PRO8L3M: Urok obrazu nie polega na tym, że jest on piękny (WYWIAD)

Zobacz również:Musical sci-fi. Kulisy trasy „Psycho Relations” Quebonafide (ROZMOWY)
DSC1949.jpg
fot. Ada Zielińska

Już jutro swoją premierę będzie miał Ground Zero Mixtape, który Oskar ze Steezem kończyli nagrywać miesiąc temu w swoim warszawskim studio. I wtedy właśnie odwiedziliśmy ich na Żoliborzu, żeby pogadać trochę o pomyśle na nowe wydawnictwo, jego realizacji i kontekście 90sowych rave’ów z których czerpali inspiracje.

Wtedy widzieliśmy wielościeżkowe projekty w Abletonie patrząc na które Oskar śmiał się, że to jest Matrix, Piotrek czyta w tym jak Neo w Matrixie. Wtedy słyszeliśmy wiele z tych bitów, które chłopaki nazywali złodziejskimi i trudno o lepsze słowo, żeby oddać ich ciężki, angażujący klimat. I wtedy też słyszeliśmy po raz pierwszy takie wersy jak Nie ma się co przejmować - myśli coraz zdrowsze / Paranoje produkuje coraz słodsze głowa / Auta coraz młodsze / Dupy coraz droższe / Narkotyki coraz nowsze / Coraz krótsza jest po nocce doba. Tematów do przegadania mieliśmy więc multum i tylko żartem, przy kolejnej odpalonej pętli padało od czasu do czasu hasło o, stary, aż chce się dropsa opierdolić.

EPka, mixtape, album, EPka, mixtape, album? W waszej dyskografii zaczyna być powoli widoczna pewna cykliczność. Czy więc niedługo możemy się spodziewać kolejnego albumu?

Steez83: Tak, mamy w tym roku jeszcze w planach wydanie albumu i też dlatego nie chcieliśmy się zastanawiać czy to co nagramy teraz, nie będzie przypadkiem dla niego konkurencyjne. Wymagało to więc jakiejś oddzielnej koncepcji i stąd pomysł na mixtape.

Oskar: Chcieliśmy zrobić coś, co będzie stosunkowo proste i w miarę szybko będzie można to nagrać, a mixtape to forma - w naszym rozumieniu - luźniejsza niż płyta. Nie oznacza to bynajmniej, że potraktowaliśmy sprawę na odpierdol. Koniec końców robiliśmy to prawie tak długo i intensywnie jak płytę. A kiedy zastanawialiśmy się nad tym skąd możemy zaczerpnąć inspiracje, Piotrek wpadł na pomysł sięgnięcia po około-rave’owe brzmienia. Mi się to spodobało, bo - choć teraz już jestem daleki od tego - bywałem, może nie klasycznych rave’ach, ale różnych trance-techno spędach. I dropsa też wrzucić lubiłem.

Steez83: Z początku mieliśmy na to nieco inny pomysł, bo kiedy już wiedziałem, że chcę sięgnąć po rzeczy, które są bardziej uptempo i zwolnić je, żeby dać Oskarowi jak najwięcej swobody artystycznej, to naturalnie pomyślałem o jakichś disco-funkowych klimatach. Ale kiedy później do tego wróciłem, doszedłem do wniosku, że nie tędy droga i zacząłem błądzić myślami po gatunkach do których będzie nam się łatwiej odwołać. I tu już szybkim krokiem poszedłem w kierunku lat 90., bo Art Brut zrobiliśmy w oparciu o rzeczy, które przewijały się w momencie naszego wczesnego dorastania, a ta muzyka po którą sięgnęliśmy teraz towarzyszyła nam nieco później. Tak jak wspomniał Oskar - bywało się na różnych baletach, brało różnie substancje i śmigało w rytm różnej muzyki. Człowiek próbował wszystkiego.

Jakie to były lata?

Steez83: My to przeżywaliśmy na początku 2000.

Oskar: No właśnie, wspomnieliśmy o tych rave’ach na których nie bywaliśmy - takich typowych ustawkach na gębę gdzieś pod Londynem. Tego w Polsce nie zaliczyłem, bo choć na pewno się takie zdarzały, to byłem wtedy jeszcze dzieciakiem. No może jakaś sztuka się trafiła, ale nie był to rave sensu stricte. Ale ten nurt ewoluował do klubowych, nawet co weekendowych imprez, i my się załapaliśmy w zasadzie na tę drugą falę. Wydaje mi się, że te klasyczne, pierwotne rave’y były u nas zjawiskiem dużo bardziej niszowym niż w Anglii. Imprezy techno czy trance’owe, które po nich przyszły i odbywały się już na dużo większą skalę, to chyba jednak coś innego. Ale muzycznie klimat był dosyć podobny.

Steez83: Dokładnie. Wcześniej byliśmy na to za młodzi - w ’95 nie chodziliśmy na jakieś squatowe imprezy techno tylko na boisko po zajęciach w szkole.

Oskar: I też nigdy się w to jakoś szczególnie nie angażowaliśmy. Bo to nigdy nie była muzyka, której ja słuchałem na co dzień. Znałem te kawałki, ale tylko z imprez, nie miałem kaset z muzyką techno. Ja się tym wszystkim jarałem dopiero w odpowiednim stanie psycho-fizycznym.

Przełom lat 90. i 2000. to też czas mocnych podziałów - fani rapu gardzili zwykle słuchaczami techno i na odwrót.

Steez83: Wtedy wszystko się szufladkowało. Mówiło się techno na całe spectrum różnych gatunków muzyki elektronicznej - na tech-house, trance, czy… dance. To wszystko było błędnie rozumiane i wrzucane do jednego wora. A robili to ludzie, którzy słuchali na co dzień rapu, popu czy metalu. Co pewnie smuciło fanów takiego prawdziwego techno, które nagle lądowało w tej samej działce, co najgorszy szrot muzyki elektronicznej. I podobnie jest też z rave’m - tym wczesnym z lat 90. - który jest często utożsamiany z zupełnie innym brzmieniem niż ta specyficzna muzyka, którą zwykle grano na tego typu imprezach - breakbeaty i akordy na jakichś syntezatorach keyboardowych. W Wielkiej Brytanii ludzie, którzy żyli w tamtych czasach i brali czynny udział w tworzeniu tej kultury mają głębszą wiedzę na ten temat, a do nas to przychodziło później, lądowało w jednym worku i my często nie mieliśmy pojęcia czym się różni hasło rap od hip-hopu, a co tu mówić o szerokim spectrum gatunków elektronicznych. Ale i tak chodziło się na imprezy techno.

Oskar: Jak zaczęliśmy to robić gdzieś w okolicach października, to myślałem, że rave to nie jest żadne konkretne brzmienie, tylko pewien ruch społeczny - te masówy na których słucha się, ćpa i zapierdala do muzyki. Przyjęliśmy sobie, że będziemy na tym mixtapie poruszać się w obrębie tego właśnie spectrum.

Steez83: Bo my sięgnęliśmy po bardzo konkretne brzmienia - wiele z tych właśnie pierwszych rave’ów, a kolejne pokolenia w Anglii słuchały już na tego typu imprezach zupełnie innych rzeczy - często bardziej połamanych, często z MC na mikrofonie, jakichś takich bardziej UK funky.

No właśnie, bo rave z początku był tylko określeniem ostrej, nie koniecznie legalnej imprezy.

Steez83: I to nam pasuje.

Oskar: Tak, był taki okres, w którym brytyjska policja wypatrywała 3-4 osobowe grupki zmierzające gdzieś w niewiadomym celu. Jak tamci nie potrafili się wytłumaczyć to psy przybijali im nielegalną ustawkę - rave, i zawijka. Czytałem gdzieś, że w mniemaniu władzy rave'y dawały podwaliny pod zamieszki. Choć przecież ci ludzie nie ustawiali się po to żeby demonstrować przeciwko systemowi, raczej po coś innego. Pod względem walki z ustrojem był to chyba spokojny ruch, choć będąc naćpanym przy 160bpmach raczej trudno być spokojnym. Ale wiadomo, narkotyki, wóda - nie mogło się to oficjelom podobać.

Spośród tych licznych gatunków wrzucanych w Polsce do worka z napisem techno mieliście jakieś swoje ulubione?

Steez83: Ja słuchałem w tamtych czasach trochę minimali, taką mi ktoś zaszczepił zajawę. Dobrze grały na tripach.

Oskar: Ja miałem parę kaset, nie wiem nawet co to było. Dziś powiedziałbym że jakieś house’y.

Steez83: Goa trance na przykład przemówił do mnie dopiero w konkretnym stanie umysłu - wtedy dopiero ta muzyka zyskała dla mnie sens i poczułem, że została zrobiona właśnie pod ten stan. Inne gatunki nie dawały takiego efektu, a goa trance pasował idealnie - byłem wtedy akurat w Nowym Jorku, zjadłem papiera, ziomek mnie wziął do auta, odpalił to i mówi dawaj, jedziemy. No i jeździliśmy po jakichś mostach i wtedy to poczułem, ok, już kumam. A wcześniej w ogóle mi ten gatunek nie podchodził, choć miałem już na koncie sporo różnych doświadczeń. Minimale na grzybach robiły dobrą robotę. Zresztą razem słuchaliśmy.

Oskar: No, zdarzało się. Pamiętam - Sutekh.

Steez83: Dokładnie. To było katowane. Tam są takie grzybowe numery, że… koniec. Ona ma taką płytę, gdzie wszystkie numery są <untitled> (Periods.Make.Sense. - przyp. red) i to są same gwoździe. Pozdro dla kumatych!

Ja właśnie niedawno zrobiłem rachunek sumienia z tego co na przełomie lat 90. i 2000. Widziałem w Instytucie Energetyki, Lokomotywie czy innych Przestrzeniach Graffenberga i choć niektóre z tych rzeczy - jak Luke Slater czy Jeff Mills - do dziś są świetne, to takiego - na przykład - Marco Caroli ciężko mi się na chacie słucha.

Steez83: Musisz się naćpać amfetaminą jak w ’99.

Oskar: Bo pomimo całej wygrzewki, dopiero wtedy człowiek ma cierpliwość do tej muzyki, a tylko wówczas, gdy jesteś cierpliwy podczas jej słuchania, możesz wniknąć w te niewielkie zmiany, które w trakcie tego transu ona wprowadza i… się opór zajarać. Bo przecież to wszystko polega na długim budowaniu tego pochodu i późniejszym przypierdoleniu. W domu tego nie poczujesz ale z tłumem, na imprezach to staje się oczywiste. DJ to buduje i buduje, to narasta, zmienia się niewiele - dochodzi jeden hi-hat. Potem kolejny niewielki element, jakaś przeszkadzajka gdzieś wysoko. I jak już czekasz, żeby to wjechało to… jeszcze nie, jeszcze nie mordo, i wchodzi jakiś element basu, i kolejne takty. Już ma przyjebać, czujesz to, czekasz, i wiesz, że to już, ale... jeszcze nie, wchodzi jakaś piszczałka czy coś... jeszcze nie, i już prawie, i wtedy... JEB, wjeżdża ten lead i wtedy - kurwa - jedziecie jak pojebani. Tak wygląda trance.

Steez83: To jest esencja.

Piotrek, wspomniałeś o tym, że Art Brut to lata 80., a Ground Zero - 90. To znalazło również odzwierciedlenie w pozamuzycznej warstwie krążka?

Steez83: Ja myślę, że to się wszystko fajnie łączy jak my tu sobie teraz siedzimy i gadamy o tym, ale to nie było tak, że to planowaliśmy. Nie wymyśliliśmy sobie, że przejdziemy z lat 80. w których się urodziliśmy, do 90. w których dojrzewaliśmy. Ale teraz jak na to spojrzeć, to rzeczywiście ma sens.

Oskar: Wydarzenia na tej płycie dzieją się na pewno później. Choć trudno mi to teraz opisać. Ja to po prostu robię, nie analizuję tego jakoś dogłębnie; robię to, co mi się na dany moment wydaje odpowiednie. Bawię się.

Steez83: Bo często jest tak, że ludzie, którzy słuchają różnych rzeczy za wszelką cenę starają się w nich znaleźć jakiś głębszy sens, a ludzie, którzy to tworzą robią to często z czystej zajawki, dla frajdy. I powstają przy tym jakieś historie, które potem ktoś interpretuje na swój sposób, a tam niekoniecznie jest to drugie dno.

Choć czasami też pojawia się ono, niekoniecznie świadomie.

Oskar: Dokładnie; chociażby dlatego, że jesteśmy teraz starsi niż, gdy robiliśmy Art Brut. Wtedy opisywałem głównie historie z naszych nastoletnich czasów, tak do 20. roku życia. Wydawało mi się to ciekawe i przede wszystkim nieopisane, ale… na chuj to dwa razy opowiadać. A teraz tak jak mówisz - pewnie jakaś podświadoma siła wpłynęła na to o czym pisałem - słuchanie tej muzyki od której wyszliśmy, gadki na ten temat, te lata, ten klimat, ten tryb, to wszystko cię determinuje. Ale później już się nad tym nie zastanawiasz - robisz to i tyle. Szczególnie, że od początku traktowaliśmy to tak jak - naszym zdaniem - powinno traktować się mixtape - jako coś luźnego, oddech przed robieniem płyty. Oczywiście te wszystkie czynniki mają namacalny wpływ na to o czym ten mixtape jest. Mają wpływ na jego brud, duchote, tematykę.

Steez83: Dla nas płyta to jest zbiór takich dokończonych, dopieszczonych dzieł, każdy z tych numerów musi być esencjonalny i wysmakowany, a tym razem chcieliśmy zrobić coś, co da nam więcej swobody twórczej - pozwoli na spontaniczność - rejestrowanie rzeczy na brudno i czasami nawet zostawienia ich takimi. I ja wiem, że ludzie, którzy będą tego słuchali, będą mieć to w dupie, bo dla nich się liczy wrażenie, ale nam to daje zupełnie inną swobodę pracy i być może dzięki temu czasem nawet powstają rzeczy lepsze.

Oskar: Bo to jest inna forma - biorę bit, który jest właściwie długim loopem, piszę do niego zwrotkę, która ma 10 słów i… pewnie nie zrobiłbym czegoś takiego na płytę, bo by mi się wydawało, że to zbyt proste, bez większego sensu i nie wnosi nic, a tu się nagle okazuje, że jednak tak. Trochę przez przypadek ale w końcu to mixtape i mogę nagrać numer, który ma 10 słów i chuj w to.

Steez83: I właśnie przez to, że dałeś sobie luz wychodzi coś zajebistego - powstaje jakaś nowa, dziwna forma, która ma rację bytu w takim właśnie materiale, ale może też pojawi się gdzieś, później i przez to rozwija twój styl.

I w takich luźnych rzeczach też chyba łatwiej pisać przez siebie niż robić takie wcieleniówki jak na LP czy Hack3d By {GH05T 2.0}.

Oskar: Ta EPka była trudna do napisania, bo jej konwencja jednak mnie ograniczała. Rozkminy wymagało pisanie nawet o melanżach, co zwykle przychodzi mi najłatwiej. Po prostu umieszczenie tego w realiach płyty było trudne. Nad numerem World Wide Web siedziałem kilka nocy - napisałem to z 4-5 razy. Na początku opisywałem po prostu to wszystko, co w tej wyimaginowanej sytuacji się dzieje i dopiero w ostatniej wersji zamieniłem to na pierwszą osobę.

Steez83: I to zrobiło numer.

Oskar: Wersja, w której po prostu opisywałem czołgi na ulicach, ludzi demonstrujących, ogólną katastrofę i sajgon, nie miała za grosz fajności. Dopiero później przyszedł mi do głowy ten wers: siedziałem se na necie i musiałem przez przypadek chyba gdzieś kliknąć. I zacząłem zwrotkę od tego wersu, a resztę w zasadzie miałem, bo to ten sam tekst, tylko narracja leci z pierwszej osoby. Wyszło kozak.

Steez83: 2040 też by nie było tak fajne gdybyś tego nie opowiadał ze swojej perspektywy.

Oskar: Tylko tam to zrobiłem od razu, a tu z początku myślałem, że będzie lepiej, bardziej wzniośle, jak to po prostu opiszę jako obserwator, nie uczestnik.

Steez83: I to jest dobra nauka - bo można mieć fajne pomysły ale im one są fajniejsze to wydaje mi się, że ciężej przekuć je w fajne numery.

Oskar: Łatwiej jest mi robić numery, które po prostu… zabrzmi to banalnie - robię. Wtedy dzieje się to samo. Gdy natomiast wymyślę zawiłą koncepcję a później staram się to pocisnąć wg. tych wytycznych, to jest mi jednak trudniej. Mnóstwo czasu spędziliśmy na przykład nad numerem z LP - TATP. Pisałem go ileś razy i za każdym coś mi nie pasowało - spotykaliśmy się, gadaliśmy o tym, a ja wciąż coś zmieniałem. I może to nie jest jakiś rewelacyjny numer do słuchania sobie na co dzień, ale z naszej perspektywy to jest jeden z największych sztosów jakie nagraliśmy.

Steez83: To jest ta różnica - bo my dobrze wiemy, że ludzie prędzej łykną coś co im lepiej czy łatwiej wchodzi i do czego mogą się odnieść, ale nie po to robi się te zbiory - albumy, epki czy nawet mixtape’y. Urok obrazu nie polega czasami na tym, że jest on piękny.

A siłą takich numerów jak TATP czy WWW jest to, że kiedy ty się Oskar bierzesz za storytelling, to zawsze kipi on wrażeniami. Nie jest to lepsza lub - częściej - gorsza opowiastka z suspensem, ale naszpikowana emocjami pierwszoosobowa narracja nawet na tak trudny temat jak chociażby terroryzm.

Steez83: To racja. Zwróćcie w ogóle uwagę, że jak zaczynaliśmy słuchać polskiego rapu, to storytelling był taką cenioną sztuką, storytellerzy mieli trochę inny status niż reszta raperów.

Oskar: Ale gdzieś to zaginęło.

Steez83: No nie wiem, bo ty na przykład uprawisz storytellng i ludzie to doceniają. Ale były takie czasy, że te najbardziej narracyjne zwrotki Sokoła znali wszyscy, albo zwrotkę Wilka na płycie Waca - to był jeden z najmocniejszych storytellingów w tamtym czasie i jak teraz wrócisz do tego rapu, to w porównaniu z tym co ludzie robią obecnie, to on był bardzo prosty…

Oskar: Ale i jemu, i mi (choć nie chcę się tu porównywać, bo to legenda rapu) przyświecał ten sam cel - opisać rymami tę historię, z wywieszonym jęzorem, na zajawie. Zrobić to po prostu najlepiej jak się da, wkładając w to jak najwięcej samego siebie. Ja robię to samo, tylko trochę innymi środkami, bo czasy są inne, rap się zmienił więc i środki są inne.

Po jakie środki sięgnęliście więc na Ground Zero Mixtape?

Steez83: Chcieliśmy przede wszystkim postawić na klimat, a nie na przebojowość pojedynczych numerów, na całość. Bo wydaje mi się, że w tym też tkwiła siła Art Brut. I nie wiem czy to da taki efekt, bo sporą sztuką byłoby powtórzenie tej historii - ludzie piszą, że chcieliby usłyszeć nowy Art Brut, a my na pewno nie siądziemy do polskich numerów i nie zaczniemy ich przerabiać, żeby to przebić.

Oskar: To jest zamknięta historia. Fajnie było to zrobić, zajebiście wręcz, ale mi się wydaje, że to jest dużo lepsze.

Steez83: Mi też się tak wydaje, może momentami mniej chwytliwe, bo tam były fragmenty polskich piosenek i to ludziom robiło robotę. Jednak to klimatem rozjeżdża poprzednie rzeczy jak walec.

I ten klimat budują w ogromnym stopniu właśnie te nawiązania do rave’owych brzmień po które sięgnęliście. To ciekawe, że w czasie w którym soul i funk są już tak przebrane, że ciężko trafić na coś, co nie było jeszcze samplowane, elektronika wciąż wydaje się wręcz dziewiczym gruntem.

Steez83: Hip-hop jest na tyle skostniały, że ludzie nie sięgają do takich rzeczy, nawet nie przychodzi im taki pomysł do głowy. Ale nowych numerów house’owych czy baltimore’owych powstało na tym multum. Ja zresztą jadąc przez olbrzymie biblioteki sampli trafiłem na numer, który był wysamplowany w jednym tracku, który wziąłem na mixtape Steezmatic, który zrobiłem w 2009 roku i na fragment na którym RL Grime oparł cały swój najpopularniejszy trapowy bit.

O ile jednak nie kojarzę drugiego takiego projektu muzycznego, to estetyka wizualna tamtego okresu, a szczególnie tej rave’owej kultury jest ostatnimi czasy często i gęsto samplowana.

Steez83: To racja. Przerobiliśmy poważnie ten temat, bo też poza samą warstwą muzyczną musieliśmy się zastanowić nad tym jak ta płyta ma wyglądać. I pomimo tego, że mamy sporą świadomość tego, co się dzieje w aktualnej popkulturze, nie zdawaliśmy sobie sprawy jak niektóre z tych rzeczy są dzisiaj mocno eksploatowane przez kulturę klubową czy świat mody. Ale teraz już wiemy i będziemy od tego uciekać.

W kontekście tego ciągłego drenowania kultury rave’owej, którego jesteśmy świadkami od jakiegoś czasu, aż dziwne, że nikt wcześniej nie wpadł na ten pomysł co wy.

Oskar: No zrobiliśmy to teraz i temat zamknięty, ciach.

Steez83: Tak, wokół takiego pomysłu można zbudować materiał, nie gatunek . My jako mieszkańcy Europy Centralnej mamy szansę zrobić coś zupełnie swojego - korzystając z narzędzia, które przyszło do nas ze Stanów odwołać się do rzeczy, które są zakorzenione mocniej w naszej kulturze. Na początku polski hip-hop opierał się głównie na zapożyczeniach z Ameryki, później dotarły do nas rzeczy z Francji, która dużo wcześniej wypracowała swój własny styl - inne sample, inne tempa, inne bity - i Polacy długo czerpali z tych dwóch źródeł wytwarzając przy okazji swoją własną specyfikę. I wciąż wydaje mi się, że w naszym rapie jest coś specyficznego - sięgamy po takie rzeczy po które inne kultury nie sięgną.

Oskar: Rzeczy z których czerpaliśmy po zwolnieniu stały się w sumie nawet podobne do tego, co słuchasz dzisiaj, a nie tego co słyszałeś w rapie w latach 90. Jak byś wtedy samplował techno, to bity były wówczas tak radyklanie inne, że pewnie nie chciałbyś, a raczej nie czułbyś, że można do tego nawijać. Dzisiaj instrumentale są bardziej zbliżone do tych brzmień, które były naszymi inspiracjami.

Steez83: Dokładnie - w takich tempach nikt wtedy nie nawijał i tylko dlatego, że ten rap się w międzyczasie tak bardzo zmienił, to nam pozwoliło zaczerpnąć z tych rzeczy. Bo też pewnie w tamtych latach zwolnione techno czy trance, by nam się zwyczajnie nie podobały, bo wtedy wszyscy inspirowali się Stanami czy Francją i robili wszystko na ich modłę. A teraz my jako goście, którzy są dojrzali i robią to już od jakiegoś czasu możemy sobie pozwolić na poszukiwanie własnej formy i może to ona będzie kiedyś dla kogoś inspirująca.

A swoistym chichotem losu jest to, że gatunki, które w latach 90. były do siebie wręcz wrogo nastwione dzisiaj coraz częściej spotykają się na różnych płaszczyznach.

Steez83: Choć też to, co my robimy, to nie jest próba syntezy. My zapożyczamy coś z jednej konwencji, żeby zrobić to w innej. To nie jest pomysł na rapowanie do elektroniki uptempo. Bo można by zrobić coś takiego jak Bonkers Dizzee’go czy Take That Wiley’a ale mi się wydaje, że takie rzeczy mają rację bytu tylko w Wielkiej Brytanii, tam są naturalne. A u nas nigdy takie rzeczy nie wychodziły, przeważnie jak ktoś próbował połączyć muzykę klubową z rapem to powstawało jakieś przaśne gówno. Bo też u nas ta granica subkulturowa była zawsze jasno wytyczona, a w latach 90. te nurty były od siebie jeszcze bardziej odległe. Muzyka Jacka Sienkiewicza i Molesty to były antypody, dwa bieguny. A od kiedy rap zaczął być produkowany na tych samych narzędziach, co muzyka elektroniczna, to siłą rzeczy te dwa światy się zbliżyły. I w międzyczasie też rap się otworzył, przestał być taki twardogłowy.

Choć muzykę Jacka Sienkiewicza i Molesty z końca lat 90. dzieli bardzo wiele, to ja widzę jednak między nimi pewne cechy wspólne.

Steez83: Na pewno byli takimi samymi outsiderami wobec mainstreamu. A też swoją drogą brat Jacka - Maciek Sienkiewicz jest osobą, która mi pierwsza pokazała Abletona - siedzieliśmy gdzieś na śródmiejskim murku, gadaliśmy i on mi wtedy na swoim Macu pokazał którąś wczesną wersję Live’a - dwójkę albo trójkę. To był jakiś 2002-2003 rok? A ja od tamtej pory jestem wierny tej aplikacji.

Na początku naszej rozmowy wspomnieliście o tym, że w tym roku wypuszczacie jeszcze album. Podczas prac nad mixtape’m nie mieliście momentów wahania czy może by któregoś numeru nie zostawić na LP?

Steez83: My teraz w ogóle nie kończymy pracy, może sobie zrobimy tydzień wakacji i napierdalamy dalej, bo mamy teraz dobre flow. A, że na albumie chcemy zrobić coś zupełnie innego, to w ogóle nie myśleliśmy w ten sposób.

Oskar: Przede wszystkim ja mocno wierzę siebie i w to co robię, więc nie byłbym w stanie łyknąć tego, że nie zrobię nic lepszego. Zawsze robię coś lepszego, więc po chuj miałbym coś zostawiać?!? To co już zrobiłem zawsze będzie gorsze niż to, co dopiero zrobię. Naszym największym dziełem jest nasze ostanie dzieło. Teraz jest nim ten mixtape, później będzie nowy album.

Cześć! Daj znaka, co sądzisz o tym artykule!

Staramy się tworzyć coraz lepsze treści. Twoja opinia będzie dla nas bardzo pomocna.

Podziel się lub zapisz
Dziennikarz muzyczny, kompendium wiedzy na tematy wszelakie. Poza tym muzyk, słuchacz i pasjonat, który swoimi fascynacjami muzycznymi dzieli się na antenie newonce.radio w audycji „Za daleki odlot”.