Śląski kamrat kolektywu NATURA2000, międzystylowy beatmaker, który podpisuje produkcje ksywką na $, kończy właśnie powoli swój debiutancki album producencki. Poznajcie go, zanim jeszcze pójdzie to szerzej, bo potencjał ma doprawdy – jak to sam lubi mówić – giga.
witam cię filipie, drogi nie chce pytać cię o zdrowie, lecz o sprawdzenie płyty - szczerze powiem. kim ja jestem? już tłumaczę - producentem, co wydaje swe kołacze lecz bez zysku jak na razie, ale mnie to nie razi do muzy jak nad stawem bazie, mam swą płytę nie wydaną, chcę żebyś rzucił okiem na nią, jest tam kubon, przez dwie ósemki pisany, i kot kuler co z pochodzi z warszawy, są ciekawe te produkcje daje słowo, nie chce być dla ciebie trwogą – wiadomość o takiej treści wylądowała jakiś czas temu na moim Instagramie. Trochę jest ona śmieszna, trochę głupia, ale koniec końców do sprawdzenia rzeczonej płyty zachęca nieporównywalnie bardziej niż przeklejane do wszystkich te same, banalne informacje prasowe.
Odpalam więc linka, a tu poza KU88ON-em i Kulerczykiem jeszcze Kościey, ukeboy i Smutny Tuńczyk, co-prod z 71mane’m i – przede wszystkim – mnóstwo intrygujących patentów producenckich, których nie sposób wrzucić do jednego gatunkowego wora. Przesterowane trapy, zbasowane phonki i rozpłynięte, klekoczące truskule, brejkowe rollery i bezperkusyjne, ambientowe plamy… Grzebiemy dalej. Wypuszczona ledwie chwilę temu ZIMNA KREW (EXTENDED) znów zaskakuje swoim eklektyzmem i chwytliwością, z jaką $andro potrafi pokleić drumowe patenty, rejwowe melodyjki i post-mobbynowy rap z podziemia, bit dla saburrakapa i Shelleriniego łączy ascetycznie terkoczącą perkę z dubową wręcz przestrzenią, a refren Kota Kulera z 5 PLN W PORTFELU już sobie nucę razem z tym warszawskim wajdelotą: Mordo mam już dość uuuuuu / Co za mną to - popiół, dół / I świat to se popił i oko mi podbił / Ale teraz się odwinę; zoba jak! No dobra, to gadamy.
Jakoś w 2017 roku zacząłem po raz pierwszy notorycznie słuchać muzyki, byli to z początku 6ix9ine i Lil Pump. Jak sobie teraz o tym myślę, to mnie trochę skręca, ale trzeba przyznać Lil Pumpowi, że w tamtym momencie robił w miarę świeże rzeczy. I też nieważne, od czego się zaczyna, ważne, do czego się dokopiesz – mówi mi dwudziestoletni mieszkaniec Zagłębia, gdy zgadujemy się któregoś ranka na kamerkach. – W tym samym roku, w wakacje, przyszedłem do ziomala i on mi pokazał taki linuxowy program LMMS. No i, kurde, fajne to było, więc od razu zacząłem coś tam sobie w tym robić. Prędko jednak skumałem, że ma to wiele ograniczeń i nie jest żadnym profesjonalnym DAWem, dlatego zacząłem szukać. Pobawiłem się trochę FastTrackerem i dłuższą chwilę zatrzymałem się na FL Studio, ale zaczął mnie ten program w końcu strasznie denerwować – toporny jest jednak mocno, ociężały i sporo tam rzeczy zupełnie zbędnych, jak na przykład ta laseczka, co tańczy w rytmie bpmów; zamiast tego mogli się skupić na funkcjonalności i większej intuicyjności. Ciężko w nim mi się robiło jakieś bardziej złożone rzeczy, więc się przerzuciłem na Abletona.
Rzeczona złożoność jest słowem-kluczem do produkcji $andro. Choć nie zapomina nigdy o tym, jak wielka siła tkwi w prostocie, to jednocześnie lubi budować swoje biciory na przynajmniej kilku płaszczyznach. Czy to zasługa jego fascynacji dorobkiem Madliba, czy zgłębianej od ostatnich dwóch lat przepastnej szuflady z brejkową elektroniką – nie sposób jednoznacznie orzec, jednak rzeczy zebrane na ZIMNA KREW (EXTENDED) i niewydanym jeszcze EFEKT MOTYLA LP świadczą o tym, że przesiadka na Abletona wyszła mu na dobre.
Pierwsza rzecz, którą wrzuciłem na soundclouda była mocno bekowa - taki track z ukeboyem, gdzie ja odklejony samplowałem… „Euforię” Otsochodzi. Pierwszą rzeczą „na poważnie” była natomiast „Gastrofaza”, też z ukeboyem, ale niezbyt lubię ten bit. Wtedy się nim jarałem, uważałem, że jest giga-dobry ale szybko mi przeszło. I dziś też zdarza mi się czasem zrobić kloca, ale już go nie pokazuje ludziom… – swoje najwcześniejsze produkcje wspomina $andro, a towarzysząca mu przy tym pokora wydaje się dźwignią napędową progresu, który zaliczył na przestrzeni tych kilku lat. Z tego, co do tej pory wyszło, najbardziej zadowolony jestem z „Top Model” byłego naturowicza barekprzestań i „Rulonu” saburrakapa i Shelleriniego, bo to też pierwszy raz, jak na moim bicie rapuje ktoś z głównego nurtu.
Pojawiająca się w tej wypowiedzi – i widoczna na koszulce mojego rozmówcy – NATURA2000 jest kolejnym kluczem do tego, dlaczego jego ksywkę mogą niebawem poznać gremia nieporównywalnie szersze niż jego dotychczasowe odsłuchy. Poznański kolektyw, w skład którego wchodzą saburrakap, Bartii, kosmaty, AZ-YL i Kminiu od kilku już lat dobija się do drzwi głównego nurtu, a ich tegoroczny numer z Guralem może służyć za dowód tego, że wreszcie się udało. To moi dobrzy przyjaciele – poznaliśmy się jakieś trzy lata temu, jak graliśmy wspólny koncert we Wrocławiu i od tamtej pory jest sztama. Mam dobry kontakt z wszystkimi ludźmi, z którymi nagrywam – do Kulera odezwaliśmy się z ukeboy’em o feat, bo giga się zjaraliśmy płytą „dju i raperze kochajcie się” i od tamtej pory mamy kumpelskie stosunki, z KU88ONem poznałem się przez 71mane’a, a reszta ludzi przewijających się przez „EFEKT MOTYLA” to wszystko starzy znajomi – o swojej nadchodzącej płycie mówi $andro. Tak sobie luźno robiłem coraz to kolejne numery ze znajomymi, aż w końcu sobie powiedziałem: kurde, tyle już mam tych niewydanych tracków na moich bitach, że może namówię tych wszystkich ludzi, żeby to trafiło na mój album i… dłubię przy nim od półtora roku. Do skończenia zostały mi jeszcze trzy numery z tych dwunastu, które tam będą – a do tego dochodzi jeszcze ponad czterdzieści odrzutów, kloców wspomnianych – i mam nadzieję, że do końca stycznia-początku lutego już będzie całość. Wydam to sam, pod naszym – z ukeboyem, LaleKatola i resztą – EXPORTem kochanym.
Jestem z Dąbrowy Górniczej; uważam się za Zagłębiaka – całe życie na Zagłębiu i mam to Zagłębie w sercu -–stwierdza $andro, gdy przewijam naszą rozmowę do początku i – za Hemp Gru – pytam: skąd pochodzisz? Górny Śląsk ma swoją drogą spore szczęście do rapowych wolnomyślicieli, żeby wspomnieć tylko Barto Katta, który swój hip-hop widzi czasem jako boom-bapowy rap złotej ery, innym razem jako klubowy techno-trans, a jeszcze innym razem jako punk.
Ja też coś tam sobie kiedyś rapowałem – nawet na soundcloudzie mam taką EPkę ,„Delifinarium” (trochę mnie odkleiło z tą nazwą), ale nie wiem, czy jeszcze kiedyś do tego wrócę. Robiłem to bardziej w ramach eksperymentu i sprawdziłem, że średnio mnie to jara. Tak samo graffiti – zdarzy się, że z kumplami jakiegoś tam sobie wrzuta machnę, bo to hip-hop! – mówi $andro, który aktualnie poświęca się przede wszystkim produkcji i powoli też zaczyna szlifować swój DJ-ski skill. W międzyczasie natomiast nieustannie szuka roboty i uczy się do poprawki z matury, którą w zeszłym roku zawalił, nie dlatego, że zapędził się za bardzo w rapowym trybie życia, tylko przez swoje ADHD i zespół Tourette’a, z których zaczął mi się pod koniec naszej rozmowy tłumaczyć. Ja tymczasem zapewne bym o tym w ogóle nie wspomniał, gdyby nie wydało mi się to kolejnym kluczem do zrozumienia jego wyborów estetycznych i międzygatunkowego języka ekspresji. Jego styl producencki najlepiej opisać jako zespół nadpobudliwości psychodźwiękowej – to z niego wynurzają się te kaskady breaków i to nim są naznaczone nawet najbardziej klasyczne truskulowe bity, z niego wynikają wszystkie te mostki, dropy i beatswitche, samplowe wrzutki i wkrętki z efektów.
Bo rap to jest chyba jedyny gatunek, który te swoje ramy – o ile w ogóle jakieś ma – to ma je tak rozległe, że właściwie wszystko można tam wcisnąć. Od mojego ukochanego Madliba, którego figurkę mam tu w ogóle na chacie, po drille i afro-trapy, od phonków po jakieś drum’n’bassy z rapowanymi wokalami. Dobrym przykładem jest tu Barto Katt, o którym wspomniałeś – gość robi praktycznie każdy rodzaj muzyki, a koniec końców obaj pewnie nazwalibyśmy go raperem – pod koniec naszej pogadanki stwierdza $andro, a mi pozostaje tylko się z nim zgodzić i nazwać go rapowym producentem. Jednym z tych nielicznych na naszej scenie, którzy nie zastanawiają się nad tym, czy wypada im wrzucić na jedną płytę jungle, phonki i truskule, Po prostu to robi, a dla tych, którym to nie w smak, z dedykacją leci numer Co tam szczekasz, gdzie Kulerczyk i Kościey na ciężkim, zbasowanym phonku nawijają na zmianę: Hau Hau Hau, Co tam szczekasz? Weź, coś nagraj! Karawana jedzie dalej, ja jak Sinatra; Kuler Kot, Andrzej - 71-22. Nie bądź figo-fago, bo ci zaraz spadnie czapka.
Komentarze 0