Możemy tam pójść do najlepszego baru na świecie i wypić najlepsze piwo, a w najlepszym piłkarskim sklepie zrobić najlepsze zakupy. W niebieskiej części Glasgow nikt nie ma wątpliwości. Rangers FC to najlepszy i największy klub na kuli ziemskiej. Finał Ligi Europy może to udowodnić, ale tak naprawdę nie musi – kibice „The Gers” i tak nie zmienią zdania.
„W każdą sobotę wspieramy chłopaków w niebieskim. Najbardziej utytułowaną drużynę piłkarską.
Choć czasy były trudne, jeździliśmy z nią blisko i daleko. Zawsze usłyszysz nasz doping, doping z trybun Ibrox Park”.
Piosenka śpiewana na każdym meczu domowym Rangers dobrze oddaje wszystko to, z czym dziś powinniśmy ich kojarzyć – z lojalnością, sukcesami, trudnościami, przez które musieli przejść w ostatnich latach oraz z niesamowitą dumą. W Europie trudno znaleźć kibiców bardziej zapatrzonych w swój klub. Mimo że na koncie mają zaledwie jedno trofeum międzynarodowe, większość fanów naprawdę uważa, że na piłkarskim świecie nie ma większego klubu od „The Gers”.
NO SURRENDER
Ogólne poczucie dumy mieszkańców Glasgow bierze się właściwie w takim samym stopniu z trofeów, jak i z drogi, jaką przebyli, żeby znów znaleźć się na szczycie. 1 czerwca 2012 roku ich klub zbankrutował, co oznaczało konieczność powołania nowej spółki i rozpoczęcie wszystkiego od nowa. Z dnia na dzień Rangersi znaleźli się na futbolowym marginesie w Division 3, czyli czwartej, najniższej klasie rozgrywkowej w Szkocji. Klub, który jeszcze cztery lata wcześniej walczył w finale Pucharu UEFA, został strącony w niebyt, a kibice musieli pogodzić się z wyjazdami na rozkopane boiska do Peterhead, Clyde czy Elgin.
– Kiedy widziałeś pucharowy mecz z Breaking City w Glee Park, podczas którego piłka utknęła w żywopłocie, myślałeś sobie „cholera jasna, co tu się w ogóle dzieje?” – wspominał po latach na kanale Copa90 jeden z kibiców. Powtarzany na Ibrox XVII-wieczny slogan „No Surrender” nagle stał się aż nadto adekwatny. Przez kolejne sezony trzeba było zacisnąć zęby, nie poddawać się i po prostu wygrywać.
W tym piłkarzom zdecydowanie pomagali kibice. Pierwsze trzy punkty w czwartej lidze Rangers wywalczyli w meczu z East Stirlingshire. Na boisku padł wynik 5:1, a na trybunach zasiadło rekordowe jak na ten szczebel rozgrywek 49 tysięcy widzów.
W następnym roku „The Gers” grali już w League One, a w 2014 awansowali do Championship. Tam też długo nie zabawili, po dwóch latach udało im się wrócić do elity. W międzyczasie wygrali jeszcze w półfinale Pucharu Szkocji z Celtikiem w pierwszych derbach od spadku. Powoli, krok po kroku, Rangers FC odbudowywali swoją pozycję.
– To część DNA każdego piłkarza Rangers. Nigdy się nie poddajesz – tłumaczył w wywiadzie z „The Athletic” Madjid Bougherra, który w latach 2008-11 występował na Ibrox.
Zwieńczeniem niespokojnej dekady w Glasgow było zdobycie 55. w historii klubu i pierwszego po degradacji mistrzostwa kraju, które na dodatek wywalczyli bez ani jednej porażki. Smak triumfy był tym słodszy, że zapobiegł zdobyciu dziesiątego z rzędu tytułu przez Celtic. To byłby rekord Szkocji, a tak wciąż dwaj wielcy rywale swoje najlepsze w historii serie kończyli na dziewięciu kolejnych mistrzostwach.
WYNIK PONAD STAN
Skoro na krajowym podwórku udało się zrzucić z tronu Celtic, to dziś większość kibiców marzy o sukcesie na arenie międzynarodowej. Żeby znaleźć się w finale Ligi Europy, Rangers musieli wyeliminować między innymi Sporting Braga, Crvenę Zvezdę czy RB Lipsk, jednak najbardziej przełomowym momentem w trwającym sezonie musimy nazwać dwumecz z Borussią Dortmund.
Niemców stawiano wśród faworytów do wygrania całej Ligi Europy, tymczasem po 50 minutach rywalizacji przegrywali już 0:3. Ostatecznie dwumecz zakończył się zwycięstwem „The Gers” 6:4 i piłkarska Europa mogła przecierać oczy ze zdumienia. Wyczyn mistrzów Szkocji jest o tyle ciekawszy, że na pierwszy rzut oka w składzie Rangers nie ma nawet jednego zawodnika, który nazwiskiem mógłby postraszyć rywali.
To część DNA każdego piłkarza Rangers. Nigdy się nie poddajeszpiłkarz Rangers FC w latach 2008-11
Kluczowy w układance zarówno wcześniej Stevena Gerrarda, jak i teraz Giovanniego van Bronckhorsta jest kapitan James Tavernier. Wychowanek Newcastle United przed przyjazdem do Glasgow tułał się po niższych ligach w Anglii. Grał w Carlise, MK Dons czy Wigan, ale w żadnym z tych klubów nie zrobił wielkiej kariery.
To samo dotyczy najlepszego strzelca drużyny Kolumbijczyka Alfredo Morelosa, którego Rangers ściągali z ligi fińskiej. Ryan Kent to niespełniony talent akademii Liverpoolu, Aaron Ramsey od kilku lat odcina kupony, a John Lundstram niedawno spadł z Sheffield United z Premier League. Skład uzupełniają jeszcze między innymi Kanadyjczyk Scott Arfield, który ma w CV Burnley, czy 37-letni kapitan reprezentacji Irlandii Północnej i były piłkarz Southamptonu Steven Davis. Bramki broni natomiast Allan McGregor, który zadebiutował w „The Gers” 18 lat temu.
Za dojście z tą ekipą do finału już teraz Van Bronckhorst powinien dostać nagrodę.
CZAS PRZYPOMNIEĆ SIĘ EUROPIE
W meczach Ligi Europy Rangers grają dużo dojrzalej, bardziej zadziornie i po prostu lepiej niż w Scottish Premiership, gdzie regularnie gubili punkty z Celtikiem, który ostatecznie odzyskał mistrzostwo. Spotkania ze wspomnianą Borussią czy Lipskiem, czyli drużynami o teoretycznie dużo większym potencjale, wygrywali zaangażowaniem i duża nieustępliwością. Umieli wykorzystać chaos w szeregach przeciwnika i wyprowadzić serię ciosów w krótkim czasie. W Dortmundzie wszystkie cztery bramki zdobyli na przestrzeni 16 minut. Z RB przejęli inicjatywę po szybkich dwóch trafieniach w 18. i 24. minucie.
W finale to przyspieszenie gry i wyprowadzenie kilku zgrabnych akcji może być znów jedną z największych broni "The Gers". Drugą będą oczywiście kibice, których w Hiszpanii zamelduje się nawet kilkadziesiąt tysięcy.
W 2008 roku na finał Pucharu UEFA z Zenitem do Manchesteru przyjechało 150 tysięcy fanów Rangers. – Będzie nas nawet więcej. Od jesieni mamy już zarezerwowany nocleg w Sewilli – napisał mi jeden z nich.
Glasgow naprawdę wierzy w zdobycie trofeum. A przecież wygranie Ligi Europy dałoby awans do fazy grupowej Ligi Mistrzów, gdzie Rangers FC nie było od 12 lat. Byłby to również 117. puchar w 150-letniej historii największego – jak zapewniali "The Gers”, kiedy w 2019 roku odwiedziłem ich stadion – klubu na świecie.
Komentarze 0