Ten człowiek nie zwalnia tempa; 2022 to w jego wykonaniu aż cztery nowe wydawnictwa. Przypominamy – mamy dopiero sierpień.
Wszystko dostępne na streamingach; może nieszczególnie obszerne, ale i tak chłop narzucił sobie tempo Madliba. Przyjrzyjmy się fascynującej postaci haitańskiego emigranta. A dokładnie wersom, zwrotkom i numerom, które z siebie wypluwa.
Mach-Hommy nie jest mainstreamowy i raczej nic nie zapowiada, żeby kiedykolwiek był. Jednak, jeśli jego kariera dalej będzie się rozwijać tak, jak w ostatnich latach, szybko stanie się ikoną równie twardej, jak abstrakcyjnej podwórkowej poezji, którą najlepiej podsumowuje ten wers z numeru Warning Shot: It’s all about respect and pussy / Cash is tertiary, laugh with the mercenaries left ‘em bookies / Thought they was raw so we left ‘em cooking / Michelin stars for cheffing, target testing where my weapon pushing. Ten potomek środkowoamerykańskich emigrantów – na cześć których skrywa swoją twarz za flagą Haiti – jest niezwykle uzdolnionym uczniem wieloletniej tradycji osiedlowych liryków, których wrażliwość i refleksyjność przekłada się na niesamowicie wciągające i dojmujące teksty. A trzymana zawsze na podorędziu klamka nie pozwala nikomu wykorzystać tych cech przeciwko ich posiadaczom. Pośród reprezentantów tej – doprawdy szlacheckiej – linii raperów należałoby wymienić Nasa, Raekwona, Prodigy’ego, Roca Marciano czy Dave’a Easta. I choć porównywanie tego wciąż młodego gościa do takich gigantów mikrofonowego fachu jest zawsze wejściem na bardzo grząski grunt, to w przypadku Macha jesteśmy pewni, że nie są to słowa rzucone na wiatr.
Utwierdza nas w tym właściwie cała jego przepastna dyskografia – od debiutanckiego H.B.O. (Haitan Body Odour, co za tytuł!), przez jego featy na albumach Alchemista, Evidence’a i Soul Assassins, po Pray For Haiti i rzadka umiejętność odświeżania starej szkoły, którą w minionej dekadzie do perfekcji dopracowali tacy gracze, jak Joey Badass, Action Bronson czy Freddie Gibbs we współpracy z Madlibem. Mach bowiem nie dość, że jest bardzo uzdolnionym MC o charakterystycznym głosie (przywodzącym niekiedy na myśl wczesnego Mos Defa), to jeszcze ma bardzo wyczulone ucho do bitów, które przez ostatnie lata konstruowali dla niego m.in. Earl Sweatshirt, Knxwledge, Roc Marciano czy wspomniany Big Boy Al. I choć większość produkcji, na których wykłada swoje podwórkowe wiersze, zbudowali mu mniej kojarzeni ziomale – August Fanon i Sadhu Gold – to w niczym nie ustępują tym pierwszoligowym instrumentalom. Wspólnie z nimi budują ten spójny, wciągający klimat miejsca, w którym haitańska diaspora powtarza za swoim wieszczem: They say I’m wrong for wanting all of these things / Gimme my dough, fuck the karma, we kings!
Bo też siłą Hommy’ego są ludzie, którymi się otacza – od beatmakerów, przez jego najczęstszych mikrofonowych kolaborantów (południowego wychowanka Wu-Tang Clanu Goda Fahima, na którego szerszy opis też przyjdzie czas, i rozśpiewanego kibica Atlanta Hawks JuJu Gottiego), aż po koleżków, którzy robią mu wszystkie te proste, ale wysmakowane klipy. To właśnie oni pomagają mu wspinać się miarowo po szczeblach wciąż nabierającej rozpędu rapowej kariery, która z pewnością go czeka. Już lata temu przewidywali ją choćby Westside Gunn i Conway, z którymi bujał się Mach-Hommy. Odkąd ich macierzysta wytwórnia Griselda Records podpisała kontrakt dystrybucyjny z majorsem, nabrali nieznanego im wcześniej wiatru w skrzydła. A od dłuższego czasu wieści ją również Earl Sweatshirt (Go listen to fucking Mach-Hommy, man. Do your Googles) za którego wstawiennictwem wielu słuchaczy rapu poznało tak różne od siebie postaci, jak ekipa RATKING i… Kodak Black.
Nie pozostaje nam więc innego, jak czekać. Być może współczesna rap gra nie potrzebuje kolejnych zamaskowanych amatorów broni palnej. Ale jeśli będą oni przy okazji miłośnikami jazzu i zwolennikami poetyckiej abstrakcji w tekstach, to może wyjść jej to tylko i wyłącznie na dobre.
Komentarze 0