Opowieści z Brighton. Jak Jakub Moder rozkochał kibiców i stał się Magic Manem

Zobacz również:Najbardziej romantyczny beniaminek od czasów Newcastle Keegana. Czy Leeds zderzy się ze ścianą?
moder2_1000x666.jpg
Grafika: Michał Kołodziej

Tony Bloom, miliarder i właściciel Brighton też gra w drużynie Jakuba Modera. Dwa tygodnie temu stał na stacji kolejowej w Leicester, gdy kibice poprosili go by zanucił piosenkę o Polaku, a następnie zrobił sobie z nimi fotkę. — Tony jeździ na każdy wyjazd, jest zachwycony tym kawałkiem ze Skodą — mówi George Grahame, autor profilu „Magic Man Moder”. Opowieść o 22-latku, który z buta wszedł do Premier League, dopiero się rozkręca.

Jedzie się do Brighton pociągiem z Londynu mniej więcej godzinę. Stolica uwielbia ten klimat. Wystarczy wysiąść na dworcu przy Preston Park i 10 minut później masz już plażę. Od razu rzuca się w oczy British Airways i360, czyli najwyższa wieża obserwacyjna na świecie. Fatboy Slim robił tu kiedyś imprezy na wysokości 162 metrów, a w międzyczasie został sponsorem klubu w czasach, gdy nie było pieniędzy Tony’ego Blooma i transferów jak ten Modera.

Gdy pytam Andy’ego Naylora z „The Athletic” o rozwój Brighton, mówi: „Wyobrażasz sobie, że dekadę temu grał tu Vicente z Valencii i że trenował na boisku uniwersytetu Sussex? Piłkarze byli przeganiani przez studentów. Nie było normalnej szatni. Nawet za parking trzeba było płacić”.

Brighton nie zawsze był tym klubem, którym jest dzisiaj. Piąty sezon z rzędu gra w Premier League. Ma najnowocześniejszy ośrodek na południu Anglii, Grahama Pottera i fantastyczny dział scoutingu. — Moder jest w idealnym klubie. Dla młodego piłkarza, który chce walczyć o wielką karierę, nie ma wielu lepszych miejsc — mówi Naylor.

TONY GRA GRUBO

Jest krótki film na stronie Guardiana. Nazywa się „Brighton. Droga znikąd do Premier League” i idealnie pokazuje kontrast między dwoma epokami. W tej dzisiejszej nie ma rozpadającego się stadionu lekkoatletycznego. Kibice nie chodzą na trzecią ligę. I nie czekają na mannę z nieba, bo ta nieoczekiwanie spadła w 2009 roku.

Nick Szczepanik, autor książki „Brighton Up” uśmiecha się do tamtych czasów. - Doskonale pamiętam dzień, gdy Tony Cascarino, felietonista Timesa, który zna Blooma ze świata pokera, powiedział mi: „Za chwilę w Brighton pojawi się duża kasa”. Nie sądziłem, że to będzie Tony i że zainwestuje aż tyle. Gdy w 2008 roku po wielu latach czekania dostaliśmy w końcu pozwolenie na budowę stadionu, przyszedł globalny kryzys i byliśmy w kropce. To nie był dobry czas. Bloom powiedział wtedy: okej, ja zapłacę. Od tego momentu zaczyna się błyskawiczny rozwój klubu - dodaje Szczepanik.

magic moder.png

Rozmawiamy o Moderze, ale siłą rzeczy zbaczamy na temat drużyny. Szczepanik śledzi Brighton od ponad 50 lat. Pamięta finał Pucharu Anglii w 1983 roku, a potem wielką biedę, kopanie po kartofliskach i spory po co komu stadion na 30 tysięcy miejsc skoro zespół nie jest w stanie wygrzebać się z trzeciej ligi.

Bloom też doskonale zna ten klimat. Wychował się przy dziadku, doradcy prezesa Brighton w latach 80. Od niego zaczerpnął pasję do obstawiania wyścigów konnych. Gdy pierwszy raz wygrał na maszynach w wieku 8 lat, stało się jasne, że z tej drogi nie zawróci. Dorobił się na hazardzie: firmach bukmacherskich i analitycznych. Zyskał ksywkę „Jaszczurka”. A dziś pięknie bawi się piłką, zaraz po awansie robiąc sobie selfie na tle dzikiego tłumu na murawie The Amex.

Nie jest jednym z tych, którym zależy na pokazywaniu ile ma i ile może. Zamiast na jachcie prędzej zobaczymy go w zatłoczonym pociągu, razem z kibicami tak jak ostatnio po meczu z Leicester. Na zdjęciu z „fanklubem” Modera wygląda jak jeden z nich. Ma czapkę, szalik i przydługą kurtkę z logiem Brighton.

— Staliśmy na peronie po meczu z Leicester, gdy wpadliśmy na Tony'ego. Bardzo mu się ta flaga z Moderem podobała. Piosenka tak samo. Śpiewamy, że Tony Bloom pojechał do Europy Skodą, żeby przywieźć nam magicznego Modera. Wiemy, że Skoda nie jest z Polski, ale równie dobrze mogłoby to być Cinquecento. Chodzi o to, żeby się rymowało - opowiada Aaron Lockwood, kibic Brighton.

George Grahame, inny fanatyk Modera kontynuuje: — Śpiewaliśmy tę piosenkę dla Jakuba od dobrych kilku tygodni. Dopiero Twitter poniósł ją szeroko, a chwilę później była już w mediach i na stadionach. Słyszeliśmy o Jakubie wiele dobrych rzeczy zanim jeszcze podpisał z nami kontrakt. To jak się potem zaadaptował i rozwinął daje nam dużo radości.

ROZŚPIEWANE BRIGHTON

Andy Naylor od ponad 30 lat pisze o Brighton, ale nie pamięta wielu graczy, którzy zasłynęli indywidualną pieśnią. Marc Cucurella, obrońca z Hiszpanii słyszy ostatnio z trybun, że pije estrellę i je paellę. Yves Bissouma ma przyśpiewkę o Tequilli i tyle. Lepszą pamięć ma Alan Wares z podcastu „The Albion Roar”. Jednym tchem dodaje Lewisa Dunka, Shane’a Duffy’ego i kilku innych graczy. Nikt tak pięknie nie śpiewa na stadionach jak Anglicy.

- Najlepszy był prawy obrońca Paul Watson jakieś dwie dekady temu. Cały stadion na melodię Volare intonował: „Paul Watson ooo, he’s been here so long… He still hasn't got a song”. Ludziom było go szkoda, że tak długo tu grał i nikt nawet o nim nie zaśpiewał. No więc w końcu wymyślili coś takiego - opowiada Wares.

Brighton & Hove Albion v Newcastle United - Premier League
Fot. Mike Hewitt/Getty Images

- Lubimy graczy, którzy nie przechodzą obok meczów. Zawsze są zaangażowani - przyznaje Szczepanik. - Był kiedyś taki piłkarz jak Garry Hart, to były okolice 2000 roku. Przyszedł do nas z Sunday League, strzelał gole, a trybuny śpiewały: „Victoria Beckham. She really is a tart, And when she's shagging David, She thinks of Gary Hart”. To był naprawdę duży komplement. Ludzie pokochali tę piosenkę, a dziś to samo dzieje się z Moderem. Nie jest graczem z przypadku - dodaje Szczepanik.

ZAKRĘĆ WALKEREM

To było zaraz po meczu z West Bromwich w Pucharze Anglii. Moder wszedł na ostatni kwadrans i strzelił gola na 1:1. W dogrywce zaliczył asystę. Brighton wygrał spotkanie, a dzień później w sieci pojawiło się nagranie z piosenką kibiców na jego temat. Dział marketingu wkrótce nagrał krótki film jak Moder podjeżdża Skodą pod siedzibę klubu. Twitterowa przynęta chwyciła. Szał byłby jeszcze większy, gdyby na drugi dzień w meczu z Crystal Palace Polak strzelił gola. Znowu miał pecha, bo trafił w poprzeczkę.

- W Brighton od początku mieli przeświadczenie, że jest gotowy na Premier League. To dlatego szybciej wyciągnęli go z Lecha - mówi Naylor. - Potter lubi graczy, którzy znakomicie robią proste rzeczy. Grają rozsądnie. Moder nie zawiódł, gdy wystawiał go na wahadle. Sprawdził się w różnych rolach i nie spalił na tle dużych rywali. Rozmawiałem z Kubą w kwietniu tamtego roku. Mówił: „Nie nazywajcie mnie piłkarzem w stylu Busquetsa, bo chcę być sobą”. Myślę, że zachowuje bardzo dobry balans między pewnością siebie a twardym stąpaniem po ziemi.

Fot. Catherine Ivill/Getty Images

- Pamiętam jak grał przeciwko Anglii w meczach reprezentacji Polski. To było wow - opowiada Alan Wares z podcastu „The Albion Roar”. — Najpierw strzelił gola na Wembley, a potem w drugim spotkaniu zakręcił Kylem Walkerem. Grał na najdroższego obrońcę świata i jednym ruchem wysłał go do sklepu. Ja już wtedy mówiłem, że to jest materiał na dużego piłkarza. On patrzy na grę, a nie na piłkę. Ma świetne ruchy. Brakuje mu tylko goli, ale w Brighton w drugiej linii absolutnie wszyscy są beznadziejni ze strzelaniem spoza szesnastki. To nie jest tylko przypadłość Modera. Spójrz na Lallanę, Bissoumę albo Grossa - dodaje Wares.

- Brak goli pomocników to jest narracja, która przewija się od trzech sezonów. To wynika z tego, że gra Brighton często jest przekombinowana - przyznaje Naylor. - Bissouma jest wszędzie chwalony, ale też strzela w trybuny. Graham Potter nie jest trenerem, który mówi: jeśli masz piłkę na 20-25 metrze, to absolutnie nie strzelaj. Na pewno zależy mu, by pomocnicy też dawali liczby. Widziałem gole Modera w Polsce. Gra ostatnio w środku, jego pewność rośnie, to musi w końcu wypalić - dodaje dziennikarz „The Athletic”.

ŁOWIENIE W INNYM STAWIE

Za chwilę minie równo rok od debiutu Modera w Brighton. Czasem można odnieść wrażenie, że bardzo łatwo przeszliśmy do porządku dziennego, że mamy Polaka w drużynie z górnej połówki tabeli Premier League. Że zaraz będzie miał 40 meczów w Anglii i gdyby dobrze każdy przeanalizować, to grał w sumie na czterech albo pięciu pozycjach.

Widzieliśmy go po obu stronach wahadła, jako ósemkę, a czasem jak ostatnio w meczu z Chelsea (1:1), w roli fałszywej dziewiątki. Brighton w tym czasie potrafił wygrać z Manchesterem City (3:2) i ruszyć w pościg na Anfield, gdy z wyniku 0:2 wygrzebał się na 2:2. Moder był częścią tych gier. Od grudnia niemal cały czas wybiega w pierwszym składzie.

Dan Ashworth, szef rekrutacji Brighton mówił niedawno w "Sussex Live", że reprezentant Polski jest wzorowym przykładem polityki transferowej klubu. Pierwsze raporty z gry Modera pojawiły się na początku 2020 roku, czyli prawie rok przed podpisaniem umowy. Ashworth szybko uparł się na transfer, bo wszystko wskazywało na to, żę kolejnym oknie transferowym Polak byłby jeszcze droższy.

— Po Ashwortha niedawno zgłosił się Newcastle - opowiada Szczepanik. — Wcześniej pełnił funkcję w FA, gdzie stworzył projekt "angielskiego DNA". To dzięki niemu gracze z młodzieżówki docierali na seniorski poziom. Szkolenie w Anglii poszło do przodu, czego efektem choćby ostatni finał Euro. Ashworth jest w Brighton od 2019 roku i działa podobnie. Pozwolił klubowi łowić w innych stawach niż wszyscy. Chodzi o to, że nie ma sensu skupiać się na krajach, które są najmocniej oblegane. Brighton szuka głębiej i ma bardzo dokładnie opracowane profile graczy. Doskonale potrafi przewidzieć, czy młody człowiek nie zadowoli się tylko tym, że trafił do Anglii - dodaje autor książki "Brighton Up".

Za chwilę kontynuuje: - Oczywiście, nie zawsze to się udaje. Byliśmy zdziwieni jak szybko z pola widzenia zniknął inny Polak, Michał Karbownik. Wydawało się, że na lewej stronie nie było konkurencji. Miał dobrą pozycję wyjściową, a mimo to nie zaadaptował się tak jak Moder. Klub zaczął szukać kogoś innego i gdy podpisał Cucurellę, było jasne, że miejsca dla Karbownika nie będzie. Premier League to dżungla. Bardzo szybko dostajesz informację: tak albo nie - dodaje Szczepanik.

graham potter
fot. Andrew Powell/Liverpool FC via Getty Images

— Pisałem niedawno artykuł o tym jak to jest grać u Pottera - mówi Naylor. — Wypowiadali się różni piłkarze i jedna rzecz, która często się przewijała to fakt, że u niego masz prawo popełniać błędy. On przy ławce zawsze klaszcze. Liczy się druga akcja. Reakcja na pomyłkę. Potter doskonale patrzy jak radzisz sobie z błędami i znakomicie potrafi wprowadzać nowych piłkarzy. U niego Tariq Lamptey albo Dan Burn nie grali od razu, Moder też wchodził powoli, ale przeszedł test wzorowo. Nie spalił się w różnych rolach i dzięki temu pływa dalej - dodaje Naylor.

MAŁE SAN FRANCISCO

Nie ma przypadku w tym, że Pep Guardiola powiedział rok temu, że Graham Potter jest w tej chwili najlepszym angielskim trenerem. Styl jego drużyny nazywa „uwodzicielskim”. Juergen Klopp z kolei wybałuszył oczy, gdy usłyszał, że 46-latek pracował kiedyś w czwartej lidze szwedzkiej i że zrobił tam trzy awanse.

Brighton pewnie nie ma dziś ekipy na europejskie puchary, ale wie po jakich torach się poruszać. Idealnie spełnia się w roli drużyny inwestycyjno-sprzedażowej. Sprzedali Bena White’a (60) i Dana Burna (15 mln), za Bissoumę krzyczą 50 mln, a za jakiś czas windować będą też cenę Modera.

— Jesteśmy w świetnym momencie - mówi Warnes. - To jest piękne, że mamy luty i nie musimy myśleć o spadku. Każdej wiosny zawsze była nerwówka, a teraz idziesz na mecz i masz spokój. To też zasługa Modera.

- Dla kogoś, kto pamięta stadion Withdean, betonowego kloca, gdzie brałeś lornetkę, żeby zobaczyć numery piłkarzy, ten okres jest jak bajka - dodaje Szczepanik.

- Pamiętam jak rozmawiałem parę lat temu z Paulem Barberem, prezesem klubu, który kiedyś był też dyrektorem w Tottenhamie. Spytałem go: jest jakiś klub w Anglii, który w tak krótkim czasie rozwinął się tak mocno? On sam mówił, że to jest niesamowite. W Londynie pewnie tylko Spurs mają lepszy ośrodek od naszego. Brighton jako miasto zawsze słynął z progresywnego myślenia. Gdyby to były Stany Zjednoczone, powiedziałbyś, że to bardziej San Francisco niż Dallas. Jeśli lubisz ludzi i jesteś otwarty, szybko się tu odnajdziesz - dodaje korespondent m.in. „The Independent”.

Najbliższy mecz Modera już w sobotę. Brighton jedzie na Tottenham Hotspur Stadium. A wraz z nim Tony Bloom i roześmiana brygada „Magic Man Moder”.

Warto wsłuchać się w trybuny.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.