Niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zaśmiał się, nie poszerował i choć w małym stopniu nie utożsamiał z żadnym prześmiewczym postem Tygodnika NIE. No właśnie. W tym gronie jestem też ja – autor tego tekstu, któremu satyra magazynu dowodzonego przez Jerzego Urbana zaczęła coraz mocniej uwierać.
Problem z memicznymi postami publikowanymi na kanałach NIE w ostatnim czasie przybrał na sile. Bo działalność ichnich fanpejdży nabrała zupełnie innego kontekstu w obliczu trwającej wojny w Ukrainie. Wojny, która jest wydarzeniem bezprecedensowym, jeśli chodzi o wykorzystanie nowych technologii, potęgi internetu i relacjonowania wydarzeń z frontu w formie instant za pośrednictwem social mediów.
Ale wracając do kontrowersyjnego tygodnika. Mój jedyny związek z fizycznym wydaniem NIE jest taki, że kiedyś, mój świętej pamięci dziadek – o zabarwionych czerwienią poglądach, co nie jest żadnym powodem do dumy – regularnie czytał tę gazetę. Na zmianę z antyklerykalnymi Faktami i Mitami. I to by było na tyle. Trwało to do momentu, w którym Michał Marszał przejął stery wszystkich kanałów społecznościowych magazynu. I odświeżył, a poniekąd zrewolucjonizował, podejście do – jakby nie patrzeć – w swojej genezie propagandowego, komunistycznego tygodnika.
I żeby było jasne: nigdy nie głosowałem na Prawo i Sprawiedliwość. Nawet przez myśl mi to nie przeszło. Mój stosunek do partii rządzącej jest jasno określony i w skrócie wiąże się z – delikatnie rzecz ujmując – kompletnym brakiem zaufania i potężną niechęcią. Gorzej, że siostrzane emocje zaczęły towarzyszyć podczas scrollowania Twitterka czy Instagrama, kiedy na ekranie wyskakiwały coraz słabsze, atencyjne i zwyczajnie nieśmieszne posty Tygodnika NIE. Czara goryczy przelała się przy – głośno komentowanym przez każdą możliwą stronę – słusznym wyjeździe Morawieckiego i Kaczyńskiego do Kijowa. Politycy wyruszyli w delegację razem z szefami rządów Słowenii (Janez Janša) oraz Czech (Petr Fiala). Co trzeba zaznaczyć, delegację odważną, obarczoną wysokim ryzykiem i jednocześnie zwyczajnie potrzebną. Niezależnie od tego, która opcja polityczna byłaby u władzy, taki ruch wydaje się naturalny i, co więcej, obowiązkowy. Inną gadką jest, jak wyjazd w kluczowej sprawie można obrócić w wizerunkowy czy sondażowy sukces. I czy faktycznie trzeba było wysłać duet, skoro inne kraje wydelegowały po jednym reprezentancie.
W tym kontekście kreatywność Marszała została pokonana jedynie przez umysłowego giganta social mediów, Zbigniewa Hołdysa.
Obsesyjnie antypisowskim obozom oczywiście się ulało, a kompletnie niezrozumiały hejt na TVN – co ciekawe, ze strony zwolenników stacji – który śmiał (!) nie skrytykować Kaczyńskiego i Morawieckiego, jest powrotem do klasycznego polskiego piekiełka. Tak, żebyśmy przypadkiem nie odlecieli za daleko w stronę samozachwytu nad obywatelską mobilizacją i oddolną pomocą uchodźcom wojennym. Szybko poszło, prawda?
Jedną z najgorszych rzeczy w tym temacie, które pojawiły się w internecie był tweet Tygodnika NIE. Powyżej macie embed, ale warto zacytować ten pokaz wybitnego wyczucia i doskonale spreparowanego żartu: Jak dobrze pójdzie, to prezes spotka się dziś z Zełenskim, a jak źle, to z bratem. A więc otrzymaliśmy przedni gag na poziomie zatęchłego pokoju w akademiku połączonego z kodziarskimi krzykaczami. Nawet na poziomie czarnego humoru jest to zwyczajnie niesmaczne i wątpliwe moralnie. Cienka granica, której nie powinien przekraczać nawet admin kreujący się na bycie aż tak edgy.
Jeszcze gorsze były próby ugaszenia pożaru, które w rzeczywistości okazały się dolaniem do niego kilku kanistrów benzyny. Dziękuję dziennikarzom pisowskich mediów i politykom lewicy kumającym się z Kaczyńskim za wykłady o moralności. Różnica taka, że ja sobie robię żarty, a wy nie. No tak, bo przecież tylko te dwie grupy mogą mieć problem natury moralnej z wyżej wymienionym żartem. Dla mnie ewidentny dowód na ostry ból wiadomej części ciała i nieporadzenie sobie z krytyką. A jakby do kogoś nie dotarł przekaz to Michał Marszał dorzucił do pieca stockowe foto dzieciaka wyginającego się jak Vincent Cassel w Ocean’s Twelve. Zdjęcie ozdobił kwiecistym opisem: Gdy nie chcesz wyjść na oszołoma, tylko obiektywnego dziennikarza, więc chwalisz Kaczyńskiego za wsparcie Ukrainy, choć wiesz, że zrobił to wyłącznie dla zysku, bo to przecież Kaczyński, i za chwilę dzięki temu złapie cię jeszcze bardziej za mordę. No tak, bo przecież to czysta koniunktura, nawet w czasie tak straszliwego okresu, jakim jest wojna za naszą wschodnią granicą. Mimo wszystko, wydaje mi się, że jaki by Jarosław Kaczyński nie był i jakie – często bezlitosne, bezduszne i pozbawione jakiejkolwiek empatii – decyzje by podejmował, to akurat w tym konkretnym przypadku teza jest zwyczajnie chybiona. Teza, która musi sprowadzać wszystko do jebania PiS-u; takich, haha, śmiesznych ośmiu gwiazdek i beki z serii thank you from the mountain w odniesieniu do PAD-a. I sarkazmu w stronę dziennikarzy, którzy faktycznie starają zachować mityczny zdrowy rozsądek.
W końcu wcale nie trzeba sięgać daleko wstecz, żeby przytoczyć inne przykłady śmieszkowych fikołków NIE. Serio, aż tak bekowe jest ciśnięcie po Andrzeju Dudzie, który po raz kolejny dał popis swojego, średnio komunikatywnego, angielskiego? Ile razy można wałkować dokładnie ten sam motyw? W tym kontekście kreatywność Marszała została pokonana jedynie przez umysłowego giganta social mediów, Zbigniewa Hołdysa. Autor Hołdys.com i samozwańczy mastermind wypuścił w końcu całą serię żarcików o dicku i PADzie. Analogicznie, ale ze zdecydowanie większym wyczuciem, zrobiło to w ostatnim czasie NIE. Jak to szło, great minds think alike?
Tych kilka przykładów obniżenia formy i syndromu zaciętej płyty składa się jednak na większą całość. Dziwi mnie zwyczajnie AŻ TAKIE zachłyśnięcie się ocieplonym wizerunkiem NIE wielu kumatych osób w dość sporym przedziale wiekowym. Bo, często błyskotliwe, ale ewidentnie tracące na jakości i niebezpiecznie atencyjne wpisy trafiają przecież zarówno do genzetów, millenialsów, jak i nieco starszego pokolenia. Ostatnia grupa ma jeszcze szansę pamiętać haniebną działalność Jerzego Urbana za czasów komunizmu. Tym młodszym wmówiono, że jest karykaturalną maskotką, swoistym błaznem, którego dystans do siebie i niewybredne poczucie humoru usprawiedliwiają wcześniejsze dokonania. Ciśniemy po prorosyjskim pachołku Korwinie, ale Urban już fajny dziadzio z odstającymi uszami i ciętym językiem.
Mam wrażenie, że niektórymi ruchami „Tygodnik NIE” wpisuje się w niechlubną narrację o internecie pełnym pułapek i pożytecznych idiotów.
A żeby skumać, że zerojedynkowe jaranie się narracją NIE, może być dołożeniem małej cegiełki do osłabienia pozycji Polski na międzynarodowej arenie, wcale nie trzeba być oddanym zwolennikiem PiSu lub innej politycznej frakcji o nacjonalistycznych zapędach. Wymienię kilka buzzwordów – polaryzacja, hejt, trolling – które są składowymi strategii tego satyrycznego fanpejdża. I ja doskonale kumam, że to tylko żarty, że memy, że weź wyjmij kija z dupy. I że na poziomie czysto humorystycznym da się obronić sporą część publikacji. Przy tym wszystkim trzeba pamiętać o społecznej odpowiedzialności za swoje ruchy. Szczególnie przy prawie milionie obserwujących, jeśli zsumować wszystkie kanały. Z takimi zasięgami stosunkowo łatwo jest wywalczyć poklask kilkoma chwytliwymi tweetami, a znacznie trudniej odkręcić – być może niezauważalne na pierwszy rzut oka – konsekwencje.
Nie żebym specjalnie bronił polityków, bo wiadomo, że większość nigdy nie powinna znaleźć się w Sejmie czy Senacie. Bo szkodzi, nie ma odpowiednich kompetencji, zbija interesy, decyzjami krzywdzi ludzi etc. Warto jednak mieć świadomość, że przegięte do granic możliwości uderzanie w jakikolwiek rząd, robienie z większości posłów czy ministrów regularnych głupków wpływa bezpośrednio na postrzeganie ich przez społeczeństwo. I często jest pożywką dla propagandy, której NIE rzekomo próbuje się przeciwstawić. Konstruktywna krytyka i niegroźna satyra spoko, obie są potrzebne, ale nadszedł niezręczny moment, w którym zaczął się festiwal wylewania fekaliów we własne gniazdo. W końcu dokładnie takimi technikami posługują się wynajmowane na zlecenie farmy trolli. Osłabić czyjąś pozycję, doszczętnie wyśmiać, skompromitować i przedstawić w skrajnie niezręczny i ośmieszający sposób. A korzystając z mediów społecznościowych – co uwypuklił cyfrowy aspekt wojny w Ukrainie – bardzo łatwo jest, często nieświadomie, wpaść w sidła manipulacji i dezinformacji. I mam wrażenie, że niektórymi ruchami Tygodnik NIE wpisuje się w niechlubną narrację o internecie pełnym pułapek i pożytecznych idiotów.
Komentarze 0