Chyba nie ma w futbolu fajniejszej rzeczy niż to, że nieskończona jest liczba zaskoczeń. Sobotnie popołudnie na Stamford Bridge w roli żywego dowodu naukowego. Beznadziejny West Bromwich Albion przyjeżdża na boisko Chelsea i strzela jej pięć goli w meczu, w którym mamy czerwoną kartkę, kontuzję piłkarza po tym, jak sfaulował go kumpel z drużyny, następnie uraz jego zmiennika, dwie bramki w doliczonym czasie gry pierwszej połowy. Zawrót głowy.
Chciałoby się napisać, że piłkarze Sama Allardyce’a uciszyli Stamford Bridge, gdyby nie to, że trybuny stadionów są dziś puste. Ale pierwsze ligowe zwycięstwo WBA na boisku Chelsea od 1978 roku to fakt. The Baggies teoretycznie nie mieli prawa wygrać tego meczu. Ten sezon w ich wykonaniu naznaczony jest katastrofą w ofensywie, w defensywie, nie kreują, nie strzelają, generalnie nie potrafią robić niczego ciekawego. Zdarzają się jednak wyjątki i takim był pierwszy mecz z Chelsea w bieżącej kampanii. Zakończony remisem 3:3, chociaż na The Hawthorns gospodarze prowadzili już 3:0
Dwie bramki w tamtym spotkaniu zdobył Callum Robinson, dwie dorzucił teraz. Absurdalny piłkarz – ma tylko pięć goli w Premier League i wszystkie strzelił Chelsea (jednego w barwach Sheffield United).
To on i Matheus Pereira byli w Londynie bohaterami gości. Każda kontra w drugiej połowie pachniała bramką, a Chelsea musiała atakować. Nie miały już znaczenia żadne taktyki, strategie, formacje. To było jak oglądanie naparzanki dwóch nastolatków w FIFĘ. Twarz Thomasa Tuchela wyrażała niedowierzanie. Sama Allardyce’a zresztą też. Pierwszy marzy o Lidze Mistrzów i od kiedy przejął The Blues, nie przegrał żadnego z czternastu spotkań. Drugi nigdy nie spadł z Premier League, a teraz na serio mu to grozi.
Pierwsza połowa tego meczu to nonsens goniący abstrakcję. Marcos Alonso trafia z blisko 30 metrów z rzutu wolnego w słupek, ale dobija skutecznie Christian Pulisić. Drużyna, która nie umie konstruować akcji ofensywnych zmusza tak doświadczonego zawodnika, jak Thiago Silva do popełnienia dwóch fauli na żółte kartki.
Goście wyczuwają słabość rywala i w końcówce pierwszej połowy wyprowadzają dwa szybkie ciosy, w odstępie 46 sekund. Wcześniej z boiska musi zejść Dara O’Shea po tym jak kasuje go kolega z WBA, Matt Phillips. Za O’Shea wchodzi była gwiazda Chelsea, Branislav Ivanović, jednak mięsień odmawia doświadczonemu zawodnikowi posłuszeństwa, gdy goni za Timo Wernerem i musi opuścić boisko. Zawrót głowy.
Za kadencji Tuchela Chelsea straciła wcześniej dwie bramki. W czternastu meczach. Teraz pięć w jednym. Nie da się tego wytłumaczyć w logiczny sposób. Niemiec chce zbudować zespół opierający grę na żelaznej defensywie, posiadaniu piłki i wykorzystywaniu potencjału w ofensywie, ma niesamowitą ławkę rezerwowych, powiedział nawet, że gdyby klub dostał zakaz transferowy, on byłby zadowolony z obecnego składu. Wyrzucił za burtę Ligi Mistrzów Atletico Madryt.
W dwóch meczach z WBA Chelsea straciła osiem bramek, nigdy w historii Premier League żaden rywal nie wbił im tylu goli w dwumeczu.
To spotkanie najlepiej podsumowuje twarz Big Sama, kiedy jego bramkarz, Sam Johnstone, kopnął z całych sił przed siebie, zaliczając w taki sposób asystę przy trafieniu Periery. Kwintesencja myśli szkoleniowej Allardyce’a. Prostota. O ironio, okazała się zabójczą bronią na Chelsea, ale do utrzymania zdecydowanie może nie wystarczyć. Nie da się tego zrozumieć.