Od Robaka do wariata – szalone życie Dennisa Rodmana. Dzięki serialowi „The Last Dance” znów jest o nim głośno

Zobacz również:Adam Sandler, Kevin Garnett, The Weeknd i... świetne recenzje. Na ten netflixowy film czekamy jak źli
Rodman-e1588330912403.jpg
fot. Ronald Martinez/Getty Images

Młodsi kibice, którzy kojarzą go głównie jako niespełna rozumu przyjaciela Kim Dzong Una, dzięki dokumentowi „The Last Dance” mogą wreszcie zrozumieć, że Dennis Rodman był nie tylko świetnym koszykarzem, pięciokrotnym mistrzem NBA, ale także wielką ikoną popkultury w latach 90.

Podobno wszystko zaczęło się od rady Madonny, która – ku zaskoczeniu wszystkich – zaczęła się spotykać z Rodmanem w połowie lat 90. i powiedziała mu: „Zacznij być sobą!”. W tym momencie koszykarz miał za sobą dwa mistrzowskie tytuły z Detroit Pistons, gdzie zyskał pseudonim „Robak”, gdyż słynął z brudnej roboty, bycia gościem do zadań specjalnych i niesamowitej nieustępliwości w defensywie, sportowe upokorzenie ze strony Michaela Jordana i Chicago Bulls w 1991 roku oraz nieudaną próbę samobójczą, gdy pojechał uzbrojony do hali Palace of Auburn Hills i zamierzał strzelić sobie w łeb na miejscu parkingowym.

PRÓBA SAMOBÓJCZA

„Miałem pistolet w samochodzie, a potem w swoich rękach. Słuchałem muzyki i zastanawiałem się. To nie miało nic wspólnego z koszykówką, ale potrzebą bycia kochanym. Czułem się opuszczony. Nagle usłyszałem utwór Pearl Jam, „Even Flow”, a następnie „Black”. Zasnąłem z bronią na kolanach. Gdy się obudziłem, policjanci stali obok i zaczęli wyciągać mnie z samochodu” – wspominał po latach bodaj najbardziej dramatyczny wieczór swojego życia. Słynny komentator sportowy Craig Sager, zmarły przed dwoma laty na chorobę nowotworową, twierdził, że w krytycznej chwili to on zadzwonił do Rodmana i odwiódł od tragicznej decyzji. To był pierwszy (?) z wielu kryzysowych momentów w życiu bodaj najbardziej oryginalnej gwiazdy w historii NBA. Po odejściu trenera Chucka Daly’ego, którego uważał niemal za swojego ojca, a na pewno największego mentora, znów czuł się zupełnie zagubiony, opuszczony, bez pomysłu na życie. Zaskakujący transfer do San Antonio Spurs przyniósł zasadnicze zmiany. W konserwatywnym Teksasie ujawnił swoją buntowniczą naturę.

Zupełnie inaczej wyglądała rozmowa telefoniczna „Robaka” z Madonną około rok później, gdy jego życie przechodziło diametralną metamorfozę. Sam koszykarz twierdził, że słynna wokalistka, zaproponowała mu dwadzieścia milionów dolarów za to, aby… zaszła w ciążę. – Grałem w kości w Las Vegas, gdy zadzwoniła do mnie z apartamentu w Nowym Jorku, mówiąc: „Dennis, zaczynam jajeczkować”. Ja na to: „A co masz na myśli?”. Oczywiście wygłupiałem się. Powiedziałem: „Spoko, będę tam za pięć godzin. Położyłem kości na stole i rzuciłem do gościa: „Przytrzymajcie mi miejsce, bo wracam”. Madonna wysłała po mnie prywatny samolot G5. Poleciałem, wszedłem do jej apartamentu, wykonałem robotę, wsiadłem z powrotem na pokład, wróciłem do Vegas i siadłem do stołu – wspomina Rodman, dodając: – Czy żałuję, że jej nie zapłodniłem? Niee, chociaż… Powiedziała, że zapłaci mi 20 milionów w dniu, w którym dziecko przyjdzie na świat, więc trochę tak.

CLINTON FANEM

Ich związek rozpadł się ponoć właśnie ze względu na wspomniane macierzyństwo. Uczynił jednak Rodmana wielką gwiazdą, choć on sam twierdzi: „W 1993 roku jej kariera podupadała, a ja byłem Złym Chłopcem z Detroit, więc to się w sumie wyrównało”. To dzięki Madonnie zaczął jednak farbować włosy, stawać się obiektem dużego zainteresowania, szokować – jak choćby wtedy, gdy pojawił się w prześwitującej sukni ślubnej w maju, na miesiąc przed pamiętnymi finałami 1996 roku, aby w księgarni Barnes and Noble promować swoją biografię z okładką, na której pozował nago na motocyklu. Nosiła ona tytuł „Zły, jakim chcę być” i oczywiście została bestsellerem.

„Można spokojnie zaryzykować stwierdzenie, że gdyby w tamtych czasach używano Twittera albo Instagrama, to jego konto cieszyłoby się popularnością” – skomentował w ubiegłym tygodniu na antenie ESPN Steve Kerr, ówczesny kolega Rodmana z Bulls, a obecnie trener Golden State Warriors. To prawda, wyobraźcie sobie, jak wyglądałaby jego podróż do Vegas w samym środku sezonu 1997/98, którą pokazano w trzecim odcinku „Last Dance” w dobie mediów społecznościowych… Wtedy nawet sam Daly nie mógł uwierzyć w to, kim stał się Rodman. - On się zupełnie zatracił. Nie wie, gdzie kończy się image, a zaczyna normalne życie. Wierzy w to, że ciągle musi udawać kogoś, kim nie jest. Cichy chłopak, którego ja poznałem w Detroit, to prawdziwy Dennis” – mówił.

Rzeczywiście, z cichego, zakompleksionego chłopaka z rozbitej rodziny w Trenton w stanie Jersey (gdzie mieszka notabene sporo Polaków) zostało niewiele. W połowie lat 90. Rodman był fenomenem do tego stopnia, że gdy kopnął fotoreportera w trakcie jednego ze spotkań i został ukarany przez NBA zawieszeniem na jedenaście meczów, oficjalny komentarz w tej sprawie wygłosił ówczesny prezydent Stanów Zjednoczonych Bill Clinton, mówiąc: – Jestem wielkim fanem Rodmana i wierzę, że w głębi serca bardzo żałuje swoje czynu.

Podobnie jak po latach futbolista Rob Gronkowski, brał udział w galach wrestlingu (w trakcie sezonu, co doprowadzało działaczy Bulls do szału), imprezował z przypadkowymi kobietami, a także wygłaszał kontrowersyjne sądy. W swojej książce pisał: „Llubię spędzać czas w barach gejowskich, bo wtedy czuję się jako kompletna istotna ludzka, a nie tylko jednowymiarowy mężczyzna. Maluję swoje paznokcie i włosy, czasem zakładam damskie ciuszki. Chcę zmieniać sposób, w jaki postrzegani są zawodowi sportowcy”. Z kolei w słynnym wywiadzie z Oprah Winfrey powiedział: „Nie jestem biseksualistą, ale w głowie mogę mieć taki pomysł. Nie oznacza to, że wcielę go w życie. Wielu facetów na pewno powie ci: na pewno nie mogę nigdy spać z innym mężczyzną. Nie oznacza to jednak, że nigdy o tym nie myśleli. Czy ja o tym myślałem? Oczywiście. Gdy zapytam ich to powiedzą: oj, nie, to obrzydliwe. A skąd wiesz, że obrzydliwe, jeśli nigdy tego nie zrobiłeś? Po prostu nie wiesz. Nie mówię, że musisz spróbować, ale tak naprawdę nie wiesz, czy jesteś, dopóki nie spróbujesz”.

Jordan-Rodman-e1588333015714.jpg
fot. Dimitrios Kambouris/WireImage for Bragman Nyman Cafarelli

UTRAPIENIE I PRZEKLEŃSTWO

Zespół z sezonu 1995/96, którego tercet gwiazd stanowili Michael Jordan, Scottie Pippen i Rodman, przeszedł do historii jako najlepszy w dziejach koszykówki, z bilansem 72-10 w rozgrywkach zasadniczych. W czasie trzech lat gry w Chicago „Robak” zdobył komplet mistrzowskich pierścieni. „On zmieniał przebieg spotkań po prostu będąc na parkiecie. Był utrapieniem i przekleństwem dla nas wszystkich” – oceniał Gary Payton. Po latach jego czysto koszykarskie osiągnięcia są jednak oceniane inaczej. Nie brakuje opinii, że szczyt kariery Rodmana to okres spędzony w Detroit, a później już stał się bardziej sportowym celebrytą niż faktycznie wybitnym graczem. „Horace Grant (silny skrzydłowy w mistrzowskich składach Bulls 91-93) był zawodnikiem, na którym można bardziej polegać niż na Rodmanie, który tak naprawdę grał świetnie tylko w sezonie 1995/96. Rok później jego średnie w playoffach spadły do 28 minut, czterech punktów i osiem zbiórek, nawet Bison Dele dawał więcej wchodząc na zmiany z ławki rezerwowych. Zastanawialiśmy się, czy to aby nie jest optymalne zestawienie Bulls? Gdy Dele gra, a Rodman siedzi? W ostatnim sezonie w Chicago miał 5 punktów i 12 zbiórek w ciągu 34 minut. Rok później wylądował poza NBA, co nikogo nie powinno dziwić, bo na tym etapie, gdy w trakcie sezonu latał do Vegas z Carmen Electrą, na nic innego się nie zanosiło… Osiągnięcia czysto koszykarskie w zespole Bulls są przereklamowane” – mówił w swoim popularnym podcaście Bill Simmons.

Jerry Krause, który zmarł trzy lata temu, w rozmowie z Adrianem Wojnarowskim mówił, że jedną z przyczyn rozbicia mistrzowskiej drużyny było to, że „Rodman już się skończył i nie mógł grać kolejnego sezonu”. Czy przesadzał? Trudno powiedzieć. Fakty raczej potwierdzają jego słowa. Po odejściu z Bulls „Robak” rozegrał jeszcze 23 mecze w Los Angeles Lakers w sezonie 1999/2000 oraz dwanaście rok później, gdy Dallas Mavericks kupił równie szalony (wtedy) młody biznesmen Mark Cuban. Z obu drużyn wyleciał jednak z hukiem.

Próbował wrócić do NBA z Denver Nuggets, potem tułał się po Meksyku, Wielkiej Brytanii, a nawet zaliczył jeden występ w lidze fińskiej. Z upływem czasu stawał się coraz bardziej karykaturą samego siebie, a kulminacją tego procesu były słynne wizyty w Korei Północnej i deklaracja, że chętnie zostanie dyplomatą, który doprowadzi do przyjaźni między reżimem Kim Dzong Una i Stanów Zjednoczonych. Dziś ten bodaj największy showman w historii NBA znajduje się na marginesie wielkiego sportu, rzadko zapraszany jest do popularnych programów telewizyjnych w kraju, w którym na małym ekranie królują gwiazdy typu rodziny Kardaszianów. W pewnym sensie wyprzedził epokę internetowych celebrytów, a jednocześnie zjadł własny ogon, stając się ofiarą autokreacji. Pięciokrotny mistrz NBA, dwukrotny Defensywny Zawodnik Roku oraz dwukrotny uczestnik Meczu Gwiazd, teoretycznie wielki zwycięzca, a jednocześnie postać tragiczna.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W jego sercu na zawsze pozostaje Los Angeles i drużyna Jeziorowców. Marcin Harasimowicz przesyła korespondencję z USA, gdzie opisuje najważniejsze wydarzenia ze świata NBA.