Podsumowujemy projekt Taconafide - yay czy nay?

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
taco-1.jpg

Bombę o collabie dwóch najpopularniejszych raperów w Polsce odpalono w połowie marca. Kończy się kwiecień, a my jesteśmy już po trasie, albumie i... paru konkretnych kontrowersjach. Jak właściwie ocenić Taconafide?

Oczywiście, że wtajemniczeni wiedzieli o tym projekcie dużo wcześniej, zresztą niektóre media sugerowały, że coś może się wydarzyć. Większość myślała, że chodzi o singiel, tymczasem dostaliśmy całą płytę, siedem koncertów (oraz Open'era) i... nie wiemy, co dalej. Niezależnie od tego, czy Taconafide to projekt jednorazowy, czy szersza współpraca, jasne jest jedno: panowie Kuba i Filip już teraz zrobili najgłośniej komentowaną rzecz 2018 roku. Pytanie tylko, czy jest o czym w ogóle mówić? Ugryźmy Taconafide z czterech stron.

1
1. Muzyka

Gdyby czytać tylko recenzje na fejsie czy forach, Soma 0.5 mg jawiłaby się jako jedna z najgorszych płyt w historii polskiej fonografii. Powód tak złego odbioru jest prosty: oczekiwano, że Taco i Quebo, dwie - było nie było - wielkie osobowości polskiego rapu, przesuną jakościowo poprzeczkę na poziom niedostępny dla zwykłych nawijaczy. Tymczasem to nie jest zły album - to album zbyt wykalkulowany. Czuć, że obaj po prostu do siebie nie pasują, że płyta była nagrana z nastawieniem na szybki sukces, zresztą słuchając Somy ma się wrażenie, że tu wszystko było robione pod deadline. Taco starał się dopasować do Quebo, Quebo do Taco. Wyszło zachowawczo i... popowo, dlatego warto oceniać tę płytę właśnie przez pryzmat materiału pop. Natomiast pogłoski o katastrofie są tu mocno przesadzone. Czy którykolwiek numer na Somie jest wyjątkowo zły? Nie, po prostu tekstowo historie dwójki ludzi, którzy spoglądają na świat ze szczytu i nie mogą się na nim odnaleźć, są zbyt spłaszczone. Pewnie byłoby inaczej, gdyby Taco i Quebo dali sobie więcej czasu, zamiast robić album na już, na teraz.

Zresztą jeśli łudziliście się, że wszystko wokół tego duetu nie było zaprojektowane na fejm - sprawdźcie wypowiedź Palucha sprzed kilku miesięcy. Wtedy mówił, że Taco do niego nie przemawia, chwilę potem dograł mu się na feat do numeru Ekodiesel.

2
2. Trasa
Taconafidetorwarblackshadowstudio.com-22-1.jpg

Trasy zrobionej z takim rozmachem polski hip-hop jeszcze nie widział; trzeba tu obiektywnie przyznać, że wszystko było dopięte na ostatni guzik i zagrało tak, jak powinno. Nawet jeśli główni bohaterowie nieco ginęli w konfrontacji z ogromem scen, na których występowali. I te narzekania, że na widowni dominowały dzieciaki. Tyle że spójrzmy na to z innej strony - każdy od czegoś zaczynał. Nie jest powiedziane, że dzisiejsi 15-letni fani Taconafide za trzy lata nie sięgną po Sokoła albo Noona. Więcej - to w sumie całkiem możliwe. I właśnie pod takich ludzi przygotowano ten projekt. Można byłoby się czepiać, gdyby Quebo i Taco wychodzili przed małolatów pijani i z knagami na wierzchu, jak 30 lat temu robił to Jan Borysewicz z Lady Pank. Ale oni po prostu rzetelnie wykonali swoją robotę.

3
3. Rozmach
Taconafidetorwarblackshadowstudio.com-1-1.jpg

Gdyby przyrównać muzykę do kina, Taconafide byłoby jak gigantyczny, hollywoodzki blockbuster. Klipy, w które włożono masę kasy. Ogromna machina promocyjna i wielka ekipa, stojąca za całym tym przedsięwzięciem. Koncerty, płyta, starannie zaprojektowany merch (ale żadnego wywiadu). O żadnym innym zjawisku muzycznym nie mówiono w ostatnich miesiącach tak wiele. I trzeba tu powiedzieć wprost: w XXI wieku tak robi się sukces w Polsce. Nie ma co się łudzić, że nakręcimy wideo na osiedlu, promocją zajmie się co bardziej ogarnięty socialowo ziomek, a reszta jakoś się ułoży. Tu potrzeba ogromu pieniędzy i jeszcze większego ogromu pracy.

A co do tego blockbustera - Soma 0,5 mg jest trochę jak Świt Sprawiedliwości. Aktorzy fajni, oczekiwania wielkie, Batman i Superman w jednym filmie, a wyszło tak sobie.

4
4. Kontrowersje

Najpierw afera z Meek Millem. Nie pudrujmy rzeczywistości - temat niestety był.

Potem sprawa różnic podatkowych, o które doczepiło się Ministerstwo Finansów, a o czym pisaliśmy tutaj. Kombinacje były, natomiast tu Taconafide mieli trochę pecha, bo takich praktyk dopuszczało się przed nimi wielu. Trafiło na nich, ponieważ robili to na najszerszą skalę. Obie wtopy nie były gigantyczne, ale mimo wszystko położyły się cieniem na dopracowanej w najdrobniejszych szczegółach machinie o nazwie Taconafide.

Bardzo długo czekaliśmy na to, aż ktoś w Polsce zrobi wreszcie wielki, porządny projekt po amerykańsku. Czyli z pierdolnięciem i przede wszystkim ogromnym gronem odbiorców. Sukces jest, ponieważ Taconafide pokazali, że można. I że na stadionówki made in Poland nie mają już monopolu ludzie z pokolenia Maryli Rodowicz. I że - jeszcze raz podkreślamy - wykonanie było naprawdę spektakularne, godne gigantów z Niemiec, Francji czy Wielkiej Brytanii. Szkoda tylko, że z tą płytą to czuliśmy się jak jeden z członków naszej redakcji, kiedy rodzina obiecała mu na komunię pinczera, a finalnie dostał ilustrowany atlas psów. Jeśli czeka nas Taconafide #2, to liczymy, że muzyka w końcu doścignie otoczkę.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Współzałożyciel i senior editor newonce.net, współprowadzący „Bolesne Poranki” oraz „Plot Twist”. Najczęściej pisze o kinie, serialach i wszystkim, co znajduje się na przecięciu kultury masowej i spraw społecznych. Te absurdalne opisy na naszym fb to często jego sprawka.