fotka będzie przypominana tysiące razy. Majer jako dzieciak wyprowadzał kiedyś na boisko wyższego o dwie głowy Lukę Modricia w meczu Dinama Zagrzeb. Po latach obok powtórzyli zdjęcie, tyle że stojąc w szatni reprezentacji Chorwacji. Dzieli ich 13 lat, ale nawet sam piłkarz Realu mówi, że kadra jest zabezpieczona. Ma już następcę, a to naprawdę duże słowa, biorąc pod uwagę klasę i dorobek Modricia.
Polscy kibice z nazwiskiem Majer mogli zaznajomić się już podczas meczu Legii z Dinamem Zagrzeb w sierpniu minionego roku. Wystarczyło popatrzeć, kto kreuje grę Chorwatów. Wszystkie ataki rozpoczynały się od piłkarza z numerem „10” na plecach. Bo tak właśnie gra Majer — szybko doskakuje do rywala, wygrzebuje mu piłkę spod nóg i natychmiast pcha grę do przodu. W sobotni wieczór dał koncert na Roazhon Park w meczu z Saint-Etienne (2:0). Nie dość, że co chwilę serwował nieszablonowe rozwiązania, to jeszcze wpakował dwa gole. Nie było w tym sezonie bardziej dobitnego meczu podkreślającego jego jakość, choć już jesienią w pierwszym spotkaniu z Saint-Etienne zaliczył trzy asysty.
Majer jest w Rennes od końca sierpnia, początek sezonu zabrały mu kontuzje, ale od października gra wszystko i natychmiastowo dostosował się do trudnej Ligue 1. O Francji często mówi się, że jest wymagająca pod względem taktycznym i fizycznym. Swoje też robi adaptacja z barierą językową. Ale tutaj w ogóle to nie zaistniało. Każdy kolejny miesiąc przynosi nam lepszą wersję Majera — w tej chwili ma 5 goli i 8 asyst. Przede wszystkim fantastycznie gra całe Rennes, więc Chorwat jako serce tej maszyny wydaje się jeszcze bardziej podkreślać swoją wartość.
Dla klasycznego widza piłki Ligue 1 nie jest pewnie ligą pierwszego wyboru, ale jeśli ktoś z ciekawości chce spędzić wieczór z Francja, to koniecznie musi zobaczyć drużynę Bruno Genesio. Rennes aż dziewięć meczów w tym sezonie kończyło z co najmniej czterema golami. Strzelili już 77 bramek, co jest siódmym wynikiem w pięciu topowych ligach obok takich zespołów jak Liverpool, Bayern albo City. To jest naprawdę przegląd nieoczywistych graczy, którzy z jakichś względów są unikalni. Prawy obrońca Amari Traore zaliczył już 10 asyst i biega tak jakby połykał przestrzeń. Benjamin Bourigeaud za chwilę pewnie pójdzie do Serie A, gdzie klubu szuka mu Federico Pastorello. A obok jest kapitalny Martin Terrier, strzelec 21 goli, który w każdym innym kraju niż Francja od razu trafiłby do reprezentacji.
Majer ma z kim grać, ewidentnie bawi się na boisku. Jego byli trenerzy z Lokomotiwu Zagrzeb mówią, że od zawsze był inny niż wszyscy. Grał lewą nogą, ale jednocześnie był praworęczny. Narzekano na niego, że mało biega, a on już jako nastolatek potrafił tłumaczyć trenerom, że doskonale wie jak się poruszać po boisku, by maksymalizować zysk. W ostatnim roku cztery razy zagrał w reprezentacji Chorwacji i już ma dwa gole, strzelone w towarzyskim meczu z Maltą. Fani Rennes nie mają wątpliwości: to jest nowy maestro Ligue 1 i od razu narasta strach, że latem przyjdzie ktoś większy i go sprzątnie. Już teraz plotkuje się o Tottenhamie.
Rennes oczywiście walczy o Ligę Mistrzów. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że ekipie z Bretanii uda się zająć trzecie miejsce i zagrać w eliminacjach. Wielka scena w Europie mogłaby przekonać Chorwata, by jeszcze mocniej zapuścić korzenie we Francji. Na razie ambitnie uczy się francuskiego. To kolejna rzecz, którą zaimponował fanom: jest skromny, pilnie się uczy, a potem wychodzi na boisko i gra najpiękniej ze wszystkich. Rennes wygrało los na loterii, latem ubiegając Marsylię, Eintracht i Fiorentinę. Zapłacili 13 mln euro, a teraz mogą wyciągnąć trzy razy więcej. Rekord Ousmane’a Dembele, sprzedanego do BVB za 35 mln euro spokojnie jest do łyknięcia.