Paulo Fonseca znowu w akcji. Apostoł pięknej gry chce zapomnieć o bunkrach w Kijowie i ucieczce z Ukrainy

Zobacz również:Bolesne nauki polskich bramkarzy w Ligue 1. Pomyłki Bułki i Majeckiego
Paulo Fonseca
Fot. Sportinfoto/DeFodi Images via Getty Images

Walc trenerskich ławek ruszył przez Francję. Nowe kluby dostaną Christopher Galtier (PSG), Lucien Favre (Nicea) i Paulo Fonseca (Lille). Ciekawi szczególnie przypadek tego ostatniego, który cztery miesiące temu spał w bunkrze w Kijowie i z przerażeniem uciekał z Ukrainy, a teraz ma zamiar reaktywować niedawnego mistrza Ligue 1. Apostoł pięknej gry przychodzi w idealnym momencie, bo na Lille nie dało się już patrzeć.

Hugo Cajuda, agent m.in. Ricardo Sa Pinto i Paulo Sousy, znowu rozdaje karty. Dopiero co umieścił Leonardo Jardima w Dubaju, Sousie załatwia posadę selekcjonera Egiptu, a Fonsece otworzył drzwi na północy Francji. Lille w poprzednim sezonie zajęło dziesiąte miejsce, daleko poza pucharami i z bezbarwną grą w systemie Jocelyna Gourvenneca. Ciągle jest tam potencjał, żeby wrócić na dobre tory — stąd szybka podmiana szkoleniowca i zwrot ku Portugalii. Dla Fonseki będzie to wznowienie kariery po roku na bezrobociu.

Zabawnie wygląda dziś historia z Tottenhamu, który jesienią chciał zatrudnić byłego trenera Romy, ustalił już wszystkie warunki, ale na ostatniej prostej dyrektor Fabio Paratici stwierdził, że jednak odpuszcza, bo nie chce trenera… aż tak ofensywnego. Ten rzadki przypadek pokazuje, w jaką szufladkę wpadł Fonseca. Nigdy nie robi kroku w tył. Widać to było nawet wtedy, gdy wpadł na konferencję prasową w stroju Zorro. Skoro Szachtar pokonał Manchester City i wyszedł z grupy, a on dał słowo, to obietnicę spełnił. Był 6 grudnia 2017 roku. Wydarzyło się to na stadionie w Charkowie, co też pokazuje jak od dawna skomplikowana jest sytuacja Ukrainy. Fonseca przez trzy lata wygrał trzy mistrzostwa, ale ani razu nie był w Doniecku.

Szachtar dał mu sukcesy, ale też rozpoznawalność w Europie. Nagle okazało się, że da się wejść buty po Mircei Lucescu. Da się też odnaleźć w innym kręgu kulturowym, a jeśli ktoś chce, to i nawet żonę tutaj znajdzie. 31-letnia Katarina to prezenterka telewizyjna i była kierowniczka biura prasowego Rinata Achmetowa, właściciela Szachtara. Poznali się już zaraz na początku jego przygody w Ukrainie. Dwa lata później były oświadczyny nad jeziorem Como, a potem wspólne życie w Rzymie i Kijowie. Gdy w lutym Rosja zaatakowała Ukrainę, obudzili się o piątej rano, słysząc pięć wybuchów z rzędu. Fonseca w rozmowie z „Jornal De Noticias” nazwał to najgorszym dniem w życiu.

Z tamtej perspektywy daleko było mu do pracy w topowych ligach. W Romie dał się zapamietać jako półfinalista Ligi Europy i gość z najbardziej ofensywnym stylem gry w historii klubu, tak nawet wskazywały raporty, które dostał po 60 meczach. Potem był rok, gdy negocjował z różnymi drużynami, ale ostatecznie i tak dalej siedział w Kijowie. Negocjacje z Tottenhamem, Newcastle i Monaco spełzły na niczym.

Opis rosyjskiej inwazji, jaki serwował w różnych mediach, jest przerażający. Nie mógł wylecieć z kraju i nie mógł też nawet wyjechać, bo droga lądowa do Lwowa została zablokowana. Brakowało benzyny. Z pomocą przyszedł dopiero Darijo Srna, dyrektor sportowy Szachtara, który kazał mu udać się do bunkru w hotelu należącym do Achmetowa. Fonseca spędził tam półtora dnia. Dopiero potem, dzięki pomocy ambasady Portugalii, udał się minibusem do Rumunii. — Jechaliśmy 30 godzin. Widziałem wojska ukraińskie i słyszałem alarmy. Co chwilę musieliśmy się zatrzymywać, jadąc z prędkością 5 km/h — opowiadał w Sky Sports.

Dzisiaj wraz z żoną jest ambasadorem platformy „We help Ukraine”, która pomaga ukraińskim uchodźcom. Co jakiś czas w publicznych wystąpieniach wzywa kluczowych polityków zachodu, by nie wyciszali swojego sumienia. Pod koniec maja mówił, że sytuacja się pogarsza. Że ludzie walczą, ale są już na wyczerpaniu. Ukraińców nazywa na ogół „zimnymi ludźmi, ale takimi, którzy otwierają się na ciepło”. I którzy są dla niego inspiracją, że nawet w najgorszej sytuacji musisz walczyć do końca. O tym wszystkim pewnie jeszcze raz przypomni, gdy w środę pierwszy raz wystąpi na konferencji prasowej Lille.

Nie ma wątpliwości, że Ligue 1 zyskuje kolejne duże trenerskie nazwisko. Ciekawie będzie obserwować Lille — to, czy ten zespół jest w stanie nawiązać do tego, co dwa lata temu zbudował tu Christopher Galtier. Trochę się od tego czasu zmieniło, bo nie ma już dyrektora sportowego Luisa Camposa, nie ma też kluczowych graczy jak Mike Maignan, Burak Yilmaz czy Sven Botman. Za chwilę może odejść też Renato Sanches.

To będzie zupełnie nowa drużyna, wzmocniona być może kilkoma graczami Szachtara, no i na pewno bardziej atrakcyjna, bo za Gourvenneca stała się zwyczajnie bezbarwna. Portugalczyk już na początku postawił mocne warunki. Chce pracować wyłącznie ze swoim sztabem, w tym z 37-letnim Tiago Lealem, którego poznał w internecie, gdy ten osiem lat temu w Paços de Ferreira wysłał mu swoje analizy.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Żebrak pięknej gry, pożeracz treści, uwielbiający zaglądać tam, gdzie inni nie potrafią, albo im się nie chce. Futbol polski, angielski, francuski. Piszę, bo lubię. Autor reportaży w Canal+.
Komentarze 0