Brazylijska piłka jest jedyną na świecie, w której trzech na pięciu byłych prezesów federacji zostało aresztowanych za korupcję. Kasa płynie tak szerokim nurtem, że co chwilę kogoś świerzbią łapy. Paul Breitner powiedział kiedyś: „Od dwudziestu lat śpicie, bo ciągle myślicie, że jesteście najlepsi”. Zgadza się z tym selekcjoner Tite, który pierwszy otworzył oczy i na nowo lepi najpiękniejszą reprezentację świata. Canarinhos są potężni, ale nawet nimi targają wątpliwości.
Przyjechali do Europy na sparingową wycieczkę. Wyjeżdżają z dorobkiem ośmiu goli. W sumie sprzedali 70 tysięcy biletów w Paryżu i Le Havre i jak to oni: zagwarantowali zabawę, pokazali Neymara, nikt nie ma prawa narzekać. Zwycięstwa nad Ghaną (3:0) i Tunezją (5:1) znowu utwierdziły nas w przekonaniu, że w Brazylii tworzy się coś wielkiego. Tite pracuje z kadrą już sześć lat. Na mundialu w Rosji mówił, że potrzebuje czasu. Teraz zapowiada, że zakończy misję w grudniu. Nie chce dalej pracować, ale nie wyobraża sobie innego końca niż mistrzostwo świata. Dwie dekady po pokoleniu króliczego Ronaldo, "Kanarki" znowu latają wysoko. Atak mają taki, że od wyboru boli głowa.
To się nigdy w Brazylii nie zmieni. Marka pięciokrotnych mistrzów świata jest tak mocno zakorzeniona w historii piłki, że we Francji ludzie w kilka godzin wykupili bilety. Chwilę potem zaczęło się koczowanie pod hotelami jakby zaraz miały wyjść gwiazdy rocka. Canarinhos mają swoje wzloty i upadki, ale ostatnio jadą na wyjątkowo mocno wciśniętym pedale gazu. Mieli ośmiu finalistów w ostatniej Lidze Mistrzów. Goli strzelili w niej ponad tysiąc, co daje im miano nacji nr 1. Trzydziestu ich graczy gra w Premier League. A jeśli dodamy do tego, że ich kluby trzy razy z rzędu obstawiły finał Copa Libertadores, to dostajemy wyraźne sygnały, że coś w Brazylii drgnęło. Tite podczas wrześniowych meczów dostał kolejną pastylkę na uspokojenie. Jest dobrze, ale dalej nie ma gwarancji, czy to wystarczy, by z Kataru przywieźć złoto.
Tite lubi powtarzać, że w eliminacjach Brazylia strzeliła trzynaście goli więcej niż Argentyna. Wygrała czternaście razy i dołożyła trzy remisy. Jego kadencja to złoto Copa America 2019 i srebro 2021. Porażka z Argentyną dała mu do myślenia, ale tak właśnie koryguje się błędy, by potem na większej scenie zagrać bez fałszu. Brazylia z powrotem jest dziś numerem 1 w rankingu FIFA, a kadrę ma taką, że na wrześniowe mecze powołania nie dostał Gabriel Jesus, gwiazda początku sezonu Premier League.
Tite mógłby z samych wielkich napastników stworzyć oddzielną jedenastkę. Nie spogląda już nawet na takich ludzi jak Gabriel Barbosa, superstrzelec Flamengo. Ledwo upchnął w kadrze Pedro, króla strzelców Copa Libertadores, ale ten nawet mimo gola z Tunezją wciąż nie ma pewności, że wygra rywalizację z piłkarzami super klubów. Innymi słowy: Brazylia ocieka bogactwem. Jeśli uda stworzyć się z tego prawdziwy zespół, to być może zobaczymy w Katarze powtórkę z 2002 roku.
Brazylia jest inna niż przed czterema laty. Ma więcej liderów, którzy mogą zdjąć presję z Neymara. W meczu z Tunezją świetnie zagrali Raphina i Richarlison. Cały czas kadra czeka na wybuch Viniciusa, a obok są zwody Antony’ego i doświadczenie Lucasa Paquety. A to stanowi tylko wycinek. Nawet w środku pola rywalizacja toczy się między Casemiro, Fabinho a Bruno Guimaraesem. Jest tu spokój w środku obrony, czyli Thiago Silva oraz wybór bramkarzy między Edersonem a Alissonem. Tite na razie wydaje się to wszystko kontrolować. Po bramkach na Parc des Princes skakał jakby to już były gole o punkty na mundialu. Cieszy go, że ta kadra znajduje wspólny język i to, że Neymar grający głębiej niż dawniej potrafi genialnością karmić zespół, a nie siebie. Tite nazywa go „łukiem i strzałą”. Jego statystyki w PSG mówią wszystko. 11 goli i 10 asyst pokazuje nam Neymara, który naprawdę chce w Katarze postawić stempel swojej kariery.
Za chwilę stuknie mu 31 lat. Właśnie strzelił gola nr 75 w kadrze i jeśli na mundialu dołoży trzy, to pobije rekord Pelego. Neymar przez lata nauczył się żyć z tymi porównaniami. Kiedyś być może wkręcały go w ziemię, dziś ma to dużo bardziej oswojone i wygląda na piłkarza, który po prostu chce się bawić i obsługiwać kolegów. Brazylia dawno nie pokazywała tak różnorodnych twarzy. W różnych fazach meczów pokazuje nam innych liderów. Richarlison w sześciu ostatnich meczach dla Canarinhos strzelił siedem goli. Może profilowo nie jest typową dziewiątką, o której cały czas marzą Brazylijczycy, ale „pachnie golem” jak mawia Tite i kapitalnie potrafi kończyć akcję. Oni, którzy w 2014 roku jechali na mundiali z Fredem i lubiącym zajrzeć alkoholowi głęboko w oczy Jo, teraz mogą lepić dowoli.
O Tite mówi się, że jest pierwszym od lat selekcjonerem, który wyrasta poza brazylijską manię wielkości. W 2014 roku wziął roczny urlop od pracy i jeździł po stażach w Arsenalu, Boca i Sportingu. Czytał książki o przywództwie i chłonął nowinki z zagranicy. Gdy dwa lata później przejął kadrę po Dundze, długo ustawiał wszystko po swojemu. Dzisiaj jest z tą kadrą tak długo, że życia poza nią nie widzi. Odrzucał w między czasie oferty Realu i PSG. Widzi przed sobą historyczną szansę i coraz więcej jest przesłanek, że może mu się udać. Jedyny problem z tą kadrą jest taki, że od marca 2019 roku (mecz z Czechami w Pradze) nie zagrała z żadną drużyną z Europy. Ostatnie spotkanie z czołówką datowane jest na 2018 rok, a to znowu przywołuje wspomnienie ćwierćfinału mundialu z Belgią.
Brazylia jest specyficzna pod tym względem. Wykręca kolejne passe, maltretuje przeciwników, ale boi się albo nie chce konfrontować z gigantami. Był pomysł rozegrania meczu na Wembley z Anglią w czerwcu, ale trudno było go upchnąć w kalendarzu. Tite na razie buduje pewność piłkarzy w takich meczach jak z Ghaną i Tunezją. Tutaj nie ma wątpliwości: Canarinhos samą jakością demolują rywali. Są jak ten legendarny „kanarkowy zaklinacz kobry”, który usypia przeciwnika i doprowadza do sytuacji, gdy jest bezbronny. Europa z ciekawością przygląda się, co dzieje się za oceanem, a właściwie nie za oceanem, tylko tutaj, na miejscu. Brazylijczycy na dobre rozgościli się w najlepszych klubach Europy i nie są już tylko ludźmi od technicznych błyskotek. Teraz pora zrobić kolejny krok.
Komentarze 0