Od walk żuli po Fame MMA. Skąd wzięło się patocelebryctwo?

Zobacz również:Wałęsa, Kwaśniewski, Kaczyński, Komorowski, Duda… Jak wyglądały wybory prezydenckie od 1990 roku?
patocelebryci ART.jpg

Skąd się wziął patostreaming i czy faktycznie – jak wielu sądzi – jest głównie polskim zjawiskiem?

Artykuł ukazał się pierwotnie 28 grudnia 2021 roku.

Piston postrach wsi, Walka żuli o puszki, Polak potrafi 0,7l w 35 sekund. Brzmi jak dobrze znana melodia? Nic dziwnego. Bo takie tytuły można wyszukiwać w sieci godzinami. I choć nie są nazwami piosenek, wiele osób od razu je rozpozna. Mowa oczywiście o kontencie z YouTube’a. A ściślej – o amatorskich filmach z alkoholem lub nietrzeźwymi osobami na pierwszym planie. Takich produkcji znajdziemy tam multum – zwłaszcza wśród materiałów z Polski. I nie jest to margines tej platformy, jak ktoś niezaznajomiony z medium mógłby sądzić. Ba, ci, którzy te nazwy kojarzą, będą mieli zgoła inne zdanie. Gros z nich z pewnością uzna te filmy za kanon – klasykę polskiego wideo doby internetu. I choć może się to wydać absurdalne, fenomen popularności pijackich ekscesów wiele mówi o specyfice polskiej sieci.

Dziś faktycznie można śmiało stwierdzić, że lokalne wyczyny alkoholików kręcone amatorską kamerą to już historia rodzimej szkoły virali. Dlaczego warto zwrócić na to uwagę? Bo to te treści poprzedziły jedno z najbardziej problematycznych polskich zjawisk ery mediów społecznościowych. To, o którym od jakiegoś czasu debatują politycy, psychologowie czy socjologowie.

Patologia w internecie – naukowy przedmiot

Patostreaming, to wspomniana zagadka. Od około 2017 roku jest na tapecie polskiej debaty. To odprysk systemu, który mimo wszystko został szeroko opisany i dogłębnie zbadany. Dziś już znany jest jako niechlubny wyróżnik Polaków na platformach strumieniujących wideo na żywo. Jako swoisty festiwal dewiacji społecznych, często suto zakrapiany alkoholem.

Patotreści nie od dziś są wdzięcznym tematem dla hip-hopu. Ów gatunek to w końcu najbardziej naturalne pole do ich interpretowania.

Specjaliści akademiccy dzielą nawet patostreaming na podgatunki. Transmitowanie patologii klasyfikuje się z uwzględnieniem rodzaju zachowania streamera. Alko-streaming. Violence-streaming. Sex-streaming. I tak dalej. Tylko dlaczego tak głośno się o tym dyskutuje? Jaka jest skala problemu? Wszystko przez to, że patoekscesy upubliczniane w sieci na żywo przyciągają dziesiątki, a nawet setki tysięcy widzów (w badaniach naukowych za patostreamera uznaje się na przykład Kruszwila, a to on w 2019 roku w relacji live zgromadził ponad 200 tys. oglądających). No i co istotne – tymi widzami są głównie dzieci. Według raportu RPO i Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, 84% badanych nastolatków słyszało o patostreamingu, a 43% z nich regularnie go ogląda. I co najważniejsze, dzieciaki za wszelkie dymy na patolive’ie są także skłonne płacić donejty. We wspomnianym wyżej dokumencie możemy znaleźć informacje, że niektórzy patostreamerzy w swoim złotym okresie zarabiali na małych przesyłanych kwotach łącznie do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Do tego później otrzymywali propozycje występów w Fame MMA, które są równie intratne. I choć część tych osób, za sprawą swoich wybryków, nie ma już takiej swobody, jak choćby Gural z sądową sprawą o zachęcanie nieletnich do rozbierania się czy Daniel Magical, który aprobował morderstwo Pawła Adamowicza, są i ci, którzy świetnie sobie radzą.

Przykładem może być Rafonix, którego aktualny, bardziej ugrzeczniony wizerunek możemy oglądać na Instagramie. Śledzi go tam ponad pół miliona followersów. Marcin Krasucki – bo tak naprawdę się nazywa – regularnie bierze udział w walkach Fame MMA. Ale to nie jedyne pole jego trzeźwych sukcesów. Wystąpił nawet w utworze Toy Story Bedoesa. Sam raper tę współpracę tłumaczył tym, że Rafonix próbuje się zmienić, a on chce dać mu szansę – jak każdemu człowiekowi. To nie zaskakuje – patotreści nie od dziś są wdzięcznym tematem dla hip-hopu. Ów gatunek to w końcu najbardziej naturalne pole do ich interpretowania. Dlatego też featuring Rafoniksa u Bedoesa nie jest wyjątkiem. W końcu w jednym z najgłośniejszych rapowych teledysków mijającego roku, czyli Patoreakcji, pojawiła się Marta Linkiewicz. Choć nie jest ona klasyczną streamerką, sama siebie określa patoinfluencerką. A jej moc zasięgów i charakterystyczny język sprawił, że także trafiła na łamy raportu RPO i Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Podkreśla się w nim m.in. to, jak bardzo jej idiolekt zagościł w szkołach i gimnazjach. Między innymi za sprawą słynnego zwrotu Ryj!, który młodzi często wykrzykują na przerwach.

Patostreaming wkradł się do popkultury

Czy tego chcemy, czy nie — patostreaming stał się częścią popkultury. Jest skutkiem ubocznym internetu. Ten, początkowo praktycznie nieregulowany, nagle dał możliwość zdobycia fejmu dosłownie na wszystkie sposoby. Zatem masowość patokontentu po prostu musiała odcisnąć swoje piętno w społeczeństwie. Postulat Stop making stupid famous zwyczajnie nie zadziałał – choćbyśmy się zapierali, musimy pogodzić się, że pewnych procesów nie powstrzymamy. Tak jak gorliwi katolicy muszą pogodzić się z istnieniem zjawiska cenzo-papy. Czy powinniśmy się martwić? Do tego przejdziemy zaraz. Ale najpierw skonfrontujmy się z tym, że zainteresowanie patologią potrafi być na swój sposób ciekawe.

Przy tej okazji warto wrócić na chwilę do pijackich tytułów z YouTube’a. Bo łączy je interesująca zależność. Wszystkie te filmy oglądane współcześnie wywołują nostalgię. A w zasadzie patonostalgię. Widać to po zostawianych pod nimi komentarzach. Wspomnienia wracają – pisze użytkownik pod kompilacją filmów z alkoholikiem Pistonem. Takich filmów już się nie robi – dodaje inny. Z kolei w zalewie wpisów możemy też wyłuskać kilka gorzkich refleksji. Wśród wypowiedzi starszych komentujących da się zauważyć ważne spostrzeżenie. To właśnie oni najpierw piszą, że ich dawną reakcją na to, jak lokalne dzieciaki drażniły nietrzeźwego faceta, był śmiech. Ale po chwili przyznają, że gdy patrzą na to jako dorośli, mają zgoła inne wrażenie. Widzą już w tych obrazach przede wszystkim tragedię człowieka. Jest w tym posępna nuta prawdy o dorastaniu, ale i coś jeszcze. Prawdopodobnie dowód na to, że oglądanie patotreści w młodym wieku nie musi zamienić nas w bezdusznych cyników. Może to być w jakiś sposób pocieszające – zwłaszcza, kiedy wiemy, że dymy Rafoniksa czy Daniela Magicala na pewno będą przez młodych w przyszłości wspominane. Niczym zakazane filmy z lat 90. przez millenialsów.

Czy tego chcemy, czy nie — patostreaming stał się częścią popkultury. Jest skutkiem ubocznym internetu. Ten, początkowo praktycznie nieregulowany, nagle dał możliwość zdobycia fejmu dosłownie na wszystkie sposoby.

A skoro już poddajemy patowideo analizie kulturowej, warto zastanowić się nad genezą. Przypomnieć, skąd się takie filmy wzięły. Bo może i miliony wykręcane przez żulerskie filmiki były świetnym podglebiem dla rozwoju sceny patostreamerskiej, to jednak trudno raczej wykazać, że to z nich ewoluowała. Być może jest ona po prostu wynikiem społecznych upodobań, które w ten, a nie inny sposób wypełniają kolejne nisze? Dlatego też wiele osób – sądząc po wątkach na forach – od dawna zadaje sobie pewne pytanie. Czy patostreaming to wyłącznie polskie zjawisko?

Patostreamerzy na świecie

Patostreaming nie jest domeną Polski, jak mogłoby się wydawać. Zjawisko jest globalne, ale inaczej wygląda w różnych krajach czy kulturach – mówi Michał Jas z Katedry Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UJK w Kielcach. Jas w swoich pracach naukowych często zajmował się tematem patotreści. Opowiedział mi, jakie rodzaje takiego kontentu dominują w danych kręgach kulturowych. U naszych wschodnich sąsiadów będziemy świadkami wulgarnych libacji alkoholowych – zwraca uwagę. To nie powinno zaskakiwać, skoro takowe są też polską domeną. Czym zatem zajmują się patostreamerzy w teoretycznie bardziej rozwiniętej części świata? W krajach zachodu mamy napaści na bezbronnych ludzi czy torturowania zwierząt – mówi Jas. Punktem wspólnym wszystkich patologicznych treści są zatem: przemoc – fizyczna lub słowna, alkohol, szczególnie w Europie Środkowej, oraz seks – dodaje pracownik naukowy. Jego zdaniem ten ostatni temat treści wpłynął także na ogólną erotyzacje przekazu. Jej skutkiem są m.in. rozerotyzowane miniatury ilustrujące filmy na YouTubie.

Spostrzeżenia Michała Jasa najłatwiej porównać ze statystykami. Według ostatniego raportu OECD Polska co prawda nie znajduje się w pierwszej dziesiątce krajów, jeśli chodzi o uzależnienie od alkoholu, ale biorąc pod uwagę spożycie – jesteśmy w czołówce. Podobnie zresztą jak Rosja czy Ukraina. A to właśnie w tych krajach dużą popularnością cieszy się kanał Mops Wujek Pies, prowadzony przez byłego więźnia z Kijowa. Ten nazywa się tak naprawdę Sergiej Nowik i zasłynął nagraniem z 2013 roku, w którym prezentował swoją celę. W trakcie tej sytuacji wdał się przy okazji w bójkę ze współwięźniem. I na tym mogłoby się skończyć, gdyby nie to, że po odsiadce dotarł do niego pewien fakt. Zorientował się, że wideo z nim w roli głównej ma ponad milion wyświetleń, więc postanowił to zmonetynować. Na swoim kanale od tamtej pory często prowadził streamy, na których za pieniądze dawał się okładać po głowie albo… razić prądem. Zdarzało mu się także za donejty zjadać słoik majonezu. Ów kryminalista to dziś już wschodni fenomen – do tego w Rosji jest nawet bardziej popularny niż w rodzimej Ukrainie. I nie jest to na pewno jakaś odosobniona historia.

Wiele na temat wschodniej miłości do ryzykownych zachowań rejestrowanych z myślą o sławie pisał w swojej debiutanckiej książce Konstanty Usenko, zgłębiający subkultury byłego Związku Sowieckiego. W jego Oczami radzieckiej zabawki. Antologii radzieckiego i rosyjskiego undegroundu można znaleźć nawet takie spostrzeżenia, jak to, że w runecie (rosyjskojęzycznym internecie) zaistnienie w sieci liczy się bardziej niż osiedlowy respekt. Najbardziej ekstremalnym tego przykładem jest sytuacja sprzed roku. Rosyjski youtuber Stanislav Reshetnikov podczas transmisji live, na której popijał alkohol, doprowadził do śmierci swojej dziewczyny. Ta była zmuszona przez niego do wyjścia zimą na balkon w samej bieliźnie. Chłopak nie zakończył transmisji, nawet gdy kobieta nie dawała znaków życia. Ani gdy potem była reanimowana.

Wszelkie raporty, które powstały w Polsce, zwracają uwagę, że to właśnie w naszym kraju patostreaming budzi bardzo duże zainteresowanie, często nieporównywalne do innych państw.

Także wśród samych ojców patostreamingu wymienia się postać ze wschodu Europy. Oficjalnie pierwszy w tej dziedzinie był Węgier Molnára Krisztiána, znany jako Bebaszós. To on miał być prekursorem picia alkoholu podczas streamów. Niektórzy twierdzą nawet, że stał się bezpośrednią inspiracją dla rodzimych patocelebrytów. Ale zostawmy już Wschód. Jas wspominał też o Zachodzie. Czy i tam faktycznie znajdziemy wielu patostreamerów? Czy tamtejsi rejestratorzy niebezpiecznych zachowań robią podobne kariery jak w Polsce czy w Rosji? Znamy takie przypadki, choć nie tak liczne. Tu warto sięgnąć do filmu Władca smartfonów – dokumentu, który przedstawia sylwetki niemieckich youtuberów, Adlerssona, Inkognito Spastiko i Hectora Panzera. Bohaterowie produkcji Bena Yakova uciekają się do przemocy, aby zdobyć zasięgi w sieci. Nie tylko wrzucają do internetu wygłupy, ale i upokarzają kolegę, demolują mieszkanie czy nawiązują w swoich wrzutkach do Hitlera.

Eksperci alarmują

Wszelkie raporty, które powstały w Polsce, zwracają uwagę, że to właśnie w naszym kraju patostreaming budzi bardzo duże zainteresowanie, często nieporównywalne do innych państw. I o ile z obserwowanie tego fenomenu z odpowiedniego dystansu może prowadzić do ciekawych rezultatów, nie dziwią niepokoje ekspertów. Zwłaszcza po niedawnej sytuacji z Kamerzystą, który znęcał się podczas nagrywania jednego z filmów nad osobą z niepełnosprawnością.

W sprawie niebezpieczeństw związanych z patostreamingiem głos zabierają psychologowie, ale i działacze i edukatorzy. Jak Jacek Purski z Instytutu Bezpieczeństwa Społecznego. Purski zwracał uwagę na to, że styczność z mową nienawiści w sieci oraz aspołecznymi zachowaniami stępia wrażliwość najmłodszych na te zjawiska. W przytaczanym już wcześniej raporcie RPO psychologowie wspominają także o modelowaniu i wzorcach, które dzieci czerpią, obserwując popularne osoby. To, co jednak może uspokajać, to fakt, że większość młodych (87%) uważa te treści za szkodliwe. Choć jednocześnie 38% tej samej grupy badawczej stwierdziła, że to łatwy sposób na zarobek.

Aby nie być obojętnym wobec problemu, Rzecznik Prawo Obywatelskich w 2018 roku powołał Okrągły Stół do walki z patotreściami w internecie. Od tamtej pory prowadzono wiele kampanii społecznych przeciwko mowie nienawiści w sieci, a sam patostreaming staje się przedmiotem wielu raportów. Czy jednak w przyszłości znajdą się inne sposoby na powstrzymanie tego trendu? Na przykład poprzez algorytmy stosujące blokady, które już dziś – często nieudolnie – ograniczają jakąś część treści? Nie sądzę, by były to próby udane. Przede wszystkim dlatego, że samo zjawisko patostreamingu jest zmienne, a co za tym idzie, trudne do wychwycenia – uważa Michał Jas. Dodatkowo zwrócił uwagę na to, że w przypadku nagrywania patologicznych zachowań na żywo, sprawa jest jeszcze bardziej utrudniona. Osobę upubliczniającą takie nagranie trzeba byłoby zgłaszać wcześniej, co wiele komplikuje. Wszelkie próby moderowania, wpływania na przekaz są źle kojarzone przez samych internautów, dla których internet powinien miejscem wolnym. Wystarczy przypomnieć sobie protesty przeciwko ACTA z 2012 roku – mówi Jas.

Być może w przyszłości internetowa twórczość będzie na tyle sprofesjonalizowana, że patostreamerzy staną się niepożądani. Przynajmniej w określonych miejscach w sieci. Nie da się jednak ukryć, że ich zachowania to rewers wizerunku instagramowych influencerów. I naturalna odskocznia od prezentowanej przez nich niby-rzeczywistości. Natura ludzka ma to do siebie, że lubi podglądać, osądzać i porównywać siebie na tle innych. Człowiek, który śledzi patokontet jest dumny z siebie, „bo są głupsi od niego” – tymi słowami kończy rozmowę Michał Jas.

Można tylko dodać, że warto liczyć na jedno. By, przy odpowiednim poziomie edukacji, patostreaming, pozostał dla wielu jedynie formą guilty pleasure. Bo przecież wygłupy, ekscesy czy bójki po szkole są stare jak sama szkoła. I choć w młodości przypatrywał im się niemal każdy, nie każdy powtarzał te zachowania w dorosłym życiu. Nawet stając przed pokusą zdobycia szybkiego rozgłosu czy pieniędzy, przynajmniej miejmy taką nadzieję.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Pisze o memach, trendach internetowych i popkulturze. Współpracuje głównie z serwisami lajfstajlowymi oraz muzycznymi. Wydał książkę poetycką „Pamiętnik z powstania” (2013). Pracuje jako copywriter.
Komentarze 0