To znów nie był piękny mecz w wykonaniu reprezentacji Polski, ale tym razem krytyczne głosy będą ciche. Nasi piłkarze pokonali Arabię Saudyjską 2:0 w drugim spotkaniu w grupie, a historię tego spotkania napisali liderzy drużyny, którzy również odkupili swoje winy.
Mówi się, że aby wygrać w ważnych meczach, trzeba dać z siebie wszystko, a przy okazji mieć trochę szczęścia. Jeśli ktoś nie wierzy w prawdziwość takiego piłkarskiego powiedzenia, to po meczu Polaków z Arabią Saudyjską mógł zmienić zdanie. Bo choć nasi zawodnicy nie zerwali z zachowawczym podejściem, za które Czesław Michniewcz krytykowany był po meczu z Meksykiem, to jego taktyka się obroniła.
Polacy po raz pierwszy od bardzo dawna wygrali na mistrzostwach świata mecz o dużą stawkę – idąc znanym klasykiem, mecz o wszystko – i w końcu w XXI-wiecznej przygodzie z tym turniejem ostatnie spotkanie w grupie nie będzie już tylko o honor. Dla wielu kibiców to pierwszy przypadek ich w życiu, gdy wygrywamy na mundialu mecz o stawkę, a nie tylko zgarniamy punkty w ostatnim spotkaniu, gdy już dawno piłkarze spakowali już walizki.
POPROWADZENI PRZEZ LIDERÓW
Zwycięstwo 2:0 przyszło po ogromnym wysiłku, a największe zasługi w jego odniesieniu mają liderzy tego zespołu, również ci, do których były ostatnio (albo są od dłuższego czasu) pretensje. Na drugim planie znów byli skuteczni Kamil Glik i Bartosz Bereszyński (kolejny świetny występ na mistrzostwach), ale nagłówki skradną największe gwiazdy naszej kadry.
Bramkę na 1:0 zdobył wiecznie krytykowany za grę w narodowych barwach Piotr Zieliński. Przed przerwą kapitalną podwójną interwencją przy rzucie karnym uratował nas Wojciech Szczęsny. W końcu na 2:0 wynik ustalił Robert Lewandowski, strzelając w końcu swojego pierwszego gola na mistrzostwach świata. Obrazki po jego trafieniu przejdą do historii polskiej piłki. Jest coś niezwykle poruszającego w tym, że facet, który w karierze zdobył już pond 600 bramek na największych arenach świata, padł na murawę i rozkleił się po golu z Arabią Saudyjską w fazie grupowej mundialu.
Z przebiegu meczu trzeba jednak przyznać, że dwubramkowa wygrana nam schlebia, choć mieliśmy jeszcze więcej okazji. Pod kątem samej gry, nie było widać zmiany podejścia w porównaniu do Meksyku, choć znacznie lepiej wyglądało to przy szybkich wyjściach z kontrą. To m.in. efekt tego, że Lewandowski nie był osamotniony w ataku. Nasze wypady do przodu, w przeciwieństwie do pierwszego spotkania, były wreszcie konstruktywne.
Michniewicz dokonał trzech zmian w porównaniu z pierwszym meczem. Krystian Bielik, Przemysław Frankowski i Arkadiusz Milik zastąpili Nicolę Zalewskiego, Sebastiana Szymańskiego i Jakuba Kamińskiego. Dzięki temu zadowolony mógł być każdy, kto domagał się roszad. Zwolennicy Bielika doczekali się go w jedenastce, ci, którzy chcieli zobaczyć grę na dwóch napastników, dostali Milika, a Frankowski miał zapewnić dynamikę na skrzydle.
MECZ NA OSTRZU NOŻA
Michniewicz postawił na system, który dawał mu elastyczność w przesuwaniu pomiędzy 4-4-2 a 3-5-2 i szybko przekonaliśmy się, na czym będziemy bazować. Arabowie po spokojnym początku ruszyli na nas odważniejszym pressingiem, co już przed upływem kwadransa skończyło się dobrą akcją i strzałem Mohameda Kanno, którego spod poprzeczki wyjął Szczęsny. My stawialiśmy na szybkie wypady i wykorzystanie wolnych stref na bokach. Pod względem kultury gry, to Saudyjczycy byli lepsi, ale grali ryzykownie, zostawiając nam przestrzeń.
Polacy mieli jednak coraz większe problemy z intensywnością narzuconą przez Arabów. To, w połączeniu z bardzo skrupulatnym podejściem brazylijskiego sędziego, przełożyło się na kartki. Jakub Kiwior, Matty Cash i Arkadiusz Milik dostali kartki w odstępie czterech minut, a ten drugi po chwili powinien wylecieć z boiska. To dało poczucie, że Saudyjczycy jeszcze bardziej panują nad meczem i zrobiło się ryzykownie. Łatwo można było sobie wyobrazić, że nie dokończymy tego spotkania w jedenastu.
W końcu jednak Polakom udało się wykorzystać przestrzeń, która robiła się połowie rywali. Cash rozegrał dynamiczną akcję z Frankowskim, zagrał w pole karne, a Lewandowski podciął sobie piłkę nad bramkarzem i wycofał do Zielińskiego. Pomocnik Napoli strzelał w ciągu ostatniego roku w ważnych meczach ze Szwecją i Holandią, ale wreszcie trafił na wielkim turnieju. O tym, jak wyjątkowa była to akcja, niech świadczy fakt, że to pierwszy gol Polaków z gry na mistrzostwach świata od 20 lat! W międzyczasie w 2006 i 2018 roku strzeliliśmy tylko z rzutów karnych i stałych fragmentów gry.
BOHATER SZCZĘSNY
Naszą radość do przerwy mógł ugasić rzut karny dla Arabów, ale wtedy bohaterem został Szczęsny. Nie dość, że dobrze odbił pierwszy strzał, to jeszcze popisał się doskonałą reakcją przy dobitce i ta podwójna interwencja z pewnością trafi do kompilacji najlepszych obron tego turnieju. Owszem, rzut karny był miękki, więc sprawiedliwości stało się zadość, jednak w ważnym z psychologicznego punktu widzenia momencie Szczęsny wytrzymał presję.
Dla bramkarza, który ma pechową historię występów na wielkich turniejach, to był moment odkupienia win. Po przerwie Szczęsny też nas jeszcze kilka razy uratował, szczególnie w ciągu pierwszego kwadransa drugiej połowy, który był w wykonaniu Polaków pełen błędów i chaotyczny. Sprezentowaliśmy Saudyjczykom dwie dobre szanse, ale Szczęsny zawsze był górą.
Michniewicz dostrzegł, że rywale opadają z sił i mimo że Zieliński grał dobrze, to w jego miejsce wpuścił Kamińskiego. To okazało się dobrym posunięciem, bo skrzydłowy Wolfsburga miał świeże siły, by atakować bocznymi sektorami, które regularnie pozostowały wolne. Może to przypadek, ale w ciągu kilku minut odkąd Kamiński pojawił się na boiskach po akcjach ze skrzydeł doskonałe okazje mieli Milik i Lewandowski. Goli mimo tego nie było, bo pierwszy trafił w poprzeczkę, a drugi w słupek.
Po raz ostatni szczęście uśmiechnęło się do Polaków na niecałe 10 minut przed końcem. Lewandowski zabrał piłkę obrońcy, który popełnił błąd i w sytuacji sam na sam z bramkarzem trafił na 2:0, zdejmując z siebie klątwę i passę meczów na mundialu bez strzelonego gola. Doczekał się bramki, która jednocześnie dała nam bardzo ważne zwycięstwo i ogromną szansę na fazę pucharową.
CEL, NIE STYL
Tym razem dyskusja o stylu zejdzie na bok, bo i mecz z Meksykiem, i wydarzenia kolejnych dni pokazują, że w zasadzie jest ona w tym momencie jałowa. Michniewicz nie zaproponuje niczego innego i nie ma sensu tego od niego oczekiwać. Zgadzam się z opinią Michała Treli, autora podcastów Ekstraklasa Small Talk i Niemiecki Porządek w newonce, który w swoim tekście stwierdził, że po turnieju należy zmienić selekcjonera. Nie dlatego, by coś zamenifestować czy Michniewicza ukarać, ale po to, by rozwijać kadrę w innym kierunku.
Ta drużyna, którą oglądamy w Katarze, to reprezentacja nastawiona na osiągnięcie celu, a nie rozwój. Pod wodzą Michniewicza prezentuje styl, którego usprawiedliwiają tylko wyniki i jakby nie patrzeć, te po dwóch meczach bronią selekcjonera. Nie straciliśmy jeszcze bramki i mamy najwięcej punktów po dwóch meczach od 36 lat. Jeśli mamy wyjść z grupy, to sposób realizacji tego zadania schodzi na dalszy plan, a 1/8 finału mistrzostw świata byłaby niezłym zamknięciem pewnego cyklu w tym zespole.
Na razie Polacy realizują swój cel na mundialu w Katarze. Grzegorz Krychowiak przed wylotem na turniej mówił, żeby nie oczekiwać pięknej gry i tej faktycznie nie ma. Po dwóch spotkaniach zaliczamy średnio 38.5% posiadania piłki, Meksyk i Arabia Saudyjska wymieniły od nas w sumie ponad 500 podań więcej, a w strzałach ustępujemy rywalom po dwóch meczach 15:27. Mimo tego, wyniki się zgadzają, świetnie gramy w obronie i jesteśmy rywalem nieprzyjemnym (co ma ogromne znaczenie na turniejach), a mógł być nawet komplet zwycięstw, choć każdy widzi, że mamy potencjał na lepszą grę.
Może więc te mistrzostwa świata przyniosą nam sukces na dwóch frontach. Po pierwsze, wreszcie uda nam się wyjść z grupy na mundialu i przerwać trwającą od kilku pokoleń wstydliwą serię. Po drugie, otworzą ważną dyskusję o tym, w jakim kierunku mamy się rozwijać jako reprezentacji Polski i pozwoli nam popchnąć naszą piłkę na inne tory, skoro tak duży szum był o "lagę" z Meksykiem. Na razie jednak trzeba zaakceptować, że kadra Michniewicza to kadra zadaniowa. I z zadaniem odpędzenia demonów związanych z grą na mundialach na razie radzi sobie całkiem skutecznie.