Piłkarska wojna karteli w MLS. W USA to już nie emeryci nadają ton

Zobacz również:Pierwszy skalp Niezgody. Portland Timbers wygrali turniej MLS
Toronto FC v Los Angeles Galaxy
Fot. Michael Janosz/ISI Photos/Getty Images

Rywalizacja meksykańskich gwiazd będzie największym magnesem nadchodzącego sezonu Major League Soccer, w którym zobaczymy też rekordową liczbę pięciu Polaków. Kacper Przybyłko, niekwestionowana gwiazda ubiegłego sezonu, będzie więc miał sporą konkurencję.

UWAGA SPOILER, DLA OGLĄDAJĄCYCH "NARCOS: MEXICO"

W ostatnim, znakomitym sezonie serialu Netflixa “Narcos: Mexico” na sam koniec widzimy scenę w której szefowie największych karteli dochodzą do porozumienia, ale automatycznie już zaczynają knuć za swoimi plecami, co prowadzi do oczywistego wniosku, że konflikt wisi w powietrzu.

KONIEC SPOILERA

***

Czy ta analogia pasuje do zbliżającego się sezonu Major League Soccer? W pewnym sensie na pewno, choć minęły już czasy, gdy Rene Higuita i inne gwiazdy kolumbijskiej piłki grały towarzyskie mecze na dworze Escobara. Javier “Chicharito” Hernandez, Jonathan dos Santos i Carlos Vela są sowicie opłacani przez kluby z Los Angeles, a nie bonzów meksykańskich karteli. Ich drogi skrzyżowały się jednak do tego stopnia, że przyjaźnie nawiązane na zgrupowaniach reprezentacji zostaną poddane dużej próby.

PIŁKARSKA WOJNA O LA

Nienawiści na linii LA Galaxy – LAFC nie da się przecenić - przyznam, że sam czasem złośliwie wysyłam w SMS-ach zdjęcia Zlatana Ibrahimovica do szefa public relations drugiego z wymienionych klubów, gdyż wiem, że natychmiast się zagotuje i mam z tego ubaw. Piłkarska wojna o Los Angeles dopiero jednak wkracza w decydującą fazę. Starcie Ibra kontra Vela – również biorąc pod uwagę wypowiedzi obu graczy na swój temat – budziło zawsze zainteresowanie, ale Vela kontra Chicharito? To jest “next level”, jak to mówią Amerykanie.

Dwaj najpopularniejsi piłkarze z kraju, który ma największą populację emigrantów - i tych legalnych, i tych nieco mniej - w Południowej Kalifornii, z których zdecydowana większość kocha piłkę nożną… Obaj przyznają otwarcie, że bardzo się lubią, ale ta przyjaźń zostanie poddana dużej próbie. Chicharito na dzień dobry zagwarantował, że „Galaxy wygra wszystkie mecze z LAFC, w których on pojawi się na boisku”. Vela odpowiedział mu, że “cieszy się, że Javier trafił do LA, ale teraz będzie musiał się niestety przyzwyczaić do przegrywania.” W starciu obu zespołów w zeszłorocznych playoffach triumfował, po raz pierwszy w historii, zespół LAFC wygrywając po przedziwnym meczu 5:3. Ale ostatecznie na nic się to nie zdało. Po mistrzostwo sięgnęli lepiej ze sobą zgrani i funkcjonujący jako zespół, doświadczeni Seattle Sounders - bez wątpienia jeden z faworytów nadchodzącego sezonu.

LA KOCHA GWIAZDY

W tym roku w Galaxy panuje stan podwyższonej gotowości. Walka toczy się nie tylko o piłkarską supremację w MLS, ale również serca kibiców w Los Angeles. LAFC po cichu stał się klubem popularniejszym, bardziej “trendy”, z celebrytami wśród właścicieli (Tony Robbins, Will Ferrell, Magic Johnson). Słynie ze znakomitej atmosferą na meczach (przed przystąpieniem do ligi działacze… wysłali grupę kibiców do Dortmundu, aby tam nauczyli się profesjonalnego dopingowania). Jest też drużyną, która w 2019 roku pobiła rekord zdobytych punktów w sezonie zasadniczym.

Działacze Galaxy przez lata podejmowali mądre, strategiczne stawiając na wielkie gwiazdy w rodzaju Davida Beckhama, Robbiego Keane’a, czy wspomnianego Ibrahimovica, którego teraz musieli zastąpić. Kluczowa okazała się relacja obecnego dyrektora sportowego Denisa te Kloese, który jeszcze na ostatnim mundialu pełnił tą samą funkcję w reprezentacji Meksyku. To on namówił Chicharito. Jego kariera w Europie zaczęła niebezpiecznie dryfować w stronę mielizny - ostatnie pobyty w West Hamie i Sevilli były, co najwyżej, średnio udane. Teraz jednak znalazł się w wymarzonej sytuacji - w mieście, gdzie jest podziwiany i kochany. Gdy w ubiegły wtorek pokazano go na telebimie na meczu Lakers, kibice klaskali. - To dodaje mi sił. Wiem, że mam przed sobą bardzo dobry sezon - zapowiada Hernandez.

ZA DOBRY NA MLS

Nie od niego jedynego będzie jednak zależeć ofensywna gra zespołu prowadzonego przez byłego MVP ligi i niegdyś znakomitego rozgrywającego Guillerme Barrosa Schelotto. Bodaj największym asem w jego talii jest 24-letni rodak, reprezentant Argentyny Cristian Pavon. Już kilka miesięcy temu Ibrahimović zapowiadał: - Cieszcie się, dopóki możecie go oglądać. On jest za dobry na MLS. Na pewno tutaj długo nie pogra.

Działaczom udało się jednak przedłużyć o rok wypożyczenie z Boca Juniors. Wydaje się, że po zakończeniu sezonu Pavon wyląduje w jednej z najlepszych lig europejskich, ale na razie może stać się gwiazdą numer jeden w MLS. Cudowny gol, jakiego strzelił w niedawnym sparingu sugeruje, że po dynamicznym lewoskrzydłowym (mogącym grać także na trzech innych pozycjach) możemy spodziewać się fajerwerków. Obok nich zagra wspomniany Dos Santos, bardzo pożyteczny „pracuś” w środku pola. Defensywę – w ubiegłym sezonie jedną z najgorszych w MLS – wzmocni były obrońca Liverpoolu Emiliano Insua.

Tymczasem LAFC wzmocniło konkurencję na razie tylko na pozycji bramkarza. Tylera Millera zastąpił weteran, były bramkarz Ajaksu, Feyenoordu i reprezentacji Holandii Kenneth Vermeer. W pierwszej poważniejszej próbie w Lidze Mistrzów z meksykańskim Leon, ekipa Boba Bradleya wypadła jednak blado. W tym meczu LAFC grali jednak nowym i mocno osłabionym przez kontuzje składem – Grają dużo gorzej niż w poprzednim sezonie. Byłem bardzo rozczarowany tym, co zobaczyłem - mówił mi w ubiegłym tygodniu polski as Philadephia Union Kacper Przybyłko. Tajemnicą poliszynela jest jednak to, że działacze szykują jeszcze poważny ruch transferowy latem, gdy rozgrywki zakończą najważniejsze ligi europejskie. Komentator ESPN palnął niedawno, że będą chcieli ściągnąć… Roberta Lewandowskiego, ale to oczywiście wydaje się marzeniem ściętej głowy.

W kuluarach coraz częściej pada jednak nazwisko jego byłego kolegi z Borussii, a obecnie piłkarza Werderu Brema Nuriego Sahina. To już można potraktować jako spekulacje z dużą dozą prawdopodobieństwa. – Jesteśmy zmotywowani! – zapowiada Bradley, który ponad dwadzieścia lat temu poprowadził Chicago Fire do mistrzostwa z trzema Polakami w składzie (Nowak, Kosecki, Podbrożny).

SILNA POLONIA W USA

Polaków nie zabraknie również w nadchodzącym sezonie MLS. Ba, nie było ich tak wielu od czasów Jacka Ziobera i Roberta Warzychy, czyli naszych piłkarskich pionierów za Oceanem.

Najwięcej, bo ponad milion dolarów za sezon, zarobi Adam Buksa, który będzie pracował z najbardziej utytułowanym amerykańskim szkoleniowcem wszech czasów. Bruce Arena wrócił z emerytury, aby odbudować potęgę New England Revolution, kilkanaście lat temu regularnego uczestnika MLS Cup (ze Stevem Nicolem, znanym z występów w wielkim Liverpoolu) w roli trenera. Trener, który w minionej dekadzie zdominował ligę z Galaxy, widzi w Buksie „polskiego Robbiego Keane’a”. Liczy, że powalczy o miano króla strzelców. Czy oczekuje zbyt wiele?

Podobne wymagania ma trener Portland Timbers wobec Jarosława Niezgody, ale były legionista może liczyć na duże wsparcie z drugiej linii. Zwłaszcza ze strony jednego z najlepszych piłkarzy jacy kiedykolwiek trafili do MLS, czyli argentyńskiego maga Diego Valeriego, MVP rozgrywek sprzed trzech lat.

Timbers grają efektowny, ofensywny futbol, więc okazji do zdobywania bramek w lidze, w której wydaje się pieniądze na graczy atakujących, zaś na obrońców już niekoniecznie, zapewne mu nie zabraknie. Z kolei Przemysław Frankowski rozpocznie w Chicago życie bez Nemanji Nikolica i Nicolasa Gaitana. Zamiast nch działacze Fire postawili na dwóch Argentyńczyków – Gastona Gimeneza oraz 19-letniego, ponoć bardzo utalentowanego Ignacio Alisedę. Frankowski wyróżniał się w sparingach. Powinien być jednym z najważniejszych zawodników zespołu, który w ubiegłym sezonie nawet nie zakwalifikował się jednak do play-offów, dysponując obiektywnie mocniejszym składem. “Franek” zanotował pięć goli i dziewięć asyst, ale ligi na razie nie oczarował. Wszyscy oczekują, że w drugim sezonie zaprezentuje się lepiej.

Najmocniejszą pozycję spośród wszystkich Polaków ma zdecydowanie wspomniany Przybyłko – jeden z najlepszych snajperów MLS i na pewno duże pozytywne zaskoczenie ubiegłego sezonu. Jeśli były napastnik FC Koeln podtrzyma strzelecką passę, powinien trafić nie tylko do mocniejszej ligi, ale nawet selekcjonera Jerzego Brzęczka. O ile Przybyłko był objawieniem, tak Przemysław Tytoń – przypomnijmy, bramkarz reprezentacji Polski w pamiętnym EURO 2012 - okazał się największym rozczarowaniem. W ekipie beniaminka z Cincinnati, jednej z najgorszych w MLS, nie tylko nie grał regularnie (zaledwie 15 meczów), ale puszczał mnóstwo bramek (średnio po dwie na mecz). Teraz dostanie drugą szansę, ale pewnego miejsca w składzie nie ma.

LATYNOSI ZAMIAST DZIADKÓW

Nadchodzący sezon zapowiada się bardzo ciekawie, bo większość zespołów wydawała pieniądze. Nawet te z mniejszych miast jak Columbus Crew, którzy pobili transferowy rekord klubu (7 milionów), ściągając z Tigres znakomitego argentyńskiego pomocnika Lucasa Zelaryana.

Przykład Sounders oraz Toronto FC w ostatnich latach pokazał, że wielkie nazwiska nie gwarantują już sukcesów, ale proporcjonalnie “zbilansowany” zespół z wyrównanymi formacjami - już jak najbardziej.

Minęły czasy, gdy MLS była przystanią emerytów. Dziś działacze mocno penetrują rynki Ameryki Południowej i Środkowej, wyszukując tam największe talenty. Nieprzypadkowo do LAFC trafiło trzech czołowych zawodników młodzieżowej reprezentacji Urugwaju (dwóch spośród nich podziwialiśmy ostatnio na MŚ U-20 w Polsce). Przykłady Alphonso Daviesa (z Vancouver do Bayernu) i Miguela Almirona (z Atlanty do Newcastle) pokazały, że warto najpierw zainwestować, aby później sprzedać z zyskiem do czołowych klubów Starego Kontynentu. Niedawno najlepszy bramkarz ligi Zach Steffen zamienił Columbus na Manchester City (skąd został wypożyczony do Fortuny Duesselforf). Zespoły MLS grają coraz lepszą piłkę, a w składzie… coraz bardziej brakuje miejsca dla Amerykanów, którzy nie wytrzymują konkurencji z napływem zdolnych Latynosów.

Nie znaczy to jednak, że polowanie gwiazdy zakończyło się na dobre. Ze swoim autorskim projektem w Miami zadebiutuje człowiek, który zmienił popularność “soccera” w Ameryce, czyli David Beckham. On akurat stanowi magnes sam w sobie. Wydaje się tylko kwestią czasu, gdy ściągnie na Florydę wielkie nazwiska. Media już spekulowały o Cavanim, Bale’u, a nawet Leo Messim. Kto wie, może już tego lata zaszokuje MLS podobnie, jak sam w 2007 roku, zostawiając Real Madryt na rzecz Galaxy. Ktokolwiek jednak odpowie na jego apel - i 8-9 milionów dolarów rocznego wynagrodzenia - nie będzie już tutaj osamotniony. Trafi do lepszej ligi, z lepszymi piłkarzami…

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
W jego sercu na zawsze pozostaje Los Angeles i drużyna Jeziorowców. Marcin Harasimowicz przesyła korespondencję z USA, gdzie opisuje najważniejsze wydarzenia ze świata NBA.