Który klasyczny cover został doceniony przez MoMA, a który został zbanowany w USA? Tutaj dowiecie się wszystkiego.
Okładki rapowe to wcale nie takie proste rzeczy, jak się wydają. Nawet te z pozoru banalne i niezwracające uwagi często kryją za sobą doskonałe historie i barwne anegdoty. Zwłaszcza raperzy z USA nie podchodzą do poligrafii jak do zła koniecznego. Odpowiedni dobór zdjęcia lub grafiki może sprawić, że płyta zapada w pamięci na dużo dłużej: niech najlepszym tego przykładem będą chociażby albumy Franka Oceana czy Tylera, the Creatora.
Tych dwóch jegomości dziś jednak nie będzie. W zamian pojawią się inne absolutne klasyki, których okładki wpisały się do kanonów popkultury. Dowiecie się o historiach, jakie za nimi stoją, problemach jakie napotkały oraz wpływach i inspiracjach, które towarzyszyły ich powstawaniu. Zapraszamy do rapowej galerii sztuki!
Nas – Illmatic
Ze sporą dozą pewności możemy stwierdzić, że jest to jedna z najsłynniejszych okładek nie tylko w historii rapu, ale muzyki w ogóle. Fotografia zlana z blokowiskami Queens przedstawia 7-letniego Nasira w dniu powrotu jego ojca z zamorskich podróży. Ten wzór coverów był później kontynuowany na płytach It Was Written, I Am... oraz Nastradamus w różnych konfiguracjach. Media wychwytywały podobieństwa do okładki jazzowego albumu A Child is Born z 1974, sam zainteresowany wspominał z kolei, że na zdjęciu bardzo chciał wyglądać jak Michael Jackson, którego był fanem. Art ma symbolizować moment, w którym Nas zaczął uświadamiać sobie wszystko, co dzieje się w otaczającej go rzeczywistości i myśleć o własnej przyszłości. Kult, jakim otoczono tę pracę, zaowocował wieloma bardziej i mniej oczywistymi tribute'ami. Jednym z nich jest chociażby okładka Cartera III. XXL pisał, że podczas porównywania można dostrzec u Lil Wayne'a obraz sytuacji młodzieży tamtego okresu.
Kanye West – My Beautiful Dark Twisted Fantasy
Jak wszyscy wiemy nie ma rzeczy, do której Ye podchodziłby standardowo. Dlatego też wydany w 2010 klasyk nie miał jednej, a pięć różnych okładek, które były zależne choćby od regionu. Najważniejsza historia kryje się jednak za coverem uznawanym za główny. Artwork autorstwa George'a Condo przedstawia zbliżenie Westa z bliżej nieznaną postacią (według autora jest to feniks). Obie postacie są nagie, co wywołało spore kontrowersje w Stanach – część retailerów odmówiła sprzedaży płyty w takiej postaci. Wywołało to spore oburzenie gospodarza i wielu fanów, którzy sugerowali, że w niechęci kryje się konserwatywna niechęć do związków pomiędzy ludźmi o różnych kolorach skóry. Condo zdradził, że Kanye od początku chciał, by okładka była kontrowersyjna. Ostatecznie album w wielu miejscach pojawił się w innym wariancie graficznym, a w katalogach serwisów streamingowych wiadoma praca jest wyblurowana.
Dizzee Rascal – Boy in da Corner
To płyta, która miała ogromny wpływ na kształt obecnej sceny muzycznej w Wielkiej Brytanii. Wydany w 2003 roku krążek jest jednym z pradziadów dzisiejszego grime'u i ciężko zapewne znaleźć rapera ze Zjednoczonego Królestwa, który nie znałby go na pamięć. Najważniejsza jest dla nas teraz jednak sama okładka, czyli ultraestetyczne zdjęcie rapera siedzącego w rogu żółtego pokoju. To dzieło Deana Chalkleya. I tak jak często o rapowych coverach na wyrost mówi się jako o dziełach sztuki, tak tutaj Chalkley znalazł uznanie u ekspertów. Litografia Boy in da Corner o wielkości 12x12 cali znajduje się bowiem w zbiorach słynnego MoMA w Nowym Jorku. I to się nazywa mistrzostwo w swojej profesji!
Madvillain – Madvillainy
MF Doom wielkim producentem jest i basta. Płyta wydana w duecie z Madlibem jest esencjonalną dla całego gatunku, a przy okazji pojawiło się mało lepszych krążków do spożywania wszelkiego rodzaju nielegalnych specyfików (a przynajmniej sporo osób tak twierdzi). Historia okładki Jeffa Janka, art directora Stones Throw, ma swoje źródło w tajemniczym wizerunku MF Dooma. W 2003 roku niemal nikt nie wiedział, jak właściwie wygląda ten gość, a wizerunek słynnej maski nie był jeszcze powszechnie kojarzony. Jaki kraj, taki KaeN, ale w tym wypadku na plus dla Stanów. Jank chciał więc, by praca zdefiniowała wizerunek Dooma na lata – i udało się to w 100 procentach. Inspiracjami dla twórcy miały być dwa klasyki, czyli In the Court of the Crimson King oraz self-titled Madonna. Od tego momentu każda hip-hopowa głowa, widząc maskę inspirowaną marvelowskim Doctorem Doomem, myślała tylko o współtwórcy Madvillainy.
Kendrick Lamar – Good Kid, M.A.A.D City
Płyta w wielu kręgach uznawana za szczytowe osiągnięcie K-Dota miała dwie okładki, z których ciekawsza jest ta znajdująca się na podstawowej edycji. Zdjęcie przedstawia młodego Lamara w towarzystwie dwóch wujków oraz dziadka. Sam artysta tłumaczył na antenie radia Power 106 Los Angeles, że od lat wiedział, że to zdjęcie musi trafić na front albumu opowiadającego o dorastaniu w Compton. Według niego w pełni oddaje pewien styl życia, z jakim trzeba się zetknąć podczas dzieciństwa w tych rejonach Kalifornii. Skąd wzięły się paski na oczach członków rodziny rapera? Z tłumaczenia wynika, że taki zabieg miał ukazać Kendricka i cały motyw jako uświęcony i nieskażony brudem dorosłego życia. Słuchając albumu w całości, należy stwierdzić, że pasuje to idealnie. Hood shit.
Eminem – The Marshall Mathers LP
Zdjęcie okładkowe LP z 2000 roku przestawia Marshalla siedzącego na pełnym luzie na ganku swojego domu rodzinnego, do którego wraz ze swoją matką Deborah Johnson wprowadził się pod koniec lat 80. I byłby to koniec historii, gdyby nie fakt, że przy wydaniu drugiej części LP raper powrócił w rodzinne strony i ponownie przyozdobił album zdjęciem chaty. Tym razem, co zresztą widać, w stanie niemal kompletnego zniszczenia. Stanowi to całkiem ciekawą klamrę tego etapu drogi artystycznej Eminema. Dodatkowym smaczkiem wydaje się to, że niedługo po premierze Marshall Mathers 2 dom mieszczący się w Detroit stanął w płomieniach. Ot, zamknięcie sagi w trzech aktach.
A Tribe Called Quest - Midnight Marauders
ATCQ to ekipa, która jak mało która przyczyniła się do kultywowania afrykańskich tradycji i tegoż dziedzictwa wśród kultury afroamerykańskiej w Stanach Zjednoczonych. Doskonałym symbolem tego stanu rzeczy jest postać towarzysząca każdej z początkowych okładek albumów grupy. W Midnight Marauders ważna jest jeszcze jedna sprawa – twarze przewijające się w tle okładki. Zespół zebrał na poligrafii swojego czwartego albumu aż 71 osób, które w tamtym czasie miały niebagatelny wpływ na rozwój hip-hopu. Nie sposób i nie miejsce na wymienienie każdego, ale w tym gronie pojawiły się takie postacie jak Dr Dre, Busta Rhymes, Afrika Bambaataa czy Grandmaster Flash. Niesamowita operacja zakończona pełnym sukcesem.