Paluch to nowy Midas, czego nie nagra, platyna - trochę reprezentant B.O.R. ściemniał w kawałku Kontrola jakości, bo na ten moment czego nie nagra - podwójna, czy nawet potrójna platyna. W rozmowie z Bartkiem Strowskim Paluch opowiedział o swojej drodze na szczyt i wielu, wielu innych rzeczach.
Zajrzałem sobie na kanał BOR, gdzie zaraz stuknie miliard wyświetleń.
O kurde, nie wiedziałem. Jeszcze trochę i wykręcimy wynik Hotline Bling (śmiech). Nie śledzę takich rzeczy na bieżąco, zazwyczaj sprawdzam wyświetlenia w przeciągu pierwszego tygodnia od premiery, a później ludzie mi podsyłają informacje, że ten czy inny numer przekroczył konkretny wynik. Miliard wyświetleń na kanale w czasie mega popularności YouTube - czy to jest super osiągnięcie? Patrząc na resztę Europy - myślę, że nie ma czym się podniecać.
Zawsze miałeś podejście, które kazało się porównywać z większymi?
Zawsze tak podchodziłem na chłodno. To nie jest chora ambicja. Po prostu widzę raperów za granicą, jakie labele otwierają, jakie koncerty grają. Co jest sukcesem? Cieszę się tym, co mam, ale nie będę się nadmiernie ekscytował, bo sto pięćdziesiąt kilometrów stąd, w Niemczech, masz raperów, którzy są parę leveli wyżej pod każdym względem. Żyjemy w dużym kraju, tworzymy popularną muzykę, a żaden raper nie ma miliona na Instagramie (śmiech). Kiedyś porównywałem się do kolegów z podziemia, dziś chyba musimy myśleć w skali europejskiej.
Co dla ciebie jest zatem definicją sukcesu?
Dobre samopoczucie. Dobre życie z samym sobą. Spojrzenie w lustro i wiedza, że żyje się w zgodzie ze sobą, na własnych zasadach. Szczęście mojej rodziny.
Zaczynając kilkanaście lat temu przygodę z muzyką, wierzyłeś, że wejdziesz na level, na którym jesteś obecnie?
To było moje marzenie. W pewnym momencie robienia muzyki skumałem, że to może się udać. Na początku tworzyłem tak naprawdę dla siebie i godziłem pasję z pracą na etacie. Jeśli chodzi o BOR - nie działamy na kodach programowych majorsów, mamy swój plan na rozwój. Zależy nam, żeby nasi reprezentanci nie byli przypadkową grupką ludzi, a tworzyli w podobnym klimacie, żeby nie było wiele sprzeczności, na ile oczywiście to jest możliwe. Ciężko o wspólny kręgosłup moralny, ale to jest sytuacja idealna dla naszego wydawnictwa. Naturalnym jest, że nie będę miał takiego samego spojrzenia na świat, jak ktoś młodszy o jedenaście lat, bo wychowaliśmy się w różnych realiach. Wydaje mi się jednak, że najmłodsi przedstawiciele naszej ekipy rozumieją spojrzenie starszych kolegów.
Wspomniałeś pracę na etacie. Kiedy z niej zrezygnowałeś?
W czerwcu 2013 roku. Byłem sushi masterem przez siedem lat, wcześniej w sklepach pracowałem, różne rzeczy robiłem. Pracowałem w Sakanie, która jest dobrą i znaną sieciówką sushi barów w Warszawie czy Poznaniu. Praca była fajna, ale zabierała bardzo dużo czasu. Zmiany po dwanaście godzin, cztery dni w tygodniu. Przez 4 lata godziłem pracę na etat z graniem koncertów.
Zdarza ci się zrobić w domu sushi?
Nie, nigdy. Jedyne robienie jedzenia poza pracą to kanapki dla siebie czy rodziny.
Wtedy pisałeś po pracy?
Napisałem ostatnio gdzieś w kawałku, że czekałem tylko, aż wyjdę z roboty i wsiądę do pustego autobusu nocnego, żebym mógł odpalić bit. Pisałem cały czas. Na przerwie na szluga cały czas sprawdzałem nowe bity, non stop w trybie pracy nad muzyką. I zostało mi to po dziś dzień.
Na sukces jednak musiałeś trochę poczekać. Dobrze, że tak się stało? Czy praca na etacie pozwoliła nabrać pokory?
Zdecydowanie. Szybki sukces często sprawia, że ludzie załamują się psychicznie lub odbija im woda sodowa. Dużym plusem falowo przychodzącej popularności jest fakt, że mogłem się do tego przyzwyczaić. Już mnie to nie męczy jak kilka lat temu. Takie etapy są dobre, choć były skoki popularności, które pokrywały się ze skokami sprzedaży, np. przy albumie Niebo czy przy płycie Lepszego życia diler. Mocne uderzenia, które przełożyły się na rozpoznawalność, frekwencję na koncertach. W ostatnim okresie, kiedy wjechało OKO, Złota owca i Czerwony dywan, to wystrzeliło bardziej niż kiedykolwiek. Ostatnio pisałem z bardzo popularnym raperem, nie będę mówił z kim, który odniósł sukces w dość krótkim czasie. Niekoniecznie daje sobie radę z tym wszystkim, co się dzieje wokół niego. Kosztuje go to bardzo dużo wysiłku psychicznego, żeby to ogarnąć i nie popłynąć z gównonurtem w showbiznes.
Pamiętasz ostatni dzień pracy na etacie?
Konkretnego dnia nie, ale kojarzę okres, że goście lokalu już zaczęli mnie rozpoznawać. Dzieciaki kręciły mnie komórką zza szyby, klienci chcieli autograf - to już było męczące. Na zmianie zaważyła przede wszystkim kwestia finansowa, szczególnie dla mnie ważna, bo mam rodzinę na utrzymaniu. Jak zacząłem zarabiać z jednego koncertu lepiej, niż z miesiąca pracy w sushi barze, wiedziałem, że czas się zawijać i poświęcić zajawce. Założyłem firmę, działalność gospodarczą i od kilku lat lecimy z tematem.
Pełną wersję wywiadu z Paluchem znajdziecie w najnowszym numerze magazynu newonce.paper - a oprócz niego m.in. rozmowy z PRO8L3M-em, Arturem Rojkiem, Catz N Dogz i Pussykrew oraz teksty o historii polskiego samplingu czy ultraprawicowym rapie z USA. newonce.paper kupicie tutaj.